Zwierzęta na naszym portalu zajmują istotną rolę. Jako redakcja sprzeciwiamy się wszelkim formom okrucieństwa wobec nich, a poszczególne przypadki nagłaśniamy.
Nie ulega żadnej wątpliwości, że polska przyroda jest wyjątkowa – zarówno w kwestii fauny, jak i flory. Jest ona bowiem nie tylko piękna, ale i wyjątkowo różnorodna. Dzikie zwierzęta potrafią inspirować, często stają się symbolem ludzkich przywar i cnót. Wszystkie możemy obserwować na co dzień w polskich lasach i wodach, na łąkach i niebie, czy w parkach narodowych – niepowtarzalnych, starożytnych świątyniach natury. Jakie zwierzęta żyją dziko w Polsce i które możemy uznać za najrzadsze?
Prokuratura Okręgowa w Gdańsku poinformowała, że decyzją sądu właściciele pseudohodowli, na której terenie odkryto zwłoki 250 psów, objęci zostali trzymiesięcznym aresztem tymczasowym.W czwartek Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Zwierząt (OTOZ) Animals poinformowało o rezultatach interwencji przeprowadzonej dwa dni wcześniej wraz z policją, prokuraturą i inspekcją weterynaryjną w pseudohodowli psów w Starej Hucie (powiat kartuski, woj. pomorskie).- Na miejscu znajdowało się 139 psów (...). Znaleźliśmy mnóstwo chorych zwierząt, często z brakiem dostępu do wody pitnej, a także pokaźną ilość fiolek prawdopodobnie po lekach, z których właściciele pseudohodowli nie mieli prawa korzystać - relacjonowała organizacja.- Niestety, znaleźliśmy również 123 zwłoki psiaków zakopanych w pobliskich dołach oraz drewnianych, starych altankach - czytamy we wpisie OTOZ Animals na Facebooku.Organizacja zajęła się uratowanymi zwierzętami, z których większość wymaga leczenia weterynaryjnego lub pielęgnacji. OTOZ Animals zbiera pieniądze na leczenie i utrzymanie uratowanych zwierząt.Ponad 120 martwych psów znaleźli inspektorzy OTOZ Animals w pseudohodowli śmierci‼️ Tak właśnie wyglądają "hodowle" psów...Opublikowany przez OTOZ Animals Inspektorat Warszawa Czwartek, 29 kwietnia 2021W toku dalszych przeszukań z użyciem sprzętu do prac ziemnych dokonano jednak kolejnych drastycznych odkryć na posesji. - W dniach 28 i 29 kwietnia 2021 r. ujawniono kolejne martwe zwierzęta, których ciała były płytko zagrzebane w ziemi. Łącznie ujawniono 251 martwych psów - informuje Prokuratura Okręgowa w Gdańsku.
Do tragedii doszło w jednym z salonów groomerskich w Pyskowicach, pod Gliwicami. Właściciel pozostawił tam swojego psa na strzyżenie. Wkrótce zadzwoniła do niego osoba prowadząca salon, informując go, że jego pupil nie żyje.Właściciel psa twierdzi, że nie pozostawi sprawy bez konsekwencji dla prowadzącego salon. Powieszony pies w Pyskowicach 7 czerwca właściciele 4-letniej suczki Tosi, rasy moskiewski stróżujący, pozostawili swojego psa na strzyżenie w salonie groomerskim "Reksio" w znajdujących się nieopodal Gliwic Pyskowicach. Nie był to pierwszy raz, gdy opiekunowie psa korzystali z usług salonu pielęgnacyjnego, nie spodziewali się zatem, że był to ostatni raz, gdy widzieli swojego pupila żywego. Pół godziny później właściciel zwierzęcia odebrał telefon od prowadzącego salon mężczyzny. "Pies nie żyje" - powiedział groomer. Okazało się, że właściciel salonu przypiął obrożę psa za pomocą linki do haku znajdującego się na suficie. Ułatwia to fryzjerom strzyżenie zwierząt. W pewnym momencie pozostawił jednak znajdującego się na stole psa i udał się do łazienki. Zwierzę najwidoczniej zsunęło się z blatu i udusiło wskutek powieszenia się na swojej obroży. Przerażający incydent Na miejsce zdarzenia właściciel suczki przyjechał wraz z policją. Jak twierdzi, zwierzę nie było w odpowiedni sposób zabezpieczone, by