Nie wiadomo, co było powodem tak dramatycznego kroku ze strony młodego człowieka, który miał jeszcze całe życie przed sobą. Nie wiadomo też, dlaczego nikt nie był w stanie mu pomóc.Nie żyje 29-latek z Wielkopolski. Popełnił samobójstwo na kwarantannieEpidemia koronawirusa daje się we znaki wszystkim. Uderza nie tylko w gospodarkę, ma także bardzo negatywny wpływ na wiele innych spraw i czynników. Odbija się to niekiedy także bardzo na naszym zdrowiu psychicznym. Ciągłe przebywanie w zamknięciu i izolacji to dla wielu niezwykle trudny czas i bardzo nietypowa sytuacja, z którą muszą się zmierzyć. Jeszcze mniej ciekawie robi się, kiedy jesteśmy zmuszeni do odbycia przymusowej kwarantanny lub gdy musimy zmierzyć się z zakażeniem wirusem i stoczyć walkę z nim. Jest to sprawdzian, zarówno dla naszego ciała, jak i ducha oraz naszej psychiki.Jak podaje Super Express, konieczności izolacji najprawdopodobniej nie wytrzymał niestety pewien 29-latek z Kłecka z Wielkopolski. Wybrał najgorszą z możliwych rozwiązań i przykre jest to, że nikt nie był w stanie mu pomóc. Samobójstwa dokonał poprzez powieszenie. Do mieszkania mężczyzny musieli wkroczyć strażacy w specjalnych kombinezonach. Znaleźli w nim ciało 29-latka. Wyklucza się udział osób trzecich.- Biegły przybyły na miejsce stwierdził zgon przez powieszenie i wykluczył udział osób trzecich w tym zdarzeniu - mówi prokurator Radosław Krawczyk z Prokuratury Rejonowej w Gnieźnie, cytowany przez SE.Źródło: Super Express
Pandemia wirusa COVID-19 wywołała w Polsce debatę na temat jakości świadczeń socjalnych oferowanych przez nasze państwo. Wielu z nas utraciło pracę w wyniku procesu zamrożenia gospodarki. Upadek wielu firm był jednoznaczny z masowymi zwolnieniami pracowników. Od kilku miesięcy zasiłek opiekuńczy, wsparcie dla bezrobotnych czy też pieniądze z programu 500+ stanowią jedne z niewielu źródeł utrzymania w naszym kraju.Zasiłek dla bezrobotnych: Wielkie pieniądze na rzecz ratowania Polek i PolakówMimo gigantycznych wydatków z budżetu państwa na rzecz polityki socjalnej ilość pieniędzy lądujących w portfelach Polek i Polaków wciąż nie zaspokajaja wielu podstawowych potrzeb. Zasiłki stały się również jednym z ważniejszych tematów tegorocznej kampanii wyborczej. Andrzej Duda podniósł już tę niezwykle palącą kwestię i zadeklarował podniesienie świadczenia na rzecz osób zmagających się z bezrobociem. Jak podaje portal "RMF FM" niepracujący mogą otrzymać aż o 51% więcej niż otrzymywali dotychczas. Z doniesień redakcji "RMF FM" wiemy, że projekt rządu Prawa i Sprawiedliwości ma zostać wdrożony do końca środy. Na jego realizację pójdą aż 4 miliardy złotych. Przypomnijmy, że na swojej konwencji wyborczej, Prezydent Duda zadeklarował podniesienie zasiłku dla bezrobotnych aż do 1300 złotych. Głowa państwa obiecuje, że skieruje również specjalną ofertę socjalną dla tych, którzy swoje miejsca pracy utracili w wyniku pandemii koronawirusa. Planuje on wdrożenie kolejnej daniny solidarnościowej na kwotę 1200 złotych.
Sąd w Myszkowie (Śląsk), skazał Rafała B. na dwa lata prac społecznych i wysoką grzywnę. W czerwcu 2019 roku potrącił celowo głuchego i starego psa. Zrobił to z premedytacją, nagrał filmik ze zdarzenia. Niski wyrok sądu oburza.Pies został zamordowany przez młodego mężczyznęRafał B. pracował jako dostawca. Jadąc leśną drogą, zobaczył głuchego pieska leżącego na lokalnej drodze. Postanowił go potrącić. Nagrał filmik z tego strasznego zdarzenia, aby móc potem zamieścić go w internecie. "Ty! Stary! Podnoś się!"- tak mężczyzna zwracał się do konającego zwierzęcia. Na końcu filmu mówi "Ale chu...Chodzić nie umiesz, to masz teraz na łeb...". Po tym przejechał jeszcze raz po głowie pieska.22-latek pochwalił się swoim morderstwem w internecie. Ludzie oglądający filmik byli wstrząśnięci. Obrońcy praw zwierząt złożyli sprawę do prokuratury. Nagranie wstrząsnęło opinią publiczną. "Od kilkudziesięciu lat zajmuję się sprawami dotyczącymi znęcania się nad zwierzętami, ale pierwszy raz widziałam tak drastyczne i ociekające przemocą nagranie. To była egzekucja" - mówiła w tamtym czasie Magdalena Gmyrek z Oleśnickich Bid.Sąd skazał mężczyznę na 2 lata prac społecznych, karę grzywny i 10-letni zakaz posiadania zwierząt. To skandalicznie niski wyrok, biorąc pod uwage okliczności zabójstwa. Sąd zaśmiał się ludziom w twarz. Mężczyzna zdaniem wielu zasługuje na wyższą karę i leczenie. Nikt o zdrowych zmysłach nie skrzywdzi w taki sposób bezbronnego zwierzątka.Sądowe wyroki w sprawach znęcania się nad zwierzętami szokują. Zaskakuje mało poważne podejście sądów i bagatelizowanie tego typu spraw. Zabijanie zwierząt niczym nie różni się od zabijania ludzi. Wszyscy mamy prawo żyć w godnych warunkach.Źródło: [Rmf24.pl]
Śmierć 16-letniej Kornelii wstrząsnęła Polską. Zawiadomienie o zniknięciu nastolatki policja otrzymała w lutym. Obecnie wiadomo, że w tym czasie dziewczyna już nie żyła. Nowe fakty w sprawie porażają.
