Kiedy policja nie mogła pomóc uchronić innych dzieci przed koszmarem, kobieta postanowiła działać. Wzięła w rękę nóż i poszła do sąsiada. Zadała mu osiem ciosów nożem. Były śmiertelne. Teraz wyszła z więzienia i ponownie opowiedziała swoją historię, deklarując, że nie żałuje swojej decyzji.Dramatyczna historia wprost z Wielkiej Brytanii. Sarah Sands, matka broniąca swoich oraz innych dzieci, opowiedziała o tym, co pchnęło ją do morderstwa 77-letniego sąsiada.W tej opowieści kryje się wiele osobistych tragedii. Sporo z nich dało się uniknąć, gdyby tylko organy ścigania ostrzej i szybciej zadziałały względem Michaela Pleasteda.
Po dwóch latach kalifornijski Department of Fair Employment and Housing pokazał raport ze śledztwa w jednej z największych firm w branży gier wideo na świecie, Activision Blizzard. Wnioski z dochodzenia nie pozostawiają złudzeń: w przeciągu kilkudziesięciu lat swojego istnienia, w Blizzardzie panowały standardy wręcz otwarcie seksistowskie, wspierane zarówno przez wysoko postawionych pracowników, jak i władze firmy. Największe sławy studia uwielbiane przez miliony graczy na całym świecie, zostały odmitologizowane w wypowiedziach i świadectwach pracowniczek firmy, które w kolejnych dniach odkrywały świat wyzysku, mobbingu, molestowania seksualnego, który dla nich przez lata był codziennością.
Janusz Korwin-Mikke po raz kolejny zszokował swoja wypodziedzią. Na kanale KrulTV, w rozmowie z fanami, stwierdził, że wiek zgody na seks powinien zostać obniżony do momentu, w którym dziewczynka będzie miała pierwszą miesiączkę. Jego wyborcy i zwolennicy, ale też zagorzali przeciwnicy znali już tę jego stronę. To nie pierwszy raz, gdy Korwin-Mikke wyraża w mediach taki pogląd.
Centrum Praw Kobiet niedawno uruchomiło kampanię "Równe związki" dotyczącą komunikacji bez przemocy i równości w relacjach, zwłaszcza tych romantycznych. W kampanii biorą udział osoby edukujące w mediach społecznościowych: Martyna Kaczmarek, Hania Sywula czy Natalia Skoczylas. Ja również zostałam do niej zaproszona: w piątym odcinku opowiedziałam o Tinderze, podrywie i sposobach na flirt.„Kobieta kończy się na 55 kg”. A średnia waga kobiet w Polsce: 65 kg. Wchodzę na Tindera, a w co którymś opisie mężczyzn oczekiwania: „Kobieta kończy się na 55 kg”. Kobiety w Polsce ważą średnio 65 kg – czy większość z nich nie jest kobietami? Nie jest atrakcyjna? Przecież to bzdura i stereotyp, że kobieta ma być jak najmniejsza, zajmować jak najmniej miejsca, najlepiej być niewidoczna i w sposób przezroczysty opiekować się dziećmi, mężem i domem. Dbać o innych, a nie o siebie. Ona i jej emocje są niewidoczne, nie istnieją. Znika. Kobieta ma też być „zadbana” – czyli umalowana, ogolona – ale to nie ma nic wspólnego z zadbaniem i higieną! Włosy nie są niehiginieczne – są naturalne. Brak makijażu też nie jest niehigieniczny – jest wyborem. Kobieta ma mieć makijaż i być „zadbana”, ale ma być naturalna i bez makijażu. Ma być szczupła, ale z dużym biustem i bujnymi biodrami. Nie może się „puszczać” – ale dziewica też nie ok, bo „cnotka niewydymka”. To mnóstwo nierealnych wymagań, które wzajemnie się wykluczają. Taka idealna kobieta ze stereotypu po prostu nie istnieje. I dokładnie o to chodzi. Mamy czuć się wiecznie niedowartościowane, dążyć do bycia jeszcze lepszą – bo nigdy nie osiągniemy ideału, skoro jest fizycznie niemożliwy do osiągnięcia. Kto na tym korzysta? Marki kosmetyczne, które wpychają nam wciąż nowe produkty i zabiegi, dzięki którym będziemy bliżej ideału. Jaka ma być kobieta? Taka, jaka chce być. Taka, jaka jest. „
Dahiana Bogarín jest zawodniczką Olimpii, popularnego klubu piłkarskiego w Paragwaju. W ramach rozgrywek ligowych jej drużyna pokonała przeciwną drużynę 3:1. W Paragwaju sponsor turnieju przyznaje nagrody najlepszej piłkarce każdego meczu. Firma Casa Tramontina, sponsor tego turnieju, postanowiła nagrodzić 20-letnią Dahianę, która strzeliła drugiego gola. Firma uznała, że najlepszą formą uznania dla kobiety jest… komplet garnków. Nic dziwnego: Casa Tramontina jest marką przyborów kuchennych i artykułów gospodarstwa domowego. To jedyny wyłączny sponsor kobiecej piłki nożnej Olimpii. Zdjęcie, które zamieścił w swoich social mediach klub, wywołało prawdziwą burzę w hiszpańskojęzycznej części mediów społecznościowych.>Wiele osób podkreślało, że nagradzanie najlepszej zawodniczki zestawem garnków jest mizoginiczne. Hiszpańskojęzyczne media rozpisywały się o sprawie.>Sama Dahiana na Instagramie ogłosiła, że wolałaby, żeby zamiast skupiać się na nagrodzie, rozmawiać o jej grze. Zażartowała, że garnki podarowała mamie, która jest z nich bardzo zadowolona. Z kolei klub sportowy Dahiany przypomniał, że Tramontina zainwestowała dużo pieniędzy w promowanie kobiecego futbolu. A firma dwa dni później zamieściła zdjęcie mężczyzny z taką samą nagrodą: >
Kilka dni temu opublikowaliśmy tekst Mai Staśko, w którym polemizowała ze słowami Dody dotyczącymi pracy seksualnej. Doda wysnuła tezę, jakoby praca seksualna miała być wyniszczająca psychicznie. Tymczasem psychiatrka Maja Herman zweryfikowała tę tezę: “To ostracyzm wyniszcza zdrowie psychiczne, a nie praca seksualna”.Po tekście pojawiło się sporo odpowiedzi. Za zgodą autorki publikujemy jedną z nich. Dziewczyna woli pozostać anonimowa.
