Wyciek nagrań YouTuberki z kamerek erotycznych. "Praca na kamerkach to po prostu praca"
W nocy na Wykopie pojawiły się kilkudziesięciominutowe nagrania z kamerek erotycznych. Użytkownik Wykopu, który je wrzucił, pytał, czy to YouTuberka z milionem obserwujących na Instagramie. Od tego momentu filmiki krążą po sieci, a na dziewczynę spada lawina hejtu:
"Lustereczko powiedz przecie, kto się puszcza w necie"
"Fajne nagrania z kamerek hahahaha już wiemy, co się robi, żeby być sławnym, wystarczy dawać d*py"
Na YouTubie pojawiają się filmiki z fragmentami nagrań i ich oceną, np. "zwaliłem se do [imię dziewczyny]". Kolejni użytkownicy oceniają ciało YouTuberki, a pod ostatnimi filmami Teamu X i jej zdjęciami możemy przeczytać mnóstwo komentarzy na temat nagrań.
Nie podajemy nazwy YouTuberki, ponieważ nie wyraziła na to zdecydowanej zgody. Nie zgadzamy się, żeby takie materiały krążyły w sieci do końca jej życia po wpisaniu w wyszukiwarkę jej imienia i nazwisku, jeśli nie było jej zgody. Skontaktowaliśmy się z influencerką, a także z jej agencją. Otrzymaliśmy odpowiedź, że w tej chwili dużo się dzieje, a wszystkiemu towarzyszą duże emocje. W związku z tym nie podajemy tej nazwy bez jej zgody. Mamy nadzieję, że inne media i portale zrobią to samo.
Mandzio i Wardęga o sprawie
Mandzio, popularny streamer, napisał na Twitterze:
"Nie wskakujcie na hate-wagon bo i tak się dużo nasłucha. Robiąc różne rzeczy w sieci nie myślisz o tym co będzie, jeżeli kiedyś stanie się popularnym. To trochę abstrakcyjna myśl. Może ta afera będzie wiadrem zimnej wody - niektórzy sprzedają swoje ciało... no i co z tego?"
Warto zaznaczyć, że praca na kamerkach nie jest sprzedawaniem ciała. To świadczenie usługi, podobnie jak z innymi usługami. Nie sprzedajemy ciała - handel organami jest nielegalny. Kończymy pracę, a ciało dalej jest nasze. Niesprzedane.
Sylwester Wardęga, inny duży YouTuber, uznał z kolei, że to może wyjść dziewczynie na dobre: zwiększy zasięgi, feministki staną po jej stronie, a na Instagramie dojdzie jej 50-100 tys. obserwujących. Wyznał, że to smutne, bo sam tak nie może zrobić, ponieważ jest mężczyzną.
"Sex working is a thing"
Na Twitterze i na innych portalach pojawiło się sporo słów wsparcia i solidarności z YouTuberką, a także krytyki osób udostępniających te nagrania:
"rozpowszechnianie tego daje jakąś satysfakcję?"
"Dziewczyna chce się pokazywać na kamerkach? Spoko, jej decyzja i zgoda. Ale nagrywanie i udostępnianie takiego materiału to coś na co zgody nie dała. Przemoc seksualna"
"Kobieta ma czuć wstyd, gdy pracuje jako sexworkerka Mężczyzna, który ogląda porno, kupuje zdjęcia czy filmy już nie Taka logika"
"ale się zes*aliscie o te kamerki, sex working is a thing, a wy się zachowujecie jak dzieci w podstawówce, które usłyszały słowo sex. weźcie zajmijcie się sobą i przestańcie to rozprzestrzeniać, jeśli ona sama tego nie chce. wasze obrzydliwe komentarze, albo teksty ze to jej koniec tez możecie sobie darować, zwłaszcza w naszych czasach kiedy takie wycieki influencerow to norma, która niesie ze sobą pozytywy"
"Gdyby reklamowała bieliznę albo jakieś stroje kąpielowe to byłyby ochy i achy i serduszka, a tutaj pokazała odrobinę więcej i od razu drama. NUDA."
Praca na kamerkach pozwala wielu osobom na przeżycie
Kontrowersje wzbudza fakt, że Team X tworzy materiały dla młodej widowni, często dzieci i nastolatków. Ale jego uczestnikami są dorośli ludzie, którzy często mają za sobą różną przeszłość i różne prace. Jeśli nie mieli pieniędzy od rodziców, musieli się utrzymywać sami. Praca na kamerkach to praca, która pozwala wielu osobom na przeżycie. To praca, z której odprowadza się podatki, wykonywana przez dorosłych (jak każda praca) dla dorosłych. Także produkcja alkoholu jest pracą wyłącznie dla dorosłych. Czy taki hejt byłby kierowany w stronę członka Teamu X, który produkował alkohol?
I jeśli tak przeszkadza użytkownikom, że nagrania mogą trafić do dzieci - dlaczego w takim razie je rozpowszechniają? To oni mogą spowodować, że nagrania dotrą do małoletnich, a nie influencerka, która miała zablokować widoczność nagrań dla Polski.
Kobiety nieustannie są oceniane i rozliczane ze swojej seksualności. Wielkie afery i fala hejtu po każdym wycieku takich zdjęć i nagrań, to dowód na to, że kobiece ciało dla wielu osób wciąż jest większą kontrowersją niż przemoc seksualna. Bo udostępnianie filmików bez zgody osoby jest przemocą seksualną.
Prawnik: "To może stanowić przestępstwo"
Poprosiliśmy o komentarz prawnika z Fundacji Przeciw Kulturze Gwałtu, Adam Kuczyńskiego:
Po zapoznaniu się z dość szczątkowymi i ogólnikowymi informacjami dotyczącymi tej sytuacji można ostrożnie przedstawić następujące wstępne stanowisko prawne. Rozpowszechnianie na terenie Polski nagrań lub zdjęć przedstawiających nagi wizerunek tej osoby może stanowić przestępstwo z art. 191a par. 1 K.k., który mówi: "Kto utrwala wizerunek nagiej osoby lub osoby w trakcie czynności seksualnej, używając w tym celu wobec niej przemocy, groźby bezprawnej lub podstępu, albo wizerunek nagiej osoby lub osoby w trakcie czynności seksualnej bez jej zgody rozpowszechnia, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5". Kluczowe znaczenie w sprawie ma zgoda tej osoby, a właściwie jej zakres. Skoro w ustawieniach portalu, na którym miała opublikować materiały, zastrzegła, że mają być one niedostępne dla polskich adresów ip, to znaczy, że jej zgoda na rozpowszechnianie materiałów nie obejmowała terytorium Polski. Tym samym rozpowszechnianie ich w Polsce może stanowić przestępstwo.
A zatem każda osoba, która rozpowszechnia te filmiki i skriny z nich, może być uznana za przestępcę seksualnego.