Niedawno we wszystkich sklepach Bidronka w Polsce miała miejsce noc wielkich promocji. Niestety w wyniku awarii kas fiskalnych, produkty nie były sprzedawane w obniżonych cenach, ale praktycznie za darmo. Dyskont prowadzi teraz śledztwo, aby ustalić kto poza klientami, kupował drogi sprzęt za bezcen.Biedronka prowadzi śledztwo ws. wielkiej promocjiAwaria prawdopodobnie przyniosła marketom milionowe straty. W nocy z 25 kwietnia na 26 kwietnia przy dużych zakupach część produktów można było otrzymać za darmo. Kasy w pewnym momencie, zamiast odliczać rabat, obniżało ceny najdroższych produktów. Jak się jednak okazuje, nie tylko klienci zyskali na pomyłce. Kasjerzy sieci Jeronimo Martins mieli również kupować praktycznie za darmo.Władze spółki podjęły kroki. W sklepach trwa gorączkowe śledztwo. Zarząd stara się ustalić, ile osób pracujących w dyskontach zyskało na promocji i co było powodem tak wielkiej awarii. Niewykluczone, że zostaną podjęte próby odzyskania straconych pieniędzy. "Teoretycznie Biedronka mogłaby rozesłać prośby do klientów o zwrot zakupionych towarów w zamian na przykład za bony zakupowe. Mogłaby zidentyfikować tych klientów, którzy podczas zakupów używali karty Moja Biedronka"- powiedział informator Radia Zet.W sieci sklepów mogą się teraz pojawić dyscyplinarne zwolnienia, jeśli potwierdzi się, że oni także kupowali produkty w zaniżonych cenach. Nie ma co liczyć na zwrot towarów przez klientów. Władze marketów chcą sprawdzić, jak wielka była skala nadużycia. Część łasych na promocje pracowników już zdołano zidentyfikować. Ich obowiązkiem było zgłoszenie błędów w kasie do działu IT, który niezwłocznie rozwiązuje takie problemy.Promocje kuszą ludzi, ale są także wbrew pozorom zyskiem dla sklepów.Gorzej, jeśli wielka promocja to wynik błędu jak w przypadku popularnego hipermarketu. Na uczciwość praconików nie zawsze można liczyć. Może będzie to nauczka na przyszłość nie tylko dla Jeronimo Martins, ale także innych spółek.Źródło: [Radio Zet]
W wielu branżach kryzys dał o sobie znać. Ludzie tracą pracę, obcina się im pensje. Niektórzy pomimo pandemii postanowili strajkować i zawalczyć o swoje. Pracownicy skarbówki szykują nietypowy protest. Pandemia nie daje możliwości wyjścia na ulicę, dlatego znaleźli inną metodę na manifestowanie swojego niezadowolenia.Prostest pracowników skarbówkiZdając sobie sprawę z sytuacji finansowej w naszym kraju, pracownicy urzędów skarbowych postanowili już teraz zawalczyć o podwyżki. Domagają się przyśpieszenia premii, która została obiecana na koniec czerwca. Doskonale wiedzą, że może zabraknąć pieniędzy. Chcą podniesienia pensji o wynegocjowane wcześniej 6%.W czwartek równo o 10 planują na 15 minut wyłączyć swoje komputery. To ma być decydujący kwadrans, petenci w tym czasie niczego nie załatwią w urzędach. Pracownicy US pytają, dlaczego właśnie ich pensje zamrożono na 10 lat. W tym czasie z podwyżek cieszyli się już pracownicy policji, sądów, ZUS-u czy służb specjalnych. "W czym jesteśmy gorsi?"- pytają.Ministerstwo Finansów jeszcze nie zdecydowało jaką decyzję podejmie ws. postulatów związkowców. Jak zauważa, to wydatek prawie miliarda złotych na kolejne kilka lat. Nie wiadomo, czy resort i nasze państwo na to stać. Związkowcy szantażują ich zwolnieniami lekarskimi.Podstawą dobrze funkcjonującego państwa są pracownicy. Warto o nich dbać i zapewniać godziwe wynagrodzenie. Godne wynagrodzenie to podstawa w cywilizowanym państwie.Źródło: [RMF24.PL]
Powszechnie wiadomo, że koronawirus przenosi się głównie drogą kropelkową. Największe ryzyko wydalenia cząsteczki wirusa pojawia się podczas kaszlu, oddychania czy kichania. Cząsteczka koronawirusa, jak ostrzegają okuliści, może także przenieść się na różne powierzchnie. Przeniesiona na błonę śluzową, np. podczas zakładania soczewek może doprowadzić do zakażenia. Jak się przed tym uchronić?Polskie Towarzystwo Okulistyczne ostrzega Polaków"Teoretycznie istnieje ryzyko przeniesienia koronawirusa w trakcie zakładania soczewek, ale można je uznać za minimalne" - mówią eksperci. Jak podkreślają, w czasie pandemii nie należy lekceważyć zaleceń higienicznych, odnośnie do sposobu zakładania soczewek. Przed każdą aplikacją należy dokładnie umyć ręce i wycierać je ręcznikiem jednorazowym. Można także decynfekować dłonie i pojemnik alkoholem etylowym. "Brakuje naukowych dowodów na rolę użytkowania soczewek kontaktowych w transmisji zakażenia, w każdym razie ich rola jest marginalna"- stwierdził prezes PTO prof. Jacek Szaflik. PTO zwraca także uwagę, że okulary mogą stanowić dodatkową barierę ochronną przed koronawirusem. Każdy jednak powinien indywidualnie dobierać drogę korekcji. Lekarze ostrzegają także pacjentów z jaskrą. Nie powinni przerywać terapii, w razie pytań i zastrzeżeń muszą skontaktować się ze swoim lekarzem. W czasie pandemii dostęp do recept może być nieco utrudniony, a zatem sugeruje się skorzystanie z porady telefonicznej. Bez trudu można także dostać e-fakturę, gdyby komuś zabrakło niezbędnych leków.Pandemia to trudny czas, musimy bardziej niż dotychczas dbać o higienę. Dotyczy to także aplikowania soczewek kontaktowych. Chociaż jak uspokajają eksperci, ryzyko zarażenia podczas aplikacji jest minimalne, powinniśmy dezynfekować pudełko i myć ręce. Ważne, aby pacjenci mieli świadomość ryzyka, ale nie popadali w panikę bez powodu.Źródło: [TVP 3/ Onet]
