O tej wstrząsającej sytuacji donosi portal dzialdowo.wm.pl. 27 maja pani Karolina wraz z mężem podczas wyprawy na rower zatrzymali się na mostku w Milanowie w okolicach Działdowa na Pomorzu. W pewnym momencie usłyszeli dziwne odgłosy dochodzące z rzeki lub okolic. Jak się okazało, w rzece uwięziony był pies. Zwierzę było wyczerpane i przerażone.
O kuriozalnej sytuacji, do której doszło podczas interwencji policyjnej wobec księdza w Poznaniu, zrobiło się kilka dni temu głośno w internecie. Wszystko za sprawą nagrania, na którym widać, jak ksiądz przesłuchuje, poucza i wręcz lekceważy funkcjonariuszy, jak i samą ich interwencję. Wśród opinii publicznej zawrzało, szczególnie z uwagi na brak zdecydowanej reakcji ze strony policjantów w takiej sytuacji. Rzecznik Komendy Głównej Policji odniósł się do tej sprawy w programie "Skandaliści" na antenie Polsat News.
Decyzją Ministerstwa Edukacji Narodowej, uczniowie w tym roku nie wrócą już do szkół. W kwestii ewentualnych popraw ocen mogą liczyć jedynie na ograniczone konsultacje w szkołach, które także nie są dla wszystkich, oraz na komunikowanie się z nauczycielami drogą elektroniczną. Edukacja zdalna zakończy rok szkolny. Jednak czy wszyscy uczniowie mogą liczyć na uzyskanie promocji do następnej klasy? Co na to Dariusz Piontkowski, szef resortu?
W związku z pandemią koronawirusa decyzją rządu 12 marca zamknięto wszystkie szkoły. Uczniowie musieli przestawić się na naukę zdalną, co, zdaniem wielu, nie przyniosło zadawalających efektów dla ich nauczania. Ponadto są dzieci, które nie mają dostępu do komputerów i internetu. Wymienione czynniki oraz stres spowodowany niepewną sytuacją i epidemią mógł przenieść się także na efekty kształcenia oraz oceny uczniów. Wobec tego zasugerowano podciągnięcie ocen każdemu dziecku oraz automatyczną promocję wszystkich uczniów do następnej klasy. Ministerstwo Edukacji Narodowej zabrało głos w tej sprawie. Szef resortu zdrowia nie do końca zgadza się z tymi propozycjami.
Prawo i Sprawiedliwość od pięciu lat pracuje nad poszerzaniem oferty socjalnej dla Polek i Polaków. Stopniowo przekazuje na rzecz potrzebujących coraz więcej środków. Resort rodziny podjął decyzję o kontynuowaniu programu Dobry Start. Jego celem jest wyrównanie nierówności społecznych tak, aby każde dziecko mogło spokojnie rozpocząć swoją edukację. Wnioski o pieniądze na tak zwane wyprawki do szkół będzie można złożyć już od przyszłego miesiąca. Jest to najważniejszy warunek przyznania środków, o którym trzeba pamiętać.300 plus ponownie zasili konta rodzicówOd pierwszego lipca będziemy mogli ubiegać się o przyznanie kolejnego świadczenia socjalnego. Prorodzinna inicjatywa stanowi jednorazową pomoc. Zdaniem Marleny Maląg, kierującej resortem rodziny, jest to długofalowe działanie, które ma poprawić sytuację finansową najuboższych. Przypomnijmy, że przysługuje ono wszystkim uczniom od lat 7 do lat 20. Osoby zmagające się z niepełnosprawnością na program 300 plus mogą liczyć do ukończenia 24. roku życia. 300 plus jest projektem, którym objęto miliony dzieci. W zeszłym roku z zasiłku skorzystało aż 4,5 mln młodzieży. Od momentu wprowadzenia programu przeznaczono na niego łącznie 2,67 mld złotych. W bieżącym roku kwota ma wynosić aż 1,42 mld. Przypomnijmy, że inicjatywa ta nie obejmuje studentów ani dzieci uczęszczających do żłobków lub przedszkoli. Źródło: [Radio Zet]
W ostatnich dniach Gazeta Wyborcza opublikowała niepokojący materiał. Dotyczy on abonamentu RTV. Dziennikarze wskazują, że choć nieopłacenie go nie jest w Polsce karalne, to urzędnicy już zaczynają przejmować środki seniorów. Informują, że do redakcji medium zgłosiły się zaniepokojone osoby, wobec których zaczęto ściągać należności. Przejęcie konta bankowego jest jednym z najostrzejszych środków, stosowanych przez Urząd Skarbowy. Fakt, że został wykorzystany wobec najstarszych, szczególnie zbulwersował opinię publiczną.Abonament RTV przykuł uwagę Urzędu Skarbowego. Urzędnicy podjęli stanowcze kroki wobec dłużników30 maja do redakcji Gazety Wyborczej zgłosiła się 67-letnia kobieta. Przekazała prasie zaskakujące informacje. Z niepokojących doniesień wynika, że z 2500 złotych emerytury otrzyma zaledwie 700 złotych. Informuje gazetę, że telewizora nie posiada od pięciu lat. Został on również wyrejestrowany. Wciąż jednak jest ścigana przez skarbówkę za niespłacony abonament RTV. Historia seniorki wywołała lawinę reakcji ze strony osób, które zmagają się z podobnymi problemami. Urząd Skarbowy ściga również inne osoby. Gazeta Wyborcza przedstawiła też historię 70-letniego mężczyzny. Abonamentu RTV nie płacił od 2008 roku. W związku z tym otrzymał komunikat o długu w wysokości 1723 złotych. Starsze małżeństwo, które również opowiedziało o dręczących ich problemach, wskazało, że już dawno wyrejestrowali swój odbiornik. Teraz, ich emerytura została uszczuplona o 1544 złote. Warto podkreślić, że nie spłacali abonamentu RTV, ponieważ nie było takiego obowiązku. Obecnie będą musieli zmagać się z poważnymi problemami finansowymi.Źródło: [Gazeta Wyborcza]
