26 lutego na Twitterze Michała Wypij pojawił się wpis informujący, że Warmii i Mazurom przekazane zostanie ponad 300 mln złotychMiał to być efekt bezpośrednich działań Jarosława GowinaW mniej niż tydzień od ogłoszenia, rząd postanowił się jednak wycofać z programu pomocowego dla regionuOd pewnego czasu rząd nieustannie przekonuje na kolejnych konferencjach prasowych, że Polska na tle innych krajów radzi sobie z pandemią świetnie. Nie tylko pod względem szczepień, organizacji, ale przede wszystkim wsparcia finansowego gospodarki.W narracji mówiącej o świetnej organizacji tarcz pomocowych rząd nie zapomina o kolejnych inwestycjach oraz odrębnych programach pomocowych. Niestety Warmia i Mazury, które w zeszłym tygodniu dowiedziały się, że otrzymają ponad 300 mln złotych, najprawdopodobniej nie mogą oczekiwać jakiegokolwiek przelewu z budżetu państwowego.
W czwartek liczba nowych, potwierdzonych przypadków zakażenia koronawirusem przekroczyła 25 tysięcy przypadków, w związku z czym nieuniknione wydaje się wprowadzenie ogólnopolskiego lockdownu.Jak podaje onet.pl, może się okazać, że wprowadzone obostrzenia będą jednak jeszcze surowsze niż te, którymi objęte zostały dotychczas cztery województwa o największej ilości zakażeń: warmińsko-mazurskie, pomorskie, mazowieckie i lubuskie, a następnie (od 20 marca) cały kraj.
Wraz z początkiem kwietnia opłaty za wywóz śmieci wzrosną kilkukrotnieCzęść rodzin otrzymuje przeszło 300-złotowe rachunki, mimo że dotychczas miesięczny koszt odbioru i przetwarzania śmieci nie przekraczał kilkudziesięciu złotych"Zamiast po stronie zwykłych mieszkańców stanęliście po stronie producentów opakowań", ocenił Rafał Trzaskowski, komentując decyzję rządzących.Od 1 kwietnia w Warszawie obowiązują nowe zasady dotyczące naliczania opłat za wywóz śmieci. Od wczoraj warunkuje je ilość zużytej wody. W przypadku domów jednorodzinnych oraz wielolokalowych opłata wyniesie 12,73 złotych za metr sześcienny wody.Efekt? Dla części mieszkańców proponowana przez rząd zmiana zaowocuje przeszło 500-procentową podwyżką. Za wywóz śmieci zapłacimy nawet kilkaset złotych miesięcznie.
W wywiadzie udzielonym "Niedzieli" abp. Jędraszewski przedstawił swoją wizję postrzegania relacji państwa i Kościoła. Zdaniem hierarchy, władza kościelna nie powinna kontrolować działań rządu, ale ma prawo zabierać głos w sprawach fundamentalnych dla społeczeństwa. Jak stwierdził abp. Jędraszewski, wypowiadanie się w kwestiach społecznych to nie tylko prawo, ale i obowiązek przedstawicieli Kościoła. Abp. Jędraszewski o relacji państwo - Kościół W ostatnim czasie coraz częściej porusza się temat relacji państwa z Kościołem. O rozdział obu instytucji zabiegają niektórzy politycy, a przedstawicielom chrześcijańskiej wspólnoty zdarza się krytykować rząd za decydowanie o funkcjonowaniu świątyń. Tego rodzaju przypadki pojawiły się choćby w sytuacji, gdy rząd zadecydował się wprowadzić w kościołach limity wiernych z uwagi na trwającą pandemię koronawirusa. Niektórzy kapłani byli oburzeni taką sytuacją, dopatrując się w niej braku poszanowania dla konkordatu. O relacji państwa i Kościoła w wywiadzie udzielonym tygodnikowi "Niedziela" mówił również abp. Jędraszewski, metropolita krakowski. Duchowny podkreślił, że kontrolowanie władzy nie jest zadaniem biskupów, a określonych instytucji państwowych, które zostały do tego powołane. Jednocześnie hierarcha zastrzegł, że istnieją sprawy społeczne i dotyczące fundamentalnych kwestii etycznych, w których Kościół ma obowiązek zabierać określone stanowisko i dążyć do przedstawienia swoich racji. Obowiązek zabierania głosu W rozmowie z "Niedzielą" abp. Jędraszewski dosadnie przedstawił swoje poglądy dotyczące relacji państwa z Kościołem. Zaznaczył, że to nie do instytucji katolickich należy ocenianie działań rządu. - Kościół nie jest od tego, by patrzył władzy na ręce. Od tego są w naszym państwie parlament i Najwyższa Izba Kontroli - powiedział duchowny - Zadaniem Kościoła natomiast jest głosić Ewangelię i stać na straży dobra wspólnego oraz narodu polskiego ochrzczonego w 966 r., czyli 1055 lat temu - dodał. Abp. Jędraszewski podkreślił też, że fundamentem