Wichura, która przeszła w niedzielę przez gminę Tereszpol w województwie lubelskim, poczyniła ogromne szkody, naruszając kilka budynków i niemal całkowicie zrwając dach z jednego z nich. - Można powiedzieć, że przeszła trąba powietrzna - przekazał Radiu Lublin starosta biłgorajski Andrzej Szarlip.Jak podaje Polsat News, w niedzielę przez gminę Tereszpol (powiat biłgorajski, woj. lubelskie) przeszła najprawdopodobniej trąba powietrzna, powodując ogromne szkody w tamtejszych budynkach i gospodarstwach. Według Radia Lublin naruszeniu uległy 3 domy mieszkalne, a także stodoły oraz budynki gospodarcze. Silny wiatr uszkodził także ogrodzenia, a nawet stojące nieopodal posesji samochody.+++MOŻLIWY PRZYPADEK TRĄBY POWIETRZNEJ NAD TERESZPOLEM ZYGMUNTY W WOJEWÓDZTWIE LUBELSKIM+++ Uwaga! Popołudniowa burza,...Opublikowany przez MeteoReporter.pl Niedziela, 2 maja 2021Na miejscu interweniowało 9 jednostek straży pożarnej. - Szacujemy straty, rozmawiamy z mieszkańcami. Trwa zabezpieczenie budynków mieszkalnych. Na jednym z nich został zerwany całkowicie dach. Są przedstawiciele Powiatowego Inspektoratu Budowlanego, którzy oceniają, czy ten budynek będzie jeszcze w ogóle zdatny do zamieszkania - relacjonował przywoływany przez Radio Lublin starosta biłgorajski Andrzej Szarlip.Jak podaje Radio Lublin, zniszczeniu uległo pokrycie dachowe dwóch budynków mieszkalnych, a jeden z nich może zostać zakwalifikowany do rozbiórki.Rodziny, które poniosły straty w wyniku przejścia trąby powietrznej, mogą liczyć na wsparcie w wysokości do 6 tys. zł. Porywisty wiatr spowodował szkody także w sąsiednich gminach i powiatach. Uszkodzony został dach budynku w gminie Łukowa oraz linie energetyczne w gminach Frampol i Turobin, gdzie powalone przez wiatr drzewa zablokowały ponadto drogi. Uszkodzenia spowodowane wichurą odnotowano także w powiatach zamojskim i tomaszowskim.
W Polsce jest już prawie milion bezrobotnych, a liczba ta stale rośnie. Pandemia znacząco wpłynęła na gospodarkę, ludzie tracą pracę. W samym kwietniu liczba bezrobotnych wzrosła o 58 tysięcy, jak wynika z danych resortu. Polska zmaga się z kryzysem. Rośnie liczba bezrobotnychMinister rodziny, pracy i polityki społecznej Marlena Maląg poinformowała, że rząd w związku z pandemią i trudną sytuacją gospodarczą rozważa podniesienie zasiłku dla bezrobotnych."Mówię jednoznacznie, zasiłek musi zostać podniesiony do kwoty 1300 złotych"- zapowiedział prezydent Andrzej Duda. Zapowiedział też zasiłek specjalny dla osób, które w wyniku epidemii utraciły pracę.Zasiłek dla bezrobotnych, który chce zaproponować rząd, będzie wynosił przez pierwsze trzy miesiące 1300 złotych brutto dla osób, które przepracowały 5-20 lat. Osoby, które nie mają 5-letniego okresu składkowego, otrzymywać będą po 1040 zł brutto. Największa pomoc ze strony państwa zostanie skierowana do osób z ponad 20-letnim stażem pracy. Te osoby mogą liczyć na 1560 zł brutto.W planach rządu pojawia się jeszcze czasowe zawieszenie stosunku pracy na trzy miesiące. "Taka osoba mogłaby otrzymywać taki zasiłek solidarnościowy, jednak w perspektywie miałąby powrót do swojego miejsca pracy" - zdradziła minister Marlena Maląg. Jak zapewniają rządzący, bezrobotni nie zostaną bez wsparcia ze strony państwa. Mogą liczyć na pomoc finansową. Czy jednak bezrobocie zacznie spadać? Tego nie wiadomo."Mówienie dziś, że będzie 1,5 mln bezrobotnych na koniec roku, czy może mniej, dziś nie ma sensu" - stwierdziła szefowa resortu pracy.Źródło: [Wirtualna Polska]
Minister Edukacji Narodowej Dariusz Piontkowski w swoim ostatnim wywiadzie na łamach Radia Gdańsk odniósł się do sprawy zawieszenia pracy placówek edukacyjnych w Polsce. Polityk wyjaśnił, że planuje otworzyć gmachy szkolne jeszcze przed wakacjami. Tłumaczył także, iż nawet jeśli zajęcia miałyby trwać jedynie kilka tygodni, to warto się tego podjąć. Pomysł nie podoba się wielu dyrektorom szkół, którzy postanowili skomentować pomysły przewodniczącego resortu edukacji.