Za sprawą braci Sekielskich światło dzienne ujrzała kolejna sprawa, dotycząca wykorzystywania nieletnich przez duchownych. Były już, wrocławski ksiądz, Paweł K. odsiaduje wyrok za molestowanie dzieci. Obecnie złożył wniosek o przedterminowe zwolnenie z zakładu karnego. Gazeta Wrocławska podaje, że jego 7-letnia odsiadka ma zakończyć się za rok, we wrześniu. Redaktorzy medium informują, że duchowny miał być wzorowym więźniem. Podczas odsiadki wygrywał też konkursy literackie.Wrocław: Czy Paweł K. otrzyma zwolnienie warunkowe?Gazeta Wrocławska przedstawia, że biegli lekarze zdiagnozowali u duchownego zaburzenia seksualne. Oznacza to, że nawet po wyjściu z zakładu może pozostać odizolowany od reszty społeczeństwa. Decyzja ta może zostać wydana przez wymiar sprawiedliwości na wniosek dyrekcji więzienia. Przypomnijmy, że Paweł K. w 2012 roku został zatrzymany za czyny, jakich dopuścił się wobec małoletniego chłopca. O całej sprawie zaalarmowała obsługa Hotelu, w którym duchowny przebywał wspólnie z 13-latkiem. Gazeta Wrocławska podaje, że już w lutym, sąd w Bydgoszczy wydał wyrok, w którym zobowiązał Archidiecezję Wrocławską oraz Diecezję Bydgoską do wypłaty 300 tysięcy złotych. Zadośćuczynienie ma zostać przyznane ofierze Pawła K. Przypomnijmy, że decyzją ta nie jest prawomocna. Zdaniem jednej z ofiar kuria była w posiadaniu informacji o przestępstwach, jakich dopuszczał się były już kapłan Kościoła katolickiego. Źródło: [Gazeta Wrocławska]
W związku ze zbliżającymi się wyborami na prezydenta część uwagi w kontekście reelekcji Andrzeja Dudy jest poświęcona jego małżonce. Podsumowanie 5 ostatnich lat pełnienia przez nią funkcji pierwszej damy może dać wyborcom ogląd na to, czego można spodziewać się w przypadku ewentualnej reelekcji jej męża.Agata Duda - jak Polacy oceniają pierwszą damę?Choć wyniki sondażu przeprowadzonego przez IBRiS dla Wirtualnej Polski mogłyby być lepsze dla Pierwszej Damy, to jednak nie ma powodu do załamywania rąk. 21,8 proc. badanych zdecydowanie dobrze ocenia działalność Agaty Dudy jako pierwszej damy. Łącznie z 26,9 proc. oceniających ją "raczej dobrze" otrzymujemy łącznie 48,7 proc. pozytywnych ocen. Przeciwnego zdania jest 6,9 proc. oceniających Agatę Dudę "raczej źle" oraz 18,1 proc oceniających ją "zdecydowanie źle", sumując się do 25 proc. negatywnych ocen. Jak dotąd zdania na ten temat nie wyrobiło sobie 26,3 proc. badanych.Nieco gorzej dla obecnej Pierwszej Damy wygląda sondaż dotyczący oceny wszystkich dotychczas pełniących tę funkcję. W tym wypadku niekwestionowanym liderem jest Jolanta Kwaśniewska. Jako najlepszą dotychczasową pierwszą damę wskazało ją aż 48,1 proc. badanych. Na drugim miejscu znalazła się Agata Duda z wynikiem 20,6 proc. Najniższe miejsce na podium otrzymała Maria Kaczyńska: 16,6 proc. Stawkę zamykają Anna Komorowska (2 proc.) oraz Danuta Wałęsa (0,6 proc.).Badanie zostało przeprowadzone 29 maja 2020 roku w formie wywiadów telefonicznych wspomaganych komputerowo (CATI) na grupie badawczej 1100 osób. Źródło: wp.pl
Dwóch wykładowców WAT usłyszało zarzuty narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu studentów oraz nieumyślnego spowodowania śmierci jednego z nich.Wojskowa Akademia Techniczna: wykładowcy z poważnymi zarzutami po śmierci studentaPodczas jednego z egzaminów, który odbył się w zeszłym roku na terenie Wojskowej Akademii Technicznej w trakcie zajęć WF, młodzi mężczyźni biegali w mundurach, z pleckami i pełnym sprzętem. Dodatkowo panowały wówczas (czerwiec) w kraju upały, nawet o poranku. W wyniku tego trzech studentów zasłabło, z czego jeden z nich poniósł śmierć. Ofiarą padł student podchorąży III roku, który początkowo zemdlał i zmarł później w szpitalu, nie odzyskawszy już przytomności. Rzeczniczka prasowa WAT Ewa Jankiewicz przekonywała wówczas, że nie były to pierwsze takie ćwiczenia, a w poprzednich także uczestniczył zmarły student i nie było żadnych problemów. - Takie biegi odbywał wcześniej i nigdy nie miał z tego powodu problemów - podkreśliła Jankiewicz.Ponadto, jak podkreślają władze uczelni, zajęcia miały zostać specjalnie przeprowadzone w godzinach porannych, ok. godz. 8. Wszystko po to, aby uniknąć największego upału, jaki miał miejsce za dnia. Jak poinformowała w piątek Prokuratura Krajowa, prokurator z Departamentu do Spraw Wojskowych PK przedstawił zarzuty dwóm wykładowcom Wojskowej Akademii Technicznej. Wspomniani wykładowcy prowadzili zajęcia z wychowania fizycznego i decyzją śledczych ponoszą odpowiedzialność za tragiczną sytuację, do której doszło na ich zajęciach."Zarzuty dotyczą narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu podchorążych trzeciego roku WAT, a także nieumyślnego spowodowania śmierci jednego ze studentów, którzy w czerwcu ubiegłego roku uczestniczyli w marszobiegu" - podaje Polsat News."Biegli z zakresu medycyny sądowej wydali opinię, z której wynika, że główną przyczyną śmierci studenta był wysiłkowy udar cieplny skutkujący postępującą niewydolnością wielonarządową" - poinformowała Prokuratura Krajowa.Źródło: Polsat News / PAP
500 plus jest niewątpliwie sztandarowym programem rządu PiS oraz jego symbolem, dzięki któremu, poniekąd, przyciąga swoich wyborców, gdyż chętnych do pobierania tego świadczenia nie brakuje. Początkowo zakładano, że program ten ma na celu wsparcie rodzin ubogich i wyrównanie społeczne, aby żadne polskie dziecko nie odstawało od reszty. Jednak od 2018 roku świadczenie to przysługuje już niemal wszystkim rodzinom, które mają chociaż jedno dziecko do 18 r.ż. oraz bez kryteriów dochodowych. Oznacza to, że 500 plus pobierają również zamożne rodziny, które w gruncie rzeczy wcale tego nie potrzebują. Ten problem zauważa spora część opinii publicznej.500 plus powinno trafiać tylko do najuboższych rodzin?Zdaniem niektórych osób, świadczenie 500 plus w takiej formie, w jakiej jest obecnie i gdy przysługuje także najbogatszym, nie jest dobrym rozwiązaniem, zwłaszcza w dobie pandemii koronawirusa i kryzysu z nią związanego. Zdaniem wielu konieczna jest reforma tego programu.Nieprzekonany do obecnej formy świadczenia 500 plus, a w szczególności do jej waloryzacji, jest także główny ekonomista ZUS, prof. Paweł Wojciechowski. W wywiadzie dla Money.pl przyznał, że pieniądze te nie wszystkim się należą i powinny trafiać jedynie do rąk najbardziej potrzebujących."Uważam, że zamiast podnosić 500+, lepiej je adresować do tych, którzy faktycznie go potrzebują, czyli rodzin o niższych dochodach. To świadczenie nie wszystkim się należy, powinny je otrzymywać dzieci mniej zamożnych rodziców" - powiedział w rozmowie z portalem Money.pl prof. Paweł Wojciechowski z ZUS.Sporo osób, z powodu pandemii i kryzysu, jest nawet za całkowitym zlikwidowaniem tego świadczenia. Jednak, jak zapewnia rząd, wstrzymanie wypłat z programu 500 plus w związku z wybuchem epidemii koronawirusa nie będzie miało miejsca.Źródło: Money.pl / Radio Zet