Podczas Igrzysk Olimpijskich w Tokio niemiecka drużyna gimnastyczna zrezygnowała ze skąpych kostiumów odsłaniających większość ciało na rzecz wersji, która zakrywa ciało po kostkę. Zawodniczki zrobiły to jako gest protestu. Niemiecka Federacja Gimnastyczna wydała oświadczenie przeciwko seksualizowaniu kobiet w gimnastyce.„Chodzi o wygodę” – powiedziała niemiecka gimnastyczka Elisabeth Seitz. „Chciałyśmy pokazać, że każda kobieta powinna sama decydować, w co się ubrać”. >Elisabeth Seitz w Tokio, LIONEL BONAVENTURE/AFP/East News Po raz pierwszy niemieckie gimnastyczki założyły zakryte stroje na zawodach w kwietniu, na mistrzostwach Europy w Basel, w Szwajcarii. „Media społecznościowe są całym życiem niektórych ludzi. Oni mogą publikować o mnie wszystko, co chcą, więc czasami nie czuję się z tym komfortowo. Zdarzało się, że fotografowano moje krocze” – powiedziała wtedy Elizabeth Seitz - „Nie chcemy dawać im takiej możliwości, dlatego czasem nosimy nasze rozbudowane stroje”.>Sarah Voss na zawodach w Szwajcarii, FABRICE COFFRINI/AFP/East News Od tego momentu rozpoczęła się głośna debata dotycząca seksualizacji kobiet w sporcie. Dołączyły do niej także piłkarki ręczne plażowe z Norwegii, które na zawody założyły krótkie spodenki zamiast majtek. Zostały za to ukarane grzywną ponad 1500$. Pisaliśmy o tym TUTAJ.W gimnastyce nie ma zakazu bardziej rozbudowanych strojów. Niemieckie gimnastyczki nie spotkały się z żadnymi konsekwencjami. Wręcz przeciwnie.Gimnastyczki z innych krajów zareagowały na to bardzo przychylnie. Zawodniczki z Niemiec mają nadzieję, że takie stroje staną się równie powszechne jak te skąpe. Seitz podkreśla, że strój to po prostu kwestia wyboru.Zarówno obowiązek noszenia wyciętego stroju, jak i takiego zakrywającego całe ciało, to zmuszanie kobiet do noszenia konkretnych strojów i odbieranie im poczucia kontroli i sprawczości. Decyzja dotycząca strojów była decyzją całej drużyny. „Miałyśmy na to duży wpływ” – powiedziała gimnastyczka Sarah Voss. – „Trenerzy też bardzo się w to zaangażowali. Powiedzieli, że chcą, abyśmy czuli się jak najbardziej pewnie i komfortowo. To po prostu sprawia, że czujesz się lepiej i wygodniej”.>Sarah Voss w Tokio, MARTIN BUREAU/AFP/East News „Zdecydowałyśmy, że to najwygodniejszy kostium na dziś” – powiedziała Seitz. – „To nie znaczy, że nie chcemy już nosić wcześniejszego stroju. To decyzja podejmowana każdego dnia, zależna od tego, jak się czujemy i czego chcemy. W dniu zawodów zdecydujemy, w co się ubrać".
Premiera nowego filmu Dody o pracownicach seksualnych zbliża się wielkimi krokami, więc Doda w ramach promocji udzieliła wywiadu portalowi Kobieta.pl. Szkoda tylko, że skorzystała z tej okazji, by stygmatyzować pracujące kobiety. W sprawie wypowiedziały się same pracownice seksualne, w żartobliwy sposób sugerując, że Doda nie za bardzo wie, o czym mówi i że nie zbadała tematu swojego filmu, a także że wykorzystuje je jako kontrowersyjny temat.W wywiadzie możemy przeczytać:„Mnie to zatrważa i jestem wręcz zszokowana jak niektóre feministki – które de facto nie są feministkami, bo promowanie prostytucji pod hasłami feminizmu, to jeden wielki bullshit - mówią o prostytucji jako o normalnej pracy. Mądra feministka wie, że każda kobieta ma o wiele więcej do zaoferowania. Nie jest przedmiotem, a przede wszystkim nie jest do sprzedaży dla mężczyzn”. Dlaczego Doda, która zbudowała swój wizerunek na seksie (i to jest ok!), uważa, że seks uprzedmiatawia kobietę? To skrajnie mizoginistyczne i konserwatywne założenie, zgodnie z którym seks naznacza, brudzi kobietę. Kościół rzymskokatolicki od dziecka wmawia nam, że kobieta „oddaje się”, gdy uprawia seks. Że „traci dziewictwo”, „traci cnotę (niewieścią)” – tak jakby w seksie coś traciła, a nie zyskiwała nowe doświadczenie. Seks nas nie uprzedmiatawia. To seksiści i seksistki nas uprzedmiatawiają.
Paraolimpijska mistrzyni świata, Olivia Breen, po niedzielnym skoku w dal na Mistrzostwach Anglii usłyszała od wolontariuszki, że jej „spodenki były za krótkie i nieodpowiednie”. Tyle że Breen nosiła ten sam strój przez większość swojej kariery. 24-letnia sportowczyni, która cierpi na porażenie mózgowe, zamieściła na Twitterze oświadczenie w tej sprawie. Wyznała, że była zaskoczona tym komentarzem i poczuła się zniesmaczona.https://twitter.com/BreenOlivia/status/1417064573467828228?s=19&fbclid=IwAR2yoEcrtuiKeBI7Yfw2NXLJA0RU1rt-eBSAbujpthzg-xwbA-XneKLnHf8„To jest takie złe. Nie żyjemy w XVIII wieku. Rzeczywistość jest już znacznie dalej. Jako sportowczyni osobiście nigdy wcześniej tego nie doświadczyłam” – powiedziała Breen. Breen szykuje się do rywalizacji na Igrzyskach Paraolimpijskich w Tokio w sierpniu. Podczas niedzielnych mistrzostw nosiła oficjalne majtki sponsora. „Kiedy rywalizujesz, chcesz czuć się tak lekko, jak to możliwe, aby uzyskać lepsze wyniki” – powiedziała Breen CNN. „Mamy prawo nosić to, co chcemy i możemy”.
Tragedia w województwie lubuskim. Według ustaleń lokalnych mediów 5-letnia dziewczynka została zgwałcona przez 14-latka. Policja powstrzymuje się od komentarzy, a sprawę analizuje sąd rodzinny.
