"Protest ma na celu wyrażenie opinii na temat tego co się dzieje w Polsce" - czytamy we wpisie na stronie Dla Rzeczypospolitej na Facebooku. Organizatorzy zapewniają, że wydarzenie to ma charakter pokojowy, choć społeczeństwo ma stanowczo dość działań partii rządzącej.Protest społeczny na placu Wolności w Poznaniu. "Mamy dosyć tej PiS-owskiej dyktatury"- Zbieramy się na Placu Wolności w Poznaniu na godzinę 12:00 w dniu 1 maja 2020 roku, aby wyrazić swe zdanie na temat działań Rządu Polskiego na rzecz Nas wszystkich, obywateli - wyjaśniają organizatorzy. I dodają: - Mamy dość tego wszystkiego! Ówczesna władza doprowadziła do katastrofy ekonomicznej w Naszym pięknym kraju, ludzie stracili dobytek życia, pracę, normalne funkcjonowanie w społeczeństwie, inni popadli w straszne długi przez działania Polskiego Rządu. Okres pandemii w Polsce pokazał prawdziwe oblicze władzy, która pisze ustawy pod swoimi stołkami mając za nic obywateli w tym kraju oraz nie liczy się z ich zdaniem. Nie chcemy takiego Rządu! Nie zgadzamy się na takie traktowanie! Nie zgadzamy się na łamanie Konstytucji Rzeczypospolitej! Nie zamierzamy dłużej się temu biernie przyglądać" - czytamy w komunikacie organizatorów wydarzenia.- Mamy do tego konstytucyjne prawo. Koniec tej dyktatury, koniec rządów PiS, mamy dosyć tej PiS-owskiej dyktatury" - grzmią.Zainteresowani wzięciem udziału w wydarzeniu proszeni są o wzięcie ze sobą maseczek ochronnych i rękawiczek, w celu zachowania zasad bezpieczeństwa w związku z epidemią, a także o zabranie ze sobą czerwonych kartek i flag narodowych.Warto jednak dodać, że nie należy zapominać o obowiązującym w Polsce zakazie zgromadzeń publicznych.Źródło: epoznan.pl
Niestety, poluzowanie obostrzeń dotyczących przebywania w lasach czy parkach niemal natychmiast zaowocowało powrotem ludzi na górskie szlaki. "Niestety", ponieważ już kilka dni obecności turystów w górach przyniosło ze sobą ogromne ilości pozostawianych bez namysłu śmieci, podaje gazeta.pl.Od początku epidemii wielokrotnie dane było nam słyszeć, że pozbawiona ludzkiej obecności przyroda radzi sobie znakomicie. Eksperci przekonywali o czystszym powietrzu, bardziej przejrzystej wodzie, a media obiegały wiadomości o pojawianiu się zwierząt tam, gdzie nie widziano ich od dziesięcioleci.
Utęsknione nie tylko przez klientów, ale przede wszystkim przez właścicieli sklepów i galerii ponowne otwarcie centrów handlowych stanie wkrótce faktem. W drugim etapie dojdzie do zniesienia szeregu obostrzeń, jednak warunki ich przeprowadzania budzą wiele kontrowersji.Zakupy z ograniczeniamiPodstawowym ograniczeniem będzie dozwolona liczba osób przebywających w galerii. Będzie ona obliczana indywidualnie, na podstawie powierzchni dostępnej dla klientów: 1 osoba na 15m2. Kina, strefy aktywności fizycznej, strefy gier i wyspy handlowe pozostaną dalej zamknięte. Ich otwarcia spodziewamy się dopiero w czwartym etapie odmrażania. Nie będzie można również zjeść na miejscu, wszelka gastronomia będzie mogła wydawać jedynie posiłki na wynos.Ponadto, wszyscy klienci w dalszym ciągu będą musieli nosić rękawiczki. Na terenie galerii, podobnie jak w każdym innym miejscu publicznym, będzie również bezwzględnie egzekwowany obowiązek noszenia maseczek zasłaniających usta i nos. Centra handlowe będą musiały również zapewnić co najmniej jeden punkt sprzedaży tych produktów.Zamiast muzyki będą musiały być emitowane komunikaty o konieczności zachowania bezpiecznego dystansu, a na korytarzach zamontowane dozowniki z płynem dezynfekującym. Wyłączone z użytku zostaną zupełnie wszelkie strefy relaksu, odpoczynku, a nawet zwykłe ławki. Każda przebieralnia będzie musiała być dezynfekowana po skorzystaniu z niej przez klienta, a do windy będzie mogło wejść 3 razy mniej osób niż zazwyczaj. Wprowadzony zostanie również szereg obowiązków bardzo częstego czyszczenia klamek, schodów ruchomych i innych elementów infrastruktury galerii. Źródło: TVN24 BiS
Wyniki badania przeprowadzonego przez Instytut Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego przytacza RMF FM. Wynika z niego, że wbrew zapewnieniom Ministerstwa Edukacji Narodowej nauka zdalna, delikatnie rzecz ujmując, nie okazała się sukcesem.Zdaniem niemal 75 proc. rodziców, którzy wzięli udział w badaniu, największą wadą proponowanego modelu jest brak pracy nauczycieli z dziećmi i skupianie się na zlecaniu wykonywania zadań.Dzieci i "zlecająca zadania szkoła""To, co wyłania się z badań, to obraz szkoły nie uczącej, ale zlecającej zadania", przekazał stacji doktor Grzegorz Całek z UW. "Dzieci są skazane na samodzielną pracę. Licealista ma pewne strategie uczenia, potrafi sam się uczyć, ale trudno sobie wyobrazić, że samodzielnie będzie się uczyło dziecko z klas szkoły podstawowej 1-3. Dzieci muszą być uczone", dodał.Znaczna część rodziców wskazała też na problemy natury technicznej. Co czwarty badany wskazał, że ma problem z umożliwieniem dziecku dostępu do internetu czy komputera. Sytuacja najgorzej przedstawia się w rodzinach wielodzietnych. Część ankietowanych opisywała sytuację, w której na czwórkę dzieci przypada zaledwie jeden komputer. Skarżono się także na brak odpowiedniej ilości miejsca, by móc zapewnić wszystkim dzieciom spokojną naukę."Największym problemem zdalnej szkoły jest ogólne zmęczenie i znużenie dzieci", wskazują uczeni, cytowani przez RMF FM. "Dzieci, tak jak my dorośli, cierpią. Mają już dość tej sytuacji, tego zamknięcia, w którym już siedzimy od miesiąca", dodają.Badanie udział wzięło przeszło 8 tys. rodziców. Ankieta miała charakter anonimowy.Źródło: rmf24.pl