uniknąć tego rodzaju incydentu. - Tosia nie miała założonych szelek, ani innego zabezpieczenia, dzięki któremu nie doszłoby do takiej tragedii - powiedział w rozmowie z portalem NaszeMiasto.pl - Jak taki 50-kilogramowy pies spada ze stołu, to musi narobić niezłego rabanu. Tego właściciel nie słyszał? - zastnawiał się opiekun psa. Mężczyzna postanowił nagłośnić sprawę w mediach społecznościowych, by jak najszybciej doprowadzić do zamknięcia salonu, w którym doszło do tragedii. Właściciel psa chce również dociekać rekompensaty finansowej za swoją stratę. - Mamy nadzieje że sprawą zajmie się prokurator i znajdzie ona finał w sądzie aby ten człowiek nie skrzywdził już więcej żadnego innego zwierzaka - napisał w komunikacie zamieszczonym na Facebooku "Twoje Gliwice" - My na pewno tego nie odpuścimy - dodał. Byłeś świadkiem zdarzenia, które powinniśmy opisać? Napisz maila na adres [email protected]. Przyjrzymy się sprawie.Artykuły polecane przez redakcję WTV:Chcesz adoptować psa ze schroniska? Wyjaśniamy krok po kroku, co musisz zrobić i ile to kosztujeMężczyzna i kobieta z Korzennej hodowali psy na smalec. Wpadli podczas interwencji policji i TOZ-u"Wynajął" swojego psa mężczyźnie z ogłoszenia. 50-latek po akcie źle się poczuł i zmarłŹródło: wtv.pl, gliwice.naszemiasto.pl, facebook.com/twojegliwice Zdjęcie główne: Wikimedia Commons/Edmontcz - zdjęcie ilustracyjne
Andrzej Duda podpisał Ustawę z dnia 11 sierpnia 2021 r. o zmianie ustawy o Policji i kilku innych ustaw. Komenda Główna PSP wprost stwierdza, że decyzja prezydenta przyniosła ze sobą wejście w życie "pierwszego takiego aktu prawnego w historii". W bardzo kompleksowy sposób uregulowano status zwierząt w służbach mundurowych. Ważna zmiana w polskim prawie. Po wielu latach szeroko uregulowano kwestie służby zwierząt w służbach mundurowych. Przepisy jasno określają sytuację zwierząt już od momentu ich dołączenia do danej formacji. Opisane są również kwestie samej pracy oraz tego, co dzieje się po zakończeniu przez nie służby.- Psy w PSP i OSP pełnią bardzo ważną rolę - mówił nadbryg. Andrzej Bartkowiak, Komendant Główny PSP.
Celebryta Alan znany z udziału z "Warsaw Show" nagrał, jak dla "zabawy" wsadza na ruszt gotowego do odpalenia grilla psa. Za równie zabawną uznał próbę zamknięcia pokrywy, tak by zwierzę zostało uwięzione wewnątrz. Wszystko trafiło na Instagrama.Media społecznościowe pokazują, że niektórzy celebryci będący idolami sporej rzeszy ludzi to osoby wysoce nieodpowiedzialne. W niedzielę na Instagramie Alan z "Warsaw Shore" zszokował zachowaniem względem swojego psa.Na profilu @alan.kwiecinski92 z radością udostępnione zostało nagranie autorstwa koleżanki Alana z "Warsaw Shore" Aleksandry znanej z programu "Love Island". Młodzi ludzie dla żartów męczą psa rasy chihuahua.Zwierzę jest przestraszone, dokładnie widać to na nagraniu. Na skandaliczne zachowanie patogwiazd postanowili zareagować ludzie siedzący nieopodal rozbawionych właścicieli psa.
Oblewał psa domestosem i atakował go przy użyciu gazu. Zwierzę trzymano w kolczatce. Wszystko, by zemścić się na partnerce. "Pies trzymany na ciasnej kolczatce w chwili przyjechania na miejsce interwencji. Drzwi do mieszkania wyłamane" - relacjonuje Eko Straż.Wolontariusze apelują o powstrzymanie emocji. Wskazali, że pies został odebrany właścicielom i skierowany do bezpieczenego azylu. Jak podają aktywiści na rzecz praw zwierząt, mężczyzna katował psa, by zemścić się na partnerce. - Mężczyzna sadysta miał znęcać się od kilku tygodni w rożny sposób nad psem, m.in. Oblewając go domestosem oraz psikajac gazem - czytamy.