Joannie często brakuje pieniędzy do pierwszego. Wtedy głoduje. Zalewa kaszę kostką rosołową, bo nic innego nie ma. Czasem nie ma na czynsz i opłaty. Żyje w ciągłym stresie, że wyląduje na bruku.Marzy o pracy. Codziennie zagląda na portale i grupki z ogłoszeniami o pracę. Na grupce "Praca Kraków i Małopolskie” na Facebooku znajduje się ponad 142 tysiące profili. Joanna zapisała się tam 10 czerwca 2021 r. Gdy zobaczyła ogłoszenie o pracę w Mojitos Casa Latina, przesłała tam swoje zgłoszenie."Hej! Jestem zainteresowana pracą, jestem w pełni dyspozycyjna szybko się uczę (od zawsze zresztą chciałam się nauczyć robić dobre drinki) i mam doświadczenie w pracy w gastronomii, konkretnie to obsługa i serwis ekspresu ciśnieniowego latte art i kompozycje kaw wszelakich”.Joanna nie ma pracy od listopada 2020 r. W listopadzie przeprowadziła się do Krakowa od toksycznego byłego partnera. Musiała zacząć życie od zera. Mieszkanie, przeprowadzka. - Po tym związku mój stan psychiczny był po prostu tragiczny. Nie miałam na nic siły.Wcześniej przez dwa lata pracowała w McDonaldzie, na wszystkich stanowiskach poza kuchnią. Najlepiej sobie radziła, robiąc kawy i desery.Napisała też na grupce w komentarzu pod postem Mojitos Casa Latina, że się tam zgłosiła.Od listopada szuka pracy. W tym czasie pracowała na czarno, bez umowy – roznosiła ulotki. Pracowała także seksualnie. Tego ostatniego żałuje, to nie dla niej. Przerabia to doświadczenie na terapii, razem z doświadczeniem toksycznego związku. Nie ma prawa do publicznej terapii, bo nie ma ubezpieczenia zdrowotnego. Terapię opłaca jej Sex Work Polska – kolektyw pracownic seksualnych, które się organizują i wspierają.
Wspieram osoby, które doświadczyły przemocy. Czasem piszą do mnie na Facebooku albo Instagramie, czasem dzwonią, czasem zgłaszają się mailem. Zwykle nie mają znikąd pomocy, są bardzo samotne – i dlatego się kontaktują. Niekiedy wystarczy jedna rozmowa – bo dokładnie tego potrzebowały. Niekiedy to wielomiesięczne wsparcie. Opisuję ich historie w mediach lub udostępniam na Instagramie – w zależności od tego, czego chcą. Chodzę na rozprawy dotyczące zgwałceń, widzę, w jaki sposób traktowane są skrzywdzone kobiety przez bliskich, znajomych, środowisko, wymiar sprawiedliwości. Często poza mną, innymi osobami prywatnymi i kilkoma organizacjami feministycznymi – Feminoteką, Centrum Praw Kobiet, Fundacją Przeciw Kulturze Gwałtu czy Niebieską Linią – nie mają żadnego wsparcia. To my jesteśmy ich wsparciem. Nie stawiamy wyroków – to powinno być zadanie sądu, nie nasze. Nasze zadanie to wsparcie. Kiedy dzwoni do mnie zapłakana osoba, nie pytam: „nie kłamiesz?”, „a jakie masz dowody?”, „a skąd mam wiedzieć, że nie oszukujesz? Jak możesz mi potwierdzić, że jesteś osobą godną zaufania?”. Wysłuchuję jej, wspieram. Jeśli potrzebuje rady albo pomocy, doradzę i pomogę. Ona mi ufa i ja jej ufam. Tak naprawdę to zwykłe domniemanie niewinności poszkodowanej. Dlaczego o domniemaniu niewinności tyle opowiadają sprzymierzeńcy oskarżonych, a nikt nie przejmuje się domniemaniem niewinności poszkodowanej? Dlaczego ciągle musi wysłuchiwać, że na pewno kłamie, miała w tym interes albo zrobiła to dla kariery?
25 czerwca w Senacie odbyły się obrady Parlamentarnego Zespołu ds. Walki z Otyłością. Przemawiała prof. Magdalena Olszanecka-Glinianowicz, specjalistka leczenia otyłości, prof. Iwona Paradowska-Stankiewicz, krajowy konsultant w dziedzinie epidemiologii, Magdalena Gajda, Społeczny Rzecznik Praw Osób Chorych na Otyłość oraz publicystka Maja Staśko.Przedstawiamy rozszerzoną treść wystąpienia Mai Staśko na posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu ds. Walki z Otyłością w Senacie 25 czerwca 2021 r. Całe nagranie przemówienia znajduje się tutaj:https://www.instagram.com/p/CQiXaK8HkxG/Za każdym razem, gdy pojawia się temat ciałopozytywności, a wraz z nim obrazy grubych osób w przestrzeni publicznej – bo od tego ciałopozytywny ruch się zaczął i warto o tym pamiętać – słyszymy do znudzenia, że to promocja otyłości. To tak, jakby mówić, że osoby z niepełnosprawnościami w przestrzeni publicznej to promocja niepełnosprawności. Albo osoby chorujące na raka w przestrzeni publicznej to promocja nowotworów.To głęboko krzywdzące podejście. Osoby, które zmagają się z chorobami, to nie są te choroby. To żyjący ludzie – a choroba ich nie definiuje. Mają prawo chodzić po ulicach, mają prawo być modelkami i wrzucać swoje zdjęcia w media społecznościowe. Nikt nie ma prawa ich obrażać. Można oczywiście zwalczać (a najlepiej leczyć) choroby – ale nie wolno próbować zwalczać chorujących ludzi – czy w ogóle ludzi. Bo to nie jest leczenie, tylko dyskryminacja.Co więcej, niczyje istnienie nie jest promocją. Osoby rude w przestrzeni publicznej nie są promocją rudości. Osoby wysokie nie są promocją wysokości. Są ludźmi, nie promocją.Czas najwyższy, by traktować ludzi jak ludzi, a nie jak ideologię, promocję, choroby.Grubość to nie otyłość!Ta troska o zdrowie i otyłość grubych osób jest też o tyle nietrafiona, że grube osoby w przestrzeni publicznej nie oznaczają otyłych osób. Otyłość to choroba. Chorobę diagnozuje lekarz, a nie anonimowi użytkownicy sieci czy przechodnie. Grube ciało, które pojawia się wreszcie w ramach ruchu ciałopozytywnego – a także grupozytywnego! – nie oznacza otyłego ciała. Badacze coraz częściej odchodzą od traktowania wagi jako jedynego wyznacznika otyłości. Także BMI nie daje w tym względzie wiarygodnych pomiarów, i dość powszechnie jest uznawane za przestarzały miernik do wyznaczania otyłości.Istnieje wielu grubych, zdrowych ludzi. I wielu szczupłych, niezdrowych ludzi.Grubość jako kategoria to kwestia estetyczna – to wyłącznie wygląd ciała. To taki sam opis jak „rudy”, „wysoki”, „niebieskooki”. Grubość – czyli wygląd – nie oznacza otyłości. Nie każda gruba osoba jest otyła. Ale każda otyła osoba jest gruba.A zatem za każdym razem, gdy ktoś reaguje na grube osoby w