Mea czuła się wszelako nieco zawiedziona, albowiem w naiwności ducha rozumiała, że po chrzcie wybieleje natychmiast na niej skóra, i wielkie było jej zdziwienie, gdy spostrzegła, że pozostała czarna jak i przedtem. Nel pocieszyła ją jednak zupełnie zapewnieniem, że ma teraz duszę białą.Podobnych przykładów domniemanej wyższości ludzi białych nad w gruncie rzeczy naiwnymi i leniwymi "Murzynami" (samo słowo jest dziś uważane za obraźliwe) u Sienkiewicza odnajdziemy sporo. Poza wciągającą, przygodową fabułą autor przemycił w powieści również mnóstwo – typowej zwłaszcza dla wieku XIX – ideologii. Świat w "Pustyni i w puszczy" jest bowiem światem, w którym cywilizowany biały człowiek niesie dzikim ludziom światło edukacji i nowoczesności. "Wa-hima mają czarne mózgi, ale twój mózg powinien być biały. Ty skoro zostałeś ich królem, powinieneś ich oświecić i nauczyć tego, czego nauczyłeś się ode mnie i od bibi", mówi na kartach książki Sienkiewicza ukochany przez małych chłopców Staś."W pustyni i w puszczy" a George FloydPochwała kolonializmu, przekonanie, że "Anglia jest wieczna", a "Murzyni, póki mahometanizm nie wypełni ich dusz nienawiścią do niewiernych i okrucieństwem, są raczej bojaźliwi i łagodni", słowem: utrwalanie przestarzałych i szkodliwych stereotypów od lat budzą sprzeciw części czytelników, którzy zadali sobie trud i po latach powrócili do ukochanej w dzieciństwie lektury.Podobnego zdania jest Katarzyna Fiołek, nauczycielka skierowanej do ministra Dariusza Piontkowskiego petycji, celem której jest usunięcie popularnej książki z listy szkolnych lektur. "Nie boję się stwierdzić, że »W pustyni i w puszczy« to książka, mimo wszystko, rasistowska, że Afryka na jej kartach to jedynie przefiltrowana przez wyobraźnię autora wizja Afryki, która z prawdziwym kontynentem nie ma nic wspólnego. Autorzy podstawy programowej z bliżej nieznanych powodów założyli, że dzieło to będzie kształtować estetykę, gust, wrażliwość, ale zapomnieli, że czynić to będzie poprzez wiktoriański imperializm. To on dzielił świat na czytelne połowy - na cywilizowany świat białych i barbarzyński świat wszystkich pozostałych. Tyle że taki świat, Panie Ministrze, już nie istnieje", mówi, cytowana przez Onet, autorka petycji."To książka, która pomimo wielu swoich wspaniałych cech, uczy pogardy, braku szacunku i poczucia wyższości nad każdym, kto nie jestem białym chrześcijaninem. Jaki jest cel indoktrynowania uczniów myśleniem o świecie sprzed stu sześćdziesięciu lat?", dodaje. Dodajmy, że, jak wskazuje "Wyborcza", iskrą do powstania petycji zdają się być powstałe po śmierci George\'a Floyda antyrasistowskie protesty. Przypomnijmy, że czarnoskóry mężczyzna zmarł w trakcie interwencji policyjnej po tym, jak biały funkcjonariusz klęczał mu na szyi przez niemal dziewięć minut, uniemożliwiając dopływ tlenu. "W świecie śmierci z powodu koloru skóry nie pozostaje nic innego, jak stwierdzić, że Kali ma twarz George’a Floyda", twierdzi Fijołek.Czy Pani tę książkę czytała?Mimo że nauczycielka nie jest bynajmniej odosobniona w swoich poglądach (o sprawie pisali uznani polscy publicyści, m.in. Paweł Cywiński czy prof. Jan Błoński), jak sama twierdzi, zdawała sobie sprawę, że wsadza kij w mrowisko. Po publikacji petycji "prawicowa", powiedzmy, część sieci zawrzała. Broniący słynną lekturę nazwali Fijołek "chwastem", zarzucając, że z całą pewnością w miejsce Sienkiewicza wprowadziłaby jakże szkodliwego, promującego okultyzm "Harry\'ego Pottera". Do dyskusji włączyła się również znana ze swych wypowiedzi dotyczącej "seksualizacji dzieci" poprzez ich edukację Barbara Nowak."Nauczycielka chce wycofania lektury H. Sienkiewicza »W pustyni i w puszczy«, jej zdaniem źle są tam pokazani Murzyni i Afryka. Czarny mężczyzna i kobieta zaprzyjaźniają się z białymi dziećmi. Wspierają się wzajemnie, do tego ratują słonia Czy Pani tę książkę czytała?", czytamy na Twitterze słynnej kuratorki.Wobec wzmożonej fali hejtu i obraźliwych wiadomości napływających na prywatne konto Katarzyny Fijołek nauczycielka zdecydowała się zawiesić zbiórkę podpisów pod petycją. "Nie będę ginąć za Sienkiewicza", mówi, cytowana przez "Wyborczą".Po raz kolejny otrzymaliśmy zatem dwa zwalczające się nawzajem obozy. Pozostaje nam jedynie marzyć o sytuacji, w której odpowiedzialni za edukację dzieci ludzie, kierując się ich dobrem i zapominając na moment o rzucaniu błotem, postarają się wypracować jakiś kompromis. Być może miejscem ukochanej przez dzieci "W pustyni i w puszczy" wkrótce okaże się liceum, gdzie zdobyta wcześniej wiedza pozwoli uczniom podejść do tematu nieco bardziej krytycznie.Źródła: Onet.pl; Gazeta Wyborcza; magazynkontakt.pl; twitterCytaty pochodzą z: Henryk Sienkiewicz, "W pustyni i w puszczy". Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1973 r.