Działalność Stonogi wciąż budzi wiele kontrowersji. Jedni cenią go, za pomoc jakiej udziela biednym i schorowanym ludziom. Drudzy krytykują za jego brak powagi, szacunku oraz za inwektywy, jakimi obrzuca obecnie i poprzednio rządzących. Tym razem polityk znowu dostał swoje pięć minut od polskich mediów. Wynika to z decyzji warszawskiego sądu okręgowego, który postanowił zastosować areszt wobec działacza społecznego. Co stało się powodem zatrzymania?Zbigniew Stonoga: Padły mocne zarzuty ze strony prokuraturyJak informuje redakcja portalu "Wirtualna Polska" po rozpatrzeniu zażalenia ze strony prokuratora sąd postanowił zaaresztować Zbigniewa Stonogę. W rozmowie z "WP" obrońca oskarżonego, Michał Wąż uznał, że działanie to zostało podjęte specjalnie celem uniemożliwienia politykowi uzyskania aż 200 tysięcy złotych na opłacenie kaucji. Z doniesień "Wirtualnej Polski" wiemy, że pozbawiony wolności miał na to jeszcze 14 dni. O jego zatrzymaniu idowiedzieliśmy się z relacji rzecznika Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga - Marcina Sadusia.Przypomnijmy, że cała sprawa aktywisty toczy się wokół oskarżeń o pranie tzw. brudnych pieniędzy, a główny proces odbywa się na łamach krakowskiego sądu. Działacz społeczny otrzymał zarzuty o przywłaszczenie prawie miliona złotych na szkodę Fundacji im. Zbigniewa Stonogi. Jak informował sam aresztowany, jeszcze pod koniec lutego wymiar sprawiedliwości odstąpił od jego zatrzymania. Swoją decyzję zmienił po rozpatrzeniu zażalenia złożonego przez prokuratora. Polityk od lat uważa, że jest ofiarą prześladowań ze strony Prawa i Sprawiedliwości oraz Zbigniewa Ziobry. Nie każdy jednak jest zwolennikiem tej teorii.Źródło: Wirtualna Polska
Sytuacja jaka utworzyła się wokół majowego głosowania zdezorientowała nawet samych polityków. Sejm wciąż nie zadecydował o losach ustawy w sprawie wyborów korespondencyjnych, a mimo to wiemy, że Prawo i Sprawiedliwość nie ma zamiaru pozwolić na przeprowadzenie ich w pierwszym terminie. Ostatnie oświadczenie liderów partii rządzącej wywołało falę pytań ze strony dziennikarzy oraz opinii publicznej. Niezwykle ciekawą kwestią okazał się poziom frekwencji wyborczej, który z czasem może znacząco ulec zmianie.Wybory Prezydenckie 2020 przedmiotem zaskakującego sondażuNa zlecenie redakcji "RMF FM" instytut United Surveys wykonał ciekawe badanie opinii publicznej. Tematem sondażu była, chęć pójścia na nadchodzące wybory zakładając, że odbyłyby się one 10 maja za pomocą korespondencji. W takiej sytuacji aż 58,8% Polek i Polaków dokonałoby bojkotu głosowania. Jedynie 38,1% ankietowanych wzięłoby udział w tym przedsięwzięciu. Jak podaje "RMF FM" powstała pewnego rodzaju tendencja, która wskazuje, że im później miałyby być zorganizowane wybory, tym wyższa byłaby ich frekwencja.Gdyby zrealizował się scenariusz Jarosława Kaczyńskiego i jego koalicjanta wicepremiera Gowina to do urn poszlibyśmy w nadchodzące wakacje. Jak się okazuje, odłożenie wyborów prezydenckich w czasie sprzyja wzrostowi frekwencji. Z badania przedstawionego na łamach "RMF FM" wynika, że aż 68,8 respondentów wzięłoby udział w nadchodzącym głosowaniu. Prawie 12% zadeklarowało, że nie uda się na sierpniowe wybory zorganizowane w formie tradycyjnej. Przypomnijmy, że pomysł ten jest owocem kompromisu między liderami Zjednoczonej Prawicy. Źródło: RMF FM
W minioną niedzielę słynny, polski duchowny obchodził 75 urodziny. Zgodnie z zasadami panującymi w Kościele, wiek ten uprawnia kapłanów do przejścia na zasłużoną emeryturę. Nic nie wskazuje jednak na to, aby założyciel Telewizji Trwam, myślał o odpoczynku. Nie widać także godnego następcy dla przedsiębiorczego księdza.
Dramatyczne wydarzenia rozgrywają się w Rybniku i jego okolicach. Tamtejsza policja prowadzi szeroko zakrojone poszukiwania celem odnalezienia Sary Kozłowskiej oraz jej syna Milana Wramby. Śledczy postanowili zaangażować w swoje działania media oraz opinię publiczną. Proszą o wszelkiego rodzaju wsparcie w próbach odnalezienia zaginionych osób. Całe wydarzenie miało miejsce dwa dni temu. Od tego momentu ślad po Sarze zaginął. Mama i jej syn Milan obiektem dwódniowych poszukiwań policjiPolska Policja przekazała dziennikarzom informacje dotyczące ostatniego miejsca pobytu Milana i jego mamy. Od 5 maja, kiedy opuściła miejsce swojego zamieszkania, nikt nie ma z nią kontaktu. Syn Kozłowskiej ma 86 centymetrów wzrostu, niebieskie oczy oraz niepełne, charakterystyczne dla małego dziecka uzębienie. Wychodząc razem z mamą ze swojego domu miał na sobie białe buty na rzepy, niebieską czapkę i czerwoną kurtkę. Kobieta zaś ma 28 lat i razem z synem posiada szczupłą budowę ciała i blond włosy. Oczy Sary mają piwny kolor. Matka ubrana była w niebieskie spodnie jeansowe, jasnoszarą bluzę oraz czarne botki z cekinami. Zaginiona ma 160-165 centymetrów wzrostu. Rybnicki oddział policji prosi osoby posiadające informację na temat aktualnego miejsca pobytu poszukiwanych o udanie się do Komendy Miejskiej Policji w Rybniku lub połączenie się z dyżurnym numerem telefonu o treści 32 42 95 255W wyniku skutecznych poszukiwań zaginieni zostali odnalezieni cali i zdrowi. Policyjna akcja została zakończona w czwartek popołudniem. Funkcjonariusze dziękują za okazaną pomoc i wsparcie. Informują też, że matka razem z synkiem czują się dobrze i bezpiecznie.Źródło: KMP Rybnik