mediach jako na promocję otyłości – mówi wyłącznie o wyglądzie, bo tylko do tego ma dostęp. I posługuje się fałszywymi uprzedzeniami dotyczącymi tego wyglądu. Powiedzmy to sobie wprost: to po prostu ocenianie wyglądu pod płaszczykiem rozmowy o zdrowiu, bo w ten sposób łatwiej takie dyskryminujące oceny obiektywizować czy medykalizować. Ale ocenianie wyglądu może być krzywdzące i jest zwyczajnie niepotrzebne, niezależnie od tego, jaki ten wygląd jest.Co więcej, nawet gdyby te osoby były otyłe, to ich obrażanie jest dyskryminacją chorych osób. Nazwy chorób to nie inwektywy – i dotyczy to tak samo schizofrenii, depresji, jak i otyłości.Można mówić „gruba”?Fakt, że słowo „gruby” przeszedł do uzusu nie jako opis wyglądu, tylko jako obelga, pokazuje, w jak fatfobicznym (dyskryminującym osoby grube) społeczeństwie żyjemy. Podobnych konotacji nie ma przecież słowo „szczupły” czy „chudy” – a są takim samym opisem wyglądu i podobnie nie mówią nam nic o zdrowiu.Idąc tropem, które w Polsce wyznaczyły Natalia Skoczylas i Urszula Chowaniec, będę tu posługiwała się słowami „gruby” i „grube osoby” właśnie w ich pierwotnym znaczeniu: neutralnym opisie wyglądu osób. Nie są to słowa obraźliwe i nie powinny być. Oczywiście, każda gruba osoba jest w innym momencie procesu autoidentyfikacji i akceptacji swojego ciała – dlatego przy nazywaniu konkretnych osób najważniejsza jest ich wola: mogą nie chcieć być określane jako „grube”. I to też jest ok – trzeba to uszanować. Nie muszą podawać powodów ani się tłumaczyć.Zresztą, mówienie do kogokolwiek o wyglądzie jego ciała, jeśli nieproszone – nie jest ok. Lepiej posługiwać się imionami niż wyglądem.Tylko w 36% mamy wpływ na wagę. Reszta nie zależy od nas„Schudnij” – to refren, który pojawia się za każdym razem, gdy mowa o otyłości. To rozwiązanie, które nie pomaga, pokazuje za to skalę braku wiedzy i uprzedzeń wobec grubych osób.Jak zaznacza Paulina Malek, dietetyczka, wpływ, jaki mamy na wagę, może się plasować mniej więcej na 36%. Na naszą wagę wpływa ok. 100 różnych czynników, np. geny, przyjmowane leki, choroby, warunki pracy, pochodzenie, warunki życia, zaburzenia psychiczne. A także dyskryminacja – osoby LGBTQ ze względu na stres mniejszościowy mają wyższy współczynnik zaburzeń odżywiania od osób heteronormatywnych.Badania wskazują, że niedobór snu powoduje zwiększenie apetytu i poczucia nienasycenia, związane z zaburzonym wydzielaniem hormonów leptyny i greliny. Niedawno odkryto także, że utrata snu zwiększa we krwi poziom endokannabinoidów, czyli związków chemicznych podobnych do konopi indyjskich (cannabis). Podobnie jak palenie marihuany, pobudzają one apetyt i wywołują ssanie w żołądku (za: Matthew Walker, „Dlaczego śpimy. Odkrywanie potęgi snu i marzeń sennych”).Jeśli ktoś ma opiekunkę do dzieci, dietę pudełkową ustawioną na konkretną liczbę kalorii i osobę sprzątającą – to na pewno łatwiej mu się wysypiać. Z 8-godzinną pracą, wychowaniem dzieci, pracą domową na barkach przede wszystkim kobiet – spanie 8 godzin dziennie staje się wyzwaniem. Albo niemożliwością. A zatem nawet w tak pozornie odległym od wagi temacie – śnie – już widać nierówności. Nie ma tu mowy o „własnym wyborze” albo „lenistwie” – to są chemiczne reakcje naszego organizmu. I wynikają z nierówności ekonomicznych.Około 2/3 odchudzających się odzyskuje wagęPodobnie fałszywe jest założenie, że by schudnąć, wystarczy ćwiczyć i mniej jeść.Badanie „An Evidence-Based Rationale for Adopting Weight-Inclusive Health Policy” z 2020 r. obala te mity:„Polityki zdrowotne rutynowo podkreślają utratę wagi, jako środek prozdrowotny. Opierają się one na założeniach: (1) że wysoka masa ciała oznacza gorsze zdrowie, (2) że długoterminowa utrata wagi jest powszechnie osiągalna oraz (3) że utrata wagi skutkuje konkretną poprawą zdrowia fizycznego. Nasz przegląd literatury sugeruje, że te trzy założenia, na których opiera się aktualne wagocentryczne podejście, nie znajdują empirycznego potwierdzenia”. [tłumaczenie: Urszula Chowaniec, źródło]Odchudzanie i restrykcyjne diety często nie działają. Około 2/3 odchudzających się odzyskuje wagę, często kończąc z wyższą niż początkowa. Tylko 57% osób, które uczestniczą w programach odchudzania, traci klinicznie znaczącą ilość masy ciała, czyli utratę masy ciała o 5% (Ineffectiveness of commercial weight-loss programs for achieving modest but meaningful weight loss: Systematic review and meta-analysis) . Ponadto, 5 lat po utracie masy ciała osoby odzyskują średnio 79% masy ciała, którą początkowo schudły (Long-term weight-loss maintenance: a meta-analysis of US studies).Dla osoby z początkowym BMI 30-34,9, roczne prawdopodobieństwo osiągnięcia BMI poniżej 24,9 wynosi: 0,48% w przypadku mężczyzn i 0,8% w przypadku kobiet. Dla osoby z początkowym BMI 40-44,9 roczne prawdopodobieństwo osiągnięcia BMI poniżej 24,9 wynosi: 0,077% w przypadku mężczyzn i 0,15% w przypadku kobiet, jak wskazują badania z 2015 r.Odchudzanie ma także potencjalne negatywne skutki uboczne, które rzadko się zauważa: zaabsorbowanie jedzeniem, zakłócenie wewnętrznych sygnałów głodu i sytości (nawet do dwóch lat po zakończeniu odchudzania), spowolniony metabolizm, co może spowolnić inne procesy, jak trawienie, lub kompletnie je wyłączyć, jak menstruację, poczucie braku kontroli, zaburzone jedzenie, zły obraz ciała, gorszy humor, niedobór składników odżywczych, urazy, infekcje, wolniejsza regeneracja, gojenie ran czy rekonwalescencja [więcej informacji i danych w temacie u Pauliny Malek].Dlaczego to zdrowie odchudzających się osób nie jest dla komentujących równie ważne jak fałszywa troska o zdrowie grubych osób? Bezrefleksyjna śpiewka „schudnij” to promocja niezdrowego trybu życia, a także otyłości, na którą po odchudzaniu można zachorować.Epidemia dyskryminacji zamiast epidemii otyłościChcemy porozmawiać o zdrowiu? Świetnie. Bo jeśli chodzi o zdrowie grubych osób, to mamy do czynienia z potężnym naruszeniem tego zdrowia. Ale nie dlatego, że chorują na otyłość – bo nie wszystkie grube osoby na nią chorują – tylko dlatego, że są dyskryminowane. Stygmatyzacja osób grubych szkodzi zdrowiu, a nawet życiu ludzi – nie tylko grubych.