Nadchodzące matury stały się okazją do rozmów z uczniami z wielu szkół. Postanowili opowiedzieć nam o przejściach i doświadczeniach, z jakimi musieli zmagać się podczas nauki. Ich poruszające relacje dla wielu stanowią przykrą codzienność. Podczas gdy skupiamy się na wynikach oraz jakości nauczania, zapominamy o samopoczuciu i problemach, które dotykają młodzież. Jeden z nich, Piotrek (imie zostało zmienione na prośbę ucznia) wyjaśnił, co spotkało go pod gmachem jednego z liceów.
W udostępnionym przez Monikę Olejnik fragmencie wywiadu w programie "Kropka nad i" w TVN24 z 2002 roku, zauważyć można również to, że Jarosław Kaczyński został niejako zbity z tropu przez dziennikarkę. Nie spodziewał się zadanego przez nią pytania. Wszystko jednak przebiegało z kulturą, szacunkiem, a nawet humorem. Nie wiadomo, czy teraz byłoby to realne ze strony prezesa PiS, który ostatnio podczas awantury w Sejmie dał niezły popis, m.in. nazywając opozycję "chamską hołotą", a nie tak dawno "zdradzieckimi mordami" i "kanaliami".
- W ciągu 8-10 dni spodziewamy się wysokiej liczby zakażonych - powiedział premier Mateusz Morawiecki podczas konferencji prasowej na Śląsku. - Sytuacja będzie się stabilizowała powoli - dodał.
Temat emerytur stażowych właśnie powrócił do debaty publicznej, dzięki trwającej kampanii przedwyborczej. Kandydaci prześcigują się w pomysłach na poprawienie jakości życia osób starszych. Na ich tle szczególnie wyróżnia się Andrzej Duda.
Pogoda w czwartek, czyli w Boże Ciało, nie będzie rozpieszczać wiernych, chcących godnie uczcić i świętować ten dzień, oraz urlopowiczów, cieszących się z dnia wolnego od pracy i z długiego weekendu. Jak prognozują synoptycy IMGW, w ciągu najbliższych godzin spodziewać się można burz, które mogą wystąpić nad przeważającą częścią naszego kraju. Wszystkiemu mają towarzyszyć ulewne deszcze, grad, porywisty wiatr czy nawet trąby powietrzne. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał ostrzeżenia.Boże Ciało. Prognozowana pogoda nie daje powodów do radości. Ostrzeżenia IMGWPogoda w Boże Ciało obfitować będzie w gwałtowne i groźne zjawiska, a sytuacja może być dynamiczna. Burze nad Polską przechodzą już od wczesnego popołudnia, głównie nad południowym wschodem kraju. Burzom towarzyszą intensywne opady deszczu i silny wiatr.Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej ostrzega przed burzami w czwartek i wydał ostrzeżenia pierwszego stopnia. Alertem objętych jest głównie pięć województw. Dotyczy to województwa: śląskiego, małopolskiego, świętokrzyskiego, podkarpackiego i lubelskiego. Niewykluczone jednak, że przejściowe burze i przelotne opady deszczu mogą pojawić się także nad resztą kraju. Może także silnie zawiać, w porywach do 80 kilometrów na godzinę. Istnieje również ryzyko wystąpienia trąb powietrznych."Dziś burze będą występować na przeważającym obszarze kraju, przede wszystkim na południowym wschodzie. Będą z nimi związane opady deszczu 20-30 mm, lokalnie do 40 mm, porywy wiatru do 80 km/h oraz grad" - ostrzega IMGW w części komunikatu.Źródło: IMGW / Radio Zet
O głośnej sprawie zabrania przerażonego 3,5-letniego Franka jego matce Magdalenie Kobiałko z przedszkola i źle działającym systemie wspierania rodzin z trudną sytuacją opowiada dla "Wysokich Obcasów" Maria Starzyńska, pedagożka specjalna, kuratorka rodzinna, mediatorka i doradczyni rodzinna. "To horror, który nigdy nie powinien mieć miejsca", twierdzi.Dziecko zabrane matce z przedszkola. Koszmar rodziny trwa już od dziewięciu miesięcy"Franek został zabrany z przedszkola. Nie wiedział, co się dzieje, nie było przy tym mamy. Zawalił mu się świat. Dla dziecka to trauma, która będzie miała konsekwencje w jego dalszym życiu. Zadziałano wbrew dobru dziecka i złamano jego prawa. Rodzinę skazano na horror", mówi dla "Wysokich Obcasów" Maria Starzyńska, która dobrze przyjrzala się tej przykrej sprawie.Jak dowiadujemy się z artykułu "Wysokich Obcasów", poświęconego dramatycznej historii matki i małego synka, koszmar rodziny zaczął się we wrześniu. 3,5-letni Franek został wtedy odebrany nagle z przedszkola. Kobieta o decyzji sądu dowiedziała się na sali sądowej, później nastąpiło odebranie dziecka i zrobiono to w najgorszy z możliwych sposób. Franek został zabrany z przedszkola przez Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie (PCPR) we Wrocławiu, które zadziałało tak naprawdę na poważną szkodę dziecka, co prawdopodobnie odbije się także na jego dalszym rozwoju i przyszłości. Jak wynika z artykułu, sytuacja tej rodziny wcale nie okazała się aż tak dramatyczna, by konieczny był tak radykalny i brutalny krok. Matka bardzo się starała, by zapewnić Franiowi odpowiednią opiekę i była do niej w pełni zdolna, troszczyła się o niego i bardzo go kochała. Mieli ze sobą silną więź emocjonalną, a teraz w ogóle się nie widują."W tej rodzinie nie