demokracji musi być prawo Boże, co oznacza, że Kościół powinien mieć możliwość udziału w dyskusjach dotyczących ważnych spraw społecznych w kraju. - To jest właśnie klucz umożliwiający zrozumienie tego, dlaczego Kościół ma nie tylko prawo, ale nawet obowiązek w pewnych sytuacjach zabrać głos - podkreślił hierarcha - By bronić tego, czego zawsze bronił – sprawiedliwości, wzajemnego szanowania się i pokoju. Arcybiskup mówił również o potrzebie znalezienia nowych dróg dotarcia do młodzieży po zakończeniu pandemii koronawirusa. Jak stwierdził, młodzi ludzie coraz częściej ulegają sugestiom dotyczącym opuszczenia wspólnoty chrześcijańskiej i rezygnacji z sakramentów świętych. Byłeś świadkiem zdarzenia, które powinniśmy opisać? Napisz maila na adres [email protected]. Przyjrzymy się sprawie.Artykuły polecane przez redakcję WTV:Radomski ksiądz Stanisław S. stanie przed sądem. W tle sprawy oskarżenia dotyczące wykorzystywania seksualnego dzieciZ TVP odszedł Artur Orzech. Teraz telewizja wydała komunikat: "zmiana prowadzącego jest korzystna dla wyników i prestiżu programu"Policja odda część mundurowemu zastrzelonemu na służbieŹródło: Radiomaryja.pl
Rząd właśnie zadecydował o sytuacji osób próbujących przekroczyć granicę Polski, podróżując z Brazylii, Indii i Republiki Południowej Afryki. Właśnie opublikowano najnowsze decyzje o zasadach bezpieczeństwa dotyczących kwarantanny.Dziś w późnych godzinach wieczornych rząd opublikował w Dzienniku Ustaw rozporządzenie zmieniające rozporządzenie w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii.Zgodnie z nowymi regulacjami od północy osoby podróżujące z Indii, RPA i Brazylii nie mają już możliwości zwolnienia z kwarantanny na podstawie testu wykonanego w ciągu 48h po powrocie do kraju. Taka możliwość dopuszczona jest dopiero po 7 dniachhttps://t.co/oG78K3REcX pic.twitter.com/CpkSEQ3mQf— Adam Niedzielski (@a_niedzielski) May 5, 2021
Większością głosów Sejm ratyfikował unijny Fundusz Odbudowy. Obywatele ocenili decyzję rządu w najnowszym sondażu United Survey dla Wirtualnej Polski. Zdecydowana większość uczestników badania poparła przyjęcie projektu.Dla uruchomienia Funduszu Odbudowy konieczne było ratyfikowanie decyzji przez wszystkie państwa członkowskie. We wtorek Sejm przyjął projekt ustawy, pod którym podpisało się 290 posłów. 33 członków parlamentu było przeciwnych. Ratyfikacja była możliwa dzięki wsparciu udzielonemu rządowi przez członków Lewicy, PSL oraz Polski 2050.Ustawa ratyfikująca FO przeszła głosami Lewicy, Polski 2050 Szymona Hołowni, PSL i PiS. Polki i Polacy potrzebują 250 mld z Funduszu Odbudowy jak tlenu, a sukces tego projektu, to jeszcze głębsza integracja w ramach wspólnoty europejskiej, której teraz właśnie potrzebujemy ✌️‼️— Robert Biedroń (@RobertBiedron) May 4, 2021 Od głosu w sprawie przyjęcia projektu wstrzymało się 133 posłów, w tym zdecydowana większość Klubu Koalicji Obywatelskiej. Po głosowaniu lider ugrupowania Borys Budka otwarcie krytykował poparcie rządu Prawa i Sprawiedliwości w sprawie Funduszu.Jeden z głównych graczy opozycyjnych wskazywał, że zaprzepaszczono "niepowtarzalną szansę, żeby narzucić własne warunki" partii rządzącej. – Wczoraj mógł upaść rząd – przekonywał. – Szkoda, że tak się nie stało.
Dość nieoczekiwanie Jarosław Kaczyński zagłosował za poprawką KO w sprawie Funduszu Odbudowy. Prezes PiS został tym samym jedynym z 230 obecnych w Sejmie posłów ugrupowania, który poparł rozwiązanie proponowane przez opozycję.W trakcie wtorkowego głosowania ws. powołania unijnego Funduszu Odbudowy Sejm przyjął ratyfikację, która była niezbędna do uruchomienia wypłaty środków z Brukseli.Za przyjęciem projektu ustawy opowiedziało się 290 posłów. 33 było przeciwnych, zaś 133 postanowiło wstrzymać się od głosu. Kolejnym etapem procesu będzie trafienie ustawy do Senatu.Przyjęcie projektu umożliwiło poparcie udzielone rządowi przez członków Lewicy. Zgodnie z zapowiedziami od głosu wstrzymała się zdecydowana większość Klubu Koalicji Obywatelskiej (127 ze 130 posłów).Po głosowaniu krytycznych słów posłom Lewicy nie szczędził lider KO Borys Budka. O wystąpieniu jednego z głównych graczy opozycji pisaliśmy TUTAJ.
Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, który odbył się w minioną niedzielę, był już 28. zwieńczeniem akcji prowadzonej przez fundację Jurka Owsiaka. Na ten moment zebrana kwota wynosi 115 mln zł. To jednak z pewnością nie koniec. Wciąż kończą się popularne aukcje intenetowe, a pieniądze nadal są liczone. Warto dodać, że wspomniane 115 milionów to nowy rekord WOŚP, jesli chodzi o kwotę podaną na zakończenie dnia, podczas którego odbywa się finał. Przed rokiem zebrano przeszło 20 milionów mniej.Podczas wszystkich lat swojej działalności WOŚP zebrała już ponad 1,2 mld zł. Pieniądze te pozwoliły na zakup tysięcy specjalistycznych urządzeń, które następnie trafiły do polskich szpitali, by móc ratować życie, w szczególności zaś dzieci i osób starszych. Kwota ta jest jednak niczym przy wsparciu finansowym, jakie Telewizji Polskiej zdecydowała się zapewnić partia rządząca.
Rezultatów jednak brak. Trudno jednoznacznie określić, czym się zajmuje się fundacja. Mimo że dysponuje ogromnym budżetem, próżno szukać efektów jej działań. Polska Fundacja Narodowa została założona w 2016 roku. Zdaniem Beaty Szydło PFN miała "budować polską markę, wykorzystując siłę i energię spółek skarbu państwa". Już w pierwszym roku jej działalności jej założyciele (17 spółek skarbu państwa) przeznaczyli na jej działalność 100 milionów złotych.
Porozumienie między Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji a związkowcami zawarto już przed dwoma laty, przypomina "Fakt", a przedstawiony projekt to efekt tegoż porozumienia. Przewiduje on specjalne dopłaty dla funkcjonariuszy, którzy pozostaną na służbie mimo osiągnięcia wieku emerytalnego.Według obowiązującego prawa pracownik służb mundurowych ma prawo przejść na emeryturę już po 25 latach służby. W efekcie z pracy odchodzą osoby, które nierzadko nie ukończyły 50. roku życia. Jak wskazuje "Fakt", co roku ze służby odchodzi ok 5 tys. policjantów. Część z nich następnie podejmuje pracę w prywatnych firmach mimo pobierania świadczenia emerytalnego.Rząd chce, by Polacy pracowali dłużej. Zapewnia dopłaty do pensjiProjekt przygotowany przez resort spraw wewnętrznych ma za zadanie utrzymanie pracowników służb na stanowiskach. Ustawa została już wpisana do wykazu legislacyjnego prac rządu. Z informacji podawanych przez "Fakt" wynika, że projekt ma zostać przyjęty jeszcze w pierwszej połowie bieżącego roku.Minimalna wysokość dodatkowego świadczenia miałaby wynieść 1500 zł. Projekt ustawy zakłada jednak, że funkcjonariusze, których staż pracy przekracza 28 lat i 6 miesięcy mogliby liczyć na 2500 zł dodatku do wypłaty.Jak czytamy, wspomniane świadczenie motywacyjne nie będzie jednak stanowić podstawy do obliczania wysokości przyszłej emerytury pracownika, który zdecyduje się pracować dłużej. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy projekt przygotowany przez MSWiA wpłynie na liczbę funkcjonariuszy korzystających z możliwości przejścia na wcześniejszą emeryturę. "Fakt" przypomina, że wartość przeciętnego świadczenia pobieranego przez pracownika służb mundurowych to 3,5 tys. zł brutto.Najwyższe "mundurowe emerytury" po uwzględnieniu dodatku motywacyjnego miałyby sięgać nawet 7,5 tys. zł.
Ustawa o ograniczeniu handlu w niedziele oraz święta weszła w życie wraz z 1 marca 2018 roku. Choć konsumenci od początku narzekali na utrudnienia spowodowane wprowadzonymi zmianami, obóz rządzący tłumaczył się ulżeniem doli pracowników polskich hipermarketów oraz sklepów osiedlowych.Według Związkowej Alternatywy na próżno szukać jednak jakichkolwiek pozytywów ustawy zaproponowanej przez Prawo i Sprawiedliwość.Jak czytamy, "Przybywa przeciwników zakazu handlu w wersji przeforsowanej przez rząd i NSZZ Solidarność. Z najnowszych danych wynika, że liczba przeciwników zakazu znacznie przewyższa liczbę zwolenników".
Strajk, który w poniedziałek rano odbył się w kopalniach największej górniczej spółki, był jedynie strajkiem ostrzegawczym. Związkowcy domagali się podwyżki płac o 12 proc. Postulowano także o wprowadzenie działań na rzecz poprawy kondycji polskiego górnictwa, m.in. zmniejszenia importu węgla oraz zagwarantowania jego zbytu do krajowej energetyki. Górnicy sprzeciwiali się również tzw. "ciszej likwidacji kopalń", podaje PAP.Następnie delegacje związków zawodowych zaczęły odwiedzać biura poselskie członków rządu Prawa i Sprawiedliwości, w tym m.in. biuro Mateusza Morawieckiego, przed którym rozsypano węgiel. Górnicy odwiedzili również biuro poselskie wiceministra Adama Gawędy.PGG: "bądźmy ostrożni""Tymczasem w biurze poselskim Adama Gawędy, ministra do spraw (likwidacji) górnictwa...", napisali na Twitterze górnicy z KK WZZ Sierpień 80, którzy zamieścili nagranie z akcji rozsypywania węgla w biurze wiceministra aktywów państwowych.Do kolejnych rozmów zarządu PGG i przedstawicieli rządu ze związkowcami ma dojść w najbliższy czwartek w Katowicach. Rząd ma reprezentować nie tylko wiceminister Gawęda, ale również minister aktywów państwowych Jacek Sasin. Na 28 lutego planowana jest również manifestacja górników w Warszawie. Od 31 stycznia we wszystkich kopalniach i zakładach Polskiej Grupy Górniczej trwa pogotowie strajkowe, wskazuje Polsat News.Związkowcy stawiają sprawę jasno: oczekują 12 proc. podwyżek pobieranych wynagrodzeń. Zarząd proponuje jednak, by sprawę przełożyć na lipiec, gdy możliwe będzie przeanalizowanie wyników PGG w pierwszym półroczu 2020 roku. Dyrektorzy PGG wspominają o niepewnej sytuacji firmy.– Nasza oferta brzmi: bądźmy ostrożni, bo widzimy, co dzieje się wokół górnictwa; poczekajmy do zakończenia pierwszego półrocza, w lipcu dokładnie wszystko przeanalizujemy i policzymy; do tego czasu starajmy się jak najlepiej pracować i zobaczymy, jak będziemy w stanie podzielić wypracowane zyski – przekazał prezes PGG Tomasz Rogala, cytowany przez Polsat News.