„Stygmatyzacja wagi” (weight stigma) to dyskryminacja dotycząca wagi osoby, oparta na stereotypach i fałszywym obrazie grubej osoby. Istnieje wiele szkodliwych stereotypów dotyczących grubych osób: że są leniwe, roszczeniowe, niezdarne, głośne, niezdyscyplinowane, mają słabą siłę woli i brak samokontroli. Taki wizerunek nie tylko jest niezgodny z rzeczywistością, ale i przenosi winę za wygląd na jednostkę (jakby wygląd był winą) i ją stygmatyzuje.Zgodnie z badaniami doświadczenie tej dyskryminacji może podwyższać ryzyko stanu zapalnego, stresu, słabej kontroli glukozy, wysokiego cholesterolu, wyższego ciśnienia krwi, unikania interwencji medycznych, unikania ćwiczeń, depresji, lęków, zaburzeń odżywiania (zaburzone nawyki kontroli wagi, nadmierne powściągliwość i napadowe objadanie się), niepokoju, unikania angażowanie się w zachowania prozdrowotne.Zgodnie z badaniami z 2016 r. osoby postrzegające siebie jako doświadczające dyskryminacji na tle masy ciała mają ok. 2,5 raza większe prawdopodobieństwo rozwinięcia zaburzeń nastroju i lęków, w porównaniu do tych, którzy dyskryminacji nie doświadczają.Lekarze, niestety, także mają wysoki poziom uprzedzeń wobec osób grubych. Często uznają otyłych pacjentów jako nieprzestrzegających zaleceń. Ponad połowa pacjentów oznaczonych jako osoby z nadwagą lub otyłością zaznaczała, że usłyszała niewłaściwe komentarze na temat masy ciała od swoich lekarzy. Często lekarze polecają grubym pacjentom schudnięcie jako uniwersalne rozwiązanie, choć ich problem zdrowotny znajduje się zupełnie gdzieś indziej, przez co leczenie jest opóźnione i utrudnione.W badaniach „Weight Discrimination and Risk of Mortality” osoby doświadczają dyskryminacji z powodu wagi mają o 60% zwiększone ryzyko śmierci, niezależnie od ich BMI.To dyskryminacja prowadzi do słabego zdrowia, a nie odwrotnie – dowodzą tego badania. Może czas zamiast o epidemii otyłości – mówić o epidemii dyskryminacji?Fitcelebrytki szkodzą zdrowiuW Polsce rozwiązanie tego problemu zdaje się jedno. Trenerki i celebrytki od lat motywują do odchudzania w podobny sposób: pokazują ciała grube jako te „przed”, a szczupłe – jako „po”. To sprawia, że grube osoby tkwią w przekonaniu, że ich ciała są niewystarczające, wiecznie „przed”, a nie „teraz”. Mówią o „ruszaniu tyłka z kanapy” i nazywają leniwymi osoby, które tego nie robią. To jest wpisywanie się w stereotypy, które prowadzą do utraty zdrowia.Co więcej, badania wykazują, że takie działania są zupełnie nieskuteczne – a wręcz szkodliwe. Treści „motywujące” ludzi do schudnięcia przez przedstawianie grubych ciał jako nieatrakcyjnych i niezdrowych (czyli przez fat shaming) powodują, że osoby jedzą więcej, nie mniej.W badaniu z 2011 r. kobiety po obejrzeniu filmików, gdzie przedstawiano grube ciała jako coś niekorzystnego i nieatrakcyjnego, zjadły trzy razy więcej przekąsek niż przy oglądaniu filmów, gdzie grube osoby były przedstawiane w sposób nieoceniający. Podobne wyniki przyniosło badanie z 2014 r. Tam kobiety czytały artykuł „Lose weight or lose your job” – po jego przeczytaniu zjadły prawie dwukrotnie więcej przekąsek niż po czytaniu neutralnego artykułu.A zatem osoby, które mają być rzekomo motywowane takimi artykułami, w istocie czują coś dokładnie odwrotnego: poczucie upokorzenia, obniżenie własnej wartości i stres. Długoterminowe konsekwencje stygmatyzacji wagi to wzrost masy ciała i ryzyko wejścia w otyłość według skali BMI, niezależnie od wyjściowego BMI.„Motywowanie do zmiany” przez przedstawianie grubych ciał jako nieatrakcyjnych po prostu nie działa. Co więcej, osobom, które chorują na otyłość, może tylko zaszkodzić.Od czasu powstania krajowych kampanii zapobiegania otyłości w USA częstość występowania napiętnowania masy ciała wzrosła o około 66%. Wyniki badań są jasne: nadmierne podkreślanie wagi może prowadzić do zaburzeń odżywiania i mieć odwrotne do zamierzonych skutki, podkreśla National Eating Disorders Association.„Grube, spocone, trzęsące się ciało – wciąż jest godne szacunku”W tym kontekście warto przytoczyć cytat z badań z 2020 r.„An Evidence-Based Rationale for Adopting Weight-Inclusive Health Policy”:„Wiele działań skierowanych przeciwko otyłości niezamierzenie przyczynia się do pogłębiania weight stigma. Standardowa porada medyczna dla utraty wagi skupia się wokół jednostkowej odpowiedzialności i wymuszania siły woli (“jedz mniej, ruszaj się więcej”). W tym kontekście odrobina zawstydzania jest postrzegana jako motywacja do zmiany diety i aktywności. Niemniej jednak to podejście utrwala stygmatyzację, bo jednostki o wyższej masie ciała już są zaangażowane w samoobwinianie i wstydzą się swojej wagi.Wpływowi ludzie, którzy uprawiają fat shaming (zawstydzają innych z powodu ich masy ciała), niezależnie od tego czy są dostawcami usług i opieki medycznej, rodzicami, edukatorami, liderami biznesu, celebrytami czy politykami, są najbardziej szkodliwi. Należy im uświadomić i uczynić odpowiedzialnymi za ich zachowanie. Społeczne nastawienie zmieni się najszybciej, jeśli ci z największą siłą będą służyć jako wartościowe wzorce społeczne albo jeśli będą ponosić negatywne konsekwencje ich poniżającego zachowania. Tylko kto się sprzeciwi tym pogłębiającym dyskryminację?” [tłumaczenie: Urszula Chowaniec, źródło].Ja się sprzeciwiłam, gdy Anna Lewandowska założyła strój grubej osoby i w nim tańczyła, co miało być żartem. Prawicy trenerki grozili mi za to pozwem na 50 tys. zł. Z kolei gdy Ewa Chodakowska zamieściła fatfobiczny wpis, w mocnych słowach zareagowała Urszula Chowaniec, przez co spłynęła na nią masa fatfobicznego hejtu. Odniosła się potem do tego w jednym z tekstów. W innym zaznaczała:„Nie będzie, w świetle tych wyników, żadnym nadużyciem, jeśli powtórzę to, co powtarzam od dawna: żeby się ruszać, trzeba znaleźć w sobie miejsce na akceptację swojego ciała takim, jakie jest. Grube, spocone, odziane w spandex, trzęsące się, czerwone – wciąż jest warte szacunku”.Z kolei Natalia Skoczylas podkreśla: „Moje ciało robi dla mnie więcej, niż twoja "pomocna" opinia kiedykolwiek będzie w stanie”.