było sytuacji zagrażającej zdrowiu i życiu dziecka, przeciwnie - ze wszystkich opinii biegłych wynika, że Magda jest dobrą, czułą, kochającą matką, w pełni zdolną do opieki nad synem. Franek został zabrany z przedszkola bez obecności mamy - osoby, przy której czuje się bezpiecznie i z którą ma pierwotną, silną więź. W tym momencie dziecku zawalił się świat", tłumaczy dla "Wysokich Obcasów" pani pedagog i kurator.Jak dodaje pedagog Maria Starzyńska w rozmowie z "Wysokimi Obcasami", w podobnej sytuacji obce osoby będą miały problem z daniem dziecku tego, co daje mu sama obecność najważniejszej osoby w jego życiu - matki. Chłopiec bowiem bardzo za nią tęskni, a także zupełnie nie rozumie sytuacji, w której się znalazło. Niestety to odbija się na jego zdrowiu psychicznym."To jest malutkie dziecko, które z korzeniami wyrwano z domu, od matki. Zostało samo w obcym świecie. Takie symptomy występują u dzieci, które zabrano. Powodują potworne spustoszenie w dalszym życiu", mówi Starzyńska.Jak dowiadujemy się z artykułu, PCPR konsekwentnie odmawia matce kontaktów z synem, a osoba, u której przebywa 3,5-letni Franek, również jej to utrudnia, nie odbierając telefonów i nie odpowiadając na wiadomości. Dlaczego tak się dzieje i jak to możliwe, że dochodzi do tak tragicznej sytuacji, w której znaleźli się kobieta i syn?"W tej sytuacji dziwi zwłaszcza działanie PCPR, bo sąd nie wydał zakazu kontaktów dziecka z matką. Tak, niestety, często działają te ośrodki, a chodzi tu o wygaszenie więzi z matką (lub innym opiekunem, z którym dziecko ma pierwotną więź)" - przyznaje dla "Wysokich Obcasów" pani pedagog, Maria Starzyńska. Niestety nie wiadomo, jak zakończy się ta sprawa.Źródło: Wysokie Obcasy
Od dziś, także decyzją rządu, aż 10 kopalń Polskiej Grupy Górniczej (PGG) tymczasowo wstrzymuje lub ogranicza wydobycie węgla. Górnicy wrócą ponownie do pracy, gdy trudna sytuacja, związana z epidemią i masowymi zakażeniami, zostanie opanowana. Ma to zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się koronawirusa i katastrofie epidemicznej.
Przypomnijmy, że każda partia polityczna co roku musi przedstawić Państwowej Komisji Wyborczej sprawozdanie finansowe. Wykazują w nim kwoty, które znajdują się w posiadaniu organizacji. Za 2019 rok aż 85 z nich przedstawiło gigantyczne środki, jakie posiadają na swoich kontach. Postanowiliśmy przyjrzeć się przekazanym przez PKW informacjom. Niebotyczne kwoty wynikające ze składek, kredytów oraz subwencji z budżetu państwa, szokują.Polska. Ile pieniędzy posiadają partie polityczne?Zarówno Prawo i Sprawiedliwość, jak i Platforma Obywatelska zgromadziły ponad 41 milionów złotych. Obie partie wzięły też kredyty. Na podium, pod względem finansów znajduje się też PSL, który posiada 7 milionów 866 tysięcy złotych. Zaraz za nim plasuje się Sojusz Lewicy Demokratycznej z oszczędnościami w wysokości 5 milionów 777 tysięcy złotych. Przypomnijmy, że na zarejestrowane środki składają się darowizny, subwencja, składki członkowskie oraz gigantyczne kredyty. W przypadku PiS-u wynosi on aż 20 milionów złotych.Polska umożliwia partiom politycznym zgromadzenie ogromnych pieniędzy. Z informacji Państwowej Komisji Wyborczej wynika, że 7 organizacji nie przedstawiło swoich sprawozdań a trzy z nich zrobiły to po wyznaczonym przez PKW terminie. Wśród nich znajduje się między innymi organizacja Ryszarda Petru, "Teraz!". Nowoczesna, której był założycielem obecnie utrzymuje się głównie ze składek członkowskich. W innej sytuacji jest Lewica Razem (dawnej partia Razem), która funkcjonuje dzięki subwencji. Na 3 miliony 536 tysięcy złotych aż 3 miliony 146 złotych pochodzi z subwencji wyborczej. Źródło: [Państwowa Komisja Wyborcza]
Wicepremier Jadwiga Emilewicz udzieliła wywiadu sobotniemu Super Expressowi. Rozmowa została zdominowana przez tematy związane z pandemią koronawirusa.Jadwiga Emilewicz: Górnicy zarobią mniejEmilewicz po raz kolejny w ostatnich dniach odpierała zarzut o niesprawiedliwość gwarancji 100% wypłat dla górników w sytuacji, gdy na podobne traktowanie inni pracownicy nie mają co liczyć. - Mamy tu dwa różnicujące elementy - stwierdziła. - Z jednej strony mówimy o dylematach przedsiębiorców, którzy stoją przed wyborem, czy w związku z niższymi zamówieniami zwolnić część pracowników lub obniżyć im wymiar pracy, czy jednak skorzystać z dopłaty do wynagrodzeń - tłumaczyła Emilewicz. - Z drugiej strony sytuacja śląskich górników wygląda zupełnie inaczej, oni są w domach na przymusowej kwarantannie - dodała. - Stąd decyzja o pełnej wypłacie pensji - uzasadniła stanowisko rządu Jadwiga Emilewicz.