Agnieszka Roszkiewicz pełniła funkcje rzeczniczki prasowej oraz dyrektorki biura komunikacji w Ministerstwie Sportu. Swoją rolę sprawowała jednak tylko przez trzy miesiące. Jej stanowisko zajął obecnie urzędujący Filip Cieszkowski, który jest świeżo upieczonym współpracownikiem liderki resortu sportu Danuty Dmowskiej-Andrzejuk. Zwolniona rzeczniczka postanowiła odnieść się do powodu, zgodnie z którym według niej została ona zwolniona.Katastrofa smoleńska: Absurdalny powód zwolnienia ambitnej pracownicyW rozmowie przeprowadzonej na łamach "Wirtualnych Mediów" Agnieszka Roszkowska odniosła się do decyzji o odebraniu jej pracy. Jak sama twierdzi, wobec niej nie było prawie żadnych zażaleń, a swoje obowiązki sprawowała należycie. Mimo tego wypowiedzenie otrzymała jeszcze w tym tygodniu. Dla przedstawicielki resortu było to zaskakujące. Z relacji "Wirtualnych Mediów" wiemy, że "winowajcą" całej sytuacji jest dzień obchodów z okazji katastrofy smoleńskiej. Na spotkaniu, w którym wzięła udział, dowiedziała się, że nie opublikowała odpowiedniego posta w mediach społecznościowych z informacją na temat udziału ministry sportu w uroczystościach. - Mieliśmy opublikować informację, że pani minister wzięła udział w obchodach i po złożeniu wieńca opublikować w mediach społecznościowcyh post. To był jeden z bezsensownych argumentów - nie mogę tego inaczej nazwać. Pierwszy raz w życiu spotykam się z takim brakiem profesjonalizmu - przyznaje dla "Wirtualnych Mediów" Agnieszka Roszkiewicz.Roszkiewicz pełniąc swoje obowiązki, miała za zadanie kierować komórkami organizacyjnymi w ministerstwie, tworzyć politykę informacyjną resortu oraz zajmować się jej obsługą medialną. Obecnie zastępujący byłą już rzeczniczkę Filip Cieszkowski jest jednocześnie przewodniczącym gabinetu politycznego Ministry Danuty Dmowskiej-Andrzejuk. Jak dowiadujemy się z portalu "Wirtualne Media" polityk będzie pełnił obie te funkcje. Źródło: Wirtualne Media
Kwestia wyborów prezydenckich rozpętała wojnę między politykami obozu władzy a liderami opozycji. Sprawa ta wywołała wiele podziałów na samej opozycji. Już prawie każda partia polityczna przedstawiła alternatywną datę głosowania. Według liderów politycznych tylko ich termin jest tym słusznym. Wobec piętrzących się konfliktów swoje spojrzenie na nadchodzące wybory postanowił przedstawić biskup Jerzy Samiec.
Polscy księża potrafią zaszokować swoimi działaniami niejedną osobę w naszym państwie. Kontrowersyjne poglądy, niezdarne zachowania czy nieumiejętność wypowiedzenia skrótu "LGBTQ+" to tylko wierzchołek góry lodowej. Tym razem polski duchowny postanowił podjąć się walki z koronawirusem. Wykorzystał jednak alternatywną metodę, która wzbudziła falę śmiechu wśród oglądających. Na Facebooku wyciekło nagranie, na którym bohater zdarzenia swoimi czynami przebija nawet Jerzego Ziębę.Ksiądz: Niezłomna walka duchownego z wirusem COVID-19Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych za pomocą swoich mediów społecznościowych postanowił przedstawić nam krótki filmik, na którym możemy zauważyć, jak pewien duchowny do wypędzenia wirusa wykorzystał wóz strażacki. Jeździł nim po swojej miejscowości, zakraplając ulicę wodą święconą. Z relacji ośrodka wiemy, że w niektórych gminach stosuje się, zakupione z państwowych pieniędzy pojazdy strażackie celem nielegalnego wożenia polskich duchownych, którzy oprawiają najróżniejsze gusła odstraszające koronawirusa."Naszym zdaniem księża mogą sobie latać nawet helikopterem i smarować olejem palmowym swoich wiernych - pod warunkiem, że będą to robić za własne pieniądze" - możemy przeczytać na stronie ośrodka. Jak relacjonuje organizacja pozarządowa poczynania księdza może i są zabawne, ale z pewnością nie są legalne. Ostrzegają, że sprzęt tego typu nie może być wyłączony z działań, do których jest przeznaczony. Wykorzystując ten wóz strażacki, duchowny uniemożliwił użycie celem ratowania zdrowia i życia Polek i Polaków. Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych stanowczo stwierdził, że będzie w tej sprawie składać zawiadomienie do prokuraturyŹródło: Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych
Najnowsza prognoza pogody nie daje powodów do radości. Ostatnie ciepłe dni jeszcze nie oznaczają nadejścia prawdziwej wiosny. Wciąż czekać nas będą przymrozki. Na południu Polski trzeba przygotować się na burze. IMGW wydało ważne ostrzeżenia meteorologiczne.Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał plan ostrzeżeń meteorologicznych na okres od soboty 8 maja do wtorku 11 maja. W tym czasie niepokojące zjawiska wystąpią niemal całym krajuNależy przygotować się na burze, burze z gradem oraz przymrozki. Niebezpiecznych sytuacji unikną mieszkańcy większości rejonów województwa mazowieckiego, łódzkiego i dolnośląskiego"Aktualnie najbardziej aktywna strefa burz, o charakterze wielokomórkowym występuje na pograniczu woj. świętokrzyskiego i podkarpackiego" - informują synoptycy za pośrednictwem TwitteraWedług ostatniej prognozy pogody burze mogą zaskoczyć nas jeszcze dziś. Obecnie szczególną ostrożność powinni zachować mieszkańcy pogranicznych rejonów należących do województwa świętokrzyskiego i podkarpackiego.Wspomnianym burzom, jak podaje Instytut, towarzyszą opady deszczu o natężeniu do 5 milimetrów na 10 minut oraz porywy wiatru o maksymalnej prędkości 70 kilometrów na godzinę. ⛈️Aktualnie najbardziej aktywna strefa burz, o charakterze wielokomórkowym występuje na pograniczu woj. świętokrzyskiego i podkarpackiego. 🌧️💨Burzom tym towarzyszą opady deszczu o natężeniu do 5 mm/10min oraz porywy wiatru osiągające do 70 km/h. ⚡️https://t.co/2QT4M4BN0X pic.twitter.com/KJJpxOZuCD— IMGW-PIB METEO POLSKA (@IMGWmeteo) May 7, 2021
Pandemia koronawirusa może nie być jedynym utrapieniem, jakie czeka na nas w tym roku. Do upadającej gospodarki oraz licznych zamieszek na warszawskich ulicach doszło ryzyko kolejnego sezonu grypy. Jednak i to nie okazało się ostatnim zagrożeniem dla naszego społeczeństwa. Kolejnym z nich jest wysokie ryzyko silnych upałów. Jeśli zaatakują nas po raz kolejny, możemy mieć poważne problemy.
Wprowadzone przez rząd obostrzenia ograniczyły możliwość korzystania nie tylko z autobusów i tramwajów. Oberwało się też wielu firmom. W najgorszym momencie zamknięto też państwowe lasy. W ostatnim czasie stopniowo rezygnujemy z obowiązujących przepisów. Do życia wracają salony kosmetyczne, zakłady fryzjerskie oraz branża gastronomiczna. Również transport publiczny będzie funkcjonował na nowych zasadach.Komunikacja miejska wdraża nowe przepisyO konkretne zmiany apelowali włodarze najróżniejszych gmin. Ograniczenia w kursowaniu autobusów oraz tramwajów uprzykrzały życie wielu Polkom i Polakom. Nie każdego stać na samochód lub taksówkę, aby podróżować celem załatwienia swoich spraw. Dzięki najnowszemu rozporządzeniu sytuacja ta może ulec zmianie. Od poniedziałku do pojazdów wsiąść może tyle osób, ile wynosi połowa miejsc siedzących. Jednocześnie może to być 30% miejsc stojących oraz siedzących. Podobne rozwiązanie umożliwi płynniejszy ruch, a więc ograniczy tworzenie się tłumów na przystankach i długich kolejek do komunikacji miejskiej.Przypomnijmy, że obecnie mamy do czynienia z trzecią falą znoszenia obostrzeń. Powrót do normalności w Polsce podzielony został na 4 etapy. Każdy z nich zakłada stopniowe odmrażanie krajowej gospodarki. Warto podkreślić, że rządowe zmiany wywołały gigantyczne straty także w budżetach organizacji zarządzających transportem publicznym.Źródło: Polsat News
Kolejna część dokumentu o przemocy seksualnej wobec dzieci wstrząsnęła opinią publiczną. Zainicjowana przez braci Sekielskich trylogia non-stop wywołuje gigantyczne dyskusje. Zjawisko pedofilii w Kościele wciąż niepokoi Polki i Polaków. Mimo licznych apeli oraz protestów wciąż brakuje konkretnych działań w tej sprawie. Rządzącym zarzuca się podejmowanie jedynie pozornych ruchów. Głos zabrał jeden z pokrzywdzonych przez księży-pedofili.
Decyzją przedstawicieli Rady Ministrów matury oraz egzaminy ósmoklasistów przesunięto na czerwiec. Maraton testów dla wielu rozpocznie się już w drugim tygodniu tegoż miesiąca. Jednak wieloletnie działania Ministerstwa Edukacji Narodowej przyczyniły się do konkretnych braków kadrowych w placówkach edukacyjnych. Okazuje się, że może zabraknąć pedagogów gotowych do pomocy przy organizacji tego wielkiego przedsięwzięcia. Również stan zdrowia egzaminujących może pogorszyć sytuację, wobec której podjęto stanowcze działania.Dariusz Piontkowski podjął pilną decyzję ws tegorocznych egzaminówDokument wydany przez MEN dotyczy szczegółowych rozwiązań w sprawie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19. Akt prawny został wydany 19 maja. Trzy dni temu wprowadzono przepisy dopuszczające między innymi policjantów, leśników oraz zakonnice do pomocy przy przeprowadzeniu nadchodzących testów. Dlaczego? Rozporządzenie Piontkowskiego zezwala dyrektorom szkół na skorzystanie z pomocy "innych nauczycieli, w tym osób posiadających kwalifikacje wymagane do zajmowania stanowiska nauczyciela, niezatrudnione w szkole lub placówce". Jeżeli więc dana osoba ma odpowiednie doświadczenie i wykształcenie, jej bieżący zawód nie powinien być przeszkodą.Przypomnijmy, że podczas zeszłorocznego strajku nauczycieli i nauczycielek wprowadzono pilną ustawę. Miała ona umożliwić przeprowadzenie matur pomimo licznych protestów. W myśl projektu na łamach komisji egzaminacyjnej może znaleźć się każdy, kto przejdzie przez odpowiednie szkolenie. Ma ono na celu przygotowanie oraz zapoznanie z zasadami panującymi podczas prowadzenia egzaminów dojrzałości. Źródło: Gazeta Wyborcza / Rozporządzenie MEN
