Jakimowicz, aktor i obecnie nowa twarz Telewizji Polskiej i "dobrej zmiany" odniósł się do wypowiedzi Małgorzaty Kidawy-Błońskiej udzielonej w jednym z wywiadów na swoim Facebooku. Polityczka porusza tam ważne kwestie z zakresu edukacji seksualnej.Jarosław Jakimowicz znowu dał popis. Uderza w kandydatkę na prezydenta.W sprawie apelować mieli również bliscy współpracownicy prezydenta. Agata Duda pozostała jednak niewzruszona.Jakimowicz nie kryje się ze swoimi poglądami i awersją do polityków z ramienia Koalicji Obywatelskiej i Lewicy. Robi to często bardzo brutalnie. Potrafi obrażać, niejednokrotnie padają mocne słowa i stwierdzenia. Teraz uderzył w kandydatkę na prezydenta, podważając jej autorytet i inteligencję."To się w głowie nie mieści. Iloraz inteligencji gąsienicy" - skomentował na swoim profilu na Facebooku wypowiedź Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, udostępniając fragment wywiadu.Internauci śa oburzeni i dotknięci. W komentarzach zawrzało. Padają równie mocne słowa."Edukacja seksualną w szkołach ważna sprawa, aby dzieci były świadome jak zachować się choćby wobec księdza pedofile" - pisze jeden z internautów i dodaje: "Panie Jakimowicz. Kiedyś był Pan w miarę ciekawym aktorem A dziś została tylko nicosc I sluzakczosc wobec PIS"."Skoro dla pana Pani Kidawa ma iloraz gąsienicy to aż boje się zapytać, jaki iloraz inteligencji ma pan, kojarzy mi się z tytułem jednej piosenki..." - pisze internautka."Sfrustrowany hejter, który pogubił się w życiu i niczego nie osiągnął. Żenada i wstyd" - dodaje inna użytkowniczka Facebooka."Można by zastanowić się nad ilorazem pana inteligencji panie Jarku. Tylko po co? Oj, zeszmacił się pan" - dodaje ktoś inny.
Analogicznie, spłaszczaniu nierówności służyć miały gimnazja, które, po raz kolejny, na dobrą sprawę storpedowane zostały przez sentymenty. Na nic zdały się wówczas dane PISA. Dziś możemy wyłącznie z żalem obserwować pogłębiającą się przepaść w wynikach testów ósmoklasisty między szkołami prywatnymi i publicznymi (porównanie wyników egzaminu gimnazjalnego i ósmoklasisty).O roli placówek oświatowych w wyrównywaniu szans najmłodszych w Polsce szczególnie dużo mówiono w kontekście dwóch reform - obowiązku szkolnego dla sześciolatków (i jednocześnie przedszkolnego dla pięciolatków) oraz likwidowaniu gimnazjów. W obu przypadkach debatę zdominowały argumenty odwołujące się do emocji, zwłaszcza nostalgii. Słuchając anegdotycznych uzasadnień osławionego już małżeństwa Elbanowskich, odbiorca mógł wyobrazić sobie wesołego malucha, który wiedzę lepiej przyswajać będzie poprzez zabawę, niż w przepełnionej presją szkolnej ławce.Oczywiście, dzieci Elbanowskich, cieszących się jednak bądź co bądź wysokim kapitałem kulturowym nie stracą nic, idąc do szkoły rok później. Sympatycy małżeństwa sami pewnie odwoływali się do wspomnień z młodzieńczych lat i mylnego, melancholijnego zmysłu, przypominając sobie własne szkolne traumy.Problem polega na tym, że nie każde dziecko w tak niezwykle newralgicznym wieku będzie przez rodziców wspierane i edukowane. Liczne prace wskazują, że wcześniejszy wiek inicjacji szkolnej zwiększa szanse na poprawny rozwój intelektualny. Tyczy się to w szczególności dzieci z małych miejscowości. Nie dziwi, że zaślepienie inicjatorów akcji “Ratujmy Maluchy” zespół pedagogów, działających przy Polskiej Akademii Nauk nazwał “drastycznym przewinieniem wobec polskiego dziecka”.
Praktycznie każdy smartfon umożliwa swojemu użytkownikowi skontaktowanie się ze służbami, niezależnie od posiadanych środków na koncie. W tym celu nie trzeba nawet odblokowywać ekranu. To powszechnie znany fakt.Telefon może uratować życieNiewiele osób wie jednak o jeszcze jednym atrybucie, który może okazać się bezcenny w sytuacji ekstremalnej. Przypomniał o nim ostatnio jeden z użytkowników portalu wykop.pl, pracujący w szpitalu.Bez odblokowywania ekranu, po kliknięciu w "połączenia alarmowe", w lewym dolnym rogu powinniście zobaczyć opcję "karta medyczna". Możecie zawczasu zawrzeć w niej najważniejsze informacje na temat swojego stanu zdrowia. Dlaczego to ważne? - Piszę o tym, bo akurat wczoraj na ostry dyżur trafił młody pacjent - nieprzytomny, w stanie ciężkim, znaleziony na ulicy, bez dokumentów. Ratownicy nauczeni doświadczeniem sprawdzili telefon - udało się uzyskać informację o grupie krwi, alergiach, lekach, chorobach przewlekłych, które w tym przypadku były kluczowe dla szybkiego postawienia rozpoznania - czytamy.Funkcja umożliwia również wpisanie numerów naszych bliskich, którzy w rozmowie z ratownikami będą mogli przekazać informacje na temat przyjmowanych przez nas leków i chorób.Co jeżeli na telefonie nie widać opisanej opcji? Należy wejść w ustawienia i sprawdzić, co w zamian oferuje nam dany model. W przypadku niektórych możemy ustawić np. "alarmowy SOS". Dzięki niemu po wciśnięciu danego przycisku, konkretną liczbę razy, automatycznie wysłane zostaną SMS-y do naszych bliskich z prośbą o pomoc.Innym ciekawym rozwiązaniem jest opcja wyświetlania informacji na ekranie blokady. Dzięki niej każdy bez odblokowywania telefonu będzie mógł dowiedzieć się kluczowych informacji na temat naszego zdrowia, w obliczu wypadku.
