Zielona Góra. Dziś w godzinach popołudniowych doszło do niespodziewanego wypadku lotniczego z udziałem prywatnej awionetki. Na miejsce natychmiastowo ruszyły służby ratunkowe. Informacji o niepokojącym zdarzeniu udzielili dziennikarze rozgłośni RMF FM. Nie żyje jeden z uczestników lotu. Do wypadku doszło w Przylepie - osiedlu administracyjnym położonym na terenie Zielonej Góry, który jeszcze do 2014 roku stanowił największą wieś ulokowaną w gminie. W wyniku katastrofy lotniczej zmarła jedna osoba. Według nieoficjalnych informacji RMF FM pierwsze problemy powstały jeszcze przed rozpoczęciem lotu, co takżę miało zostać niezwłocznie zgłoszone wieży. Najprawdopodobniej pilot odnotował poważny problem z silnikiem.
Poseł Lewicy, Krzystof Gawkowsk, przyznał na antenie Radia Zet, że brał udział w rozmowach, gdzie rozpatrywana była kandydatura Władysława Kosiniaka-Kamysza na premieraW tej samej rozmowie prowadzonej przez Andrzeja Stankiewicza posłanka PSL, czyli klubu prowadzonego przez niedoszłego premiera, wskazała, że wątpi, iż faktycznie podobne rozmowy miały miejsceW czasie niedzielnej rozmowy w Radiu Zet pojawiły się informacje o zakulisowych planach względem lidera ludowców Władysława Kosiniaka-Kamysza. Okazuje się, że szef PSL miał zostać premierem. Krzysztof Gawkowski z Lewicy wprost mówi o tym, że brał udział w rozmowach przewidujących takich scenariusz.Zupełnie niespodziewanie pojawiły się informacje na temat planów dotyczących Władysława Kosiniaka-Kamysza. W czasie rozmowy polityków na antenie Radia Zet przekazano wiadomości mówiące o rozpatrywanych jeszcze niedawno scenariuszach.Chociaż to właśnie ewentualne stanowisko premiera i zajęcie go przez Władysława Kosiniaka-Kamysza jest największą sensacją tej rozmowy, to głównym tematem było niedawne głosowanie nad Funduszem Odbudowy.Politycy spotkali się na antenie Radia Zet w programie Andrzeja Stankiewicza „7. Dzień Tygodnia”. Niespodziewanie nie tylko niesnaski dotyczące głosowania Lewicy ramię w ramię z PiS wywołało sporo emocji. Okazuje się bowiem, że sytuacja dotycząca głosowania na temat unijnych pieniędzy, mogła wyglądać zupełnie inaczej.
Najnowsza prognoza pogody daje powody do obaw. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał ostrzeżenia meteorologiczne pierwszego stopnia. W ciągu 5 dni niepokojące zjawiska wystąpią na terenie całego kraju. Warto się zainteresować i śledzić bieżące komunikaty synoptyków.Synoptycy z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydali ostrzeżenia meteorologiczne, które między 8 a 12 maja obejmą cały krajNależy przygotować się na burze, burze z gradem, porywisty wiatr oraz przymrozki. W ciągu najbliższych dni nie będziemy mogli skorzystać z dobrej pogody. Powody do obaw mają również rolnicyJak podaje IMGW, pierwszy tydzień maja był zdecydowanie zimny i znacznie poniżej normy termicznej. Już w następnych dniach termometry pokażą wysokie wartościPo majówce wciąż nie mamy szans na nadejście prawdziwej, ciepłej wiosny. Prognoza pogody wskazuje na nadchodzące burze, przymrozki oraz porywiste wiatry. Zagrożenie będzie utrzymywać się w poszczególnych rejonach Polski od 8 maja do 12 maja. ➡️UWAGA Ostatnia noc z przymrozkami na wchodzie Polski ⚠️#IMGW ostrzega ⚠️Temperatura przy gruncie spadnie do około -2°C, a w obszarach podgórskich do -5°C.Dobra wiadomość dla rolników, sadowników, działkowców - od jutra już znacznie cieplej🌡️ 😆 pic.twitter.com/fMwH7ihEAH— IMGW-PIB METEO POLSKA (@IMGWmeteo) May 8, 2021
Jakiś czas temu widzowie „Rancza” zostali zaskoczeni informacjami na temat pary aktorów występujących razem na ekranie. Okazuje się, że chociaż serialowa Wioletka i posterunkowy — czyli Małgorzata Waligórska oraz Arkadiusz Nader — na ekranie są dobranym małżeństwem, to w rzeczywistości między nimi trwa poważny konflikt. Sprawa obfitowała w doniesienia o pobiciach, rzekomym molestowaniu, groźbach oraz ostrzelaniu samochodu.Pierwsze niepokojące sygnały dotyczące dwóch gwiazd serialu „Ranczo” hitu TVP dotyczyły pobicia w teatrze. To właśnie wtedy niesnaski oraz poważne oskarżenia trafiły na pierwsze strony gazet. Okazało się, że Małgorzata Waligórska i Arkadiusz Nader nie tylko za sobą nie przepadają, ale wręcz pałają do siebie nienawiścią.Oskarżenia kierowane przez aktorów „Rancza” były naprawdę poważne. Sam konflikt, gdy tylko wyszedł na światło dzienne, zajął dosłownie wszystkich, nie tylko fanów serialu TVP o losach Amerykanki Lucy w małej polskiej wsi.
