Donald Trump od 2017 roku zasiada na fotelu prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki. Przed objęciem tej funkcji znany był, jako przedsiębiorca i osobowość telewizyjna. W wyborach prezydenckich startował, jako reprezentant Partii Republikańskiej a jego hasłem stało się zaczerpnięte od Ronalda Reagana “Make America Great Again” (uczyńmy Amerykę znowu wspaniałą).
Złośliwi twierdzą, że polski prezydent mógł przespać ostatnie dziewięć miesięcy. Tuż przed wystąpieniem podczas sesji ONZ w Nowym Jorku Andrzej Duda opowiadał dziennikarzom o aktualnych relacjach Polski ze Stanami Zjednoczonymi. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że jako prezydenta USA wymienił... Donalda Trumpa.
Nie milkną echa po zablokowaniu konta Donalda Trumpa przed przedstawicieli Twittera. Działanie miało związek z dalszym przekonywaniem odchodzącego prezydenta o sfałszowaniu minionych wyborów. Przypomnijmy, że podobne wystąpienie polityka, wygłoszone przed Białym Domem, zapoczątkowało niejako zamieszki na Kapitolu, do których doszło w minioną środę.Zdaniem „Wiadomości” TVP „internetowi giganci” dopuszczają się w ten sposób cenzurowania internetu. W wieczornym wydaniu głównego pasma informacyjnego mówiono o „walce o wpływy”.W kolejnym materiale, będącym niejako następstwem przybliżenia sytuacji zza Oceanu, zaznaczono z kolei, że zagrożeniem dla wolności słowa mogą być działania zapowiedziane przez część opozycyjnych polityków.
FBI poszukuje agresorów, którzy brali udział w ataku na KapitolZa pomoc w ujęciu osób, które podłożyły bomby w okolicy budynku, obiecano 50 tys. dolarów nagrodyUlice Waszyngtony przywodzą na myśl sceny z filmów o Dzikim Zachodzie. Przestrzeń publiczną obklejono wizerunkami poszukiwanychTrwa poszukiwanie osób odpowiedzialnych za chaos, jaki opanował Waszyngton w środę, 6 stycznia.FBI poprosiło społeczeństwo o pomoc w ustaleniu tożsamości osób, które w minioną środę zaatakowały Kapitol. Służby szukują ponadto ludzi, którzy podłożyli bomby rurowe w pobliżu budynku.„Sky” wskazuje, że cześć z 68 uczestników zamieszek, które zostały aresztowane po środowych zamieszkach, stanęło już przed sądem. Uczestnicy ataku zostali oskarżeni o bezprawne wejście, napaść na funkcjonariuszy policji, stawianie oporu przy aresztowaniu, a także noszenie niezarejestrowanej broni palnej.Równocześnie zaznaczono, że nadal nie wytropiono wszystkich osób, które zaatakowały Kapitol po wystąpieniu Donalda Trumpa, w którym polityk przekonywał, iż wybory prezydenckie zostały sfałszowane.
Oto dość długi cytat z kluczowej dla mojego zainteresowania studiami strategicznymi książki prof. Romana Kuźniara pod tytułem „Polityka i siła”. Chcę od niego zacząć rozmyślania nad konfliktem, któremu cały świat przygląda się od kilku dni, zwiastując w mediach społecznościowych szybkie nadejście III wojny światowej, czy też kolejnej wojny na Bliskim Wschodzie.Czy wierzę, że do rzeczonej wojny światowej dojdzie? Nie mnie to orzekać. Podziwiam dziennikarzy, którzy w swoich analizach wydają tak rychłe osądy. Gdyby mnie ktoś zapytał, czy znów pogrążymy się w tak niszczycielskim, jak 80 lat temu konflikcie, odpowiedziałabym prywatnie, że nie. Z bardzo wielu powodów, ale przede wszystkim nie opłaca się to ani Stanom Zjednoczonym, ani Iranowi. Nie mówiąc już o innych państwach regionu, których władze wykazałyby się skrajną nieodpowiedzialnością, jeżeli brnęłyby świadomie do kolejnej wojny. Nie czuję się jednak wystarczająco wykształcona w tym kierunku, aby wydawać stanowcze opinie i snuć przerażające prognozy.Należy jednak pamiętać, o czym wielu wyraźnie zapomina, że Iran jest państwem niezwykle specyficznym - ze względu na jego polityczny kształt, podejście do państwowości, do wspólnoty narodowej. Ma inne pochodzenie niż okoliczne kraje, inne podejście do religii. Choć kojarzy nam się (słusznie) z dużym przywiązaniem do islamu, to nie jest to ten sam islam i to samo przywiązanie, co chociażby w Arabii Saudyjskiej, także kojarzonej (i także słusznie) z poważnymi związkami na linii państwo-religia. Nie można o Iranie mówić jak o jednym z wielu w regionie. To państwo niezwykle specyficzne, duże, z bardzo bogatą kulturą i historią, głęboko zakorzenioną w tamtejszych obyczajach, ale i podejściu do poczucia przynależności do grupy, którą nazwać możemy tu po prostu społeczeństwem. Nie zamierzam zagłębiać się w specyfikę polityki irańskiej. Skupię się przede wszystkim na Stanach Zjednoczonych, jednak bardzo chciałabym, aby tocząc debaty w mediach społecznościowych i wydając niezwykle szybkie i czarno-białe często osądy, pamiętać o tym, jak nietypowym, wyjątkowym (bez nacechowania emocjonalnego) w skali świata oraz regionu państwem jest Iran.