Nie żyją kolejne osoby, zakażone SARS-CoV-2. Informację podał dziś resort zdrowia. Ministerstwo zdrowia informuje o kolejnym zgonie, wywołanym wirusem - Z przykrością informujemy, że w szpitalu w Koszalinie zmarł 67-letni mężczyzna zakażony koronawirusem, który miał choroby współistniejące - dowiadujemy się z tweeta resortu. - Natomiast w szpitalu w Kaliszu zmarł 75-letni pacjent zakażony koronawirusem, ale bezpośrednią przyczyną zgonu w tym przypadku nie był COVID-19. Dlatego pacjent ten nie zostaje włączony do statystyk osób zmarłych z powodu COVID-19 - czytamy.Informację o śmierci mężczyzny, przebywającego w kaliskim szpitalu, jako pierwsze dziś rano podało TVN24. Zamknięcie placówki potwierdziła ona sama, za pośrednictwem Facebooka. - Decyzją sanepidu szpital chwilowo zamknięty. Szpital wysłał do sanepidu listy pacjentów i personelu z kontaktu bezpośredniego. Czekamy na dalsze decyzje sanepidu - czytamy.Przy okazji resort zdrowia podsumował ilość zakażonych i zmarłych na skutek wirusa. - Mamy 34 nowe przypadki zakażenia #koronawirus, potwierdzone pozytywnym wynikiem testów laboratoryjnych. Potwierdzone przypadki dotyczą: 9 osób z woj. lubelskiego, 6 osób z woj. śląskiego, 4 osób z woj. kujawsko-pomorskiego, 3 osób z woj. pomorskiego. 3 osób z woj. wielkopolskiego, 3 osób z woj. małopolskiego, 3 osób z woj. warmińsko-mazurskiego oraz po 1 osobie z woj. świętokrzyskiego i podkarpackiego i zachodniopomorskiego. W sumie liczba osób zakażonych koronawirusem: 1085/15 (wszystkie pozytywne przypadki/w tym osoby zmarłe) - czytamy.AKTUALIZACJA:Ministerstwo sprostowało przed chwilą informacje na temat ogólnej liczby ofiar koronawirusa. - W związku z otrzymaną informacją ze szpitala we Wrocławiu, o zmarłym wczoraj rano pacjencie w wieku 71 lat, jesteśmy zobowiązani do sprostowania informacji o liczbie zmarłych z powodu zakażenia. Przyczyną śmierci wskazanego pacjenta, zgodnie z kartą zgonu, była niewydolność krążeniowo-oddechowa niemająca nic wspólnego z koronawirusem. Pacjent okazał się być ostatecznie niezakażony koronawirusem. Stąd też liczba osób zmarłych z powodu zakażenia koronawirlsem to 14 - czytamy w komunikacie.
Pożar dokładnie wybuchł w sobotę, a mnóstwo ludzi wstrzymało oddech. W końcu każdy pamięta, jaka była to klęska i tragedia dla wszystkich mieszkańców oraz sąsiadów terenów Ukrainy i nie tylko.Czarnobyl. Odnotowano wzrost promieniowaniaSzef ukraińskiej państwowej służby ekologicznej, Jegor Firsow poinformował o rozprzestrzenieniu się ognia na 100 hektarów lasu, co wiąże się z ogromnym niebezpieczeństwem. Aby ugasić pożar, wysłano ok. 100 strażaków do walki z ogniem, dwa samoloty oraz jeden helikopter. Najbardziej przerażające jest jednak zdjęcie licznika Geigera na profilu Firsowa. Promieniowanie 16 razy przekracza normę, a wszystko potwierdza "The Guardian"."To zła wiadomość - promieniowanie jest ponad normą w centrum pożaru. Jak widzicie na nagraniu wskaźniki urządzenia to 2,3 na ok. 0,14. Ale taka sytuacja jest tylko podczas pożaru" - pisał Yegor Firsov. Na szczęście sytuacja ostatecznie wydaje się być ustabilizowana, a w następnym poście na swoim Facebooku Frisov wszystkich uspokaja."Jeśli chodzi o sytuację w strefie Czarnobyla, chcę Was uspokoić. Eksperci z Państwowego Centrum Naukowo-Technicznego ds. Bezpieczeństwa Jądrowego i Radiacyjnego przeprowadzili monitoring radiacyjny sytuacji. Zgodnie z pomiarami w okolicy nie wykryto wytworzonych przez człowieka radionuklidów. Zatem, zgodnie z pomiarami wykonanymi na ziemi, wartość dawki promieniowania mieściła się w granicach 0,1 μSv / h, co odpowiada normalnemu promieniowaniu.5 kwietnia o godz. 17.00 pożar w strefie wykluczenia nie wpłynął na sytuację promieniowania w Kijowie i przedmieściach. W związku z powyższym podczas kwarantanny można nie bać się otwierać okien i przewietrzyć lokalu".Czy chwilowy wzrost promieniowania 16 razy ponad normę na pewno nie wpłynął negatywnie na zdrowie ludzi zamieszkujących Ukrainę i ich sąsiadów?