Łączone badania międzynarodowych instytutów wykazały, że można przedłużyć życie myszy za pomocą regulowania poziomu białka SIRT6. Te badania są jedynie wstępem, który może sprawić, że w niedługim czasie przedłużać będzie można także życie ludzi - dzisiejsi 90-latkowie mogliby dożyć wtedy nawet 120 lat!Wyższy poziom białka wpłynął również znacząco na radzenie sobie z chorobami nowotworowymi i chorobami krwi.
Rozpoczęła się akcja na rzecz fundacji Kotomysz (kotomysz.pl). Wszyscy chętni mogą przekazywać nawet małe kwoty, które pomogą Azylowi dla zwierząt w zakupie kojca. Do akcji włączyli się m.in. znani TikTokerzy, w tym Niedzia. Pamiętajmy, że w przypadku takich przedsięwzięć nie chodzi o to, by przekazywane pieniądze były duże, a by nawet tych drobnych wpłat było po prostu dużo. Wszyscy możemy pomóc zwierzętom będącym pod opieką fundacji.Na stronie kotomysz.pl można więcej dowiedzieć się o akcji wspieranej m.in. przez Niedzię. Nie ulega wątpliwości, że działania prowadzone przez fundację są potrzebne. Pod ich opieką znajdują się zarówno psy, jak i koty.Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, podopieczni Fundacji Kotomysz nie żyją jak przysłowiowy pies z kotem. Niedzia w komentarzu dla WTV wskazało, że kiedy odwiedziło Azyl dla zwierząt, było w szoku, że relacje między podopiecznymi są tak dobre.— Zaskoczyło mnie, jak zwierzęta tam między sobą dobrze się dogadują. To pokazuje, że opiekunowie fundacji są odpowiedzialni. Proces adopcji jest monitorowany i szukają odpowiedzialnego domu dla zwierzaków. Zapewniona jest opieka weterynaryjna — powiedziało Niedzia dla WTV.Pomóc można, nie tylko odwiedzając stronę kotomysz.pl i dowiadując się więcej na temat działalności samej fundacji. Dziś ruszyła zbiórka pieniędzy na sfinansowanie kojca dla podopiecznych organizacji. Dla jednostki koszt takiego kojca nie jest mały, jednak wspólnymi siłami możemy pomóc poprawić warunki życia psów.
Zwierzęta powinny znajdować domy, w których właściciele otaczają je należytą opieką i mogą zapewnić dobry byt. Czasami, mimo ogromnych starań, życie przygarniętych stworzeń wymyka się jednak spod kontroli opiekunów. Doświadczyła tego między innymi mieszkanka Tarnowa, która zdecydowała się zakupić w sklepie zoologicznym dwa szczury. Nie zdawała sobie jednak sprawy z tego, że są różniej płci. Bardzo szybko zaczęły więc się rozmnażać, nad czym kompletnie nie panowała.Media dowiedziały się o sprawie przez interwencję innych mieszkańców bloku, w którym znajdowało się mieszkanie kobiety. Ci długo skarżyli się na fetor wydobywający się z lokalu, dlatego też ostatecznie poinformowali o nim straż miejską. Jak się okazało, w mieszkaniu znajdowało się już ok. 130 zwierząt. Jako że kobieta sama nie chciała ich oddać, o pomoc do Krakowskiego Domu Tymczasowego "Ogryzek" zwróciła się jej córka.
Sytuacja, z jaką spotkali się działacze z Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt była naprawdę fatalna, choć niestety z podobnymi widokami i sprawami mają do czynienia na co dzień, gdyż jest to spory problem w naszym kraju. Zwierzęta na polskich wsiach nie mają łatwo i są nierzadko przetrzymywane w koszmarnych warunkach, jak te z pewnej wsi, gdzie wczoraj przeprowadzona została interwencja.Psy były przetrzymywane w koszmarnych warunkach. Zostały odebrane właścicielomCzworonogi na jednej z polskich wsi przetrzymywane były w ciasnych klatkach dla królików i bez dostępu do wody. Takiego dramatycznego widoku inspektorzy z DIOZ nie widzieli już dawno. Dyrektor Inspektoriatu, Konrad Kuźmiński, relacjonował interwencję za pośrednictwem Twittera. We wpisach nie kryje swojego oburzenia. Zamieścił również krótki filmik z tej interwencji, na którym widać psiaki znajdujące się we wspomnianych wyżej klatkach. Koszmar! "Co ta PATOLOGIA ma w głowach? Jestem właśnie na interwencji, na wsi, gdzie gospodarz zapewnił swoim pupilom kolejne luksusowe warunki. Stara klatka na króliki, brak wody i przerażenie w oczach. Szlag by trafił takich „opiekunów”. Psy odbieramy!" - napisał pan Kuźmiński.Nagranie z interwencji tutaj.