Już od soboty, 8 maja, hotele wznowią swą działalność i będą mogły ponownie przyjmować gości. Rozporządzenie, które potrwa przynajmniej cztery tygodnie, do 5 czerwca, zakłada jednak, że ilość zajętych pokoi nie może przekroczyć 50 procent.W nocy z piątku na sobotę w życie weszło rozporządzenie Rady Ministrów, które określa zasady reżimu sanitarnego obowiązujące w obecnej sytuacji epidemicznej.W zgodzie z postanowieniem od północy właściciele hoteli mogą ponownie uruchomić działalność. Branża hotelarska będzie mogła przyjmować gości przynajmniej do 5 czerwca bieżącego roku.
Gdyby nie Pani Ewa Zgrabczyńska - dyrektorka Zoo w Poznaniu, tygrysy z Koroszczyna mogłyby już nie żyć. Kobieta bez wahania ruszyła, by je ratować. W pomoc, poza prywatnym Zoo w Człuchowie, nie zaangażował się żaden inny ogród zoologiczny w Polsce. Na całą akcję, dyrektor zebrała pieniądze w Internecie sama. Nie wspomógł jej nikt, poza poznańskim urzędem miasta. Władze miasta dały zielone światło poznańskiemu zoo na przywiezienie wszystkich tygrysów do Poznania, potem nie kryli swojego entuzjamu, m.in. odwiedzając ogród i robiąc sobie pamiątkowe zdjęcia z wyzwolonymi tygrysami, a za pomocą mediów społecznościowych dziękowali dyrektorce i całemu zespołowi. "Chciałbym podziękować wszystkim osobom zaangażowanym od ponad doby w akcję ich ratowania. W szczególności podziękowania należą się całemu zespołowi Poznańskiego Zoo. Deklaruję ze swojej strony pełne wsparcie organizacyjne i finansowe Miasta" - pisał Bartosz Guss, zastępca prezydenta Poznania.Po wszystkim doszło do oburzającej sytuacji - paradoksalnie, urzędnicy wystawili Zgrabczyńskiej negatywną ocenę roczną i pozbawili części premii.
Krytyka w sprawie odpalania sztucznych ogni zdobywa coraz większy rozgłos. I słusznie. Kilkuminutową frajdę ludzi zwierzęta przepłacają bowiem strachem i cierpieniem; niektóre z nich zaś nawet życiem.Trudno się dziwić, że większości z nas, myśląc o cierpniu zwierząt w Sylwestra, przed oczami stają głównie wystraszone psy i koty. To ich zlęknione oczy oglądamy bowiem najczęściej. Warto jednak pamiętać również o dzikich zwierzętach. Je właśnie problem fajerwerków dotyka najmocniej. Warto jednocześnie pamiętać, że są bliżej nas, niż przypuszczamy.Cierpią przede wszystkim ptaki. Najczęściej, przerażone, rozbijają się o fasady domów, natychmiast zdychając. Sylwestrową noc mocno odczuwają również jeże, które prawdopodobnie nie hibernują w tę niezwykle łagodną zimę. Problem dotyczy również saren, wiewiórek czy dzików. Znakomita większość z nich najzwyczajniej w świecie umiera na zawał, wywołany ogromnym stresem. Dzikie zwierzętą nie mogą liczyć na pomoc troskliwych właścicieli.