"The Global Times" opisało przypadek mężczyzny zakażonego właśnie tym wirusem. Informacja ta rozprzestrzeniła się w sieci w zastraszającym tempie. Hantawirus nie przenosi się z człowieka na człowieka. Naukowcy uspokajają Opisany mężczyzna zasłabł podczas podróży autobusem w prowincji Szantung, a reszta pasażerów została poddana specjalistycznym badaniom. 32 osoby zostały przewiezione do szpitala. "Polska Times" postanowiła przyjrzeć się bliżej opisywanemu przypadkowi oraz chorobie zakaźnej. Władze chińskie i eksperci uważają, że wirus nie zagraża życiu i zdrowiu innych, ponieważ nie przenosi się z człowieka na człowieka, a o kolejnej epidemii nie ma mowy. Dr Tania Elliott z Uniwersytetu w Nowym Jorku twierdzi, że ów wirus jest obecny od setek lat i występuje przede wszystkim na terenie Chin. Przypadki zachorowań wynoszą od 16 do 100 tys. w ciągu roku. Warto pamiętać, że nie przenosi się on w żaden sposób z człowieka na człowieka, co jest najpozytywniejszą informacją w tej sprawie. Jedyna możliwość zarażenia następuje podczas kontaktu ludzkiej śluzówki z moczem, śliną lub oparami gryzoni, najczęściej myszy i szczurów. Zazwyczaj do zarażenia dochodzi na terenach wiejskich i leśnych. Ugryzienie przez szczura lub mysz również może powodować zakażenie. Amerykańskie Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom dementuje, jakoby ludzie mogli wzajemnie zarażać się hantawirusem. W przeciwieństwie do koronawirusa choroba atakuje nerki, prowadząc do krwawienia. W Chinach od 2008 roku obowiązkowa jest szczepionka przeciwko temu wirusowi, która jest dostępna od ponad 20 lat. Wszelkie spekulacje na temat kolejnej epidemii i zagrożenia są nieprawdziwe. Nie należy się nimi sugerować ani im ufać.Źródło: Polska Times
Ogień objął lasy wokół nieczynnej elektrowni, podaje Radio ZET. To największy pożar od czasu słynnej katastrofy z roku 1986. Żywioł zdołał dotrzeć już do Czerwonego Lasu. Akcja ukraińskich strażaków, którzy walczą z pożarem zarówno z ziemi, jak i z powietrza, utrudnia panująca w regionie susza oraz silne porywy wiatru.W akcji gaśniczej bierze udział kilkaset osób, 100 pojazdów, samolot oraz śmigłowce gaśnicze.Czarnobył w ogniuPożar w radioaktywnej strefie czarnobylskiej w obwodzie kijowskim wybuchł 4 kwietnia. Według oficjalnych źródeł obecnie objął już przeszło 100 hektarów terenu. Źródła nieoficjalne podają z kolei, że ogień dotknął już około 3-4 tysiące hektarów. Serwis napromieniowani.pl poinformował wczoraj o pojawieniu się trzeciego pożaru. "Ogień wykryto po wschodniej stronie rzeki Prypeć. Płoną obecnie tereny w okolicach wioski Koszówka i jeśli tutaj sytuacja nie zostanie szybko opanowana, to będzie naprawdę źle. Te tereny są bowiem dużo bardziej zalesione i dzikie", czytamy."Pożary w naturalnych ekosystemach nie prowadzą do wzrostu »ilości promieniowania w przyrodzie« - całkowitej aktywności sztucznych radionuklidów, które już znajdują się w środowisku ze względu na globalny opad spowodowany testami broni jądrowej (50–70. lata ubiegłego wieku) i emisjami na dużą skalę po katastrofie w Czarnobylu", poinformowano."Wszelkie dane są na bieżąco przekazywane organizacjom związanym z bezpieczeństwem jądrowym oraz cywilnym, a wśród nich jest m.in. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej", dodano. Wszelkie zarzuty dotyczące ukrywania poziomu promieniowania przez władze portal uważa za bezzasadne.Źródła: Radio ZET / facebook.com/napromienowani.pl
Prawo i Sprawiedliwość konsekwentnie realizuje orwellowską zasadę ,,Wszystkie zwierzęta są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od innych". Pomimo zdecydowanych zakazów i obostrzeń, surowo egzekwowanych przez policję i żandarmerię wojskową, PiS kompletnie lekceważy zasady społecznego dystansowania. Media obiegły zdjęcia, na których widać jak czołowi politycy partii rządzącej nie zachowują odstępów od siebie, nie noszą masek i gromadzą się w dużym tłumie podczas obchodów 10. rocznicy Katastrofy Smoleńskiej.
Rząd zapowiada od kilku dni stopniowane ponowne otwarcie gospodarki. Na pierwszy ogień miałyby pójść między innymi salony kosmetyczne. Zapytaliśmy o zdanie pracownice takich miejsc. Nie są zachwycone propozycjami rządu.
Oczywiście, to nie jest tak, że oczerniam zapracowanych listonoszy i pracowników w obecnej sytuacji. Przez wzgląd na stan epidemii w Polsce, jestem bardzo wyrozumiała. Jednak przejdźmy do kontretów tej historii.Poczta Polska nadała przesyłkę, która rozpłynęła się w powietrzu?Aktualnie świat mediów jest zasypywany fake newsami i innymi informacjami dotyczącymi spraw bieżących. Aby ułatwić sobie pracę, zwyczajnie postanowiłam kupić nowy telefon, aby praktycznie w każdym momencie dnia wiedzieć, co dzieje się w kraju i na świecie.Wybrałam jeden z popularniejszych sklepów, RTV Euro AGD. Telefon dotarł bardzo szybko, ale nie spełniał moich oczekiwań. Dowiedziałam się, że jedyną możliwą drogą zwrotu jest odesłanie smartfona do magazynu w Pruszkowie. Wypełniłam dokumenty i jeszcze tego samego dnia postanowiłam odesłać towar. Dystans, jaki paczka musiała pokonać, wynosił około 20 km, ze względu na to, że placówka, z której była nadana znaduje się na Mokotowie w Warszawie. Czy dało się bliżej i łatwiej? Może się wydawać, że nie. Przy nadawaniu przesyłki