We wrocławskim ogrodzie mieszka w sumie 12 tys. zwierząt. Otwarte w 1865 roku zoo stanowi jedną z najważniejszych atrakcji w mieście. Od 11 marca pozostaje jednak zamknięte, ze względu na stan zagrożenia epidemicznego i, co za tym idzie, niemalże zupełnie pozbawione dochodów.– Nasze zoo utrzymuje się wyłącznie ze sprzedaży biletów, dzierżaw i drobnych sprzedaży materiałów reklamowych. Od kilku lat nie otrzymywaliśmy żadnych dotacji na działanie. To jest jedyny ogród w Polsce z tych większych, który funkcjonuje w ten sposób – mówił dla "Gazety Wyborczej" prezes spółki ZOO Wrocław, Radosław Ratajszczak.Zwierzęta hodowlane w niebezpieczeństwieNiestety już teraz ogród liczy straty w milionach i nie jest w swoim dramacie odosobniony. Dyrekcja zoo w niemieckim Neumünster w Szlezwiku-Holsztynie nie wyklucza uboju zwierząt hodowlanych, celem pożywienia pozostałych mieszkańców ogrodu. Pytany o tego typu rozwiązanie przez dziennikarzy, prezes Ratajszczak nie wyklucza ostateczności. - My też mamy cały szereg zwierząt domowych, więc jeżeli sytuacja będzie tak drastyczna, w co nie chcę wierzyć, to i takie rzeczy trzeba dopuszczać do myśli - powiedział, podkreślając iż jest to prawdziwa ostateczność.Wrocławski ogród ruszył z akcją "Bilet na przyszłość". Już teraz, każda zainteresowana osoba może wspomóc zoo, wykupując voucher. Kilka ich rodzajów znaleźć możemy pod tym linkiem.
Kot Leon jest starym i schorowanym mruczkiem mieszkającym obecnie w Suwałkach. Zwierzątko bardzo kocha ludzi i pragnie miłości oraz godnego życia, którego zostało mu już niewiele. Jak podają pracownicy schroniska, lekarze weterynaryjni przewidują dla niego jeszcze ok. rok życia. Ten ostatni rok dla Leosia może być rokiem pięknym, tylko dzięki dobrym ludziom, którzy zapewnią mu opiekę i kochający dom. Stąd apel ośrodka o pilną adopcję. W przeciwnym wypadku kot spędzi resztę swojego krótkiego życia w klatce i izolacji.Kot Leon pilnie szuka kochającego domu. Apel "KOTOZ Suwałki Mruczki do adopcji"Pracownicy schroniska, które jest jednocześnie ośrodkiem adopcyjnym "KOTOZ Suwałki Mruczki do adopcji", za pośrednictwem mediów społecznościowych błagają o pilną adopcję lub pomoc w znalezieniu kochającego domu dla starego, schorowanego kota o pięknym wnętrzu. Zwierzę mimo swoich "wad", z całą pewnością zasługuje na miłość i nowy dom. Jak zapewnia ośrodek, kot nie jest wykastrowany, ale jest nauczony korzystać z kuwety. Jeśli nie znajdzie się dla niego opiekun wraz z nowym domem, kociak resztę swojego krótkiego życia będzie musiał spędzić w samotności w klatce na terenie schroniska, gdyż nie można go już włączyć do stada."Leon! Niewydolność serca, ustabilizowany oddechowo, ale płytkowe testy wyszły, że ma Fiv... potwierdzamy jeszcze, jednak raczej niewiele się zmieni. Kot ten ma około roku życia przed sobą, u nas czeka go klatka, bo nie możemy włączyć go do stada! Szukamy pomocy - domu, bo on najbardziej kocha ludzi. W tym momencie nie możemy go wykastrować, ale jest kotem kuwetujacym. Zapewnimy mu pełne finansowanie do końca życia, tylko żeby ktoś się nim zaopiekował" - czytamy w apelu schroniska "KOTOZ Suwałki Mruczki do adopcji" na Facebooku.Źródło: Facebook
Przypomnijmy, że na początku lipca miały miejsce pilne poszukiwania pumy. Została ona odebrana swojemu właścicielowi zgodnie z wyrokiem sądu. Wymiar sprawiedliwości nakazł przeniesienia dzikiego zwierzęcia z prywatnego domu mężczyzny do poznańskiego ogrodu zoologicznego. W trakcie interwencji miało miejsce niecodzienne zdarzenie. Puma została zabrana przez opiekuna z mieszkania prosto do lasu. Cała sprawa jeszcze niedawno budziła ogromne emocje.