W obliczu koronawirusa Prawo i Sprawiedliwość zadecydowało o zamrożeniu polskiej gospodarki. Zawieszono działalność branży gastronomicznej czy turystycznej. Również instytucje kultury i miejsca spotkań wielu z nas musiały wstrzymać swoją działalność. Ku zaskoczeniu opinii publicznej, podczas dzisiejszej konferencji prasowej wydano konkretne postanowienia. Piotr Gliński postanowił ponownie przywrócić wiele przedsiębiorstw do życia. Piotr Gliński wznowił działalność wielu placówekOd 6 czerwca będziemy mogli udać się do kin, siłowni, teatrów czy też klubów fitness. Umożliwi to Polkom i Polakom powrót do tak zwanej normalności. Dzięki tej decyzji wielu z nas będzie mogło ponownie rozpocząć prace. Niestety, nie każda działalność gospodarcza poradziła sobie z kryzysem wokół koronawirusa. Z danych Centralnej Ewidencji i Informacji Działalności Gospodarczej wynika, że w samym kwietniu wypłynęło aż 32 tysiące wniosków o zamknięcie oraz zawieszenie upadających działalności gospodarczych.W instytucjach kultury wprowadzony zostanie limit połowy miejsc siedzących. Wciąż panować będzie zasada dystansu na odległość 2 metrów. Warto podkreślić, że tego typu ograniczenia w najbliższej przyszłości nie będą dotyczyć restauracji, barów czy też kościołów. Od 30 maja nie będziemy musieli zakrywać ust oraz nosa w przestrzeni otwartej. Noszenie maseczek obowiązywać będzie jedynie w zamkniętych miejscach.
Kwestią bezdyskusyjną pozostaje fakt, że metro zdecydowanie ułatwia życie i funkcjonowanie mieszkańcom wielkich miast. Zalicza się do nich m.in. Warszawa, która od wielu już lat jest szczęśliwym posiadaczem szybkiej kolei podziemnej. Obecnie to jednak jedyne miasto w Polsce, które ma ten przywilej. A co z innymi dużymi miastami, takimi jak chociażby Kraków, Łódź czy Wrocław? Jak się okazuje, jest szansa, by i tam rozpocząć budowę metra.
Wyszyński jest jedną z twarzy Kościoła katolickiego. Liczni sympatycy określają go mianem Prymasa Tysiąclecia. Jego działalność swój początek ma jeszcze za czasów tak zwanego głębokiego PRL-u. Przypomnijmy, że spotykał się z najróżniejszymi represjami ze strony UB i SB. Pośmiertnie otrzymał najwyższe odznaczenia państwowe. Order Orła Białego przyznano mu za dzielną walkę o wolną i demokratyczną Polskę. 79-latek zmarł 1981 roku w Warszawie. Kardynał Stefan Wyszyński: Jak wspominają go mieszkańcy Zuzeli?Redakcja "Faktu" postanowiła przyjrzeć się młodości wielkiego Polka. Jak się okazuje, pierwsze kroki stawiał w małej miejscowości, Zuzeli. Za życia wielokrotnie wspominał o wielkim wpływie rodziny na rozwój swojej wiary. To dzięki niej odkrył chęć do poświęcenia się na rzecz głoszenia nauk Kościoła katolickiego. Dziennikarze "Faktu" natrafili jednak na niepokojące doniesienia. Wszystko wskazuje na to, że uwielbiany przez katolików kapłan w młodości nie był wzorowym uczniem. Kardynał Stefan Wyszyński został wspomniany przez jednego z duchownych, Jerzego Krysztope. Na łamach "Faktu" wyraża on dumę, że to właśnie w Zuzeli, Wyszyński odbierał swoją edukację. Relacje szkolnego kolegi, Franciszka Jastrzępskiego, na temat kapłana są jednak dość zaskakujące. Okazuje się, ze w młodości kardynał niezwyle często szarpał rówieśniczki za włosy. Wspomina, że gdy wspólnie chcieli przełożyć trudny sprawdzian, wylewali atramenty z kałamarzy lub zapychali je bibułą. Źródło: [Fakt]
Pomimo jasnego stanowiska polskiego episkopatu w kwestii udzielania komunii na rękę, nadal zdarzają się przypadki księży odmawiających tej formy wiernym. Z taką sytuacją zetknął się pan Jan z Płocka.Komunia na rękę - skąd kontrowersje?Wierny chciał przystąpić do komunii świętej, jednak ksiądz obecny na mszy odmówił mu takiego prawa. - W niedzielę byłem w kościele na Cholerce i chciałem przyjąć komunię na rękę. Jeden z księży, nowy w naszej parafii, nie chciał mi jej udzielić! - napisał w liście do Gazety Wyborczej oburzony zachowaniem księdza. Dodał również, że przyjmował komunikanty w ten sposób od dwóch lat i jeszcze nigdy nie zdarzyła się podobna sytuacja.GW poinformowało o całej sprawie płocką kurię. – Ksiądz proboszcz zwrócił już uwagę temu duchownemu, pouczył go, żeby w taki sposób udzielał komunii zawsze, kiedy ktoś sobie tego zażyczy – otrzymała gazeta w odpowiedzi od rzeczniczki. Udzielanie komunii na rękę jest od 15 lat usankcjonowane decyzją polskiego episkopatu, który w odpowiedzi na potrzebę takiego przyjmowania jej przez wiernych zdecydował się na oficjalne zezwolenie. Co więcej, w wydanym przez Radę Stałą Konferencji Episkopatu Polski zarządzeniu o wprowadzeniu prewencyjnych środków ostrożności w sytuacji zagrożenia koronawirusem zawarto wręcz zachęcenie wiernych do tej formy przyjmowania komunii. Źródło: Gazeta Wyborcza