zaznaczyłam, że jest to sprzęt, który jest trochę warty i bardzo martwię się o nadawanie go w placówce Poczty Polskiej w okresie panującego wirusa. Kilkukrotnie zostałam zapewniona, że zostanie dostarczony bezpiecznie, szybko i bezproblemowo. Zaproponowałam nawet, że mogę udać się do prywatnej firmy kurierskiej, ponieważ bardzo zależy mi na czasie. Oczywiście, zostałam znów upewniania i proszona o zaufanie. Paczkę dodatkowo ubezpieczyłam, bo jakoś nie do końca byłam w stanie uwierzyć, że mogę w pełni oddać w ręce poczty coś wartościowego. I miałam rację!Paczka została nadana 31 marca i też tego dnia wydostała się z placówki. Czekałam tydzień, śledząc paczkę w internecie na stronie "Pocztexu". Stan był cały czas taki sam "Wysłanie przesyłki", data 31.03.2020.Czekałam kolejny tydzień, dzwoniąc nawet na infolinię sklepu, przesyłki nie było, a stan jej nadania nadal wyglądał tak samo. Na odesłanie paczki miałam 14 dni, a zrobiłam to tego samego dnia. Nie przeze mnie, ani nie przez moją opieszałość. Ostatecznie na infolinii poczty, usłyszałam, że muszę złożyć reklamację. Jednak oprócz pustego arkusza w sieci, nie otrzymałam żadnych konkretnych informacji. Postanowiłam wybrać się więc osobiście do placówki, z której paczka została nadana i tu doznałam szoku. Paczki na miejscu nie ma i została wysłana tego samego dnia, ale nikt nie wie co się z nią dzieje. Rozpłynęła się, nie istnieje, nie wiadomo, czy ktoś z listonoszy, czy osób pracujących przywłaszczył sobie moje mienie, czy może zgubił. Nie wiem też, w jaki sposób mogę ją odzyskać, czy telefon nie został uszkodzony. Na poczcie jedyne co usłyszałam, to fakt, że nic więcej nie mogę zrobić oprócz reklamacji, którą już złożyłam. Na decyzję w mojej sprawie (czyli zgubienia mojego sprzętu, powierzonego i kosztownego) muszę czekać 30 dni! 30 dni bez tysiąca złotych w trakcie kwarantanny, bez rzeczy, której nie mogę odzyskać, zabrać, czy zmienić na dostawę kurierem. Tak, jak w mojej sytuacji życiowej jestem w stanie pozwolić sobie na brak tych pieniędzy, tak osoby, których na to nie stać muszą być w kropce. Przypuszczam, że mój przypadek nie jest odosobniony. W okresie epidemii, oprócz stresu związanego z faktem bycia w grupie wysokiego ryzyka, dodatkowym problemem jest zaginione 1000 zł. Wielu Polek i Polaków dostaje 1500 zł na przeżycie, a inni wcale. Można więc powiedzieć, że zaginęła kwota, podobna do wartości dochodów obywateli w czasie pandemii. Czy uda mi się odzyskać pieniądze lub sprzęt? Tego nie wiem i obawiam się, że mogę nie otrzymać nic i być stratna. Najgorszy w tej sytuacji jest fakt, że mam związane ręce i nic nie mogę z tym zrobić, mimo że to moja własność. Mam czekać na łaskę "Wielkiego Brata", który zechce zdecydować o moim zaginionym mieniu w ciągu 30 dni. Przyszło mi na myśl, że być może ktoś sfrustrowany sytuacją listonoszy, widząc, że przesyłka jest ubezpieczona, zwyczajnie ją sobie przywłaszczył. I wiecie co? Wcale się mu nie dziwę. Winny jest system, nie jednostka.Jeśli byłeś/aś w takiej samej sytuacji i chcesz to nagłośnić, podziel się swoją historią, pisząc maila na [email protected].
Wielu słuchaczom trudno było przez dekady wyobrazić sobie Radiową Trójkę bez Wojciecha Manna. Ostatecznie dziennikarz zdecydował się jednak opuścić rozgłośnię w ramach protestu przeciwko temu, co stało się z nią w ostatnich latach. Na szczęście dla jego fanów podobny bojkot nie sprawił, że Mann całkowicie pożegnał się z pracą w radiu. Dzięki pomocy ogromnej grupy osób prawdopodobnie usłyszymy już wkrótce znów go usłyszymy. Jak to możliwe?
7 metrów pod ziemią to polski talk-show internetowy, który powstał w 2017 w serwisie YouTube i do dziś cieszy się dużą popularnością. Założycielem i prowadzącym jest dziennikarz Rafał Gębura. Program polega na wywiadach z różnymi ludźmi, którzy w podziemnym garażu dzielą się swoimi przeżyciami i historiami. Jedną z takich osób była, wówczas 18-letnia, Magda.Nie żyje młoda kobieta, która była gościem programu "7 metrów pod ziemią". Przegrała walkę z rakiemRak nie ma litości i może zaatakować każdego, bez wyjątku. Nie omija niestety także nawet bardzo młodych ludzi, odbierając im całą radość i beztroskę życia oraz dzieciństwo. Choroba nowotworowa zaatakowała także Magdę, która w chwili nagrywania programu miała zaledwie 18 lat, a z chorobą zmagała się już od jakiegoś czasu. Wydawało się jednak, że wszystko stoi na dobrej drodze, by ostatecznie wygrała. Leczenie przyniosło efekty, dziewczyna wracała do zdrowia i siły. Była duża nadzieja na sukces. Niestety odzyskała beztroskie życie nastolatki tylko na chwilę. Choroba powróciła, atakując ze zdwojoną siłą i odbierając Magdzie życie. Odeszła w wieku 20 lat. W pięknych słowach wspomina i żegna Magdę Rafał Gębura, prowadzący program "7 metrów pod ziemią"."Kiedy dwa lata temu, siedząc w podziemnym garażu, opowiadała o walce z nowotworem, nie miałem wątpliwości, że wygra. Inny scenariusz po prostu nie mieścił się w głowie. I faktycznie wygrała. Wtedy. Na chwilę. Odzyskała beztroskie życie nastoletniej dziewczyny. Ale choroba wróciła na ring i zaatakowała ponownie. Magda zmarła we wtorek. Jako 20-latka. I znowu jakoś trudno to pomieścić w głowie." - napisał dziennikarz na stronie "7 metrów pod ziemią" na Facebooku.