- Warto też pamiętać, że części składowe wynagrodzenia górników to nie tylko pensja podstawowa, lecz także szereg dodatków - przypomniała wicepremier. - Proporcjonalnie ich wynagrodzenia w czasie kwarantanny będą porównywalne do tych uzyskiwanych przy obniżeniu wymiaru pracy - stwierdziła. Zatrzymanie pracy kopalni ma trwać co najmniej trzy tygodnie. Decyzja została podjęta wspólnie przez Ministerstwo Aktywów Państwowych oraz Ministerstwo Zdrowia. Zawarto w tej sprawie porozumienie ze związkami zawodowymi. Górnicy są jedyną grupą zawodową, której rząd zdecydował się zagwarantować całe pensje. - Wszyscy górnicy za ten okres postojowego otrzymają sto procent wynagrodzenia, czyli nie poniosą żadnych strat finansowych, strat ekonomicznych - zapewniłał kilka dni temu wicepremier Jacek Sasin. - Bardzo nam zależało na tym, żeby górnicy nie byli ekonomicznie karani za to, że w kopalniach doszło do zarażeń, które nas skłoniły nas do podjęcia takich decyzji - uzasadniał.Źródło: Super Express
Ognisko koronawirusa wykryto w niewielkim zakładzie odzieżowym w Toruniu (woj. kujawsko-pomorskie). "Zakażonych jest troje pracowników i trzy osoby z kontaktu" - poinformował doradca wojewody kujawsko-pomorskiego. O sytuacji donosi PAP i RMF FM.Wiadomości z Torunia. Ognisko koronawirusa w zakładzie odzieżowymJak informują media, w Toruniu po długim czasie wykryto nowe ognisko koronawirusa. Dotyczy to niewielkiego zakładu oddzieżowego na terenie miasta.- Zakażenie koronawirusem SARS-CoV-2 stwierdzono u trzech osób pracujących w tym zakładzie i trzech współzamieszkujących z nimi. Kwarantanną objęto 8 osób - przekazał mediom Jarosław Jakubowski, doradca wojewody kujawsko-pomorskiego.Toruń i jego okolice długo unikały większych ognisk zakażeń groźnym wirusem, wywołującym chorobę COVID-19. Ognisko koronawirusa w zakładzie odzieżowym jest bowiem pierwszym większym ogniskiem w tym regionie od kilku tygodni. W niedzielę poinformowano o 12 nowych przypadkach zakażenia w województwie kujawsko-pomorskim, z czego 4 zakażenia dotyczą osób z Torunia, 6 z powiatu toruńskiego i po jednej z powiatów bydgoskiego i żnińskiego.W tym regionie od początku epidemii potwierdzono 626 przypadków zakażeń, z czego 49 osób zmarło, a 515 osób wyzdrowiało. Testów na obecność koronawirusa w województwie kujawsko-pomorskim wykonano ponad 52,5 tys.Źródło: PAP / RMF FM
Dr hab. Tomasza Dzieciątkowskiego, uznany wirusolog, udzielił obszernego wywiadu RMF FM. Pytany o słowa Łukasza Szumowskiego, który zapowiedział ostatnio, że możliwy jest scenariusz, według którego czeka nas częściowe przywracanie obostrzeń, oraz czy sam wprowadziłby dodatkowe restrykcje, odparł: – Przede wszystkim ja bym tych wszystkich obostrzeń nie poluźniał. Dopóki nie będziemy obserwować spadku zachorowań, to zasady kwarantanny powinniśmy zachować.
48-letni mężczyzna, sprawca samopodpalenia trafił do szpitala przy ul. Szaserów. Policja stara się ustalić co było przyczyną tak dramatycznego gestu. Pojawiły się pierwsze spekulacje w tej kwestii.Sejm RP miejscem samopodpalenia. W jakim stanie znajduje się mężczyzna?Na ten moment wiemy wyłącznie, że mężczyzna pozostaje w stanie śpiączki farmakologicznej. Informację tę przekazała redakcja polatnews.pl. Możemy wyłącznie domyślać się, że stan mężczyzny jest stabilny, jak przekazał bowiem cytowany przez portal nadkom. Robert Szumiata, po jego wybudzeniu zapadnie decyzja o terminie przesłuchaia.Do zdarzenia doszło we wtorek około godziny 13.45. - Przed pomnikiem AK u zbiegu ul. Jana Matejki i Wiejskiej podpalił się 48-letni mężczyzna - poinformowała wtedy policja. W akcji ratunkowej brali udział policjanci, funkcjonariusze Straży Marszałkowskiej, a także przypadkowi świadkowie. Mężczyzna przytomny został zabrany karetką do szpitala.Jak podaje Polsat News mężczyzna - zanim się podpalił - podszedł do stojących w pobliżu dziennikarzy i spytał, czy zajmują się dziennikarstwem śledczym. Krzyczał, że "nie ma sprawiedliwości w tym kraju". Następni odszedł w stronę pomnika i podpalił się.Super Express dotarł do matki 48-latka - Syn załamał się, gdy gmina uwłaszczyła naszą drogę, która prowadziła przez środek pola, w dodatku ją poszerzyła, zabierając kawałek ziemi - mówi kobieta zapytana o możliwe przyczyny działań syna. Źródło: Polsat News, Super Express
Koszmar, jaki latami dział się w ośrodku wychowawczym prowadzony przez Zgromadzenie Sióstr Boromeuszek odcisnął trwałe piętno na życiu podopiecznych siostry Bernadetty. Gwałty, pobicia, kąpanie w zimnej wodzie w ramach "kary za grzechy" oraz wiele innych wymyślnych tortur złamało psychikę wychowanków. Słynna na całą Polskę siostra zakonna odpowiedziała za swoje czyny, a jej procesowi przyglądał się cały kraj. Gdzieś jednak w całej tej historii zgubiono losy samych podopiecznych oraz odpowiedzialność państwa za zgodę na brak nadzoru nad ośrodkiem.Gwałciciele, złodzieje, ofiary Skoro już o państwie mowa, w życiu wielu wychowanków pomoc państwa nie pojawiła się wcale. Widoczne były tylko kraty, kajdanki i sąd, gdy latami poniżani, gwałceni i bici znaleźli ujście nagromadzonych emocji