„Nikomu nie jesteśmy winne zdrowia”Wreszcie, nawet jeśli wymienione wyżej rady i stwierdzenia to troska o zdrowie, po prostu nieświadoma badań i mechanizmów – to czy mamy do niej prawo? Czy podchodzimy do każdej palącej osoby i mówicie, że to niezdrowe? Podchodzimy do każdej osoby pijącej colę i powtarzamy, że nie ma tego robić?Zdrowie każdej osoby jest jej sprawą. I jeśli nie jesteśmy jej lekarzem, jakiekolwiek nieproszone opinie są niewskazane. A mogą być po prostu dyskryminacją – na przykład przez arbitralną ocenę stanu zdrowia po wyglądzie. „Jesteś anorektyczką? Nie wyglądasz” - to stwierdzenie, sugerujące „za grubość” jak na anoreksję, może wprowadzić chorującą osobę w zaostrzenie choroby. „Nie jesteś otyła? Byłam pewna, że jesteś”. A przecież wiemy już, że nie każda gruba osoba choruje na otyłość. A jeśli choruje – jakie mamy prawo, by to komentować? Choroby to jeden z najintymniejszych tematów. Może też być dla osoby trudny, a nawet traumatyzujący.Świetnie o tym pisała Urszula Chowaniec:„(…) Przypadkowy internauto, przechodniu, słuchaczko. Nic ci do moich wyników. Nie powinno cię to w ogóle obchodzić! A wiecie dlaczego?Bo nikomu nie jesteśmy winne zdrowia.Bo ciała chorujące i niesprawne są tak samo wartościowe jak ciała Chodakowskiej czy olimpijczyków. I mamy prawo do tego, żeby nasz stan zdrowia był znany tylko osobom, które wybrałyśmy. Do szału mnie doprowadza świat, w którym internetowy bullying zmusza bobu ducha winną dziewczynę do dzielenia się z masą anonimowych ludzi bardzo intymnymi szczegółami na temat jej zdrowiaTwoje zdrowie, tak samo moje nigdy nie powinno być przedmiotem publicznej dyskusji, no chyba, że tak wybierzemy. Tak, to jest superkontrowersyjna myśl, bo przecież można odnieść wrażenie, że ludzie w internecie niewiele rozrywek cenią sobie wyżej niż przepowiadanie grubym ludziom rychłej śmierci. Jakie to przynosi efekty?I nie, pozorna troska, concern trolling, to nie jest pozytywne zjawisko. To w ogóle nie powinno być dopuszczalne, że obcy człowiek, nie będący Twoim lekarzem, poucza Cię na temat zdrowia „dla twojego dobra”. (…) Nie róbcie tego innym. Nigdy, przenigdy nieproszone nie komentujcie cudzego zdrowia. Nigdy nie wiecie, jak czułej struny możecie dotknąć”.Nic nie wiesz. A jednak oceniaszNie wiesz, czy ta osoba jest pod opieką lekarza.Nie wiesz, czy ta osoba nie zażywa leków przeciwko depresji, od których tyje.Nie wiesz, czy ta osoba nie ma za sobą przemocy seksualnej, po której przytyła.Nie wiesz, czy ta osoba właśnie nie wyszła z anoreksji i stąd jej przybranie masy.Nie wiesz, czy ta osoba właśnie nie jest w procesie odchudzania.Nie wiesz, czy ta osoba nie ma depresji.Nic o tej osobie nie wiesz.A jednak oceniasz.Trudno uznać to za wyraz troski, prawda?Ciałopozytywność nie może się opłacaćAle przejdźmy do pozytywnych aspektów. Co jest pozytywne i nie szkodzi zdrowiu? Ciałopozytywność! Obecność wizerunków grubych osób w przestrzeni publicznej. Reprezentacja grubych osób w mediach, jako ekspertki. To równie ważne jak reprezentacja kobiet w patriarchalnym świecie i służy temu samemu – by osoby były traktowane podmiotowo i miały poczucie sprawczości. By czuły, że ich ciało, ich płeć jest ok. Że są wystarczające. By nie bały się chodzić do lekarza, na siłownię czy dbać o swoje zdrowie – niezależnie od rozmiaru. Tego nie można osiągnąć przez poniżanie.Jeden model atrakcyjności, związany ze szczupłym ciałem, nie służy nikomu. Stowarzyszenie Zaburzeń Odżywiania podkreśla, że najlepiej znanym czynnikiem środowiskowym związanym z rozwojem zaburzeń odżywiania jest społeczno-kulturowa idealizacja szczupłości.Przymus posiadania szczupłej sylwetki jest niszczący dla zdrowia psychicznego wszystkich osób, nie tylko grubych. Może powodować zaburzenia odżywiania, zaburzony wizerunek swojego ciała, kompleksy. Wyśrubowany kanon atrakcyjności, który widzimy w przestrzeni publicznej, jest w istocie antyzdrowotny – i co do tego coraz mniej osób ma wątpliwości. Służy bardziej do sprzedawania produktów – bo skoro osoba zawsze czuje się niewystarczająca, to zawsze będzie je kupować – niż dbania o zdrowie. To konsumpcyjna machina, która niszczy zdrowie i opiera się na podważaniu poczucia wartości. I to tu powinniśmy się doszukiwać promocji niszczenia zdrowia, zwłaszcza psychicznego – a nie w ciałach ludzi, jakiekolwiek by nie były.Grubopozytywność to warunek konieczny do ciałopozytywnościA zatem zgodnie z tym, co mówiła Lindy West: grupozytywność to warunek konieczny do ciałopozytywności. Inaczej ciałopozytywność łatwo przemieni się w kult diet, pogardę do osób grubych i przymus odchudzania osób grubych. Nie ma ciałopozytywności bez grubopozytywności.W tej całej dyskusji o wadze brakuje tego, co pojawia się także w dyskusjach o aborcji czy przemocy seksualnej – akceptacji faktu, że moje ciało jest moje. Ktoś może nie chcieć lub nie móc wyglądać jak celebrytki z okładki – i to jest ok. Może nie chcieć lub nie móc się odchudzać – i to jest ok. Może mieć inne wartości i na innych kwestiach się skupiać, a wpisywanie się w kanon atrakcyjności nie jest jego głównym celem – i musimy to zaakceptować zamiast obrażać go ze względu na wygląd czy nazywać leniwymi w ramach „motywowania”. To nie jest motywacja – to próba narzucenia komuś panującej wizji atrakcyjności i obrażanie osób, które się w niej nie mieszczą.Przymuszanie do czynności na ciele, których ta osoba nie chce lub nie może podejmować, to przemoc. Przymuszanie do odchudzania, donoszenia ciąży, aborcji, stosunku seksualnego – to jest przemoc. Stygmatyzacja ze względu na wagę jest przemocą.