Premier Mateusz Morawiecki przekonuje, że emeryci dostaną swoją czternastkę. Jest to jedno z zapowiadanych przez rząd świadczeń, którego realizacji i wywiązania się z obietnicy oczekuje wiele Polek i Polaków w podeszłym wieku.Czternastka trafi do emerytów? Jest deklaracja premieraPremier Mateusz Morawiecki w porannej rozmowie z Krzysztofem Ziemcem w RMF FM na antenie radia zadeklarował wywiązanie się z obietnic jego rządu. Seniorzy mają otrzymać obiecane dodatkowe świadczenia emerytalne. Chodzi o czternastki i trzynastki."Zgodnie z naszą obietnicą 14. emerytura będzie wypłacona" - powiedział premier Morawiecki w wywiadzie dla RMF FM. "Wszystkie nasze obietnice zostaną wykonane" - dodał.Zdaniem Mateusza Morawieckiego seniorzy to właśnie jedna z tych grup społecznych, która naprawdę potrzebuje dodatkowych środków. Czternasta emerytura zatem musi zostać im wypłacona. "Ogromna większość emerytów to ludzie, którzy naprawdę potrzebują największego wsparcia społecznego" - powiedział premier na antenie RMF FM.Jak zapewnił szef rządu, pod żadnym pozorem nie zapomniano o seniorach i tak oto w tym roku emeryci dostaną także swoją 13. emeryturę. To dodatkowe świadczenie otrzyma bowiem łącznie aż 9,8 mln osób. Czternastka natomiast przewidziana jest na przyszły rok i, jak deklaruje premier, ma dojść do jej realizacji i spełnienia tej obietnicy. Źródło: RMF FM / o2.pl
Podejrzany telefon odebrano m.in. w szkole z ukraińskim językiem wykładowym w Górowie Iławeckim. Jak podaje Radio ZET, decyzją dyrektora placówki nie ewakuowano jednak uczniów. "Dyrektor zdecydował, że nie ma takiej potrzeby, bo szkoła i jej pomieszczenia były dobrze zabezpieczone i nikt nie mógł podłożyć tam niczego niebezpiecznego. Po przeszukaniu szkoły policjanci rzeczywiście nie stwierdzili niczego podejrzanego", przekazał w rozmowie z PAP Oficer prasowy policji w Bartoszycach.Matura 2020. Ewakuacja maturzystów w OlsztynieInaczej przedstawia się jednak reakcja dyrekcji liceum mundurowego w Olsztynie. "Anonimowe zgłoszenie o niebezpiecznej substancji w budynku szkoły otrzymał telefonicznie dyżurny policji. Na miejscu pracowali policjanci i strażacy, niczego nie znaleziono", zapewnił, cytowany przez Radiozet.pl, Andrzej Jurkun z olsztyńskiej policji. Akcja ewakuacyjna miała dotyczyć kilkudziesięciu maturzystów i zakończył się w okolicach godziny 8.50. Maturę rozpoczęto z kilkunastominutowym opóźnieniem.Podobna sytuacja miała miejsce w Płocku. Dyrektor placówki otrzymał maila o podłożonym tam ładunku gazowym. Na miejsce natychmiast wysłano niezbędne służby, w tym m.in. straż pożarną oraz grupę pirotechniczną. Po dokładnym sprawdzeniu budynki okazało się, że alarm również był fałszywy.Portal zwraca uwagę, że w tym roku możliwe jest rozpoczęcie egzaminów nawet z 45-minutowym opóźnieniem. Kuratorium nie będzie miało zatem powodu, by zakwestionować prawidłowość matur.Źródła: radiozet.pl
Towarzystwo Kardiologiczne odnotowało drastyczny spadek zabiegów kardiologii interwencyjnej. Jak podaje RMF FM, sytuacja ta związana jest z zagrożeniem epidemiologicznym. Chorzy boją się zadzwonić po pomoc przez wzgląd na lęk spowodowany ryzykiem zakażenia koronawirusem. Lekarze zdecydowali się więc zabrać głos w tej sprawie. Ich pilny apel skierowany jest przede wszystkim do osób, które zmagają się z ryzykiem zawału lub udaru mózgu. To właśnie ilość zabiegów powodowanych tymi dolegliwościami spadła najbardziej.Zdrowie stało się tematem pilnego apelu. Może on dotyczyć również wasZ informacji przekazanych przez rozgłośnię RMF FM wiemy, że w obliczu dużej ilości chorych na koronawirusa wiele oddziałów kardiologicznych zostało przekształconych na te zakaźne. Znaczną część zabiegów odwołano lub zorganizowano w znacznie ograniczonym zakresie. Zdaniem Towarzystwa Kardiologicznego drugim powodem spadku ilości zabiegów jest lęk przed zachorowaniem na COVID-19. - Infekcja COVID-19 jest poważnym zagrożeniem zdrowotnym, ale zawał serca związany jest z o wiele większym, kilkukrotnie większym ryzykiem zgonu, szczególnie jeśli leczony jest za późno. Wielu pacjentów zwlekało i czasami niestety wciąż zwleka z wezwaniem pomocy medycznej - tłumaczy profesor Piotr Jankowski w rozmowie z RMF FM.Zdrowie wielu Polek i Polaków zostało poddanie próbie. Niestety przez lęk wywołany epidemią chorzy coraz częściej umierają w swoich domach. Kardiolodzy pilnie apelują, aby w przypadku pogarszającego się samopoczucia natychmiastowo korzystać z pomocy medycznej.- Podkreślam, że dzieje się tak na szczęście, bo choroby układu krążenia, w których nie powinno się opóźniać leczenia, bo będzie miało to konsekwencje w postaci większego ryzyka zawału serca. Wierzymy, że sytuacja w kolejnych tygodniach będzie wracać do normy - deklaruje Jankowski z Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego w RMF FM.Źródło: [RMF FM]
Pandemia koronawirusa w Polsce doprowadziła do licznych, radykalnych zmian. Prawo i Sprawiedliwość musiało nie tylko zamrozić naszą gospodarkę, ale też nałożyć liczne ograniczenia na Polki i Polaków. Dzięki poprawiającej się zdaniem Łukasza Szumowskiego sytuacji epidemiologicznej Zjednoczona Prawica podjęła decyzję o poluzowaniu obostrzeń. Jedną z nich było zezwolenie na organizację wesel do 150 osób. Niestety, to co miało miejsce podczas ślubu w Opocznie, wymusiło pilną reakcję tamtejszego sanepidu.Ślub w Opocznie stał się miejscem transmisji koronawirusa TVN24 przekazał niepokojące informacje. Okazuje się, że po jednym z wesel uczestniczka uroczystości odnotowała pogarszające się samopoczucie. Niedługi czas później otrzymała dodatni wynik testu na obecność koronawirusa. Inspektorat Sanitarny postanowił przebadać wszystkich gości, którzy brali udział w zabawie. Medium informuje, że 11 z nich również uległo zakażeniu. Warto dodać, że w przedsięwzięciu wzięło udział około 130 biesiadników. Ślub w Opocznie przerodził się w dramat pary młodej. Do niepokojących wydarzeń doszło w nocy z 6 na 7 czerwca. Gazeta Wyborcza podaje, że pierwszą chorą okazała się matka pracująca na co dzień w przedszkolu. Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna przebada nie tylko biesiadników, ale i jej współpracowników. Media informują, że większość uczestników wesela pochodzi z okolic Opoczna. Umożliwi to sprawniejsze zatrzymanie transmisji koronawirusa.Źródło: [TVN 24]