w przestępstwie. Tak wyglądała proza życia dwóch kuzynów z Rybnika Tomasza Z. i Łukasza N., którzy w 2014 roku zostali zatrzymani i skazani za zabójstwo 8-letniego Mateusza. Dziś odsiadują wyroki 25 lat pozbawienia wolności. Obaj przyznali się do tego, że zgwałcili i pobili chłopczyka, w którym Tomasz był zakochany. Tomasz Z. – kiedy był wychowankiem sióstr, jeszcze zanim skończył 5 lat – został zgwałcony przez starszego kolegę.Równie tragiczna jest historia Patryka J. Mężczyzna został zatrzymany przez policję pod zarzutem seksualnej napaści na dwie nastolatki. Podczas przesłuchania przyznał się jednak do 30 kolejnych gwałtów na terenie Katowic. Dopiero opinia biegłych przerwała radość śledczych, zadowolonych z polepszenia statystyk. Okazało się, że 21-latek zmyśla. Nie wiadomo dlaczego to zrobił, niektórzy wskazują, że pobyt w ośrodku Boromeuszek zostawił w nim wyuczone poczucie winy oraz strach przed jakimkolwiek nieposłuszeństwem. Siostra Bernadetta nie miała litości dla tych, którzy nie chcieli się przyznać do winy. Każdemu zaprzeczającemu dolewała więcej wody do trzymanej za karę nad głową miski.Inny los szykowała dla siebie Marta. Dziewczyna z niezwykłą upartością chciała zostać policjantką. Trafiła do klasy mundurowej, odbywała kolejne kursy i egzaminy. W końcu dobrze zapowiadająca się kariera została przerwana szybciej, niż się zaczęła. Marcie wysiadło serce. Zdaniem specjalistów przyczyną był ogromny stres oraz nieleczone przeziębienia. Kobieta w trakcie pobytu w ośrodku wielokrotnie otrzymywała jedną z najpopularniejszych w tym miejscu kar - kąpiel w zimnej wodzie. Dziś jest kelnerką, mieszka w mieszkaniu socjalnym.Takich tragicznych historii są setki. Tygodnik Polityka, któremu udało się prześledzić 150 życiorysów wychowanków wylicza: 90 karanych za występki dalece poważniejsze niż grabież roweru, 8 karanych za gwałty, 5 za morderstwa. Ośrodek określany jest przez policjantów "inkubatorem zła".Afera, która wybuchła w 2007 roku nie doprowadziła do zamknięcia ośrodka. Działał on, praktycznie bez jakiejkolwiek kontroli aż do 2015 roku, kiedy to został zamknięty decyzją Zarządu Kongregacji Sióstr Boromeuszek. Kontrole w tego typu zakładach są niemożliwe z powodu zapisów konkordatu, wykluczających nadzór władz świeckich nad nimi. Sam zakon nie poczuwa się do odpowiedzialności finansowej za ofiary. Siostry zapewniają jednak o codziennej modlitwie za pokrzywdzonych. Jedna z podopiecznych kilka lat temu domagała się zadośćuczynienia oraz miesięcznej renty, brak jednak informacji o pozytywnym załatwieniu sprawy.Siostra Bernadetta została skazana na 2 lata pozbawienia wolności. Mimo usilnych starań zakonu, który wynajął dla niej renomowanego adwokata, nie udało się zawiesić wykonania kary ze względu na wiek kobiety. Zakonnica odsiedziała cały wyrok, po czym trafiła do Domu Miłosierdzia w Trzebnicy, gdzie żyje po dziś dzień w sterylnych, klasztornych warunkach. Źródło: Polityka
Był to wówczas prawdopodobnie pierwszy taki przypadek w Polsce, kiedy matka decyduje się na taki krok, jakim jest oddanie dziecka, które nie jest już noworodkiem. Wydarzyło się to cztery lata temu we Wrocławiu. Zakonnice mówiły o zdecydowaniu i desperacji matki oraz że był to czyn dobrze przemyślany, co miało być mocno zauważalne.Okno życia we Wrocławiu. Cztery lata temu matka pozostawiła w nim 1,5-roczne dziecko. Niebywała sytuacjaO sytuacji informowały czołowe polskie media, w tym szczególnie TVN w specjalnym materiale "Faktów". Mówiono wtedy o prawdopodobnie pierwszym takim przypadku w naszym kraju, dlatego o sprawie zrobiło się tak głośno. To zdarzenie wstrząsnęło Polkami i Polakami. W oknie życia, które prowadzone jest przez siostry boromeuszki we Wrocławiu, pozostawione zostało aż półtoraroczne dziecko. Co kierowało matką i jaki był tego powód? Jak można się domyślać, musiał być naprawdę poważny, a sytuacja prawdopodobnie bez innego wyjścia. Kobieta, która przyniosła dziewczynkę, w rozmowie z zakonnicami skarżyła się na wyjątkowo trudną sytuację lokalową i materialną.- Siostry próbowały przekonać matkę półtorarocznej dziewczynki do innego rozwiązania, ale kobieta była zdecydowana na pozostawienie swojego dziecka - czytamy na stronie "Faktów" TVN w opisie do reportażu.- (...) wtedy siostra podeszła tam na zewnątrz i zaprosiła kobietę (matkę dziecka - red.) do biura fundacji. gdzie próbowała szukać innego rozwiązania, niekoniecznie żeby to dziecko było zostawione tutaj, natomiast mama widać było, że to już był czyn przemyślany i była bardzo zdesperowana. (...) powiedziała, że nie jest w stanie już nim dłużej opiekować - mówiła dla "Faktów" TVN jedna z zakonnic. Nie wiadomo, jak potoczyły się dalsze losy tego dziecka, które obecnie ma już ok. 5,5 roku.Źródło: "Fakty" TVN
