wtv.pl > Polska > Studentka oskarża doktoranta UW o gwałt. Ofiar ma być więcej
Anna Dymarczyk
Anna Dymarczyk 19.03.2022 08:20

Studentka oskarża doktoranta UW o gwałt. Ofiar ma być więcej

wtv
WTV.pl
  • Świeżo upieczona studentka Uniwersytetu Warszawskiego została otumaniona i zgwałcona podczas wyjazdu integracyjnego. Sprawcą miał być doktorant z wydziału Artes Liberales.

  • Sprawa została zgłoszona do władz uniwersytetu. Od lutego toczy się postępowanie, uczelnia sprawdza do jednak głównie pod kątem posiadania i handlu substancjami zabronionymi, którymi miał obracać naukowiec.

  • Ze względu na opóźnienia i rozmywanie się sprawy, zareagował Studencki Komitet Antyfaszystowski, nagłaśniając sprawę i podając dane sprawcy.

Ze studentką od dłuższego czasu rozmawia również Maja Staśko. Jak ujawniła, po nagłośnieniu sprawy przez SKA, zgłosiły się do niej kolejne osoby poszkodowane przez doktoranta. 

Gwałt na Uniwersytecie Warszawskim. Doktorant wykorzystał studentkę

9 kwietnia Studencki Komitet Antyfaszystowski na Uniwersytecie Warszawskim opublikował post, w którym opowiedział o sprawie gwałtu na jeden ze studentek uczelni przez pracującego na wydziale Artes Liberales doktoranta. Do zdarzenia miało dojść na odbywającym się we wrześniu wyjeździe integracyjnym. 

Dziewczyna do SKA zgłosiła się w lutym z prośbą o pomoc. Jak twierdziła, chciała zapobiec kontaktowi doktoranta z innymi studentkami podczas prowadzonych przez niego zajęć. Według informacji zebranych przez komitet, mężczyzna miał wielokrotnie na różnych kobietach dopuszczać się przemocy seksualnej - miał przy tym wykorzystywać środki odurzające.

SKA zgłosiło sprawę do władz uniwersytetu i skierowało poszkodowaną do osób zajmujących się osobami, które przeżyły doświadczenie przemocy seksualnej, czyli uniwersyteckiej konsultantki ds. przemocy seksualnej Antoniny Lewandowskiej oraz aktywistki Mai Staśko. Sama uczelnia powoli badała sprawę, skupiając się jednak nie na oskarżeniu o gwałt, a na posiadaniu i obrocie substancjami nielegalnymi przez sprawcę.

Maja Staśko skomentowała zdarzenie

Poprosiliśmy o komentarz do całej sprawy Maję Staśko, która objęła opieką ofiarę zdarzenia. 

- Sprawa rzeczywiście jest wstrząsająca, bo mówimy o sytuacji zgwałcenia. Zgwałcona osoba miała wsparcie w Studenckim Komitecie Antyfaszystowskim, który nagłośnił sprawę. Od razu zajęła się tym również konsultantka ds. przemocy seksualnej na UW, Antonina Lewandowska [członkini grupy Ponton, edukatorka seksualna – przyp. red.] – mogą się do niej zgłosić wszystkie osoby z UW, które doświadczyły przemocy - mówiła. 

Opowiedziała również, jak ta sprawa ważna w kontekście samego uniwersytetu. Pracownicy uniwersytetu, którzy prowadzą zajęcia, są powyżej swoich studentów w relacji władzy. Od nich zależą ich oceny oraz być albo nie być na studiach. 

- Przyznam, że mnie zmroziło, gdy usłyszałam o całej sprawie. To jest doktorant, który już od jakiegoś czasu jest na tej uczelni. Pracuje także w OKO.press [portal informacyjny – przyp. red.]. Osoba, która się do mnie zgłosiła, bała się konsekwencji. Zresztą nie tylko ona. Kiedy ujawniła, co ją spotkało, zaczęli zgłaszać się również inni ludzie z innymi sprawami – to nie były gwałty, ale inne sytuacje złego traktowania - dodała Staśko. 

- W jakiś sposób była to tajemnica poliszynela, że ten człowiek krzywdzi młodsze studentki. Wspominały, że przekazywały sobie informację, by na niego uważać, nie przebywać z nim sam na sam, bo może im zrobić krzywdę. Inne pisały, że miały z nim zajęcia i teraz się boją. Zaczęła wychodzić skala – to nie był odosobniony przypadek - zaznaczyła aktywistka. 

Poinformowała również, że sprawą doktoranta zajął się jego inny pracodawca, a mianowicie OKO.press. 