Kolejny członek partii rządzącej przekonał się, że polityka to przede wszystkim gra bez zasad. Kompromis na linii Kaczyński - Gowin nie obędzie się bez przetasowań w polskim rządzie. Z nieoficjalnych informacji Polsat News wynika, że jednym z warunków Porozumienia była dymisja obecnego wiceministra aktywów państwowych. Zważywszy na fakt, że funkcję tę sprawuje polityk, który do nie dawna był posłem Nowoczesnej to żądanie to nie wymagało wielkiego ustępstwa ze strony prezesa PiS-uZbigniew Gryglas: Kiedy dojdzie do dymisji znanego wiceministra? Przypomnijmy, że od kilku tygodni w Polsce trwa konflikt wśród Zjednoczonej Prawicy. Dotyczy on między innymi terminu przeprowadzenia wyborów prezydenckich. Lider Porozumienia, Jarosław Gowin chciał umożliwić oddanie głosów dopiero za dwa lata. Prezes Prawa i Sprawiedliwości optował za wcześniej wyznaczoną datą. Chciał on jednak zorganizować wyścig do pałacu prezydenckiego za pomocą korespondencji. Propozycja Jarosława Kaczyńskiego podzieliła zdania wśród swojego koalicjanta. Mimo tego wciąż brakowało wymaganej ilości szabel do przepchnięcia ustawy Prawa i Sprawiedliwości. Senatorom Zjednoczonej Prawicy nie udało się również zablokowoać obrad Senatu, co od razu wysłałoby projekt na biurko Andrzeja Dudy. Wymusiło to na zorganizowanie pilnej narady w biurze prezesa PiS, na Nowogrodzkiej. Jak podaje Polsat News, w wyniku nieoficjalnie poczynionych ustaleń doszło do zgody między koalicjantami kosztem stanowiska Zbigniewa Gryglasa.Źródło: Polsat News
Obok Poli Raksy nie dało się przejść obojętnie. Jej idealne rysy twarzy zupełnie nie przystawały do brzydkiej, wojennej (choć nieco kolorowanej) rzeczywistości przedstawianej w Czterech Pancernych. Widzowie zwacali jednak uwagę przede wszystkim na ogromny talent, którym zachwyca się już kolejne pokolenie. Jej wspaniała rola w Popiołach Andrzeja Wajdy na stałe wpisała się do kanonów polskiego kina.Pola Raksa - czym się zajmuje?Aktorkę przytłoczyła jednak sława i zaszufladkowanie, które wynikały z roli Marusi. Zachwycała publiczość w licznych filmach, takich jak "Paryż-Warszawa bez wizy: czy "Nic nie stoi na przeszkodzie". Regularnie można było ją oglądać również w Teatrze Telewizji. Nie czekała, aż sława przeminie, tylko u szczytu popularności rzuciła aktorstwo. W ostatnim filmie, "Uprowadzenie Agaty" zagrała w 1993 roku, a teatr porzuciła na zawsze w 1997 roku, kończąc współpracę z Teatrem Dramatycznym. Zajęła się tym, z czym poza graniem kojarzyła się najbardziej - została projektantką mody. Zdała nawet egzamin Ministerstwa Kultury i Sztuki w tej dziedzinie. Zajmowała się również szeroko pojętą sztuką. Dziennik Rzeczpospolita zaoferował jej rubrykę poświęconą modzie, którą zajmowała się jakiś czas. Tworzyła własne kolekcje ubrań oraz kostiumy teatralne.Jakiś czas później przestała się jednak zajmować także i tym. Postanowiła całkowicie wycofać się z życia publicznego. Od tamtego czasu nie udziela żadnych wywiadów i wiedzie spokojne życie w swoim domu w miejscowości Kałuszyn. Choć przez szeroką publikę na zawsze zostanie zapamiętana z roli Marusi, to jednak warto zainteresować się jej innymi dokonaniami. Źródło: Viva
Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt od lat na terenie całego kraju walczy o życie wielu istot, które doznają krzywdy i okrucieństwa ze strony człowieka. Niestety, dramatycznych interwencji nie brakuje. Dochodzi do nich niemal codziennie. Ta, do której doszło wczoraj, należy do jednej z najstraszniejszych.Pies został zagłodzony na śmierć. Wstrząsająca interwencja inspektorów DIOZWłaściciel 2-letniego dobermana zgotował mu prawdziwe piekło z życia. Dramat zwierzaka trwał już od jego wczesnych, szczenięcych lat. Był bowiem przetrzymywany w koszmarnych warunkach, w dodatku na krowim łańcuchu oraz głodzony i karmiony trutką na szczury. Psiak nie wiedział nawet, co to znaczy dom czy spacery. Zamiast otrzymać od swojego właściciela miłość i bezpieczeństwo, otrzymał mękę i śmierć. Został na koniec dobity młotkiem i zakopany przy budzie. Miało to miejsce w Marciszowie na Dolnym Śląsku i właśnie tam wczoraj udali się inspektorzy z DIOZ w ramach interwencji. Niewyobrażalne, do czego zdolny jest człowiek. Sadysta został zatrzymany i odpowie za swój czyn."Jesteśmy właśnie w Marciszowie, gdzie 41-letni Lucjan S. najpierw zagłodził, a potem dobił młotkiem 2 letniego dobermana. Pies od szczenięcia utrzymywany był na krowim łańcuchu, w zdezelowanej budzie. Sąsiedzi poinformowali nas, że psiak tylko RAZ W ŻYCIU był na spacerze" - napisał na Twitterze Konrad Kuźmiński, dyrektor DIOZ.- „Ale się trzyma, nic go nie bierze, nawet trutka na szczury” - Lucjan S. codziennie faszerował psa trucizną, gdy ten nie chciał umrzeć, sadysta dobił go młotkiem. To treść zeznań złożonych do protokołu. Sadysta został przed chwilą zatrzymany i trafił „na dołek” - dodał w komentarzu do posta dyrektor DIOZ.Nagranie z tej wstrząsającej interwencji DIOZ tutaj. Ostrzegamy, że materiał jest przeznaczony tylko dla osób o mocnych nerwach.
