Zakonnica z domu dziecka pozwalała na wykorzystywanie i bicie małych dzieci. Porażające relacje ofiar tragedii doprowadzają do łez
Koszmar, jaki latami dział się w ośrodku wychowawczym prowadzony przez Zgromadzenie Sióstr Boromeuszek odcisnął trwałe piętno na życiu podopiecznych siostry Bernadetty. Gwałty, pobicia, kąpanie w zimnej wodzie w ramach "kary za grzechy" oraz wiele innych wymyślnych tortur złamało psychikę wychowanków. Słynna na całą Polskę siostra zakonna odpowiedziała za swoje czyny, a jej procesowi przyglądał się cały kraj. Gdzieś jednak w całej tej historii zgubiono losy samych podopiecznych oraz odpowiedzialność państwa za zgodę na brak nadzoru nad ośrodkiem.
Gwałciciele, złodzieje, ofiary
Skoro już o państwie mowa, w życiu wielu wychowanków pomoc państwa nie pojawiła się wcale. Widoczne były tylko kraty, kajdanki i sąd, gdy latami poniżani, gwałceni i bici znaleźli ujście nagromadzonych emocji w przestępstwie. Tak wyglądała proza życia dwóch kuzynów z Rybnika Tomasza Z. i Łukasza N., którzy w 2014 roku zostali zatrzymani i skazani za zabójstwo 8-letniego Mateusza. Dziś odsiadują wyroki 25 lat pozbawienia wolności. Obaj przyznali się do tego, że zgwałcili i pobili chłopczyka, w którym Tomasz był zakochany. Tomasz Z. – kiedy był wychowankiem sióstr, jeszcze zanim skończył 5 lat – został zgwałcony przez starszego kolegę.
Równie tragiczna jest historia Patryka J. Mężczyzna został zatrzymany przez policję pod zarzutem seksualnej napaści na dwie nastolatki. Podczas przesłuchania przyznał się jednak do 30 kolejnych gwałtów na terenie Katowic. Dopiero opinia biegłych przerwała radość śledczych, zadowolonych z polepszenia statystyk. Okazało się, że 21-latek zmyśla. Nie wiadomo dlaczego to zrobił, niektórzy wskazują, że pobyt w ośrodku Boromeuszek zostawił w nim wyuczone poczucie winy oraz strach przed jakimkolwiek nieposłuszeństwem. Siostra Bernadetta nie miała litości dla tych, którzy nie chcieli się przyznać do winy. Każdemu zaprzeczającemu dolewała więcej wody do trzymanej za karę nad głową miski.
Inny los szykowała dla siebie Marta. Dziewczyna z niezwykłą upartością chciała zostać policjantką. Trafiła do klasy mundurowej, odbywała kolejne kursy i egzaminy. W końcu dobrze zapowiadająca się kariera została przerwana szybciej, niż się zaczęła. Marcie wysiadło serce. Zdaniem specjalistów przyczyną był ogromny stres oraz nieleczone przeziębienia. Kobieta w trakcie pobytu w ośrodku wielokrotnie otrzymywała jedną z najpopularniejszych w tym miejscu kar - kąpiel w zimnej wodzie. Dziś jest kelnerką, mieszka w mieszkaniu socjalnym.
Takich tragicznych historii są setki. Tygodnik Polityka, któremu udało się prześledzić 150 życiorysów wychowanków wylicza: 90 karanych za występki dalece poważniejsze niż grabież roweru, 8 karanych za gwałty, 5 za morderstwa. Ośrodek określany jest przez policjantów "inkubatorem zła".
Afera, która wybuchła w 2007 roku nie doprowadziła do zamknięcia ośrodka. Działał on, praktycznie bez jakiejkolwiek kontroli aż do 2015 roku, kiedy to został zamknięty decyzją Zarządu Kongregacji Sióstr Boromeuszek. Kontrole w tego typu zakładach są niemożliwe z powodu zapisów konkordatu, wykluczających nadzór władz świeckich nad nimi. Sam zakon nie poczuwa się do odpowiedzialności finansowej za ofiary. Siostry zapewniają jednak o codziennej modlitwie za pokrzywdzonych. Jedna z podopiecznych kilka lat temu domagała się zadośćuczynienia oraz miesięcznej renty, brak jednak informacji o pozytywnym załatwieniu sprawy.
Siostra Bernadetta została skazana na 2 lata pozbawienia wolności. Mimo usilnych starań zakonu, który wynajął dla niej renomowanego adwokata, nie udało się zawiesić wykonania kary ze względu na wiek kobiety. Zakonnica odsiedziała cały wyrok, po czym trafiła do Domu Miłosierdzia w Trzebnicy, gdzie żyje po dziś dzień w sterylnych, klasztornych warunkach.
Źródło: Polityka