Po wczorajszej debacie prezydenckiej na antenie TVP, przed budynkiem telewizji doszło do incydentu. Młody mężczyzna miał ze sobą transparent ze słowami skierowanymi w stronę Andrzeja Dudy, prezydenta ubiegającego się o reelekcję w zbliżających się wyborach prezydenckich. Interweniowała policja, która otoczyła demonstranta.TVP transmitowało debatę prezydencką, która wywołała wiele emocji. Doszło do incydentu przed budynkiem telewizjiPowodem pojawienia się młodego mężczyzny przed budynekiem TVP była prawdopodobnie debacie prezydencka, która odbyła się chwilę wcześniej. Na nagraniu Onetu widać, że mężczyzna miał ze sobą transparent z napisem "Duda przeproś". W pewnym momencie podeszło do niego kilku policjantów i otoczyli manifestującego mężczyznę.Jak wynika z nagrania Onetu, interweniujący funkcjonariusze policji żądali od mężczyzny odsunięcia się i najlepiej opuszczenia miejsca. Na miejscu obecnych było także kilka innych osób, świadków zdarzenia, którzy zareagowali na obserwowaną sytuację. Doszło do negocjacji policji z demontrantem. - Widać było, że policjanci chcieli interweniować, ale po tym, jak podniesiony został krzyk przez tych, którzy obserwują to, co się dzieje, wydaje się, że policjanci zaczęli negocjować - relacjonował dziennikarz Onetu. Z ustaleń i relacji dziennikarza wynika, że wspomniany mężczyzna jest prawdopodobnie zwolennikiem Roberta Biedronia i jego partii. Nie wiadomo jednak, jak sprawa potoczyła się dalej i czy doszło do zatrzymania mężczyzny.Źródło: Onet / wiadomosci.gazeta.pl
Ostatnie, gorące dni kampanii wyborczej sprawiają, że emocje sięgają zenitu nie tylko wśród kandydatów startujących w wyborach prezydenkich, ale także wśród wyborców. Pewien młody mężczyzna dał prawdziwy popis, wyskakując półnagi na środek wiecu, przebiegając tuż przed przemawiającym Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. Ten incydent zostanie zapamiętany na długo. Nie wiadomo jednak, czy wyjdzie kandydatowi PSL na dobre, czy wręcz przeciwnie. Poprzez swój wyczyn młody mężczyzna pomógł czy zaszkodził działaczowi?Władysław Kosiniak-Kamysz i nietypowy incydent podczas wiecu. "Władysław, do boju!"Podczas wiecu wyborczego Władysława Kosiniaka-Kamysza doszlo do nieoczekiwanego incydentu z udziałem jednego z wyborców. Lider PSL mówił o ważnych dla niego sprawach i obietnicach wyborczych, poruszył m.in. temat wartości i tradycji czy niższego podatku VAT. W pewnym momencie doszło do chwilego zakłócenia przemówienia za sprawą dość nietypowego zdarzenia. W kadr wbiegł pewien młody, półnagi mężczyzna. Miał na sobie jedynie bieliznę i dał mocny wyraz swojego poparcia poprzez zakrzyczenie śpiewnym tonem hasła: "Władysław, do boju". Całość trwała dosłownie kilka sekund, jednak wywowała niemałe poruszenie, głównie w sieci i w mediach społecznościowych.Władysław Kosiniak-Kamysz wobec tego niespodziewanego zdarzenia wykazał się jednak dużym poczuciem humoru. "Pozdrawiamy też kolegę" - powiedział do mikrofonu z przymrużeniem oka, chwilowo przerywając swoje przemówienie.Nagranie z momentu incydentu tutaj. Źródło: naTemat.pl / Twitter
Dramat Luny trwał przez ponad 9 lat. Organizacja prozwierzęca Eko Straż umieściła na swoim Facebooku ważny wpis, w którym opisała wszystkie zaniedbania, jakich dopuszczał się właściciel futrzaka. W ciągu prawie 10 lat, suczka była tylko raz z wizytą u weterynarza.Wrocław. Tragiczna historia Luny obiegła media"Nie była szczepiona, odrobaczana, nie miała czipa. Ma 10 kg niedowagi. Właściciel karmił ją jak sobie przypomniał, nie za dużo, żeby nie robiła kupy i czasem piwem, żeby szła spać i nie przeszkadzała. Dokarmiali ją sąsiedzi. Godzinami była przywiązana pod monopolowym albo na przystanku" - czytamy we wpisie Eko Straży na FacebookuDramat pieska trwał co najmniej od 2011 roku. "Rósł jej guz na brzuchu, właściciel nie miał pieniędzy/chęci/potrzeby, by coś z tym zrobić. Mówił, że nie ma pieniędzy i nie będzie jej leczył. Ostatecznie sąsiadce, Pani Agacie, udało się go przekonać, by zrzekł się psa. Pani Agata zwróciła się do nas po pomoc" - informują aktywiści. Obecnie Luna otrzymała szansę na nowe życie. Pani Agata przygarnęła zaniedbaną suczkę, mimo że opiekuje się dwoma innymi psami. Leczenie Luny jest jednak bardzo kosztowne. Za pośrednictwem Facebooka, Eko Straż poprosiła o wsparcie finansowa na rzecz futrzaka.Link do posta z informacją o możliwych drogach finansowego wsparcia dla Luny znajdziecie TU.Źródło: [Facebook/EkoStraż]