Od kilku tygodni media żyją sprawą druku pakietów wyborczych. Decyzja Jacka Sasina o organizacji głosowania korespondencyjnego oburzyła wielu z nas. Warto przypomnieć, że została ona podjęta, zanim nasz parlament przyjął ustawę o takim sposobie organizacji wyścigu do pałacu prezydenckiego. Poznaliśmy prawdopodobne koszty, jakie będzie musiało pokryć nasze państwo za nieudaną próbę przeprowadzenia majowej elekcji. Wybory prezydenckie 2020: Ile stracimy na działaniach Sasina?Działalność Ministerstwa Aktywów Państwowych stała się przedmiotem głośnej krytyki. Opozycja wiele razy wytykała Sasinowi wady oraz komplikacje prawne, jakie zaistniały w wyniku jego poczynań. Rozrzucane karty do głosowania, wyciek pakietów czy nieoficjalne doniesienia o dodruku dodatkowych 3 milionów egzemplarzy to jedynie wierzchołek góry lodowej. Reporterzy radia RMF FM wyliczyli, że całe przedsięwzięcie będzie kosztowało budżet państwa co najmniej 5 milionów złotych. Jak relacjonuje RMF FM, nie jest to jedyna cena, jaką zapłaci Prawo i Sprawiedliwość. Przygotowania samej Poczty Polskiej kosztowały aż 10 milionów złotych. Warto podkreślić, że jest to jedynie szacowany koszt za sam pierwszy etap prac państwowej spółki. Łącznie daje nam to już ponad 15 milionów PLN. W porannej rozmowie radia RMF FM Jacek Sasin osobiście był wypytywany o kwestie wyborcze. Jak sam uważa, zna on pełną kwotę, jaką należy pokryć za prace jego resortu, ale nie może jej podać. "Nie będą to pieniądze zmarnowane, bo będą to materiały wyborcze, których użyjemy w wyborach, do których dojdzie" - zapewniał Sasin w rozmowie z redaktorem RMF-uŹródło: [RMF FM - Wiemy, ile kosztowało przygotowanie wyborów 10 maja 08.05.20]
Jak informuje Radio Zet, bazując na informacjach uzyskanych przez PAP, przeprowadzono sekcję zwłok dziecka. Ze wstępnych ustaleń wynika, że noworodek urodził się martwy. Ciało dziecka wyłowiono 5 maja 2020 roku. Został znaleziony w studni jednego z gospodarstw gminy Sanniki k. Gostynia na Mazowszu. Jego 25-letnia matka pochodzenia ukraińskiego zmarła 25 kwietnia. Sekcja jej zwłok wykazała, że kobieta była w ciąży. W jej ciele nie było jednak płodu. Wiadomości z Mazowsza są wstrząsające. Służby wyłowiły ciało noworodka ze studni25-letnia Tatiana B., obywatelka Ukrainy, mieszkała w Czyżewie na Mazowszu na terenie jednego z gospodarstw. Do Polski przyjechała do pracy. Była w ciąży, o czym prawdopodobnie nikt nie wiedział, wykazała to dopiero sekcja jej zwłok. Kobieta zmarła nagle, przyczyną zgonu była znaczna utrata krwi w okolicach dróg rodnych. Ze wstępnych ustaleń wynika, że noworodek płci żeńskiej urodził się martwy. Jego ciało znaleziono w studni z stanie rozkładu. Prokuratorzy czekają obecnie na szczegółowe i bardziej dokładne wyniki sekcji zwłok dziecka oraz jego matki."Ze wstępnych ustaleń po przeprowadzonej sekcji zwłok wynika, że noworodek płci żeńskiej urodził się martwy" - powiedział dla PAP prokurator Damian Zimniak z Prokuratury Rejonowej w Gostyninie. Odrębne postępowanie toczy się także w sprawie zgonu obywatelki Ukrainy, która prawdopodobnie jest matką dziecka."Czekamy obecnie na kompleksowe wyniki sekcji zwłok noworodka, jak również wyniki przeprowadzonej wcześniej sekcji zwłok obywatelki Ukrainy" - poinformował PAP Zimniak. Dodał także, że w ramach toczącego się śledztwa konieczne będzie m.in. przeprowadzenie badań histopatologicznych oraz badań DNA.Źródło: PAP / Radio Zet
Źródło: [PAP]Gorące wakacje mogą kojarzyć nam się z wymarzonymi urlopami i długo wyczekiwanym relaksem. Jednak dla niektórych grup stanowią one istny dramat. Osoby w kryzysie bezdomności, pracownicy fizyczni, emeryci oraz rolnicy od kilku lat zmagają się z falami upałów, oraz suszy. Jak wynika z informacji przekazanych przez konserwatorkę zabytków, w szczególnym niebezpieczeństwie znajdują się kościoły. Alarmuje, że blachy nieosłonięte przez drzewa potrafią nagrzewać się aż do 60 stopni Celsjusza. Bogumiła J. Rouba w rozmowie Polską Agencją Prasową ostrzegła, że rekordowe wskaźniki na naszych termometrach mogą mieć przykre konsekwencje. Przekazuje ona, że belki tworzące strychy wielu zabytkowych budowli pod wpływem wysokich temperatur mogą ulec skurczeniu. Skutkuje to utratą stabilności budowli, a co za tym idzie jej zawaleniem. Stan, w jakim znajduje się tworzące konstrukcje drewno, również pozostawia wiele do życzenia.Z relacji PAP wiemy też, że drewno, na którym stoi wiele świątyń jest poważnie przesuszone. Oznacza to, że wystarczy kilka dni w cieple, żeby naruszyć bezpieczeństwo konstrukcji. Prof. Rouba wskazuje dla PAP, że taki stan rzeczy wpływa też na poziom wilgoci w samych kościołach. Wywołuje on między innymi rozpadanie się polichromowanego tynku, jaki umieszcza się na sufitach budowli. Przyczyną takich sytuacji jest właśnie upał, który kurczy wyżej wymienione belki.