Eliot L. Engel jest wyraźnie przeciwny wizycie kandydata Prawa i Sprawiedliwości w nadchodzących wyborach w Waszyngtonie. "Zaproszenie prezydenta Trumpa dla polskiego prezydenta Dudy do odwiedzenia Białego Domu w przyszłym tygodniu jest kolejnym przykładem jego zauroczenia przywódcami, którzy wykazują tendencje autokratyczne", czytamy w jego oświadczeniu przytaczanym przez "Do Rzeczy".Szef komisji spraw zagranicznych: "Przerażające stereotypy homofobiczne"Szef komisji spraw zagranicznych Izby Reprezentantów USA zauważa, że Polska jest obecnie ważnym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, jednak "prezydent Duda i jego partia Prawo i Sprawiedliwość podważają system niezależności sędziowskiej, wprowadzili oficerów, lojalnych wobec partii w wojsku oraz sabotują niezależne media". Nie obyło się również bez przytoczenia ostatnich słów Andrzeja Dudy, który "ideologię LGBT" przyrównał do neobolszewizmu."Ponadto prezydent Duda i jego partia promują przerażające stereotypy homofobiczne i anty-LGBTQ, które stają w sprzeczności z prawami człowieka i wartościami, które powinna chronić i utrzymywać Ameryka", zauważa Eliot L. Engel, cytowany przez dorzeczy.pl.Polityk wskazał, że zapowiedziana na 24 czerwca wizyta będzie mieć wyraźny charakter polityczny, jako że odbędzie się zaledwie kilka dni przed wyborami prezydenckimi. Co więcej, szef komisji spraw zagranicznych przypomina, że nadal jesteśmy świadkami niezwalniającej w zasadzie epidemii koronawirusa. W efekcie zaapelował do Donalda Trumpa o jak najszybsze odwołanie zaplanowanego spotkania z Andrzejem Dudą.Źródło: dorzeczy.pl
Waszyngton w ostatnich dniach staje się miejscem zaskakujących wydarzeń. Wczoraj, 23 czerwca pod Białym Domem doszło do kolejnej demonstracji antyrasistowskiej. Zgromadzenie szybko przerodziło się w istną awanturę. Wzburzeni obywatele zostali potraktowani gazem pieprzowym przez przedstawicieli policji. Protestujący, mimo wszystko, wciąż nie składają broni. Wspólnie z osobami LGBT mają stawić się podczas wizyty Andrzeja Dudy. Tego mógł nie spodziewać się nawet Donald Trump.USA. Andrzej Duda i Donald Trump zaskoczeni przez protestującychW planach prezydenta Polski jest złożenie kwiatów pod zdewastowanym pomnikiem Tadeusza Kościuszki. Przypomnijmy, że Duda jest pierwszym gościem zaproszonym przez Donalda Trumpa od wybuchu pandemii koronawirusa. Polsat News wskazuje, że zdaniem przedstawiciela Polski jest to oznaka szacunku ze strony naszego sojusznika. Medium przekazało też zaskakującą informację. Okazuje się, że wizyta Andrzeja Dudy najpewniej zbiegnie się w czasie z wielką manifestacją.USA. Andrzej Duda oraz Donald Trump zetkną się z amerykańską i polską społecznością. Podczas nadchodzącego zgromadzenia protestujący będą chcieli wyrazić swój sprzeciw wobec homofobicznej polityki prezydenta Polski. Przypomnijmy, że to z ust przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości padały niewybredne opinie na temat osób LGBT. "To nie ludzie, to ideolgia", czy "Ci ludzie nigdy nie będą równi ludziom normalnym", to jedynie namiastka tego, z czym zmierzyły się mniejszości seksualne w ostatnich dniach kampanii wyborczej z winy działaczy obozu władzy.Źródło: [Polsat News]
Choć jeszcze wczoraj wynik wyborów w USA zdawał się być przesądzony i to na korzyść Donalda Trumpa, dzisiejsze doniesienia wskazują na zdecydowaną przewagę jego konkurenta. Joe Biden nie ukrywa już jak bliski jest zdobycia 270 głosów elektorskich i idącej za tym wygranej.