Jak informuje "New York Post "oraz "ABC Color", 46-letnia Gladys Rodríguez de Duarte z Paragwaju, zmagająca się także z nowotworem, z powodu problemów z ciśnieniem trafiła do prywatnej kliniki "San Fernando" w miejscowości Coronel Oviedo. Po jakimś czasie kobietę uznano za zmarłą i przewieziono zwłoki do domu pogrzebowego. Tam wydarzyło się coś zdumiewającego i niecodziennego. Choć trudno w to uwierzyć, kobieta okazała się wciąż żywa. Jak to możliwe?Kobieta zmarła, po czym ożyła w domu pogrzebowym. O tej szokującej sprawie informuje New York PostDr Heriberto Vera ze szpitala, w którym przebywała 46-latka, w pewnym momencie poinformował jej rodzinę, że pacjentka zmarła. Jako przyczynę zgonu podał raka macicy. Chwilę później w szpitalu zjawili się pracownicy domu pogrzebowego Duarte e Hijos i zabrali zwłoki kobiety. Po przybyciu na miejsce doznali szoku, gdy zauważyli, że worek z ciałem się rusza. Szybko zawiadomiona została opieka społeczna (IPS), która wezwała pogotowie. Chorą kobietę zabrano ponownie do szpitala, lecz tym razem do placówki państwowej. Stan kobiety określono jako stabilny.Rodzina kobiety o zaistniałej sprawie zawiadomiła policję. W rozmowie z "ABC Color" mąż kobiety stwierdził m.in., że uważa, że dr Heriberto uznał jego żonę za martwą, gdyż nie chciał się nią już dłużej zajmować i jej leczyć. Dowodem na to ma być chociażby fakt, że nie zgodził się przyjąć Duarte ponownie, gdy okazało się, że wciąż żyje i wymaga hospitalizacji. Dr Vera broni się, mówiąc, że doszło po prostu do fatalnej pomyłki i nie wyczuto pulsu kobiety.Źródło: fakt.pl/nypost.com
Z informacji uzyskanych przez PAP wiadomo, że na Litwę dotarł już transport 4 mln tabletek z jodem, które przeciwdziałają napromieniowaniu. Ma to związek z obawami przedstawicieli rządu tego kraju o zdrowie i życie obywateli.Ostrowiec szykuje się do uruchomienia elektrowni atomowej. Mieszkańcy okolic przyjmą tabletki z jodem– Powinniśmy zachować czujność i gotowość do reagowania, zwłaszcza, gdy chodzi o ochronę naszych mieszkańców – podkreślał litewski minister zdrowia Aurelijus Veryga cytowany przez PAP. Słowa te padły w specjalnym komunikacie resortu, który został wydany 6 maja.Tabletki jodku potasu zostaną rozdane mieszkańcom Litwy przed uruchomieniem elektrowni atomowej w Ostrowcu na Białorusi. Nastąpi to jeszcze w tym roku. Tabletki mają działać jako środek zapobiegawczy na każdą ewentualność i według doniesień mediów będzie musiał przyjąć je każdy.Mieszkańcy Litwy otrzymają je bezpośrednio przed uruchomieniem centrali atomowej w położonym tuż przy granicy Ostrowcu na Białorusi. Tabletki z jodem podane będą głównie tym osobom, którzy mieszkają w promieniu 30 kilometrów od tej elektrowni jądrowej.Elektrownia atomowa na Białorusi zlokalizowana jest w odległości dokładnie 50 km od Wilna. Składa się ona z dwóch rosyjskich bloków energetycznych, o łącznej mocy mogącej wynieść nawet do 2,4 tys. megawatów. Uruchomienie przynajmniej pierwszego bloku ma nastąpić jeszcze w tym roku.Litwa, jako kraj sąsiadujący z Białorusią, od lat protestuje przeciwko budowie elektrowni jądrowej w Ostrowcu. Władze kraju i aktywiści alarmują, że powstający obiekt jest niebezpieczny oraz że może zagrażać bezpieczeństwu narodowemu, w tym nawet środowisku naturalnemu, jak i samym mieszkańcom Litwy, szczególnie tych mieszkających w bliskiej okolicy.Źródło: PAP / TVP Info / Polsat News
Dyrektor z zrzeszającej sadowników organizacji ANPP Josselin Saint-Raymond wydał oświadczenie, że nowe dyrektywy ws. pracowników z UE wejdą od poniedziałku. Jest to dość pozytywna informacja dla osób poszukujących pracy i trudniących się pracą sezonową. Wiadomości dotyczące otwarcia granic we FrancjiNie do końca jest wiadome, jaki tranzyt będzie możliwy jeśli chodzi o tranzyt przez Czechy, Niemcy oraz Belgię. Może być to problematyczne, ponieważ te kraje łączą się między Polską a Francją. Aktualnie ograniczenia sanitarne uniemożliwiają w pojeździe osobowym jazdy ponad dwóm osobom. Jest to poważny kłopot, a przyznaje to sam Saint-Raymond. Jeśli w maju nie powstaną połączenia lotnicze między Polską i Francją, zostaną wynajęte czartery.- Jak się wydaje są już europejskie porozumienia w sprawie dojazdów do pracy, i z każdym dniem znoszone są obostrzenia - mówił sam Prezes ANPP Daniel Sauvaitre, który wierzy w pracę Polaków.Francuski dziennik "Le Figaro" opisuje ogromne straty dla okolicznych rolników: "Jeśli w ciągu tygodnia do dziesięciu dni nie będę miał wystarczająco ludzi, to duża część mojej produkcji pójdzie na straty". Straty liczone są w milionach, a dotyczą one obecnie głównie upraw truskawek i szparagów. Dla wielu francuskich rolników uprawy te stanowią podstawę ich dochodów. Źródło: [Polsat News]
Eurodeputowana znana jest przede wszystkim z założenia Polskiej Akcji Humanitarnej. Zaangażowana była również w protesty rodziców osób z niepełnosprawnościami. Wieści o jej chorobie zasmuciły kibicujące jej osoby. Jednak w ostatnim wywiadzie z Agatą Młynarską przekazała niesamowitą informację. Pomimo wielu trudności udało jej się pokonać chorobę. Swoimi deklaracjami wzruszyła dziennikarkę i z pewnością wywołała uśmiech na twarzach odbiorców.Janina Ochojska prędko powraca do zdrowiaW rozmowie z Młynarską Ochojska opowiadała o swojej chemioterapii oraz żmudnej walce z rakiem. Wciąż czeka ją niełatwa rehabilitacja. Bez względu na trudności posłanka wciąż zaskakuje swoim pozytywnym podejściem do życia. Obawia się jednak, że trudno jej będzie w pełni legalnie prowadzić swoje dalsze leczenie. Wynika to z obostrzeń, jakie obowiązują nas w dobie pandemii koronawirusa. W rozmowie z Wirtualną Polską martwi się konsekwencjami prawnymi, z jakimi może się spotkać, podczas terapii.„Janeczko, dziękuję ci też za to, że pokazujesz nam, że życie ma wielką wartość. Niezależnie od tego, jak bywa bolesne, warto skupić się na tym, co piękne. Z całego serca życzę ci powodzenia w Brukseli, wierzę, że wypłynęłaś na 'suchego przestwór oceanu' i tam ze swoim doświadczeniem zawojujesz i zawalczysz o pomoc dla potrzebujących" - pogratulowała aktywistce Młynarska w swoim wpisie na Instagramie.Przypomnijmy, że założycielka PAH-u otrzymała mandat w wyborach do Europarlamentu. Startując z okręgu obejmującego Dolny Śląsk, otrzymała aż 307 tysięcy głosów. Wybrana została z list Koalicji Europejskiej. Od 2019 roku wiemy o jej zmaganiach z nowotworem piersi. Źródło: [Instagram/Agata Młynarska ; Wirtualna Polska]