Sąd uznał, że na tym etapie śledztwa wystarczającym środkiem zabezpieczającym będzie nadzór kuratorski i nie ma potrzeby dalszego trzymania go w schronisku. Zgodnie z decyzją kurator chłopaka będzie składał sprawozdania co dwa tygodnie.Nastolatek pod obserwacjąZgodnie z decyzją sądu podejrzany wraz ze swoim kolegą mają być przebadani przez biegłego pedagoga oraz psychologa. Są oni obecnie na etapie sporządzanie opinii w sprawie stopnia demoralizacji i ustalenia, czy mają być leczeni.Według ustaleń policji dwójka uczniów warszawskiego technikum planowała zdetonowanie w szkole ładunków wybuchowych. Miała być to zemsta na rówieśnikach chłopców, którzy prawdopodobnie znęcali się nad nimi.W internecie znaleźli przepis na konstrukcję bomb rurowych. Kupili kilka kilogramów różnych substancji - między innymi saletrę i siarkę. Sporządzili z nich trzy ładunki, które zdetonowali w lesie w Rembertowie. Dwie bomby domowej roboty nie eksplodowały, a jedynie się spaliły, natomiast siła wybuchu trzeciego ładunku zaskoczyła samych konstruktorów. Po tym eksperymencie wiedzieli już, jakie błędy popełnili i co trzeba zrobić, by urządzenie było sprawne i skuteczne.Nastolatkowie zatrzymani w Warszawie byli zafascynowani zamachowcami ze szkoły w Columbine High School. Zamachowcy przeprowadzili atak na liceum znajdującym się w miejscowości Columbine, 15 km od Denver w stanie Kolorado. Eric Harris i Dylan Klebold, dwaj nastoletni uczniowie tej szkoły, weszli na jej teren i strzelając z broni palnej, zamordowali dwunastu rówieśników i jednego nauczyciela, raniąc przy tym 24 inne osoby. Sprawcy popełnili samobójstwo, zanim do budynku wkroczyła policja.Źródło: RMF FM
Dramat rozegrał się w sobotę rano na terenie jednej z włocławskich fabryk. W zakładzie papierniczym doszło do tragicznego wypadku, w wyniku którego pracownik stracił życie.Wiadomości z Włocławka z jednej z fabryk są wstrząsające. Maszyna wciągnęła pracownikaOkoło 60-letniego mężczyny niestety nie udało się uratować, został bowiem wciągniety pod taśmę produkcyjną. Według relacji świadków nie miał szans na przeżycie, a widok był koszmarny. Szczegóły tego zdarzenia są równie drastyczne. Prokuratura już zajęła się wyjaśnieniem przyczyn i okoliczności tego makabrycznego wypadku. Do tego tragicznego zdarzenia doszło w sobotę przed godz. 7 rano w fabryce wyrobów papierniczych przy ul. Łęgskiej we Włocławku.– Z nieustalonych przyczyn mężczyzna w wieku około 60 lat został wciągnięty pod taśmę produkcyjną – poinformowała Komenda Wojewódzka Państwowej Straży Pożarnej w Toruniu.– Okazało się, że mężczyzna został wciągnięty przez pas transmisyjny. Wciągnięty był cały tułów – powiedział portalowi gazeta.pl bryg. Dariusz Krysiński z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej we Włocławku. By uwolnić mężczyznę, trzeba było przeciąć pas transmisyjny i usunąć inne części konstrukcji. Poszkodowanego przekazano zespołowi ratownictwa medycznego. – Lekarz stwierdził zgon 58-latka w wyniku odniesionych obrażeń – relacjonował portalowi gazeta.pl włocławski strażak.Sprawę i okoliczności śmierci mężczyny oraz to, jak i dlaczego doszło do tak tragicznego wypadku na terenie zakładu, bada obecnie prokuratura.Źródło: Fakt / PAP
Kiedyś stanowiły naszą codzienność. Obecnie tylko w wybrane przez rząd dni będziemy mogli wykonać weekendowe zakupy. Wielu pracownikom umożliwiło to wypoczynek po godzinach pracy, innym zaś uniemożliwia wyposażenie swoich mieszkań w kolejne artykuły. Obowiązujące przepisy i obostrzenia postanowiła ominąć Biedronka, która poza fascynującymi zniżkami sprezentowała nam ciekawe rozwiązanie podczas pandemii. To właśnie tam dziś utworzą się gigantyczne kolejki.Niedziele handlowe: w tym sklepie możecie zrobić dziś zakupyBiedronka wszystkim znana jest z szerokiej gamy kuszących ofert. Zniżki, przeceny oraz kupony, jakie oferuje popularna sieć, zdecydowanie miażdżą jej konkurencje. Wielu z nas korzystało ze słynnych już "białych nocy" lub ofert 3 w cenie 2. Tym razem sieć postanowiła umożliwić nam wykonanie zakupów w niedzielę. Za pomocą aplikacji Glovo nawet dziś możemy zamówić niezbędne produkty prosto pod drzwi naszych mieszkań.Od dziś na terenie 16 polskich miast będziemy mogli skorzystać z usług Biedronki. Zamówione produkty dostarczane będą prosto pod nasze drzwi. Nawet w niedzielę będziemy mogli skorzystać z usług znanego sklepu. Ceny artykułów nie ulegają zmianie. Internetowego klienta obowiązywać będą też te same promocje oraz zniżki. "Ta forma zakupów staje się coraz bardziej popularna, dlatego też intensyfikujemy współpracę z Glovo. Chcemy być dostępni dla naszych klientów w różnych formach każdego dnia, aby mogli dokonywać komfortowych zakupów także bez wychodzenia z domu” – przekazał cytowany przez wirtualnemedia.pl Paweł Włodarczyk, dyrektor operacyjny w sieci Biedronka.Źródło: [Wirtualna Polska, Wirtualne Media]