W przypadku kar, za przekroczenie granicy z Czechami, jest mowa o naprawdę wielkich sumach, siegających nawet 170 tysięcy złotych. Dotyczy to głównie mieszkańców przygranicznego Śląska, które czesi wciąż uznają za poważne zagrożenie epidemiczne. Zamknięte granice obowiązują jeszcze przynajmniej do 15 czerwca, później - jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem - będzie można już swobodnie przekraczać granicę polsko-czeską.Śląsk nie ma lekko. Kary za przekroczenie granicy polsko-czeskiej dla Ślązaków powalają!Przekraczanie granicy z Czechami w województwie śląskim wciąż jest zabronione. Jego mieszkańcy, jeśli dopuszczą się złamania tego zakazu, muszą liczyć się z ogromną karą pieniężną, która może przyprawić o zawrót głowy. Wynika to z tego, że region śląski, graniczący z Czechami, zaznaczony jest na czeskiej mapie bezpiecznych państw cały czas na czerwono, jako duży stopień zagrożenia epidemicznego i wciąż nieopanowanej epidemii. Oznacza to, że według Czechów sytuacja na Śląsku nadal jest fatalna, a otwarcie granic jest ryzykowne. Polacy z innych części Polski mogą już swobodnie przekraczać granicę polsko-czeską, jednak też powinni uważać.- Obecnie granica z Czechami jest dla mieszkańców woj. śląskiego zamknięta również tranzytowo, a nawet pracownicy transgraniczni muszą mieć negatywny test na koronawirusa - informuje portal eska.pl.Jedynym warunkiem do przekroczenia granicy polsko-czeskiej bez konfekwencji, jest powód zawodowy lub zdrowotny. Natomiast jeśli Ślązacy przekroczą granicę bez tych dwóch wyraźnych powodów (celowo lub przez pomyłkę), mogą liczyć się z naprawdę dużą karą. Nieprzyjemności mogą spotkać także obywateli całej Polski, jeśli nie udowodnią, że nie na pewno nie są mieszkańcami Śląska. Olbrzymia kara, o której mowa i która grozi, to nawet milion koron, czyli w przeliczeniu na polskie pieniądze aż ok. 170 tys. zł. Źródło: eska.pl
Już w najbliższy weekend klienci PKO BP spotkają się z nieprzyjemną niespodzianką. Kierownictwo banku przekazało pilną informację. Wiemy, kiedy można spodziewać się utrudnień technicznych. Wszystko za sprawą niespodziewanych prac technicznych. Chodzi nie tylko o serwis internetowy, ale i o bankomaty.PKO BP ma dla klientów niemiłą informacjęNajwiększy bank w Polsce zapowiedział nagłe zmiany. W najbliższą niedzielę, w nocy z 21 na 22 czerwca będą miały miejsce utrudnienia techniczne. Nie będziemy mogli skorzystać między innymi z serwisu internetowego oraz telefonicznego iPKO i iPKO biznes. Nie możliwe będzie też płacenie w sklepach internetowych, korzystając z funkcji "Płacę z iPKO".Z nieprzyjemnymi sytuacjami spotkają się też osoby, które korzystają z usług takich banków jak: Santander Bank Polska, ING Bank Śląski, mBank, BNP Paribas, Bank Millennium, Getin Bank, BOŚ Bank, Nest Bank, T-Mobile Bankowe. Przypomnijmy, że są to działania wynikające prac serwisowych, jakie będą prowadzone na rzecz banków. Sytuacja, która będzie miała miejce w najbliższych dniach, nie powinna na długo niepokoić klientów.PKO BP przeprasza swoich klientów za utrudnienia. Będą one trwać w nocy z 21 na 22 czerwca od 24:00 do 12:00. Warto podkreślić, że 22 czerwca od 6:00 do 12:00 uniemożliwione zostaną wypłaty z bankomatów za pomocą kodu BLIK. Analogiczna sytuacja będzie miała miejsce przy dokonywaniu wpłat w sklepach stacjonarnych i internetowych. Całe zamieszanie dotyczy łącznie aż 10 banków. Źródło: [TVN24 Biznes]
W jednym z ostatnich badań sondażowych przed mającymi odbyć się za tydzień wyborami prezydenckimi znajdziemy potwierdzenie trendów z ostatnich tygodni. Topnieje poparcie dla Andrzeja Dudy, rośnie Rafała Trzaskowskiego. Do wyłonienia prezydenta będziemy potrzebowali drugiej tury.Sondaż. Konieczna druga turaStawkę otwiera Andrzej Duda. Urzędujący prezydent może liczyć obecnie na 41,3 proc, poparcia. Oznacza to spadek o prawie 2 pkt. proc. Na drugim miejscu z 28,2 proc. poparcia znalazł się Rafał Trzaskowski. Kandydat Koalicji Obywatelskiej notuje rekordowy wzrost. W stosunku do poprzedniego badania Ibris, poparcie dla Trzaskowskiego wzrosło o ponad 12 pkt. proc.Na ostatnim miejscu podium znalazł się Władysław Kosiniak-Kamysz. Kandydat Ludowców zdobył 8,3 proc. poparcia (spadek o 1,3 pkt. proc). Tuż za nim Szymon Hołownia, który przekonał 8,1 proc. ankietowanych (spadek o 1,8 pkt. proc.). Dosyć sporo, bo aż 2,2 pkt proc. traci Krzysztof Bosak. Kandydat Konfederacji znalazł się na 5. miejscu z 4,6 proc. poparcia. Stawkę liczących się kandydatów zamyka Robert Biedroń z 3,8 proc. poparcia oraz spadkiem o 3 pkt. proc.4,5 proc. ankietowanych wciąż nie wie, na kogo odda swój głos w nadchodzących wyborach. Frekwencja szacowana jest na 66,5 proc. Tylko 20,7 proc. badanych jest pewne, że nie weźmie udziału w wyborach.Badanie zostało przeprowadzone 18 czerwca metodą telefonicznych, standaryzowanych wywiadów kwestionariuszowych wspomaganych komputerowo (CATI) na próbie 1100 osób.Źródło: Onet.pl