"Pałac Prezydencki to także miejsce oficjalnych przyjęć wydawanych na cześć zagranicznych przywódców czy koronowanych głów państw, których gości Para Prezydencka. Dziś pokazujemy Państwu od kuchni, jak wygląda dobór win do różnego rodzaju posiłków" - czytamy w opisie do nagrania na YouTube.Pałac Prezydencki prezentuje zasady doboru win do posiłków. Tak się pije u prezydenta!Nie jest żadną tajemnicą, że w Pałacu Prezydeckim często dochodzi do wielu ważnych spotkań, przyjęć i uroczystości. Większość z nich ma oczywiście podłoże stricte polityczne i dyplomatyczne. A te na najwyższym szczeblu wymagają gruntownego przygotowana i zastosowania odpowiednich zasad savoir-vivre, również w kwestii picia i podawania wina. Podczas uroczystych kolacji, przyjęć i balów, warto wiedzieć z jakim winem należy łączyć poszczególne posiłki. Pałac Prezydencki ma odpowiednio przeszkolony personel i kelnerów z najwyższej półki, podobnie jak serwowane przez nich wina i dania. Wszystko po to, aby dogodzić podniebieniu Andrzeja Dudy i jego zacnych gości. Kanał o nazwie "W Pałacu Prezydenckim" zamieścił na YouTube filmik, w którym prezydencki kelner dzieli się z internautami sekretami odpowiedniego doboru wina do posiłku i sposobu jego podania. Zasady te obowiązują właśnie w Pałacu podczas ważnych kolacji i uroczystości. Z zamieszczonego nagrania dowiadujemy się m.in. jakie wino dobrać do ryby, jakie do drobiu, a jakie do ciężkich mięs i sosów. Prezydencki kelner tłumaczy także w jaki sposób należy elegancko podać wino. Możemy dzięki temu wyciągnąć cenną lekcję i nauczyć się technik i zasad obowiązujących w Pałacu Prezydenckim, oraz wyśmienitych posiłków i win z nimi kosztowanych, i wykorzystać to podczas naszych uroczystości, aby poczuć się, jak najważniejsze głowy państwa.Całe, trwające ponad 5 minut nagranie, znajdziecie pod tym linkiem: Dobór win do posiłków - Pałac Prezydencki.
I niestety takich przypadków codziennie jest dużo więcej. Ludzie "chcą dobrze", albo robią to z nudów i dla rozrywki, albo żeby sprawić radość swoim pociechom, które to mogą nakarmić podczas rodzinnego spaceru po parku pływające w stawie kaczki czy łabędzie. Ale niestety, zapominają, nie wiedzą lub udają, że nie wiedzą, o tym, jak bardzo jest to szkodliwe dla tych zwierząt i że przyczyniają się do ich tragedii."Łabędzie i kaczki z tzw. anielskim skrzydłem są skazane na kalectwo i śmierć. Za przyczynę deformacji kości z skrzydle uznaje się dietę zawierającą dużo weglowodanów, głównie karmienie ptaków chlebem" - pisze pan Robert Maślak na swoim Twitterze.
- W trakcie krótkiej wymiany zdań z niezwykle agresywnym dostawcą pod moim i mojego towarzysza adresem padały słowa: "Ty pedale", "Ty cwelu" oraz szereg innych, sugerujących niedwuznacznie, co należałoby zrobić "z takimi jak wy" - czytamy.Do zdarzenia doszło w niedzielę pomiędzy pl. Zbawiciela a pl. Unii Lubelskiej. Dostawca pizzy, według relacji Pana Jakuba, jechał środkiem zatłoczonego chodnika, łamiąc tym samym przepisy ruchu drogowego.Obecni na miejscu pracownicy odparli, że dostawca nie jest pracownikiem ich lokalu i nie mogą nic zrobić, ponieważ kierownika zmiany nie ma w budynku.Wraz ze swoim towarzyszem skierował się do lokalu przy ul. Marszałkowskiej 18. Chcieli zrelacjonować zaszłą sytuację. Dostawca przy zupełnej bierności pozostałych pracowników zaczął wykrzykiwać homofobiczne obelgi. - Gdyby nie to, że uskoczyłem z psem, prawdopodobnie zostałbym potrącony, a pies przejechany. Jest to jednak dopiero początek tej żenującej historii - pisze mężczyzna.
Pan Michał w piątek po południu nagle źle się poczuł i postanowił poszukać pomocy na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Drawsku Pomorskim (woj. zachodniopomorskie), gdzie się udał. Tam jednak jej nie otrzymał. Lekarze nie przyjęli go do szpitala i odesłali do domu. Niedługo później mężczyzna zmarł. Sprawą zajął się z urzędu Rzecznik Praw Pacjenta oraz bada ją prokuratura.Szpital nie przyjął 36-latka na oddział. Mężczyzna niedługo później zmarłLekarze wykonali mężczyźnie badanie EKG, które wyszło złe, ale ci nie stwierdzili na tyle poważnych nieprawidłowości, by mężczyzna został w szpitalu, mimo że ten cały czas czuł się źle. Wrócił więc do domu i położył się spać. Nigdy już się nie obudził."Historia poruszyła mieszkańców Drawska Pomorskiego. Zastanawiają się, dlaczego, mimo dolegliwości bólowych i niepokoju lekarza nocnej opieki, Michał został odesłany ze szpitala do domu" - napisał portal drawskopomorskie.pl.- Stwierdzili, że nic mu nie jest, że ma iść do domu. Michał poszedł do domu, udał się spać, no i już się nie obudził - powiedział dla "Polsat News" pan Bartosz Olczyk, przyjaciel zmarłego.Co było dokładną przyczyną śmierci mężczyzny, wyjaśni sekcja zwłok. Wiadomo, że 36-latek leczył się na nadciśnienie. Sprawą zajmuje się prokuratura i rzecznik praw pacjenta.- Poprosiliśmy podmiot o wyjaśnienia, wystąpiliśmy do prokuratury, będziemy analizować tą sytuację, na jakim ona jest etapie. I czy ten pacjent został zasadnie wypisany czy nie - powiedział dla "Polsat News" Rafał Błoszczyński, naczelnik Wydziału Postępowań Wyjaśniających Biura Rzecznika Praw Pacjenta.- Konieczne będzie zasięgnięcie opinii biegłych z Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. Po przeprowadzeniu sekcji zwłok i badaniach toksykologicznych, zostanie podjęta ewentualna decyzja o dalszym postępowaniu – powiedział "Super Expressowi" Ryszard Gąsiorowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.