Do ogłoszonych wyników należy podchodzić z mocnym dystansem. Wyjątkowa forma wyborów w Stanach Zjednoczonych może oznaczać, że na oficjalne dane przyjdzie nam jeszcze poczekać, a Ameryka jeszcze długo potrzyma nas w niepewności. Co ciekawe, część mediów już od dwóch dni ogłasza, że Biden zdobył głosy elektorów z Arizony. Niektórzy wstrzymują się w tym poglądzie. O jego zwycięstwie ma jednak przesądzić wygrana w Pensylwanii.Przypomnijmy, że do wygranej potrzebne jest zebranie 270 głosów elektorskich.
Dziś nad ranem media informowały o śmierci kobiet zaangażowanej w protesty przeciw wyborom prezydenckimZmarłą jest wteranka Sił Powietrznych Air Force - Ashli BabbittTrwa dochodzeniem celem wyjaśnienia dokładnych okoliczności zgonuPrzed gmachem Kapitolu zgromadziły się tysiące wyborców. Manifestacja miała miejsce podczas obrad Kongresu. Organ miał oficjalnie zatwierdzić wyniki ubiegłorocznego głosowania, by umożliwić przedstawicielowi Partii Demokratycznej sprawowanie rządów.
Jak podawał w ubiegłym roku amerykański miesięcznik Vanity Fair, chociaż przedstawiciele księżnej Sussexu i żony księcia Harry'ego Meghan Markle zaprzeczają doniesieniom o jej politycznych ambicjach, to jednak słowa jej bliskiego przyjaciela podają te deklaracje w wątpliwość.- Jednym z powodów, dlaczego tak bardzo nie chciała zrzec się obywatelstwa amerykańskiego [wychodząc za księcia Harry'ego; przyp. red.] było to, że chciała mieć możliwość włączenia się w politykę - mówił przywoływany przez Vanity Fair przyjaciel brytyjskiej rodziny królewskiej. - Myślę, że gdyby Meghan i Harry kiedyś zrzekli się swoich tytułów, na poważnie rozważyłaby startowanie w wyborach prezydenckich undefined - stwierdził anonimowy informator Vanity Fair. - Chociaż nie da się ukryć, że jest zainteresowana i zaangażowana w politykę jako temat, to jednak nie żywi ambicji, żeby sama rozpoczynać karierę polityczną - mówiła jednak inna przywoływana przez Vanity Fair osoba związana z brytyjską rodziną królewską. Jak tłumaczył miesięcznik Vanity Fair, od członków brytyjskiej rodziny królewskiej oczekuje się zwykle politycznej neutralności i książę Harry dotychczas stosował się do tej reguły, nie angażując się w politykę, jednak w ostatnim wywiadzie dla tygodnika Time oboje wypowiedzieli się na temat listopadowych wyborów prezydenckich w USA, nie wskazując co prawda preferowanego przez siebie kandydata, lecz pośrednio dając do zrozumienia, za kim się opowiadają. - Co cztery lata słyszymy to samo: "To najważniejsze wybory w naszym życiu". Ale te faktycznie są najważniejsze - powiedziała wtedy przywoływana przez Vanity Fair Meghan Markle. - Wraz z nadejściem listopada konieczne jest odrzucenie mowy nienawiści, dezinformacji oraz negatywnych treści online [online negativity] - stwierdził z kolei książę Harry.