Kot Leon jest starym i schorowanym mruczkiem mieszkającym obecnie w Suwałkach. Zwierzątko bardzo kocha ludzi i pragnie miłości oraz godnego życia, którego zostało mu już niewiele. Jak podają pracownicy schroniska, lekarze weterynaryjni przewidują dla niego jeszcze ok. rok życia. Ten ostatni rok dla Leosia może być rokiem pięknym, tylko dzięki dobrym ludziom, którzy zapewnią mu opiekę i kochający dom. Stąd apel ośrodka o pilną adopcję. W przeciwnym wypadku kot spędzi resztę swojego krótkiego życia w klatce i izolacji.Kot Leon pilnie szuka kochającego domu. Apel "KOTOZ Suwałki Mruczki do adopcji"Pracownicy schroniska, które jest jednocześnie ośrodkiem adopcyjnym "KOTOZ Suwałki Mruczki do adopcji", za pośrednictwem mediów społecznościowych błagają o pilną adopcję lub pomoc w znalezieniu kochającego domu dla starego, schorowanego kota o pięknym wnętrzu. Zwierzę mimo swoich "wad", z całą pewnością zasługuje na miłość i nowy dom. Jak zapewnia ośrodek, kot nie jest wykastrowany, ale jest nauczony korzystać z kuwety. Jeśli nie znajdzie się dla niego opiekun wraz z nowym domem, kociak resztę swojego krótkiego życia będzie musiał spędzić w samotności w klatce na terenie schroniska, gdyż nie można go już włączyć do stada."Leon! Niewydolność serca, ustabilizowany oddechowo, ale płytkowe testy wyszły, że ma Fiv... potwierdzamy jeszcze, jednak raczej niewiele się zmieni. Kot ten ma około roku życia przed sobą, u nas czeka go klatka, bo nie możemy włączyć go do stada! Szukamy pomocy - domu, bo on najbardziej kocha ludzi. W tym momencie nie możemy go wykastrować, ale jest kotem kuwetujacym. Zapewnimy mu pełne finansowanie do końca życia, tylko żeby ktoś się nim zaopiekował" - czytamy w apelu schroniska "KOTOZ Suwałki Mruczki do adopcji" na Facebooku.Źródło: Facebook
18-letnia Weronika Woźniak z Krakowa, aktywistka ruchu Młodzieżowy Strajk Klimatyczny, w wywiadzie dla portalu naTemat.pl opisała, jak wyglądał moment dramatycznego zdarzenia w postaci napaści na nią i jej znajomych. Zostali pobici i sponiewierani przez zwolenników Andrzeja Dudy podczas jego wiecu wyborczego w Krakowie. Prezydent miał to widzieć, ale nie reagować. - On mi patrzył prosto w oczy. Jego zwolennicy bili mnie i wyzywali od k**ew, a Andrzej Duda patrzył mi w oczy. I nie powiedział nic - powiedziała naTemat 18-latka, która zdecydowała się przyjść na wiec kandydata PiS z transparentem z napisem "A co z klimatem?".Wiec wyborczy Andrzeja Dudy i pobicie nastolatki. Dlaczego prezydent nie zareagował?Dziewczyna w rozmowie z portalem naTemat.pl tłumaczy, że postanowiła wybrać się na spotkanie wyborcze Andrzeja Dudy, bo od dwóch lat Młodzieżowy Strajk Klimatyczny próbuje się doprosić spotkania z prezydentem, jednak bezskutecznie. Wobec tego 18-letnia Weronika postanowiła przyjść na wiec. Poszła tam razem ze swoimi znajomymi o podobnych poglądach, którym przyszłość, środowisko w jakim żyjemy oraz problem kryzysu klimatycznego nie jest obojętny. Łącznie było to osiem osób. Wiedzieli, że zastaną na nim Andrzeja Dudę i chcieli zwrócić jego uwagę na to zjawisko. - Chcieliśmy przypomnieć mu zobowiązania, jakie PiS złożył przed wyborami parlamentarnymi w sprawie przeciwdziałania kryzysowi klimatycznemu, zapytać kiedy zacznie je realizować. Mamy prawo to wiedzieć przed głosowaniem - podkreśliła nastolatka w rozmowie z naTemat.pl.W pewnym momencie podczas wiecu wyborczego Andrzeja Dudy, który odbył się 21 czerwca w Krakowie, doszło do niespodziewanego i groźnego incydentu, z jakim nigdy wcześniej młoda dziewczyna nie miała do czynienia, będąc chociażby na wiecach wyborczych innych kandydatów. - Wszędzie było normalnie, tylko u Dudy nie - zaznacza. Nastolatka dla naTemat.pl opisała, jak wyglądał groźny incydent, którego padła ofiarą. - Bicie po głowie tabliczkami "Duda 2020", wyzywanie od k**ew, groźby, że nam przyj**ią. Krzyczeli, że rodzice się nas wstydzą i okładali flagami. Kopali mnie pod kolanami. Starali się nas przewrócić. Szturchali parasolami. Pluli na nas. A przecież mieliśmy takie samo prawo, by tam być, jak oni - żali się w rozmowie z portalem. - Atak szedł ze wszystkich stron - dodaje. Jak przyznaje 18-letnia Weronika, najgorszy w tym wszystkim był brak reakcji ze strony ludzi oraz samego prezydenta Andrzeja Dudy, który w dodatku był świadomy tego, co się dzieje, a według relacji nastolatki nawet patrzył jej w oczy. I nie zrobił nic. Zdaniem dziewczyny było zero jakiekolwiek reakcji ze strony prezydenta na przemoc wobec młodej dziewczyny i jej znajomych, co dobrze widział ze sceny. - On się po tej scenie przechadzał, by mówić do ludzi zgromadzonych z każdej z czterech stron. Przemawiał także zwrócony do nas. Więcej. W pewnym momencie nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. On patrzył mi prosto w oczy. Jego zwolennicy bili mnie i wyzywali od k**ew, a Andrzej Duda patrzył mi w oczy. I nie powiedział nic. A doskonale widział, co się dzieje - relacjonuje nastolatka w rozmowie z portalem naTemat.pl i dodaje, że nie oczekuje przeprosin ze strony głowy państwa. Źródło: naTemat.pl
Okres, w którym miało dochodzić do kradzieży, obejmuje lata 2016-2020. To dlatego straty PGE są tak bardzo wysokie.