Według przedstawicieli Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku ci sami oszuści próbowali uprzednio wyłudzić pieniądze od innej kobiety. Zdaniem Oficer Prasowej białostockiej KMP niedoszła ofiara była jednak czujna. Rozłączyła się, a o podejrzanej rozmowie telefonicznej poinformowała funkcjonariuszy.Niestety, ci sami ludzie niespełna kilka godzin później okradli parę 80-latków, podaje "Fakt". Małżeństwo zostało wykorzystane za pomocą metody "na policjanta". W ten sposób stracili oszczędności całego życia.Małżeństwo straciło ponad 200 tys. złZ informacji zdobytych przez "Fakt" wynika, że małżeństwo otrzymało telefon od kobiety podającej się za funkcjonariuszkę policji. 80-latkowie zostali poinformowani, że ich synowa była uczestnikiem wypadku. Usłyszeli, że by polubownie załatwić tę sprawę, potrzebne będą pieniądze. Bagatela, 200 tys. zł.– Kobieta umówiła się z małżeństwem, że podjedzie do nich do domu po pieniądze. Małżonkowie przekazali jej oszczędności życia – poinformowała reporterów "Faktu" mł. asp. Katarzyna Zarzecka, Oficer Prasowy Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku.Zawiadomienie na policję złożyła córka wspomnianego małżeństwa po tym, jak usłyszała od rodziców o przekazanych pieniądzach. Niestety, na ten moment nie udało się ustalić tożsamości oszustów. Nie wiadomo, czy 80-latkom uda się odzyskać swoje pieniądze. – Wciąż pracujemy nad ujęciem sprawców – przekazała mł. asp. Katarzyna Zarzecka.Przedstawiciele policji apelują o ostrożność. Fukcjonariusze zaznaczają, że niezwykle ważne jest, by informować o sposobie "na wnuczka" oraz "na policjanta" i tym samym poszerzać społeczną świadomość dotyczącą metod stosowanych przez oszustów. Nie jest tajemnicą, że ich ofiarami są zwykle osoby starsze. Schemat działań złodziejów jest zwykle bardzo podobny. Zmianie ulegają jedynie części składowe wymyślonej przez naciągaczy historii.
Swoje podpisy na kandydatów do KRS złożyli pracownicy resortu sprawiedliwości, wielka grupa sędziów z Lubelszczyzny, sędziowie z grupy hejterskiej "Kasta" i inni przedstawiciele tzw. "dobrej zmiany". Kto wspierał i po co? Otóż, jak się teraz dowiadujemy, w grę wchodziły głównie interesy i pieniądze.
Prof. Chazan powołał się wówczas na klauzulę sumienia. Zaznaczył z całą mocą, że jego odmowa znajduje swe uzasadnienie w Konstytucji i jest "przejawem jego obywatelskiego nieposłuszeństwa".Sprawa miała swój początek w 2014 roku. Do warszawskiego szpitala im. Świętej Rodziny, którego dyrektorem był wówczas prof. Chazan, zgłosiła się kobieta chcąca dokonać aborcji. Mimo że prawo zezwalało na przeprowadzenie zabiegu – był to bowiem jeden z trzech dopuszczonych przez przepisy z 1993 roku przypadków, a konkretnie ciężka wada płodu, w tym m.in. uszkodzenie mózgu – lekarz odmówił pomocy kobiecie.