Mimo że reguła mówiąca o niewprowadzaniu niekorzystnych zmian w podatku dochodowym w trakcie roku obowiązuje od blisko 25 lat, Ministerstwo Finansów planuje od niej odstąpić.Od 1 kwietnia 2020 roku w życie mają bowiem wejść niekorzystne dla firm zmiany w opodatkowaniu struktur hybrydowych. Projekt nie znajduje się jedynie w sferze fantazji – trafił już do pierwszego czytania w Sejmie.Portal dziennik.pl wskazuje, że wprowadzane przez fiskus zmiany mają związek z unijną dyrektywą ATAD II. Polski rząd od dwóch i pół roku nie wdrożył zmian w podatku dochodowym od firm (CIT), mimo że według dyrektyw Unii miał na to czas do końca ubiegłego roku. W sprawie interweniowała już Komisja Europejska.Rząd: "Zakazy i nakazy nie mają charakteru bewzględnego"Wprowadzenie wspominanych zmian od kwietnia oznacza złamanie obowiązującej blisko ćwierć wieku zasady, według której wprowadzanie w trakcie roku niekorzystnych zmian w podatku dochodowym jest niedozwolone. Dziennik.pl przypomina, że jako pierwszy orzekł o tym Trybunał Konstytucyjny już w 1995 r., co potwierdzał w kolejnych wyrokach.Jak projekt nowelizacji tłumaczą przedstawiciele rządu? Ich zdaniem "zakazy i nakazy wywodzone z zasad demokratycznego państwa prawnego (art. 2 konstytucji) nie mają charakteru bezwzględnego”. Ministerstwo Finansów przekonuje, że można od nich odstąpić w przypadkach, gdy za takim rozwiązaniem przemawia interes publiczny.– Nie można nagannej opieszałości ustawodawczej uzasadniać szczytnym celem walki z nadużyciami podatkowymi – stwierdza w rozmowie z portalem dziennik.pl doradca podatkowy Lesław Mazur. Jednocześnie przypomina, że od przekazania dyrektyw przez Unię Europejską minęło już dwa i pół roku i każde z państw członkowskich miało świadomość konieczności wprowadzenia zmian. W jego opinii koszty pośpiechu Ministerstwa Finansów poniosą wszyscy podatnicy."Gazeta Prawna" wskazuje, że problem nie dotyczy jedynie Polski. Koniecznych zmian nie wprowadziły również Cypr, Niemcy, Grecja, Łotwa, Rumunia oraz Hiszpania.
Z badania zespołu Havas Media Group - Intelligence Team wynika, że niemal połowa dorosłych Polaków negatywnie odnosi się do kolejnego zaostrzenia przepisów, wskazuje portal wirtualnemedia.pl. Krytyka rośnie jeszcze widoczniej, jeśli przyjrzymy się dużym miastom. Aż 64 proc. osób zamieszkałych w miastach powyżej pół miliona mieszkańców jest bowiem niezadowolona z wprowadzanych zmian. Największą polaryzację widać na wsiach. Zaostrzenie zakazu jest oceniane negatywnie przez 40 proc. respondentów; 43 proc. z nich do sprawy odnosi się zaś pozytywnie.Od początku roku Polacy borykają się z zaostrzeniami przepisów dotyczących zakazu handlu w niedziele. Przypomnijmy, że w 2020 roku zakupy zrobimy jedynie w 7 objętych wyjątkiem niedziel.