- Zareagowało już OKO.Press. Redakcja napisała, że do czasu wyjaśnienia sprawy wstrzymuje współpracę z tym człowiekiem. Czekamy wciąż na publiczną reakcję UW – uczelnia prowadzi w tym momencie sprawę od dłuższego czasu. W zależności od tego, jak zareagują te poszczególne instytucje, które współpracują z tym mężczyzną, czy też dają mu władzę jako doktorantowi, osobie prowadzącej zajęcia, będzie zależeć, czy osoby będą mogły czuć się bezpiecznie na uniwersytecie, czy też nie - powiedziała. 

Doktorant się broni

„Gazeta Wyborcza” opublikowała artykuł, w którym rozmawiała z obiema stronami zdarzenia -  studentką oraz doktorantem. Kobieta opowiedziała dokładnie o sytuacji, która ją spotkała - tego, co mówiła, wynikało, że w pewnym momencie znalazła się pod wpływem środków odurzających. Opowiedziała, ze po ocknięciu się, była zupełnie naga i leżała w łóżku, świadomość wciąż w pełni do niej nie wracała. Doktorant miał gwałcić ją do wczesnych godzin porannych.

Redaktorowi Kacprowi Sułkowskiemu udało się dotrzeć również do doktoranta. Postanowił wypytać go o całą sprawę. 

- Miał pan wtedy narkotyki lub środki odurzające? - pytał dziennikarz.

- To było ponad rok temu. Nie pamiętam, wiele osób miało. Bardzo możliwe, że miałem.

- Czy podał pan takie środki kobiecie, z którą potem pan współżył?

- Mogła być pod wpływem narkotyków, ale nie ode mnie. Mogła też pić alkohol.

- Czy kobieta zgodziła się na zbliżenie?

- Według moich informacji to tak.

- Na jakiej podstawie pan tak uważa?

- Na podstawie języka, rozmowy, komend instruujących moje postępowanie. Na podstawie samodzielnej inicjatywy - odpowiedział naukowiec. Jak twierdził, z późniejszych rozmów ze studentką nie wynikało, że doszło do gwałtu. Ta jednak wszystkiemu zaprzecza. Jak mówi, dopiero po czasie dotarło do niej, do czego tak naprawdę doszło.

Uniwersytet - miejsce przemocy

Na początku kwietnia w „Tygodniku Powszechnym” pojawił się obszerny artykuł dotyczący przemocy na uczelniach. Jego autor, Krzysztof Story, zwrócił szczególną uwagę na to, dlaczego placówki dydaktyczne o takich prestiżu są równocześnie miejscem, gdzie o zachowania przemocowe bardzo łatwo.

Skarg wpływających na uczelnię jest niewiele. Studentami rządzi strach - co, jeśli wykładowca się dowie, przecież i tak się wywinie, to w końcu jego środowisko. Przyzwyczajenie do tego, że podobne sprawy zamiatane są pod dywan nie budzi zaufania młodych.

Choć wiele uczelni decyduje się na wprowadzenie u siebie procedur antyprzemocowych, poszkodowani studenci wciąż boją się z nich korzystać. Jak zauważył Story, oskarżani naukowcy nie są wykluczani ze swojego grona - wciąż otrzymują nagrody i są szanowani w środowisku, często dalej prowadzą zajęcia. Dla ofiar oznacza to często jednak koniec studiów i ciągnące się za nimi jak ogon problemy psychiczne.

Dla nowych studentów oznacza to zaś kolejne opowieści o profesorach z „lepkimi rękami” lub obrażających ich doktorach. Historie w każdym zamkniętym obiegu krążą, nikt jednak nie wychyla się, by cokolwiek z tym zrobić. Władze uczelni twierdzą, że skoro nie ma skarg, nie ma problemu.

Na większości polskich uczelni funkcjonują już specjalne biura przeznaczone dla studentów, w których mogą oni uzyskać pomoc. Ich działalność jest w wielu przypadkach na wagę złota, zdarza się jednak, że nie mają one dużego wpływu na prace komisji uczelnianych zajmujących się trudnymi kwestiami. Oferują jednak pomoc psychologiczną dla studentów, którzy będą jej potrzebowali.

Dlatego reakcja uczelni i stanowcze potępienie przemocy jest szczególnie ważne. Odpowiednia reakcja pozwoli potem zdobyć się na odwagę również innym i będzie w stanie zatrzymać koło przemocy. Warto zastanowić się, w jaki sposób sprawić, by na uniwersytecie każdy mógł poczuć się bezpiecznie, szczególnie, gdy jest się osobą, bez żadnego narzędzia władzy nad inną. 

Byłeś świadkiem zdarzenia, które powinniśmy opisać? Napisz maila na adres [email protected]. Przyjrzymy się sprawie.

Artykuły polecane przez redakcję WTV:

źródło: [Facebook/studenckikomitetantyfaszystowski][tygodnikpowszechny.pl][warszawa.wyborcza.pl]

Powiązane