Od tego tragicznego zdarzenia minął już rok. Teraz zapadł wyrok w sprawie śmierci prezydenta Gdańska - Pawła Adamowicza. Ochroniarz finału WOŚP w Gdańsku, Dariusz S., został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Mężczyzna odpowiadał przed sądem m.in. za składanie fałszywych zeznań. Przekazał policji, że zabójca Adamowicza wszedł na scenę dzięki plakietce z napisem "media". Plakietka ta została przez niego zdobyta bądź załatwiona w sposób niedopuszczalny. Mężczyzna ten nie miał żadnych uprawnień do przebywania za kulisami imprezy i do możliwości wejścia na scenę.Paweł Adamowicz został zamordowany podczas finału WOŚP przez zaniedbanie ze strony ochrony? Zapadł wyrok dla jednego z ochroniarzy2. Niepokojąca wizja Jackowskiego. Przepowiada pożar w WarszawieJak podaje rmf24.pl, Dariusz S., pracownik Agencji Ochrony Tajfun, która 13 stycznia 2019 r. zabezpieczała imprezę Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku, był jedną z osób przesłuchiwanych w związku ze śmiercią prezydenta Pawła Adamowicza.Mężczyzna twierdził, że zabójca Pawła Adamowicz, który wtargnął z nożem na scenę podczas "światełka do nieba" finału WOŚP, miał plakietkę z napisem "media". Przekazał policjantom identyfikator, którym rzekomo miał się posłużyć napastnik.Policja ustaliła jednak, że nie było to prawdą. Dariusz S., próbując podtrzymać swoją wersję, nakłaniał także do kłamania kolegę z agencji ochroniarskiej.Proces mężczyzny rozpoczął się na początku sierpnia 2019 roku. Mężczyzna przyznał się do winy. Podczas śledztwa wyjaśniał m.in., że spanikował. Leczy się psychiatrycznie i ma kłopoty z koncentracją. Prokuratura oskarżyła Dariusza S. także o posiadanie bez wymaganego zezwolenia broni gazowej.Dariusz S. został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata
Celem zbiórki, która trwa w internecie, jest uzbieranie tysiąca złotych na nagrodę, która ma pomóc w ustaleniu tożsamości oprawcy. Kundelek Victor miał związane tylne łapy i pysk taśmą klejącą. Na jego krzywdę szybko zareagowali mieszkańcy jednej z pobliskich wsi i to tylko dzięki nim zwierzak przeżył. Teraz trwają poszukiwania sprawcy tego okrutnego i bezdusznego czynu.
Szczegóły tej niezwykle osobliwej sytuacji przytacza portal "Jasło. Nasze Miasto". Do wspomnianego zdarzenia doszło w listopadzie ubiegłego roku. Kierowca transportujący dotknięte niepełnosprawnością dzieci do placówki przy ul. Piotra Skargi w Jaśle jak co dzień zjawił się pod domem należącym do rodziców 19-latki. Wynajęty przez miasto przewoźnik był im doskonale znany, bowiem od dłuższego czasu odwoził oraz przywoził nastolatkę ze szkoły.Dziewczyna wsiadła do samochodu zmierzającego do miejscowego SOSW.Jasło. Kierowca nie poniesie karyTego dnia 19-latka nie dotarła jednak do placówki. Jak się okazuje, kierowca zapomniał ją tam odstawić. Niepełnosprawna dziewczyna spędziła kilka godzin w zamkniętym samochodzie. Gdy sprawa wyszła na jaw, rozpoczęły się poszukiwania nastolatki.19-latkę odnaleziono w busie, którym wyjechała na zajęcia. Kierowca zapomniał o dziewczynie, mimo że, jak czytamy, tego dnia była jego jedynym pasażerem.– Z tego co wiem, początkowo zaklinał się, że dziewczynę odprowadził. Gdy w końcu zorientował się, co zrobił, kiedy znalazł ją wyziębniętą w samochodzie, odwiózł ją do domu. W zimnym aucie spędziła sześć godzin. Pod domem była niezła awantura. Na szczęście nic poważnego się jej nie stało. Fizycznie. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby wszystko rozegrało się przy minusowych temperaturach albo w wielkim upale. Dziewczyna by nie przeżyła – mówi portalowi "Jasło. Nasze Miasto" człowiek związany ze sprawą.Dyrektor wspomnianego Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego zapewniła, że opisywana sytuacja miała jedynie charakter incydentalny, a przewoźnik pożegnał się już z pracą. To nie wystarczyło jednak rodzicom nastolatki, którzy postanowili skierować sprawę do sądu, wspominając o traumie, jaką przeżyła ich córka.Choć mężczyzna mógł odpowiedzieć za narażenie dziewczyny na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, koniec końców uniknie kary. Z opinii przekazanej przez biegłego wynika, że niepełnosprawnej 19-latce nie zagrażało niebezpieczeństwo. – W związku z powyższym, sprawa najpewniej zostanie umorzona. Raczej nie planujemy przedstawienia kierowcy innych zarzutów – przekazał portalowi Kazimierz Łaba, szef miejscowej prokuratury.p>Źródło: Jasło. Nasze Miasto