Zdjęcie z odsłoniętą klatką piersiową – takie, jakich widzimy w przestrzeni publicznej tysiące. Widzimy je obecnie w trakcie Euro 2020, gdy piłkarze ściągają koszulki i biegają bez nich. Widzimy je na plażach i basenach. Męska klatka piersiowa i męskie sutki. Tyle. A jednak gdy na Twittera zdjęcie z klatką piersiową wrzucił H., rozpętała się prawdziwa burza. H. woli pozostać anonimowy ze względu na hejt, którego doświadczył. W tej chwili zdjęcie ma 6 tysięcy polubień. I 276 komentarzy. Wiele z nich – bardzo negatywnych.
Nie wiedziałam, o co chodzi Krzysztofowi Stanowskiemu w tej niechęci do mnie, w obśmiewaniu mojego doświadczenia molestowania i podważaniu częstości gwałtów. Dlaczego w grudniu zeszłego roku postanowił prześmiewczo skomentować tekst, w którym dzieliłam się swoim doświadczeniem przemocy, sugerując, że nie jestem wystarczająco atrakcyjna, by mnie molestować. Miałam wrażenie, że po #MeToo jesteśmy już jako społeczeństwo trochę dalej.Teraz trochę rozumiem. To Himalaje hipokryzji: dziennikarz wyśmiewał Jana Kapelę, że zna gwałcicieli i tego nie zgłasza. Cóż, Stanowski zna mężczyznę oskarżonego o przemoc seksualną, to jego kolega – i dziennikarz go bronił. Rok temu Iza Koprowiak, dziennikarka „Przeglądu Sportowego”, udzieliła magazynowi „Press” wywiadu, w którym opowiedziała o molestowaniu, jakiego doświadczyła. - Gdy jechaliśmy samochodem, zaczął mnie łapać za udo. Kiedy bardzo dosadnie powiedziałam mu, by zabierał ręce, nazwał mnie k... i swoim paziem – mówiła wtedy.Nie powiedziała, o kogo chodzi, ale szybko okazało się, że mówiła o Tomaszu Włodarczyku. To jednoznaczny opis molestowania. Przez wiele osób został uznany za pierwszy akt #MeToo w środowisku sportowym.
Ks. Mirosław Król, rektor polinijnego seminarium duchownego w Orchard Lake w USA w stanie Michigan, został oskarżony o molestowanie seksualne. TVN24 przygotowało w tym temacie reportaż „Królestwo”, który miał opowiadać historię dwóch mężczyzn zaatakowanych przez duchownego. Pokazano też jego bliskie powiązania z kard. Dziwiszem.Reportaż będzie miał premierę w środę, 9 czerwca.
Zaproszony na komunię 12-letniej dziewczynki mężczyzna miał ją wykorzystać. Przez miesiąc z nią pisał, a w trakcie rodzinnego przyjęcia zmusił ją do innej czynności seksualnej.Wstrząsające doniesienia na temat jednego z przyjęć komunijnych z powiatu kaliskiego. Mężczyzna wykorzystał seksualnie 12-letnią dziewczynkę.Sprawca, który pojawił się na komunii, był spokrewniony ze swoją ofiarą. Dziewczynka wcześniej przez miesiąc korespondowała z mężczyzną, a ten miał kierować w jej stronę treści pedofilskie.
W niedzielę znaleziono zwłoki poszukiwanej od kilku dni 18-letniej Magdy. O jej morderstwo podejrzany jest 28-letni Dawid J., który przyznał się do zarzucanego mu czynu. Mężczyzna jako 14-latek trafił do zakładu poprawczego za gwałt i zabójstwo szkolnej koleżanki. Po wyjściu z poprawczaka został skazany na 2 lata więzienia za próbę gwałtu. Wczoraj w ramach wyrazu solidarności z ofiarą odbył się Marsz milczenia w Gryficach, organizowany przez kolegów i pedagogów z jej szkoły. Zapytany o to na antenie TVN24 doktor Jerzy Pobocha odpowiedział, że powinniśmy porozmawiać, "jak szczególnie powinny zachowywać się kobiety". Dodał, że one mogą tworzyć dla sprawców "sytuację pokusy", a "okazja czyni gwałciciela". Wczoraj napisaliśmy o tym jako pierwsi w Polsce TUTAJ.