Henryk Jerzy Chmielewski, znany szerzej jako Papcio Chmiel, który wychował na swoich dziełach kilka pokoleń, to polski grafik, rysownik i publicysta oraz autor znanej i uwielbianej przez dzieci i młodzież, szczególnie wychowanej w PRL, serii komiksowej "Tytus, Romek i A’Tomek". Dodatkowo był także uczestnikiem Powstania Warszawskiego. Teraz 96-latek apeluje w ważnej sprawie.Papcio Chmiel apeluje w ważnej sprawiePapcio Chmiel, znany polski grafik i rysownik z Warszawy, ma już 96 lat, a w czerwcu skończy 97. Obecnie jest podopiecznym Domu Wsparcia dla Powstańców, który od lat wspiera kampania "Nie Zapomnij O Nas", dbająca m.in. o posiłki dla powstańców, podopiecznych domu. Jednak kryzys związany z epidemią koronawirusa nie ma litości i uderza we wszystkich, a jak wiadomo nic nie jest studnią bez dna i każde pieniądze kiedyś się skończą. Tak oto niestety kończą się również środki komitetu "Nie Zapomnij O Nas", o czym informują w mediach społecznościowych i wraz z Papciem Chmielem apelują o pomoc i zachęcają do wsparcia."Nie Zapomnij O Nas" to polski komitet społeczny, którego członkami są także głównie Powstańcy Warszawscy."W ramach akcji #ObiadyDlaBohaterów wspieramy Dom w zakupie ciepłych posiłków w weekendy. W każdym tygodniu to ponad 150 obiadów" - czytamy we wpisie komitetu na Twitterze, do którego załączone jest także zdjęcie Papcia.Link do zbiórki na "Obiady dla Bohaterów podczas epidemii" znajdziecie tutaj.Źródło: Twitter
Szef resortu edukacji był gościem na antenie Radia Wnet. W rozmowie poruszono między innymi temat organizacji egzaminów: - Dzisiaj opublikujemy wytyczne mówiące o tym, w jaki sposób zorganizować egzamin maturalny, egzamin ósmoklasisty, a także egzaminy zawodowe - powiedział, cytowany przez portal wp.pl. Piontkowski poinformował, że za przygotowanie wytycznych odpowiedzialna będzie Centralna Komisja Egzaminacyjna. Szef MEN postanowił uchylić rąbka tajemnicy, a także poruszył temat możliwego powrotu dzieci do szkół.MEN: "Chcielibyśmy, żeby dzieci chociaż na trochę wróciły do szkoły"Minister edukacji przekazał, że "maseczki, których mamy używać w przestrzeni publicznej, będą obowiązywały w tych momentach, gdzie poruszamy się w przestrzeni publicznej, gdy młodzież będzie szła do szkoły czy zmierzała do sali egzaminacyjnej". Jednocześnie zapewnił, że podczas egzaminu nie będzie obowiązku ich noszenia. - Oczywiście ten, kto będzie chciał, będzie się w ten sposób czuł bezpiecznie, będzie mógł to zrobić, ale obowiązku zasłaniania nosa i ust w trakcie samego egzaminu nie będzie - podkreślił. W przygotowywanych wytycznych określona zostanie również odległość między poszczególnymi uczniami. W dalszej części rozmowy Piontkowski wypowiedział się w sprawie spodziewanego terminu otwarcia szkół.- Wczoraj podpisałem rozporządzenie. Mówi ono o tym, że ograniczenie w funkcjonowaniu szkół obowiązuje do 7 czerwca. Myślę, że za kilka dni pan premier poinformuje, jaka będzie ostateczna decyzja. Chcielibyśmy, żeby dzieci chociaż na trochę wróciły do szkoły. - mówił. Przypomniał, że od 25 maja rodzice będą mieli możliwość posłania do szkół dzieci z klas I-III.Źródło: wp.pl
Zebrani prowadzą masowo relacje na żywo w mediach społecznościowych. Atmosfera jest gorąca, a strajkujący obecnie otoczyli Nowogrodzką.Strajk Przedsiębiorców. Czy zostanie użyty gaz?Zarówno strajkujący, jak i nasz informator przekazał informacje o prawdopodobieństwie użycia gazu przez policję, która otoczyła zgromadznie. Funkcjonariusze są w to wyposażeni. Na Nowogrodzkiej słychać głośne syreny, krzyki i skandujących protestujących. Z doniesień wynika, że gaz paraliżujący został już użyty.Około godziny 17:30 protestujący zatrzymali dwa radiowozy policyjne znajdujące się w okolicy pl. Zawiszy. Kierowcy nie mogą przebić się przez tłumy, które wyszły na ulicę. "Niestety mamy do czynienia z przypadkami agresji wobec policjantów. W związku z czynną napaścią na funkcjonariuszy użyto środków przymusu bezpośredniego w postaci siły fizycznej i gazu" - pisała chwilę przed godziną 17 Komenda Stołeczna Policji na Twitterze.- Tych zachowań agresywnych nie brakuje, bo mówimy też o uszkodzonym radiowozie. W tym przypadku osoba została zatrzymana przez policjantów. Mówimy już o zatrzymaniu procesowym. Osoby, które zostały dziś zatrzymane prewencyjnie, na bieżąco wykonujemy z nimi czynności. Osoby te zostaną zwolnione - mówił na antenie TVN24 Sylwester Marczak, rzecznik KSP.Podczas strajku zatrzmano również senatora Jacka Burego, który twierdzi, że wylegitymował się funkcjonariuszom swoim immunitetem. Policja zaprzecza jakoby miało to miejsce. Wydano nawet w tej sprawie komentarz: "W trakcie naszych działań nie zatrzymano, żadnej osoby posiadającej immunitet. Podkreślamy, że senator wszedł do radiowozu i nie chce go opuścić. W związku z powyższym radiowóz pozostał na Placu Zamkowym" - pisała Policja_KSP na Twitterze.Fotorelacja z miejsca zdarzenia, godz. 18:30.Foto: Marek Hanyżewski