Kevin Richardson to prawdziwy miłośnik zwierząt. W gronie innych osób, które pasjonują się lwami, nazywany jest "zaklinaczem zwierząt" lub "człowiekiem, który umie rozmawiać z lwami". Ma niezwykłą zdolność nawiązywania relacji z niebezpiecznymi stworzeniami.
Na całym świecie czworonogi muszą mierzyć się z ludzkim okrucieństwem. Z przekazywanych przez media informacji wiemy, że w skandaliczny sposób traktowane są nie tylko psy i koty. Tym razem aktywiści i działacze społeczni nagłośnili sprawę kóz z brytyjskiej hodowli Far Marsh Farm. Udało im się zdobyć nagrania, które poważnie obciążają opiekunów bezbronnych zwierząt. Okazało się, że mężczyźni wyrządzili im wielką krzywdę.
Sprawa opisywana przez szczecińskich funkcjonariuszy Straży Miejskiej miała miejsce w miniony poniedziałek, 27 lipca. Patrol strażników miejskich otrzymał wezwanie do natychmiastowego podjęcia interwencji w okolicach ulicy Narutowicza. – Było to około godziny 16, temperatura na zewnątrz oscylowała wokół 30 stopni, było bardzo duszno – wspomina rzeczniczka SM w Szczecinie.
Sąd pierwszej instancji był dla oskarżonego dużo łagodniejszy. Za zabicie psa skazał mężczyznę wyłącznie na prace społeczne. Dopiero sąd drugiej instacji, po apelacji prokuratury oraz obrońców zwierząt (występujących w sprawie jako oskarżycie posiłkowy) zdecydował o skazaniu mężczyzny na karę pozbawienia wolności.
Do skandalicznych wydarzeń doszło kilka dni temu, w USA. Kobieta wywiozła swojego psa w ustronne miejsce i uciekła. Czworonóg został pozostawiony na pastwę losu. Całe zdarzenie zostało nagrane przez parkingowe kamery. Opublikowane filmy wywołały nie tylko reakcję mediów, ale też służb. Tamtejsi funkcjonariusze prowadzą śledztwo, którego celem jest ujęcie sprawczyni zdarzenia. Słuszne działanie, niestety utrudnia pracę schroniska, które przygarnęło labradora.
Od wielu lat nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie trwa walka o poprawę dobrostanu zwierząt. Przemocy poddawane są zarówno psy, koty, króliki, konie, a nawet kozy. Nie brakuje jednak aktywistów, którzy nagłaśniają ich historię oraz dają szansę na rozpoczęcie nowego życia. Konrad Kuźmiński jest liderem Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt. Otworzył w Dziwiszowie specjalny przytułek dla uratowanych ssaków. Dzięki niemu mogą one odratować swoje zdrowie. Niestety nieznany sprawca włamał się do ośrodka.
Sytuację, do której doszło w pociągu zmierzającym z Warszawy do Gdańska, na Facebooku opublikowała właścicielka dwóch zwierząt, która usiłowała dostać się do Trójmiasta, jak twierdzi, do chorej na alzheimera matki. – Mam ze sobą dwa psy. A regulamin oznajmia, że na jedną osobę jest jeden pies. W związku z tym nie mogą kupić biletu i panowie właśnie wzywają policję, ponieważ jednego psa powinnam wyrzucić, żeby móc jechać – mówi pani Mayra. Po chwili na miejscu pojawiają się dwaj mundurowi.