Od kilku dni trwały poszukiwania 18-letniej Magdy ze Świńca. W niedzielę znaleziono zwłoki dziewczyny w okolicznym lesie. O jej morderstwo podejrzany jest 28-letni Dawid J., który przyznał się do zarzucanego mu czynu. Mężczyzna jako 14-latek trafił do zakładu poprawczego za gwałt i zabójstwo szkolnej koleżanki. Po wyjściu z poprawczaka został skazany na 2 lata więzienia za próbę gwałtu. Pisaliśmy o tym TUTAJ.Dzisiaj w Gryficach odbył się marsz Marsz milczenia po morderstwie 18-latki, zorganizowany przez uczniów i pedagogów szkoły, do której chodziła Magda.To o niego na antenie TVN24 został zapytany doktor Jerzy Pobocha z Polskiego Towarzystwa Psychiatrii Sądowej.- Jest rzeczą zrozumiałą, że tego typu czyny, zabójstwo młodej osoby - szczególnie, jeżeli tu mamy do czynienia z powtórnym zabójstwem - to budzi ogromne emocje. Trzeba pamiętać, że tego typu ludzie... takie sprawy występują na całym świecie. Są niestety jednostki w Polsce i na świecie, które mają tego typu skłonności - mówił doktor Jerzy Pobocha. I dodał:- Rozumiem młodzież, że robi marsz przeciwko przemocy, natomiast dobrze by było, żeby poza tym marszem porozmawiać na temat bezpiecznych zachowań. Co należy robić, jak należy robić, jak szczególnie powinny zachowywać się kobiety, ażeby do takiej sytuacji nie doszło.
Chile: prokuratura bada sprawę wykorzystywania seksualnego w szkole przy zakonie braci marystów. Według zebranego materiału dowodowego, aż 28 osób związanych ze szkołą było wykorzystywanych seksualnie przez zakonników. Śledztwo w tej sprawie trwa od 2017 roku.Alarm wszczęli wcześniej sami zakonnicy po tym, jak przeprowadzili wewnętrzne badania związane z tym procederem.
– Dzień Matki to dla mnie jedyny dzień w roku, gdy muszę powyłączać wszystkie social media. Strasznie męczy mnie widok szczęśliwych dzieci z matkami spotykanymi na ulicach. Z uwagi na to, że przez ostatnie trzy lata przeprowadzam się w zasadzie cały czas, co kilka miesięcy – ludzie nie znają mojej historii. Często padają najzwyklejsze na świecie pytania o to, czym moja mama się zajmuje, czy mnie odwiedzi… To również bardzo mnie męczy – mówi mi mężczyzna, który woli pozostać anonimowy.I dodaje: – Mama popełniła samobójstwo gdy miałem 10 lat. Zajęło mi około 10 kolejnych lat, żeby się zorientować, że byłem ofiarą przemocy. Pamiętam, że dość często straszyła mnie, że odda mnie do domu dziecka. Albo po prostu wyrzuci z domu. Pamiętam też, że zdarzało się, że zamykała mnie w łazience na cały dzień bez jedzenia.
Żadna praca to nie wstyd. A jednak feministki kilka lat temu doprowadziły do zwolnienia grid girls z Formuły 1 i ogłosiły to jako swój sukces. Ze strony grid girls, czyli dziewczyn stojących na polach startowych, podniósł się sprzeciw: „Przez feministki straciłam pracę”, „Kochałam to zajęcie, nikt mnie do tego nie zmuszał”, „Feministki bronią nas, nie pytając w ogóle o nasze zdanie”. I ja się z nimi zgadzam. Jestem feministką i stoję po stronie grid girls. Zaznaczam: jestem feministką, ale nie reprezentuję wszystkich feministek na świecie. Gdy toczyła się dyskusja nad tym, czy obecność hostess na zawodach sportowych jest seksistowska, nie uczestniczyłam w niej. Po pierwsze dlatego, że w Polsce nieszczególnie zaistniała – od 2016 r. walczymy o inne prawa, takie jak aborcja czy antykoncepcja awaryjna, więc takie kwestie mogą być dla nas mniej priorytetowe. Po drugie dlatego, że nie uważam, aby moim głównym celem i sukcesem jako feministki było dążenie do zwolnienia z pracy innych kobiet. Po prostu nie. Czy to jednak oznacza, że wizerunku rozebranych kobiet, które mają reklamować luksusowe (albo i nie) produkty nie są seksistowskie? Oczywiście, że są. Podobnie jak wodzianka u Kuby Wojewódzkiego. Uprzedmiotawianie ciał kobiet przez wielkie korporacje, by nabijały zasięgi produktom, wpływa bardzo niekorzystnie na postrzeganie ciał kobiet w przestrzeni publicznej. Ale to nie wina tych pracownic.
W nocy na Wykopie pojawiły się kilkudziesięciominutowe nagrania z kamerek erotycznych. Użytkownik Wykopu, który je wrzucił, pytał, czy to YouTuberka z milionem obserwujących na Instagramie. Od tego momentu filmiki krążą po sieci, a na dziewczynę spada lawina hejtu:"Lustereczko powiedz przecie, kto się puszcza w necie""Fajne nagrania z kamerek hahahaha już wiemy, co się robi, żeby być sławnym, wystarczy dawać d*py"Na YouTubie pojawiają się filmiki z fragmentami nagrań i ich oceną, np. "zwaliłem se do [imię dziewczyny]". Kolejni użytkownicy oceniają ciało YouTuberki, a pod ostatnimi filmami Teamu X i jej zdjęciami możemy przeczytać mnóstwo komentarzy na temat nagrań.Nie podajemy nazwy YouTuberki, ponieważ nie wyraziła na to zdecydowanej zgody. Nie zgadzamy się, żeby takie materiały krążyły w sieci do końca jej życia po wpisaniu w wyszukiwarkę jej imienia i nazwisku, jeśli nie było jej zgody. Skontaktowaliśmy się z influencerką, a także z jej agencją. Otrzymaliśmy odpowiedź, że w tej chwili dużo się dzieje, a wszystkiemu towarzyszą duże emocje. W związku z tym nie podajemy tej nazwy bez jej zgody. Mamy nadzieję, że inne media i portale zrobią to samo.
Świeżo upieczona studentka Uniwersytetu Warszawskiego została otumaniona i zgwałcona podczas wyjazdu integracyjnego. Sprawcą miał być doktorant z wydziału Artes Liberales. Sprawa została zgłoszona do władz uniwersytetu. Od lutego toczy się postępowanie, uczelnia sprawdza do jednak głównie pod kątem posiadania i handlu substancjami zabronionymi, którymi miał obracać naukowiec. Ze względu na opóźnienia i rozmywanie się sprawy, zareagował Studencki Komitet Antyfaszystowski, nagłaśniając sprawę i podając dane sprawcy.Ze studentką od dłuższego czasu rozmawia również Maja Staśko. Jak ujawniła, po nagłośnieniu sprawy przez SKA, zgłosiły się do niej kolejne osoby poszkodowane przez doktoranta.
Postawiono zarzuty w głośnej sprawie w Wałbrzychu. 4 października 2020 roku w niejasnych okolicznościach zmarła Renata G. Według ustaleń kobieta miała udusić się członkiem swojego partnera podczas seksu oralnego. Była wówczas całkowicie nieprzytomna. Mężczyźnie postawiono zarzut spowodowania śmierci oraz naruszenia wolności seksualnej. Grozi mu dożywocie.