Jak podaje "Rzeczpospolita", pakiet "Profilaktyka plus", które obejmie wszystkich obywateli po 40. roku życia, zakłada dwa pakiety diagnostyczne: podstawowy i rozszerzony. Rozszerzony ma być dedykowany osobom, u których stwierdzono pewnie czynniki ryzyka, bądź tych, których wyniki są niepokojące.Wspomniany program wejdzie w życie od stycznia 2021 roku.Rząd każe zbadać 11 mln PolakówZ informacji przekazanych przez "RZ" wynika, że pakiet podstawowy zapewni badanie morfologiczne, poziomu glukozy i cholesterolu oraz pomiary tętna i ciśnienia.Program badań programu "Profilaktyka Plus" ma objąć również choroby nowotworowe oraz układu krążenia, USG jamy brzusznej w celu sprawdzenia potencjalnego tętniaka aorty, EKG, test na obecność krwi w kale czy test na poziom PSA, który pozwala wykryć raka prostaty, podaje rp.pl.Wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński przekazał, że badania będzie można przeprowadzić w ramach medycyny pracy bądź udając się do lekarza rodzinnego.Choć profilaktyczne badanie Polek i Polaków jest jak najbardziej rozsądnym pomysłem, wydaje się, że w kwestii zdrowia rządowi umyka pewien bardzo istotny fakt. Mianowicie: podczas, gdy NFZ już niedługo przebada każdego 40-latka – niezależnie od tego, czy jest on zdrowy, czy też nie – na wyniki badań dotyczące zarażenia pukającym do drzwi Europy koronawirusem obecnie czeka się 88 godzin. Zyskującą popularność w internecie, oburzającą relację kobiety, u której podejrzewano zakażenie, można obejrzeć pod tym linkiem.Źródło: Rzeczpospolita
- Wykonano już testy i badania u całego szeregu osób, ale do tej pory żadnego zachorowania nie stwierdzono - mówił prezydent.Andrzej Duda zapewnia, że nie ma koronawirusa- Najważniejsze jest zachowanie procedur i spokoju, nie ma co ulegać emocjom - mówił prezydent.Nie ukrywa jednak, że prawdopodobieństwo zachorowania jest bardzo wysokie, ponieważ pierwsze przypadki zanotowanu już w Czechach.- Chcę podkreślić, że polskie władze realizują działania w wielu przypadkach wyprzedzające nawet to, co robi Światowa Organizacja Zdrowia i działania, które podejmują inne państwa - dodał.- Bardzo proszę, by kwestii koronawirusa nie wykorzystywać w bieżącej polityce. Jest nam potrzebny spokój, współpraca. Proszę, by to nie był temat politycznych połajanek. Mieliśmy już w ostatnich dniach przypadek, że minister zdrowia był posądzany o ukrywanie przypadków zachorowań. To oczywiście nieprawda - mówił Duda.Jednak Polki i Polacy są innego zdania. Wciąż lękają się pozycji rządu w tej sprawie. Nie wierzą i nie ufają zapewnieniom o bezpieczeństwie.- Proszę wszystkich polityków w kraju, by działać wspólnie dla dobra obywateli. Nie wykorzystujmy koronawirusa do walk politycznych - zaapelował. Dzisiaj o godzinie 10:00 zbierze się Sejm, a rząd ma podczas niego przedstawić informacje dotyczące nowego korona wirusa i podjętych w tej kwestii działaniach. Marszałek Sejmu, Elżbieta Witek, zwróciła się specjalnie, aby zwołać dodatkowe i specjalne posiedzenie.Obecnie do rządu wpłynął projekt "o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych".Rząd zapewnia, że Polska jest przygotowana na koronawirusa. Niestety oprócz suchych słów nic na to nie wskazuje.Podczas wszystkich transmisji na fb WP, internauci zaznaczają, że nie wierzą ani prezydentowi, ani szefowi GIS-u. Źródło: ONET
– Dziś cały świat zajmuje się koronawirusem i my również poświęcamy temu dużo uwagi. Chroniąc zdrowie Polaków, zdecydowaliśmy się zainicjować szereg działań na forum Unii Europejskiej – przekonywał Mateusz Morawiecki. Następnie zaznaczył, że to z inicjatywy polskiego rządu UE przesunęła ćwierć miliarda euro na walkę z koronawirusem.Większą część wypowiedzi premiera zajęło jednak apelowanie o niewykorzystywanie azjatyckiego wirusa w celach politycznych oraz nieszerzenia fałszywych informacji.Mateusz Morawiecki: "Nie ma szczepionki na fake newsy"– Wszyscy jesteśmy na froncie walki, ale niech to będzie front walki z koronawirusem, a nie z przeciwnikami politycznymi – apelował Mateusz Morawiecki.Premier wspomniał o fałszywych kontach pochodzenia rosyjskiego, które rozpowszechniają fałszywe informacje. – Nie ma, proszę państwa, szczepionki na fake newsy – powiedział.Zaznaczył, że najważniejsze jest obecnie nierozpowszechnianie paniki. – Ten apel o unikanie paniki jest bardzo ważny. W przypadku paniki, pomocy mogą nie otrzymać te osoby, które będą jej potrzebowały – dodał Morawiecki.Zdaniem części komentatorów w swoim wystąpieniu premier położył zbyt duży nacisk na fake newsy (prawdopodobnie nawiązując do opozycyjnych głosów o naszym nieprzygotowaniu na przyjście wirusa), a zbyt mało uwagi poświęcił zaproponowaniu konkretnych działań.Źródło: onet