Pandemia COVID-19 wymusiła na rządzących pilne i często radykalne decyzje. Zasady ścisłego reżimu sanitarnego odcisnęły swoje piętno na branży turystycznej. Wsparcie z tarczy antrykryzysowej oraz poluzowanie licznych obostrzeń nie zakończyło problemów, z jakimi zmagają się przedsiębiorcy, którzy prowadzą kurorty, restaurację oraz hotele. Santander Consumer Bank wskazał, jakie kwoty zostaną przeznaczone przez Polaków na tegoroczne wakacje.Polacy wydadzą na tegoroczne wakacje niemałe pieniądze?Nie od dziś możemy obserwować stale rosnące ceny nad polskim morzem. Podobna sytuacja ma miejsce w górach. Noclegownie oraz gastronomia oczekują coraz większych pieniędzy za świadczenie usług na rzecz wczasowiczów. Santander Consumer Bank wskazuje, że 33% Polek i Polaków przeznaczą na wakacje jedynie 3 tysiące złotych. W zeszłym roku według analizy firmy Provident kwota ta wynosiła średnio 3400 złotych. Był to wzrost o 670 złotych względem 2017 roku.Polacy muszą zmierzyć się z okrojoną ofertą turystyczną. Specjalne limity oraz obostrzenia będą obowiązywały w pływalniach, oraz w parkach rozrywki. Warto podkreślić, że jedynie 7.3% ankietowanych rozważa spędzenie urlopu poza granicami swojego kraju. W 2019 roku główną przeszkodą dla naszych rodaków były pieniądze. - Ponad połowa osób, które nie planują żadnego wyjazdu, jako powód podaje brak pieniędzy. Natomiast młodzi, częściej niż inne grupy wiekowe, wskazują, że nie wyjadą z powodu braku urlopu - wskazywała przedstawicielka firmy Provident, Karolina Łuczak w komunikacie z 2019 roku.Santander Consumer Bank swoje badanie wykonał w drugiej połowie czerwca na reperezentatywnej grupie 1100 Polaków. Do przeprowadzenia ankiety wykorzystano metodę telefonicznych, standaryzowanych wywiadów kwestionariuszowych, wspomaganych komputerowo (CATI).BadanieŹródło: [Santander Consumer Bank/Polsat News/Provident/BusinessInsider]
Do niepokojących wydarzeń doszło w ostatni poniedziałek. To właśnie 13 lipca na wysypisku śmieci odkryto zwłoki dziewczynki. Z przedstawionych zeznań wiemy, że nieżyjące maleństwo wyglądało, "jak lalka". Prokuratura wciąż bada sprawę, jednak mimo to nie wiemy, kim są rodzice dziecka. Do tragedii doszło w Regionalnym Zakładzie Odzysku Odpadów w Sianowie. Koszalin. Martwy niemowlak znaleziony na wysypisku w SianowieW wyniku wstępnych ustaleń poczynionych przez funkcjonariuszy policji wiemy, że noworodek to dziewczynka. "Głos Koszaliński" wskazuje, że jej ciało było w pełni wykształcone. Wciąż nie wiadomo, czy do śmierci maleństwa doszło przed, czy po narodzeniu. Prokuratura zleciła już sekcję zwłok niemowlaka celem ustalenia przyczyny zgonu. - Ciało noworodka zostało zabezpieczone do badań. Wkrótce ma odbyć się sekcja zwłok dziewczynki - deklaruje Monika Kosiec z KMP w Koszalinie dla "Koszalin Info".Śledczy informują, że nieznana im jest tożsamość rodziców nieżyjącej dziewczynki. Na czas pracy służb wstrzymano też działania Regionalnego Zakładu Odzysku Odpadów w Sianowie. Warto podkreślić, że śmieci, które trafiają do sortowni pochodzą nie tylko z Koszalina, ale też pobliskich miejscowości. Może to utrudnić pracę prokuratury oraz policji w ustaleniu potencjalnych sprawców zdarzenia.Koszalin już wcześniej był miejscem podobnych wydarzeń. "Koszalin Info" przypomina, że w 2016 roku w tym samym zakładzie, w Sianowie odkryto ciało chłopca. Medium donosi, że został on wówczas zauważony na taśmie w sortowni. Na umieszczonym zdjęciu wyróżniającym widzimy ujęcia z Facebooka "Koszalin Info" z 13 lipca.Źródło: [Głos Koszaliński, Koszalin Info, Wirtualna Polska]