Ktoś w okrutny sposób znęcał się nad psem, a następnie postanowił brutalnie się go pozbyć. Zgotował mu prawdziwe piekło w jego ostatnich chwilach życia. Podłość ludzka nie zna granic. O tej wstrząsającej sprawie informuje Gazeta Wrocławska.Pies został bestialsko zabity. Jego zwłoki znaleziono w pobliżu stawu. "Wygląda to makabrycznie"Czworonóg znaleziony został martwy w sobotę na stawach w Leśnicy we Wrocławiu. Relacja świadków jest dramatyczna. Jego ciało owinięte było w dywan przybity deską z gwoździami. Rasa psa, jego wiek i płeć oraz inne cechy nie są jak na razie znane. Wykazać ma to dopiero sekcja zwłok, której domagają się działacze ze Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt Ekostraż. To też może pomóc w znalezieniu i ujęciu sprawcy. Niewykluczone, że jest nim jego własny właściciel.- Pies to średniej wielkości osobnik w kolorze białym (z tego co można było sprawdzić po rozcięciu kawałka tkaniny). Sekcja zwłok, o którą będziemy wnioskować, wykaże płeć i inne cechy, które być może pozwolą na identyfikacje właściciela i sprawcy - informuje Ekostraż.Okoliczności śmierci czworonoga także nie są znane. Nie wiadomo czy żył, czy był już martwy w chwili jego porzucania. Wszystko wskazuje jednak na celowe i dobrze przemyślane działanie sprawcy, aby jego ofiara nie miała szans na wydostanie się z tej śmiertelnej pułapki. - Nie wiadomo jak pies zginął, wiadomo tylko że wygląda to makabrycznie. Ktoś się bardzo postarał i misternie zabezpieczył psa przed wydostaniem z pakunku - relacjonuje Ekostraż.Źródło: gazetawroclawska.pl
Jak informują siostry zakonne, w niedzielę o godzinie 14 uruchomiony został ważny alarm. Oznacza on, że w Domu Generalnym Zgromadzenia Sióstr Wspólnej Pracy od Niepokalanej Maryi pozostawiono dziecko. Z doniesień Polsat News wiemy, że znaleziona dziewczynka była bardzo spokojna. Zgodnie z obowiązującymi przepisami niezbędne było wezwanie policji oraz pogotowia. W całe zamieszanie zaangażowano również Ośrodek Adopcyjny w Toruniu.Dziecko znalezione zostało razem z ważnym listemPrzy ciele dziewczynki pozostawiono ważne informacje. Z relacji Polsat News wiemy, że ze znalezionego listu możemy poznać imię dziewczynki. Weronika, bo takie imię nadali jej rodzice, była również nakarmiona. Zakonnice przekazały redakcji Polsatu, że nic nie wskazywało, aby niemowlak był zaniedbany. Obecnie trwają standardowe badania mające na celu poznanie stanu zdrowia dziecka. Warto podkreślić, że jest to już trzecie pozostawione w tym Oknie Życie maleństwo. Przypomnijmy, że Włocławskie Okno Życia powstało w 2011 roku. Inicjatywa ta powstała w wyniku jubileuszu 600-lecia konsekracji tamtejszej katedry. Warto podkreślić, że kilka dni temu, siódmego maja o godzinie 12:20 do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi przy ul. Hożej w Warszawie trafił kilkudniowy chłopczyk. Z wiedzy Polsat News wynika, że przy tym niemowlaku nie pozostawiono już żadnej kartek. Źródło: [Polsat News]
Od kilku dni jesteśmy świadkami poprawy sytuacji epidemiologicznej w naszym kraju. Niestety, województwo śląskie stało się liderem pod względem wzrostu zachorowań. Sprawa jest o tyle poważna, że już powstają plany dotyczące wprowadzania licznych obostrzeń na zachodzie kraju. Tam powrót do normalności może zająć o wiele dłużej niż reszcie Polski. Poznaliśmy komentarz wiceministra resortu zdrowia w sprawie ewentualnego zamknięcia tej części naszego państwa.
Od blisko dwóch tygodni polskie media żyją sprawą Kacpra z Nowogrodźca. Przypomnijmy, że do zaginięcia doszło w ogrodach działkowych niedaleko rzeki Kwisy. W dniu zgłoszenia sprawy ojciec, który opiekował się dzieckiem miał 0.7 promila alkoholu we krwi. Mężczyźnie przedstawiono zarzuty dotyczące narażenia życia i zdrowia osoby, wobec której pełnił obowiązek opieki. Do czynności śledczych zaangażowali się strażacy, wojskowi, lokalna społeczność oraz wykwalifikowani płetwonurkowie. Ci ostatni odnaleźli ciało chłopca w rzece Kwisie.
W ostatnim czasie polski rząd decyduje się na rezygnowanie z kolejnych zakazów nałożonych w obliczu pandemii koronawirusa. Od początku maja stajemy się świadkami wdrażania pierwszej fali odmrażania naszej gospodarki. W mediach pojawiają się również doniesienia dotyczące wznowienia funkcjonowania szkół oraz zakładów fryzjerskich. Również branża turystyczna w ostatnim czasie rozpoczęła swoją działalność. W sprawie otwarcia kolejnych instytucji głos zabrał obecny minister kultury i dziedzictwa narodowego. Piotr Gliński zabrał głos w sprawie poluzowania kolejnych obostrzeńW Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego trwają pracę nad wznowieniem prac kolejnej gałęzi polskiej gospodarki. Jednak perspektywa otwarcia kin i teatrów jest długoterminowa. Lider resortu kultury w Programie Trzecim Polskiego Radia zadeklarował, że w ciągu najbliższych tygodni nie skorzystamy z oferty polskich instytucji kulturalnych. Mimo spadających wskaźników wciąż nie pozwala na to wysokie ryzyko epidemiologiczne. Wskazuje on, że w Polsce sytuacja wokół koronawirusa wciąż jest bardzo poważna."Mamy stan epidemii, mamy poważne jednak problemy związane z sytuacją epidemiczną, nowe ogniska na Śląsku. Mimo że udaje nam się przejść przez ten stan epidemii w miarę, jak to jest możliwe, i relatywnie w porównaniu do innych krajów europejskich, nie najgorzej" - wyjaśnił minister na łamach Polskiego Radia.W audycji radiowej tłumaczy, że nawet częściowe wznowienie prac kin może być najzwyczajniej w świecie nieopłacalne. Jego zdaniem dopiero w ostatniej fali znoszenia obostrzeń powstaną rekomendacje dla instytucji kultury. Wskazuje, że jakiekolwiek zgromadzenia mogą nieść za sobą zagrożenia dla zdrowia i życia Polek i Polaków. Polityk podkreśla, że sam chciałby, aby wszystko wróciło jak najszybciej do normalności.Źródło: [Polskie Radio]