Minister Zbigniew Ziobro od 2017 roku zdążył pobrać 192 tys. zł prokuratorskiego dodatku. Przytaczający słowa "Wyborczej" portal money.pl zwraca uwagę, że łączenie funkcji posła z byciem prokuratorem jest niezgodne z konstytucją.Art. 103 pkt 2 konstytucji głosi, że "Sędzia, prokurator, urzędnik służby cywilnej, żołnierz pozostający w czynnej służbie wojskowej, funkcjonariusz policji oraz funkcjonariusz służb ochrony państwa nie mogą sprawować mandatu poselskiego". Ziobro od kilku lat jawnie łamie tę zasadę.Zbigniew Ziobro i niekonstytucyjny dodatekZiobro pobiera jednocześnie poselską dietę w wysokości 29,8 tys. zł rocznie oraz prokuratorski dodatek, zasilający konto ministra sprawiedliwości kwotą 64 tys. zł w skali roku. Do wspomnianych bonusów należy doliczyć stanardową pensję ministra w wysokości 169 tys. zł rocznie oraz skromne 10 tys. zł za miejsce w Krajowej Radzie Sądownictwa.– Jeśli Zbigniew Ziobro pobiera dodatek dla prokuratorów, to przyznaje, że jest prokuratorem. A prokurator nie może być posłem. Ktoś, kto łączy te funkcje, łamie konstytucję – mówi "GW" Wojciech Sadrakuła, były prokurator i ekspert do spraw konstytucyjnych.Po raz kolejny okazało się jednak, że nie istnieją przepisy, których nie dałoby się obejść. Ministerstwo Sprawiedliwości zapewnia, że dodatek pobierany przez Ziobrę jest w stu procentach legalny. Wszystko za sprawą ustawy wprowadzonej w styczniu 2016 roku. Jeden z jej punktów mówi: "Podstawę ustawową dodatku funkcyjnego przysługującego Prokuratorowi Generalnemu i innym prokuratorom stanowi art. 124 § 10 ustawy – Prawo o prokuraturze, zaś upoważnienie ustawowe do wydania rozporządzenia określającego wysokość dodatków funkcyjnych przysługujących prokuratorom na poszczególnych stanowiskach zawarte jest w art. 124 § 12 tej ustawy". Dodatek prokuratorski minister pobiera od 2017 roku, a zatem już po wprowadzeniu nowych przepisów.Ministrowi Ziobrze gratulujemy przedsiębiorczości. Z informacji podanych przez money.pl wynika, że jest on najlepiej zarabiającym członkiem rządu Prawa i Sprawiedliwości. Jego miesięczne zarobki sięgają niemal 20 tys. zł netto.Źródło: money.pl / Gazeta Wyborcza
W piątkową noc Duda podczas briefingu w Pałacu Prezydenckim powiedział, co zamierza. Prezydent podpisze ustawę przyznającą mediom publicznym prawie dwa miliardy złotych. Dodał jednak, że zrobi to na pewnych warunkach. Andrzej Duda popisał ustawę o przyznaniu 2 mld zł dla TVP- Sprawę potraktowałem od samego początku bardzo poważnie. Spotkałem się z przewodniczącym KRRiT, przedstawicielami regionalnych rozgłośni polskiego radia i telewizji, prezesem TVP i Polskiego Radia. Regionalne ośrodki wymagają wsparcia i modernizacji. Powinny one wzmacniać i dokumentować lokalną kulturę i tradycję, mówić o lokalnych problemach. I to one wymagają przede wszystkim wsparcia. Nie miałem żadnych wątpliwości, ze pieniądze są dla ich funkcjonowania niezbędne. A mamy spadek wpływów abonamentowych - mówił.Duda podobno spotkał się z przedstawicielami mediów publicznych. Podobno jego jedynymi wątpliwościami było to, że telewizja dostanie dużą część tych pieniędzy w przeciwieństwie do radia i innych pokrzywdzonych spółek. - Wobec sporów o TVP zaproponowałem reset, danie nowej szansy, nowych rozwiązań w zarządzaniu - nie powiedział jednak o tym, czy zamierza odwołać Kurskiego.Dodatkowo pomysł o przeznaczeniu 2 mld na onkologię otwarcie nazwał oszustwem. Popisał ustawę na innych warunkach, ale nie powiedział na jakich. Ostatecznie do głosu dopuścił Morawieckiego.- Rząd PO udzielał rabatów różnym grupom, dlatego teraz rekompensaty są konieczne, to logiczny mechanizm. Żeby sport był pokazywany - mówił premier.Nadal nie wiadomo, czy Kurski zostanie odwołany. To nie prezydent odwołuje szefa TVP, a Rada Mediów Narodowych.Warto przypomnieć, kto wchodzi w skład RMN. Pięciu członków, jak podaje Gazeta Wyborcza to: "Krzysztof Czabański, b. poseł PiS, Joanna Lichocka, posłanka PiS (ta od środkowego palca), Elżbieta Kruk, europosłanka PiS, Juliusz Braun, b. szef TVP i KRRiT oraz Grzegorz Podżorny (z rekomendacji Kukiz'15)".Podobno do poniedziałku, ma odbyć się głosowanie korespondencyjne. Podobno już 4 z 5 głosów jest za odwołaniem Kurskiego. Na tej samej konferencji Morawiecki wspomniał o przeznaczeniu środków na onkologię. Poza 11 mld przeznaczonymi przez rząd, ma powstać specjalny fundusz medyczny na prośbę Dudy. Szczegóły funduszu mają wkrótce zostać przekazane do wiadomości publicznej.