Podatek od psa obowiązuje w Polsce od blisko 30 lat. Jest on pobierany przez gminy, które mogą indywidualnie ustalić jego wysokość lub całkowicie z niego zrezygnować.
Ze względu na brak odpowiedzi ze strony organizacji walczących o życie zwierząt organizatorzy zbiórki postanowili pomóc Lunie na własną rękę. Koszty związane z jej leczeniem nie należą jednak do najmniejszych, wobec czego para postanowiła poprosić o pomoc użytkowników internetu. Wyjątkowej urody zwierzę nie jest jedynym, które dotychczas uratowali autorzy inicjatywy. "Pierwszy raz jesteśmy w sytuacji, kiedy nas nie stać, ale podjęliśmy wyzwanie, bo ten pies jest zbyt łagodny i piękny, żeby go tam zostawić na zimę, której raczej by nie przeżyła, ze względu na nowotwór", usłyszeliśmy z ust pana Tomasza.
Krakowski inspektorat weterynarii przekazał bardzo ważne wiadomości, dla wszystkich osób, planujących wycieczkę do lasu. W czwartek w województwie małopolskim rozpocznie się akcja szczepienia lisów przeciwko wściekliźnie. Na teren lasów, parków, łąk, pól i innych terenów niezabudowanych, z samolotów zrzucane będą szczepionki. W pozostałych miejscach, odwiedzanych przez lisy, kostki zostaną podłożone manualnie. Inspektorat zabrania ich dotykania i podnoszenia.
Projekt ustawy, do podpisania którego na Tik Toku namawiał prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, od samego początku wzbudził ogromne kontrowersje wśród rządzących. Pomysłowi dość szybko przyklasnęli m.in. posłowie Lewicy oraz Platformy Obywatelskiej, jednak inicjatywie jawnie przeciwni byli politycy Konfederacji.
Powszechnie znane jest powiedzenie „nie kupuj, adoptuj!”, które ma zachęcić potencjalnych właścicieli zwierząt do przygarnięcia psa ze schroniska. Jak tego dokonać?
Według informacji portalu „eOborniki” zarażony dzik dwa tygodnie temu zderzył się z autobusem. Lekarze przebadali martwe zwierzę pod kontem ASF. Okazało się, że dzik był zarażony.
Szczegóły kolejnych spięć w obozie rządzącym za Gazetą.pl przytacza internetowy serwis Radia Zet. Konflikt nadal ma dotyczyć proponowanej przez Jarosława Kaczyńskiego nowelizacji ustawy dotyczącej ochrony zwierząt. Projekt mówi m.in. o zakazie hodowli zwierząt na futra, a także znaczne ograniczenie uboju rytualnego. Całość została już przyjęta przez Sejm, wobec czego ustawa trafiła następnie do Senatu. Izba ma rozpatrywać zgłoszone poprawki za dwa tygodnie, 13 października.
Dzika ostoja pod Dębami to azyl dla zwierząt w HenrykowieSchronienie znajdują tam zwierzęta uratowane przed śmiercią w rzeźniWłaściciele azylu zbierają pieniądze na budowę stodołyStodoła ma służyć magazynowaniu paszy dla zwierzątMałgorzata i Ryszard Szcześniewscy prowadzą w mazowieckiej wsi Henryków Dziką Ostoję pod Dębami, azyl dla zwierząt, do którego przyjmują zwierzęta gospodarskie przez ich właścicieli skazane na śmierć w rzeźni.Dzika Ostoja pod Dębami, w której żyją między innymi owce, kozy, kucyki, kury, kaczki, świnie i psy, kupuje żywność dla zwierząt taką jak siano, słoma czy warzywa w dużych ilościach ze względu na korzystniejsze warunki cenowe."Siano przy ilości 30-40 kostek to koszt 7 -7,50 zł za kostkę (transport tej ilości dodatkowo płatny), ale przy ilości 200 szt. to cena ok. 4-5 zł za kostkę (cena z transportem). Z warzywami jest podobnie, marchew, burak, jabłka, jeśli zamawiamy od 500 kg, to cena za kg wynosi 0,50 zł, w przypadku 150-200 kg nawet 1 zł za kg. Różnice są kolosalne" - tłumaczy Małgorzata Szcześniewska.