W związku z panującą na świecie pandemią koronawirusa i ryzykiem zakażenia, w sklepach i innych miejsach publicznych obowiązuje przestrzeganie najwyższego stopnia reżimu sanitarnego. Wiele placówek wyposażonych zostało w płyny i żele do dezynfekcji rąk oraz inne środki ochrony. W sklepie IKEA w holenderskim Haarlem doszło do skandalicznej pomyłki ze strony kobiety z ekipy sprzątającej.Żel antybakteryjny został pomylony ze środkiem do czyszczenia rur. Klienci poparzeniPracownica sklepu środkiem do czyszczenia rur i kanalizacji wypełniła butelkę po płynie dezynfekującym. Niczego nieświadomi klienci i pozostali pracownicy sieci dezynfekowali sobie dłonie tą substancją, po czym doznawali szoku na skutek bólu, świądu i poparzeń.Do tego tragicznego zdarzenia doszło w sobotę, zaś lokalne media o incydencie poinformowały dopiero w środę. Na stronie internetowej publicznego nadawcy NOS opublikowane zostały nawet zdjęcia poparzonych rąk klientów i pracowników.Dozownik z niebezpiecznym środkiem umieszczony został przed wejściem do sklepu. Na jego użycie zdecydowało się co najmniej kilka osób. Szybko jednak zorientowano się, że doszło do fatalnej i niezwykle groźnej pomyłki. Wezwano policję i zespół pogotowia ratunkowego, którzy zaraz po zgłoszeniu pojawili się na miejscu. Kontakt z groźną substancją mogło mieć co najmniej 10 osób, jednak najbardziej poszkodowane okazały się trzy osoby - jeden racownik i dwoje klientów. Wymagali oni pomocy ratowników, ich obrażenia były najdotkliwsze - doszło do poparzenia pierwszego stopnia. Przedstawiciele sklepu już wydali oświadczenie w tej sprawie i przepraszają za zaistniałą sytuację."Najmocniej przepraszamy, za to co się wydarzyło. Zawsze zapewniamy bezpieczeństwo przy robieniu zakupów, taka sytuacja nie powinna mieć miejsca" - poinformowano w oświadczeniu. Poszkodowani mogą domagać się teraz od sieci odszkodowania.Kobieta, przez którą doszło do całego zamieszania, tłumaczyła policji, że po prostu pomyliła etykiety płynów.Źródło: polsatnews.pl
Dramat jednej z rodzin zamieszkujących Legnicę rozpoczął się w 1994 roku. Podczas spaceru do okolicznej apteki z wózka skradziono 1,5-roczną dziewczynkę. Organy ścigania jako głównego podejrzanego wyznaczyły jej ojca. Zniknął on razem z porwaną. Próby odnalezienia mężczyzny przez lata nie dochodziły do skutku. - Byliśmy z mężem, wnuczką i Robertem u lekarza. Weszłam do apteki, żeby kupić dziecku leki. Robert został z dzieckiem. Gdy wyszłam z apteki, już ich nie było - tłumaczyła reporterce "Interwencji" Julia Markowska, babcia dziecka.Monika po 26 latach ponownie jest szukana przez policjęJak donosi Polsat News, 27-letnia kobieta zamieszkująca Stany Zjednoczone skontaktowała się z funkcjonariuszami. Podejrzewa, że to właśnie ona może być zaginioną. Przedstawicielka legnickiej policji, Jagoda Ekiert potwierdziła informacje o wznowieniu prac nad jej odnalezieniem. Jeśli okaże się, że mieszkanka Ameryki faktycznie nią jest, zamknie to sprawę ciągnącą się przez 26 lat. Przypomnijmy, że jej ojciec otrzymał wyrok za uprowadzenie oraz sprzedaż swojego dziecka. W wieku 2008 roku wrócił do Polski za pomocą żelaznego listu. Z informacji Polsat News wynika, że podczas przesłuchań wielokrotnie zmieniał on swoje zeznania. Ostatecznie uznał się za osobę niewinną. Z tezą tą nie zgodził się wymiar sprawiedliwości. Decyzją sądu został skazany na 15 lat pozbawienia wolności. Swoją karę odsiaduje od 2013 roku.Źródło: [Polsat News ; KMP Legnica]
Wobec rosnącej popularności dziennikarza wielu postanowiło przyjrzeć się jego przeszłości. Życiorys autora na pozór nie budzi zastrzeżeń. Pełnił funkcję redaktora naczelnego tygodnika Wprost, wydając przy tym wiele książek. "Zabić papałę" czy "Polska mafia" to jedne z popularniejszych pozycji pisarza. Jak się okazało, miał on też do czynienia z wymiarem sprawiedliwość. Prawomocny wyrok skazał go na dwa lata pozbawienia wolności. Sylwester Latkowski autor "Nic się nie stało" został skazany prawomocnym wyrokiemBył on ścigany za udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Zdaniem śledczych wynajął też litewskich egzekutorów, celem pobicia jednego z dłużników. Zaatakowany był winien działaczowi pieniądze za samochody. Kryjąc się przed organami ścigania, przebywał w Rosji, Szwecji oraz Niemczech. Na policję zgłosił się sam w 1998 roku, kiedy powrócił do Polski. Sąd uznał go za winnego wymuszeń rozbójniczych. Warto podkreślić, że poprzedni zarzut działania w grupie przestępczej nie został udowodniony przez wymiarem sprawiedliwości.Po spędzeniu 19 miesięcy w celu wyszedł na wolność w 2000 roku, aby rozpocząć nowe życie. W swoich tekstach redaktor znany jest z głośniej krytyki Platformy Obywatelskiej. To jego tygodnik ujawnił aferę wokół drogiego zegarka Sławomira Nowaka. Krytyce poddawał też komisję ds. wyjaśnienia przebiegu katastrofy smoleńskiej Antoniego Macierewicza. Jego zdaniem eksperci Prawa i Sprawiedliwości nie mieli wystarczających kompetencji do zajmowania się sprawą śmierci ważnych urzędników państwowych.Źródło: [Gazeta Wyborcza "Sylwester Latkowski, człowiek z przeszłością: skazany za wymuszenie zaczął nowe życie" 20.06.2014]
Od kilku lat jesteśmy świadkami wzrostu popularności środowisk feministycznych. Coraz więcej kobiet zaczyna dostrzegać potrzebę walki o swoje prawa. Mogliśmy zauważyć to podczas licznych protestów organizowanych przez kobiety - dla kobiet. Czarne protesty, strajki kobiet czy tak zwane "manify" były wydarzeniami, na których mogliśmy zapoznać się z kobiecymi postulatami. Jednym z nich jest prawo do zabiegu medycznego, jakim jest przerwanie ciąży. W tej sprawie swój głos zabrała Agnieszka Gozdyra. Agnieszka Gozdyra "Sprowadzacie je do roli suki w rui"Organizacje feministyczne za pomocą mediów społecznościowych przeprowadziły już wiele kampanii społecznych. Tym razem jedna z nich postanowiła poruszyć temat aborcji. Dziewuchy Dziewuchom postanowiły opublikować grafikę o treści "Procedura wykonana zgodnie z zaleceniami WHO jest bezpieczna dla zdrowia". Słowa te wypowiadała dorysowana kobieta z koszulką, na której widniał napis "Miałam 25 aborcji". Przekaz organizacji stanowczo nie spodobał się dziennikarce. Agnieszka Gozdyra w ostrych słowach obraziła kobiety. "No więc tak, Dziewuchy. W ten sposób nie robicie niczego dobrego dla kobiet. NICZEGO. Sprowadzacie je do roli suki w rui. Dostarczacie argumentów ekstremistkom po przeciwnej stronie. I jesteście dokładnie takie same. Zacietrzewione i niewyedukowane." - piszę na swoim Twitterze Agnieszka Gozdrya. Zdaniem redaktorki umieszczony obrazek nie przyniósłby zamierzonego efektu. Zarzuca autorkom projektu niewyedukowanie. Na przedstawiony zdjęciu wyróżniającym widzimy fragment programu "Tak czy Nie". Wyemitowany został na łamach "Polsat News" 05.01.2018 roku.