Grzegorz Woźniak, poseł Prawa i Sprawiedliwości, postanowił zlekceważyć zalecenia rządu, by w związku z atakującym Europe wirusem pozostać w domach oraz ograniczyć do minimum powstawanie dużych skupisk ludzkich. Jak donosi "Super Express", polityk partii rządzącej postanowił zorganizować huczną imprezę imieninową.Poseł PiS: "Nie udzielam informacji na temat prywatnych spotkań"Według informacji dziennika już kilkadziesiąt godzin po niezwykle ważnej, środowej konferencji premiera Mateusza Morawieckiego, podczas której zaapelował o ostrożność w kontaktach z innymi ludźmi, poseł Woźniak wystawił imprezę, na której znalazło się od 200 do 250 osób.Jeden z uczestników spotkania przekazał "SE", że obecni byli na nim również radny PiS i dyrektor szpitala w Garwolinie Krzysztof Żochowski oraz syn Grzegorza Woźniaka. Obie informacje są niezwykle istotne.Syn posła PiS jest bowiem piłkarzem, na co dzień występującym w klubie z północy Włoch, regionu, który jako pierwszy dotknęła epidemia wirusa z Wuhan. Z informacji podanych przez tabloid wynika, że odebrał go stamtąd sam Grzegorz Woźniak.Co więcej, obecny na imprezie, wspomniany dyrektor garwolińskiego szpitala Krzysztof Żochowski w miniony weekend spotkał się z prezydentem Dudą, który wizytował w placówce zarządzanej przez radnego PiS.Zapytany o powody tak skrajnej nieodpowiedzialności Woźniak odparł, że "nie udziela informacji na temat prywatnych spotkań".Źródło: Super Express
Z informacji przekazanych przez oficjalną stronę gov.pl wynika, że w związku z koronawirusem chińskie władze wyślą nam sprzęt niezbędny do walki z epidemią. Warto zwrócić uwagę, że rząd Chińskiej Republiki Ludowej przekaże nam go nieodpłatnie. Do polski trafią m.in. testy, kombinezony oraz maseczki.Chiny przekażą nam niezbędny sprzętWedług informacji przekazanych przez polski rząd chińskie władze przekażą nam:10 tys. testów;20 tys. maseczek N-95, zg. ze specyfikacją/standardami UE;5 tys. kombinezonów ochronnych;5 tys. gogli medycznych;10 tys. jednorazowych rękawiczek medycznych10 tys. okryć na buty "Składając podziękowania za zaoferowaną pomoc, minister Jacek Czaputowicz wskazał na potrzebę kontynuowania dalszej współpracy ze stroną chińską, w tym do dalszej wymiany doświadczeń dot. walki z pandemią.", czytamy na stronie gov.pl.I dalej: "Szef polskiej dyplomacji przywołał w tym kontekście wideokonferencję zorganizowaną 13 bm. przez Ambasadę ChRL w Warszawie, w trakcie której eksperi z Chin i państw Europy Środkowej, w tym z Polski, dzielili się swoją wiedzą na temat walki z COVID-19".Przypomnijmy, że Chiny były pierwszym krajem dotkniętym epidemią. Pierwszy przypadek zakażenia wirusem odnotowano w chińskim Wuhan. W Chinach wykryto już przeszło 81 tys. przypadków koronawirusa. Dodajmy, że w całej Europie, która jest obecnie epicentrum pandemii, jest ich około 75 tys.Źródło: gov.pl
Rządzący przypominają, że kwarantanna ma na celu "zapewnić bezpieczeństwo nam wszystkim, zarówno osobom objętym kwarantanną, jak i ich bliskim, czy sąsiadom". By zapewnienie wspomnianego bezpieczeństwa było możliwe, policjanci sumiennie sprawdzają miejsce pobytu osób objętych kwarantanną. Konieczność odwiedzania przez funkcjonariusza miejsca izolacji ma zmienić powstanie udostępnionej przez władze aplikacji."Szybsza komunikacja ze służbami i lepsza opieka dla osób objętych kwarantanną", tak nową aplikację o niezbyt wyszukanej nazwie "Kwarantanna domowa" zachwala polski rząd.
Tarcza kryzysowa to pakiet ustaw zaproponowanych przez polskie władze, mających na celu pomóc przedsiębiorcom przetrwać ten niezwykle trudny dla nich czas. W projekcie przygotowanym wobec epidemii koronawirusa znajdziemy wzmiankę o dopłatach do pensji, odroczeniach w płaceniu podatku oraz ZUS. Jak ustalili dziennikarze "Faktu", projekt ustawy zakłada również tymczasowe zwolnienie firm z konieczności płacenia abonamentu radiowo-telewizyjnego.Abonament RTV: kto skorzysta z ulgi?"W szczególności z tego rozwiązania skorzystają usługodawcy z branży gastronomicznej, hotelarskiej czy fryzjerskiej, gdzie przedmiotem jest korzystanie z utworów lub przedmiotów praw pokrewnych, a opłaty te nie są określane jako wprost zależne od faktycznego przychodu lub dochodu tego przedsiębiorcy za świadczenie przez niego usług w danym okresie. Dodatkowo zakłada się, że w tym specyficznym okresie przedsiębiorcy zostaną zwolnieni z opłat abonamentowych za każdy radioodbiornik czy telewizor w miejscu prowadzenia działalności gospodarczej", czytamy we fragmencie ustawy przytaczanej przez tabloid.Warunkiem skorzystania z ulgi jest, rzecz jasna, regularne płacenie abonamentu. Jak podaje "Fakt", obecnie płaci go około 300 tys. polskich przedsiębiorstw.Przypomnijmy, że konieczność opłacania abonamentu RTV dotyczy wszystkich firm i instytucji, w których znajduje się odbiornik radiowy bądź telewizyjny. W przypadku radioodbiornika wynosi on 7 zł miesięcznie. Za radio i telewizor polscy przedsiębiorcy płacą zaś 22,70 zł w skali miesiąca.Projekt ustawy zakłada, że część polskich przedsiębiorców zostanie zwolniona z płacenia abonamentu RTV do końca bieżącego roku.Źródło: Fakt
Jak informuje "Gazeta Wyborcza", polski rząd już w styczniu był powiadamiany o realnym zagrożeniu płynącym z Chin. Chodziło o koronawirusa. Pojawiły się ostrzeżenia, że epidemia prędzej czy później dotrze do Europy i nie ominie także Polski. Wybuch epidemii w naszym kraju był niewątpliwie do przewidzenia, jednak zostało to zlekceważone w pierwszej fazie doniesień.