19-letniego Huberta G. z Kolna (woj. podlaskie) zabił zgubny nałóg. Chłopak od 13 roku życia palił e-papierosy. Wydawało mu się, że są mniej szkodliwe niż tradycyjne papierosy. Mylił się.Informacje o śmierci 19-latka porażają. Zabił go e-papieros19-letni Hubert pali e-papierosy od 13. roku życia. Pewnego dnia poczuł się gorzej, a kaszel nie dawał mu spokoju, pojawiły się także trudności z oddychaniem. W końcu trafił do szpitala, a jego stan pogarszał się z każdą chwilą. Został przewieziony do kliniki w Łomży. Stan młodego mężczyzny świadczył, że może cierpieć na zapalenie płuc, tak też początkowo podejrzewali lekarze.- Jednak zmiany w układzie oddechowym następowały w tak piorunującym tempie, że pacjent wymagał podłączenia do respiratora na oddziale intensywnej terapii - wyjaśnia dr Henryk Perkowski, dyrektor ds. lecznictwa w Wojewódzkim Szpitalu w Łomży. - Walczyliśmy o niego kilka dni. Niestety bezskutecznie - dodaje lekarz.Sekcja zwłok wykazała, że 19-latek miał poważne uszkodzenia płuc. Były wręcz podziurawione. - Przesiąknięte były substancjami z e-papierosa. To śmiertelna trucizna! Znajduje się w nich wiele szkodliwych substancji chemicznych, w tym rozpuszczalniki do farb - tłumaczy lekarz.Zdaniem lekarza, to właśnie e-papierosy doprowadziły do śmieci młodego mężczyzny. - Wskazują na to badania histopatologiczne i tempo, w jakim pacjent tracił zdolność oddychania - wyjaśnia dr Perkowski. Źródło: Fakt
Szczegóły tej absurdalnej sprawy podają reporterzy "Interwencji" Polsatu. Pan Czesław przepracował 30 lat swojego życia. W tym czasie z olbrzymią regularnością odprowadzał składki. Choć powinno mu to zagwarantować spokojne życie emeryta, mężczyzna zmuszony jest walczyć z niemal niemożliwym do przebrnięcia labiryntem polskiej biurokracji.Pan Czesław od dziecka zajmował się ziemią. Po śmierci rodziców został właścicielem gospodarstwa. Mężczyzna nieustannie je rozwijał. Jak twierdzi, w szczytowym momencie miał 70 hektarów ziemi, 70 sztuk bydła oraz 21 krów dojnych. – Zawsze mówiłem, że gdyby nie było nocy, tobym się wyrobił, ale ta noc mi przeszkadzała – wspomina pan Czesław w rozmowie z reporterką Polsatu.Dochody płynące z rolnictwa z czasem jednak spadły. Wówczas mężczyzna postanowił otworzyć wiejski sklep.
Wczoraj informowaliśmy o szokującej decyzji dyrekcji Polskiego Radia. W trybie natychmiastowym, bez podania przyczyn, z pracy zwolniono Annę Gacek, dziennikarkę związaną z radiową Trójką od niemal 20 lat.O sprawie poinformowała sama zainteresowana za pośrednictwem swojego Facebooka. "Decyzją Prezes Polskiego Radia - ze skutkiem natychmiastowym - nie ma dla mnie miejsca na antenie Trójki", napisała dziennikarka.Polskie Radio w destrukcji?Dyrekcja Polskiego Radia nadal nie podała przyczyn zwolnienia dziennikarki. Nie ujawniono ich również pracownikom rozgłośni. Zaproponowano im za to prowadzenie programów, który dotychczas prowadziła Anna Gacek. "WM" podaje jednak, że dziennikarze solidarnie odmówili szefostwu.Jedną z audycji prowadzonych przez dziennikarkę był popularny program "W Tonacji Trójki". Współprowadzącym był Wojciech Mann, którego wychowanką jest właśnie Anna Gacek. W związku z jej zwolnieniem Mann zapowiedział, że również wycofa się z prowadzenia audycji.– Przez ponad 10 lat mieliśmy zaszczyt i przyjemność spotykać się z państwem we wtorki w audycji "W Tonacji Trójki" – mówi Gacek w opublikowanym na Facebooku nagraniu. – Aż do niedawna, ponieważ ktoś, kto ma, co prawda, władzę, ale nie ma wyczucia i nie rozumie radia, zakazał Ani występów na antenie – dodaje Wojciech Mann.– Postanowiliśmy poczekać, aż ktoś położy kres destrukcji Polskiego Radia – przekazał Wojciech Mann, jedna z legend rozgłośni.Co ciekawe, cytowana przez portal wirtualnemedia.pl rzeczniczka Polskiego Radia podała, że Gacek nie została zwolniona, a zwyczajnie skończyła się jej umowa. – Red. A. Gacek otrzymała inną propozycję kontynuacji pracy w Polskim Radiu, jednak sama podjęła decyzję o jej nieprzyjęciu. Szanujemy ten wybór i życzymy red. A Gacek wszelkich sukcesów w nowych przedsięwzięciach. Przypisywanie odpowiedzialności za tę osobistą decyzję innym osobom jest jednak nieuzasadnione i niewłaściwe – przekazała Ewelina Steczkowska.Źródło: Wirtualne Media / Facebook/Anna Gacek
Stan nadzwyczajny to wyjątkowy reżim prawny. Jego wprowadzenie ma za zadanie odwrócić bądź zminimalizować skutki występujących i realnych zagrożeń. Wtedy też wyczerpuje sie wszystkie środki, jakie przewiduje Konstytucja. Stan nazwyczajny dzieli się na: stan wojenny, stan klęski żywiołowej i stan wyjątkowy.