Cztery zgony na gorączkę krwotoczną wywoływaną przez wirus Ebola zanotowano w mieście Mbandaka. Władze wciąż starają się ustalić jak doszło przeniesienia wirusa na odległość aż 1000 km od pierwotnego ogniska epidemii na wschodzie kraju. Minister Zdrowia DKR poinformował, że w rejon natychmiast zostaną wysłane leki oraz szczepionki.Wirus Ebola - co o nim wiemy?Wirus Ebola został odkryty przez naukowców w 1976 podczas pierwszej epidemii w Zairze (dziś: Demokratyczna Republika Konga). Wywoływana przez wirusa gorączka krwotoczna cechuje się bardzo wysoką śmiertelnością. W niektórych rejonach wynosi ona nawet 90%. Objawy choroby pojawiają się od dwóch dni do trzech tygodni od zakażenia wirusem, najczęściej okres inkubacji choroby wynosi od 8 do 10 dni. Choroba zaczyna się od gorączki (ponad 38,5 °C), bólu głowy, mięśni i gardła oraz znacznego osłabienia. W następnym etapie choroby występują wymioty, biegunka, wysypka, zaburzenia czynności nerek i wątroby, a w części przypadków krwawienia zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne.Uważa się, że naturalnym rezerwuarem zarazków są owocożerne nietoperze. Największą do tej pory epidemią tej choroby zarówno pod względem liczby zachorowań, jak i liczby przypadków śmiertelnych, była epidemia gorączki krwotocznej Ebola w Afryce Zachodniej, która pochłonęła ponad 11 tysięcy ofiar. W grudniu 2016 r. badanie wykazało, że szczepionka rVSV-ZEBOV ma 70-100% skuteczności przeciwko wirusowi Ebola, co czyni ją pierwszą potwierdzoną szczepionką przeciwko tej chorobie.Źródło: Radio Zet
Początek tragicznych wydarzeń swój początek ma w listopadzie 2018 roku. 25-latka postanowiła wyprowadzić się do małej, norweskiej miejscowości Ørsta w regionie Møre og Romsdal. Otrzymała tam zatrudnienie w jednej z firm sprzątających. 21 listopada, Maja Hener chciała wspiąć się na okoliczny szczyt Saudehornet. Niestety, wyprawa ta okazała się opłakana w skutkach.Maja Herner: Niewiarygodne odkrycie norweskiej policjiJak podaje "Fakt", Polka po raz ostatni widziana była w jednym ze sklepów spożywczych. Do dziś nie wiadomo, co wydarzyło się z kobietą. W dniu zaginięcia natrafiono na samochód Hener, który zaparkowany był przy samym wejściu na szlak. 2 lata temu w poszukiwania Polki zaangażowano policję, psy tropiące, helikoptery, drony, a nawet wolontariuszy Czerwonego Krzyża. Niestety żmudne prace nie przyniosły oczekiwanego skutku.Maja Herner najprawdopodobniej zmarła w wyniku tragicznego wypadku. Po dwóch latach jej sprawa powróciła do mediów publicznych. Wszystko za sprawą niepokojącego odkrycia. Niewykluczone, że w ostatnią sobotę natrafiono na szczątki zmarłej. Tamtejsi funkcjonariusze wznowili swoje prace. Trwają badania mające na celu wyjaśnić, do kogo należy but, w którym znajdowały się fragmenty kości.- Nie mamy informacji o innych zaginionych osobach z tej okolicy, dlatego odnalezienie buta powiązaliśmy ze sprawą Mai Herner. Jednak muszą to jeszcze potwierdzić badania. Rodzina Polki została powiadomiona o sprawie - przekazał mediom prokurator.Źródło: [ Fakt/Aftenposten/Sunnmorsposten]
W zachodniej Francji doszło do zadziwiających, niezwykle bolesnych dla miłośników zwierząt zdarzeń. Miejscowe służby odebrały jednemu z cyrków lwa, który ważył o połowę mniej niż dorosły osobnik jego rozmiarów. Jak przekazano, w tym samym cyrku pozostały niestety cztery inne zwierzęta tego gatunku, jednak stan ich zdrowia jest obecnie kontrolowany.
W marcu, podczas prowadzenia pomiarów hydrograficznych przy Basenie Żeglarskim, odnaleziono niemiecką minę morską. Dziś rozpoczęły się prace, które mają doprowadzić do jej skutecznej neutralizacji. Jak podaje Interia za RMF FM, cała akcja ma potrwać nawet do godziny 15. Z tego powodu w Gdyni wyznaczono specjalną strefę na wypadek ewentualnego wybuchu miny. Mieszkańcy nie mogą wchodzić do morza, a także na wyznaczonym obszarze opuszczać domów, swobodnie się przemieszczać, czy nawet stać przy otwartych oknach. Wszystko po to, aby nikt nie ucierpiał, gdyby prace poszły nie po myśli nurków.
Jak donoszą media, narasta zamieszanie wokół filmu pt. "365 dni", czyli głośnej ekranizacji książki Blanki Lipińskiej, która stała się bestsellerem w naszym kraju. Film trafił do bazy serwisu Netflix i okazał się tam strzałem w dziesiątkę oraz międzynarodowym hitem. Teraz jednak może zostać usunięty z Netflixa. Wszystko to za sprawą aktywistek z organizacji Pro Empower, które wystosowały specjalny list do włodarzy serwisu. Żądają w tym zdjęcia filmu na podstawie powieści Lipińskiej z netflixowego ekranu.