Informacje o wprowadzanych zmianach potwierdziło Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Według nowych regulacji, wprowadzonych wobec epidemii koronawirusa, przekraczanie granicy w drodze do pracy od piątku nie będzie już możliwe bez konieczności przejścia kwarantanny.Restrykcje dotkną osoby, które, dla przykładu, mieszkając przy granicy, codziennie dojeżdżały do pracy w Niemczech. Lub odwrotnie – kupili domy w niemieckich, przygranicznych miejscowościach, jednak wciąż pracują w Polsce. Jak wskazuje RFM FM, w takiej sytuacji są między innymi liczni mieszkańcy Szczecina. Obostrzenia odczują również tysiące górników, którzy na co dzień dojeżdżają do czeskich kopalni.Wirus i przekraczanie granicOsoby przekraczające granice będą zmuszone poddać się przymusowej, 14-dniowej kwarantannie. Warto przypomnieć, że dotychczas dotyczyła ona jedynie osób powracających z krajów tzw. wysokiego ryzyka.Z informacji przekazanych przez RMF wynika, że osoby przekraczające granicę w celach zawodowych będzie mogła postarać się o zaświadczeniu o konieczności odbycia kwarantanny. Dokument ten będzie można uzyskać od właściwego organu Państwowej Inspekcji Sanitarnej.W teorii powinien on uchronić pracownika przed zwolnieniem. Powinien, ponieważ trudno przewidzieć, jak na wprowadzone restrykcje zareagują pracodawcy, nagle pozbawieni usług pracownika. Dodajmy, że wprowadzane właśnie przez polski rząd zmiany nie były wcześniej otwarcie sygnalizowane. Dowiedzieć się można o nich z wydanego dziś rozporządzenia.Obostrzenia wejdą w życie w piątek. Nie obejmą jednak transportu międzynarodowego. Kierowcy TIR-ów oraz autobusów nadal będą mogli przekraczać granice.Źródło: rmf24.pl
Nagranie zostało opublikowane w mediach społecznościowych. Widać na nim, jak dotychczasowy wicepremier niepewnym krokiem zbliża się w kierunku Jarosława Kaczyńskiego, aby prawdopodobnie się z nim przywitać. Reakcja prezesa na jego widok była bezcenna. Wyraźnie widać, że między politykami sytuacja jest dość napięta.
W Kancelarii Prezesa Rady Ministrów odbyła się konferencja premiera Mateusza Morawickiego. Premier wypowiedział się na temat obecnej sytuacji w kraju, związanej z epidemią wirusa SARS-Cov-2. Premier wspólnie z ministrem infrastruktury Andrzejem Adamczykiem omówili kontynuację realizacji programu budowy dróg krajowych.
Senat zaproponował łącznie 95 zmian dotyczących projektu paktu antykryzysowego zwanego "tarczą 2.0". Podczas nocnego posiedzenia przegłosowano m.in. zwolnienie ze składki ZUS wszystkich firm jednoosobowych, bez względu na wysokość przychodu. Zaakceptowano także poprawki, według których pakietem będzie można objąć również te przedsiębiorstwa, które powstały w okresie od 1 lutego do 1 kwietnia 2020 roku, wskazuje "Wprost".Sejm "odrzucił coś symbolicznego"Warto zaznaczyć, że jednocześnie odrzucono aż 50 proponowanych przez Senat poprawek, w tym przepis dotyczący przeprowadzania testów na obecność wirusa wśród wszystkich pracowników służby zdrowia. Tworzyły one jeden pakiet, który nie został przyjęty.Decyzję rządzących ostro skrytykował lider Platformy Obywatelskiej Borys Budka. – Odrzucono coś symbolicznego: testy dla wszystkich pracowników służby zdrowia – przekazał, cytowany przez TVN 24.– Odrzucono głosami PiS-u i to był prawdziwy test na to, czy ktoś chce walczyć z koronawirusem, chce odmrozić polską gospodarkę, chce dbać o bezpieczeństwo tych, którzy na co dzień są na pierwszej linii, czy też uprawia politykę picu i atrapy – dodał przewodniczący PO.Nie obyło się również bez niewielkich uszczypliwości. – Widocznie pan prezes, jego koledzy i koleżanki chcieli iść spać albo może wstyd im było, że co innego mówi premier, składając obietnice, a co innego oni robią w głosowaniach – powiedział Borys Budka.Źródła: TVN 24 / Wprost