Matura dla większości licealistów wiąże się nieodłącznie z ogromnym stresem. Ten potęgowany może być obecnie pojawieniem się w Polsce wirusa z Wuhan. Nie dość bowiem, że stanowi on potencjalne zagrożenie dla zdrowia, ale także wpływa na plan zajęć w bieżącym roku szkolnym. Czy jednak maturzyści słusznie mają się o co martwić?Podczas dzisiejszej konferencji prasowej minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski został zapytany o daty planowanych na ten rok egzaminów. Jak wiadomo, w całej Polsce szkoły zostały zamknięte dla uczniów na dwa najbliższe tygodnie, a władze starają się jak najszybciej wprowadzić powszechny e-learning. Polityk przekazał więc, że "zapisy specustawy pozwalają zmienić organizację roku szkolnego i jeżeli będzie taka potrzeba, to z nich skorzysta".
"Dobry wieczór. Nazywam się Paweł Lęcki i w tych nadzwyczajnych okolicznościach, w których się znaleźliśmy, przyszedł czas na coming out, bo nie wiadomo, czy zdążę później", czytamy we wpisie 40-letniego nauczyciela z 18-letnim stażem pracy. W dalszej części posta Lęcki odnosi się m.in. do usilnie zachwalanej przez rząd możliwości zdalnego nauczania.Nauczyciel pisze, że jak dotąd nie prowadził edukacji zdalnej. "Po pierwsze nie było potrzeby, a po drugie w ogóle nie było wolno. Ministerstwa Edukacji w naszym kraju nie bywają jakoś szczególnie nowoczesne". I dodaje: "Wyszkolono mnie w obsłudze podstawowych narzędzi, resztę ogarniałem sam".
Pewien biegacz otrzymał 5 tys. zł kary za bieganie w miejscu niedozwolonym, o czym poinformował za pośrednictwem mediów społecznościowych, co wywołało burzę. Można czy nie można biegać? A co z wyjściem do sklepu po np. alkohol? Inspektor policji wyjaśnia.Mandat za bieganie po terenie objętym obostrzeniem przez rząd czy wyjście do sklepu po alkohol?- Oczywiście to był fałszywy mandat - zapewnił insp. Mariusz Ciarka w programie specjalnym Wirtualnej Polski o koronawirusie. Rzecznik komendanta głównego Policji podkreślił, że choć to było niesłuszne i przesadzone, to obecnie jednak policjanci będą znacznie rygorystyczniej podchodzić do sprawy i takie sytuacje nie są wykluczone. Beztroskie spacery i równie beztroskie uprawianie sportu na świeżym powietrzu, jak przed wybuchem pandemii, nie jest obecnie wskazane, a wręcz się tego zabrania. Należy jedynie zaspakajać swoje najważniejsze potrzeby życiowe i w tym jedynie celu wychodzić z domu.To nie czas na rozrywkę ani przyjemności, czynności rekreacyjne czy dbanie o formę. Powinniśmy ograniczyć do minimum poruszanie się po mieście i wszelkie aktywności."Czy rzeczywiście jest to zaspokajanie naszych potrzeb życiowych?" - takie pytanie powinniśmy sobie zadawać za każdym razem, kiedy mamy zamiar wyjść z domu. - I czy jest to np. wyjście do sklepu, gdzie rzeczywiście chcemy zrobić zakupy, żeby przygotować obiad (…), czy też ktoś chce wyjść i sobie kupić zdrapkę, czy też kupić alkohol, bo akurat mu go zabrakło - powiedział insp. Ciarka.undefinedŹródło: wiadomosci.wp.pl
Francuski dyskont wychodzi naprzeciw swoim klientom w trosce o ich zdrowie i bezpieczeństwo w czasach zarazy. Zachęca do korzystania z usługi click&collect, w ramach której można zamówić jeden z gotowych zestawów produktów spożywczych. Zakupiony zestaw zakupów będzie czekał na nasz odbiór w specjalnym punkcie przy marketach sieci na zewnątrz. Jest to zatem ciekawa i bardzo przydatna w obecnej sytuacji forma robienia zakupów bez konieczności wchodzenia do środka sklepu i narażania się na kontakt z otoczeniem.Auchan wprowadza ważną zmianę w możliwościach robienia zakupów. Szykuje się rewolucja w dobie pandemii?We wspomnianych gotowych zestawach, znajdziemy podstawowe i najważniejsze produkty użytku codziennego. W jednym z tych najbardziej podstawowych zestawów będzie znajdować się: mąka, papier toaletowy, ręcznik kuchenny, olej, makaron, ryż biały, herbata, dżem truskawkowy, mydło, mleko, cukier, buraczki zasmażane, ogórki konserwowe, luksusowa mielonka wieprzowa, przecier pomidorowy oraz worki na śmieci.Do wyboru są także inne zestawy, jak np. zestaw rozszerzony, w którym znajdziemy m.in. konserwy rybne, warzywa konserwowe, przekąski i przyprawy. Jest też zestaw z wyborem owoców i warzyw oraz zestaw produktów świeżych, takich jak wędliny, pieczywo i nabiał. Nie zapomniano także o naszych czworonożnych przyjaciołach, bowiem są także zestawy z karmą dla psów i kotów.Powyższe zestawy można wedle potrzeby uzupełnić dodatkowo o zgrzewkę wody mineralnej. Forma płatności za zakupy będzie wyłącznie bezgotówkowa, co dodatkowo ogranicza kontakt z pracownikami sklepu z punktu odbioru.Zakupów dokonujemy online. Aby skorzystać z tej oferty, należy wybrać sobie i zarezerwować wybrany zestaw na stronie Auchan.pl. Po otrzymaniu potwierdzenia mailowego, należy wybrać się do wskazanego punktu i odebrać swoje zakupy.Źródło: wiadomoscihandlowe.pl
Poseł z partii Porozumienie, Kamil Bortniczuk, był wczoraj gościem programu prowadzonego przez Monikę Olejnik na antenie TVN24. Rozmowa odbyła się online. Tematem rozmowy było głosowanie w Sejmie nad projektem PiS dot. głosowania korenspodencyjnego. Wielu polityków sprzeciwia się takiej formie wyborów oraz ich przeprowadzeniu 10 maja. Wśród nich jest m.in. dotychczasowy wicepremier Jarosław Gowin, który postuluje o zmianę Konstytucji umożliwiającą ich przełożenie. Przez brak porozumienia w kwestii wyborów podjął decyzję o swojej dymisji. Wiceminister Bortniczuk zagłosował jednak za przyjęciem projektu PiS, wybierając tzw. "mniejsze zło", zakładając, że wybory 10 maja i tak się odbędą, gdyż wszystko wskazuje na to, że nie mamy na to większego wpływu. Temat wyborów i formy głosowania budzi wiele kontrowersji i prowokuje do bardzo burzliwych dyskusji oraz spięć.
Terapia osoczem zawierającym przeciwciała wirusa jest zdaniem naukowców bardzo obiecująca. Polega na pobraniu osocza krwi od osób, które pokonały już chorobę COVID-19 i podaniu jej tym, którzy jeszcze z nią walczą. Jej skuteczność polega na tym, że organizmy ozdrowieńców nauczyły się już zwalczać chorobę, wytworzyły przeciwciała jej dedykowane.Szczecin wprowadza nową terapięDzięki nowatorskiemu leczeniu jest szansa na uratowanie życia kobiety, u której jak dotąd zawiodły wszystkie inne metody, w tym terapie eksperymentalne. Szanse są spore, choć niektórzy studzą entuzjazm:-To nie jest dzisiaj cudowny lek, to jest ciągle eksperyment" - mówił wiceminister zdrowia Sławomir Gadomski w rozmowie z TVP Info -To terapia, nad którą dzisiaj pracują klinicyści - zaangażowaliśmy krajowych konsultantów wielu dziedzin: m.in. transfuzjologii, hematologii, onkologii i lekarzy zakaźników - powiedział.Jako pierwsze badania kliniczne nad tą metodą leczenia COVID-19 rozpoczęli w połowie lutego Chińczycy. Niedawno dołączyli do nich również Amerykanie oraz Brytyjczycy. Wyniki badań są bardzo obiecujące. O oddawanie osocza apelują lekarze wraz z Ministerstwem Zdrowia. Póki co jednak dostęp do niego jest bardzo utrudniony ze względu na małą liczbę osób, które mogłyby je oddać. Niedawno media informowały o tym, że swoje osocze oddał Minister Środowiska Michał Woś, który zaraził się koronawirusem pod koniec marca. Dzięki wysiłkom całego świata naukowego pojawia się coraz więcej eksperymentalnych sposobów leczenia COVID-19. Nieoczekiwanym sprzymierzeńcem w walce z koronawirusem okazał się środek Remdesiwir, który pierwotnie powstał jako lekarstwo na wirus Ebola, wywołujący bardzo ciężką formę gorączki krwotocznej. W tym przypadku rezultaty badań klinicznych mają być znane w ciągu najbliższych tygodni. Źródło: Fakt24
Od dłuższego czasu każdy z nas ma obowiązek zakrywać nos i usta, wychodząc z domu. Najlepiej do tego sprawdza się maseczka, jednak nie każdemu przypadła ona do gustu. Na nowe przepisy uskarżają się osoby cierpiące na astmę i te noszące okulary. Okazuje się, że jednak nie oni jedyni nie mogą pogodzić się z obowiązującym prawem. Pewna zakonnica postanowiła ulepszyć maseczki tak, aby były one dostosowane od użytkowania w kościele.