Polskie narodowe linie lotnicze zostały utworzone 29 grudnia 1928 roku. Faktyczną działalność rozpoczęły 1 stycznia 1929. Obecnymi jedynym udziałowcem spółki jest Polska Grupa Lotnicza.
Władze PLL LOT wyciągnęły konsekwencje wobec dwóch, wieloletnich pracownic spółki. Agatę Andrzejkowicz ukarano za występ w mediach obywatelskich. Izę Piętkę za publikację wiersza w mediach społecznościowych. W obronie pracowniczek wystąpił przewodniczący Związkowej Alternatywy, Piotr Szumlewicz. Działacz wskazuje, że powodem kary dla Agaty Andrzejkowicz było wystąpienie w jego autorskim programie, w Resecie Obywatelskim.
Polskie Linie Lotnicze LOT wystosowały oficjalny komunikat w sprawie uniemożliwienia startu polskiej maszyny, która miała odlecieć z Petersburga do Warszawy. Na pokładzie znajdował się rosyjski opozycjonista, poprzednio krytykujący działania Kremla, Andriej Piwowarow.O sprawie zatrzymania na pasie startowym samolotu Polskich Linii Lotniczych celem aresztowania byłego dyrektora wykonawczego Otwartej Rosji, organizacji, która w przeszłości krytykowała władze Kremla i samego Władimira Putina, pisaliśmy TUTAJ.Powodem akcji rosyjskich służb było oskarżenie Piwowarowa o współpracę z "niepożądaną organizacją".
Rosjanie zatrzymali samolot Polskich Linii Lotniczych LOT, który podchodził do startu na lotnisku w Petersburgu, podaje "Gazeta Wyborcza". Z maszyny, która zawróciła do terminala, wyprowadzono rosyjskiego opozycjonistę Andrieja Piwowarowa.Dziennik wskazuje, że opozycjonista jest byłym dyrektorem wykonawczym Otwartej Rosji, stowarzyszenia znanego z krytyki pod adresem Kremla i samego Putina.
PLL LOT otrzymał w ramach odszkodowań aż 3 miliardy złotych od rządu, za zgodą Komisji EuropejskiejTymczasem aż 300 stewardes, pilotów oraz pracowników personelu naziemnego otrzyma wypowiedzenia Piotr Szumlewicz, lider Związkowej Alternatywy informuje naszą redakcję, że ucierpią jedynie pracownicy etatowiSytuacja Polskich Linii Lotniczych stała się dramatyczna. Kryzys epidemiczny wymusił zawieszenie wielu kursów zapewniających zyski dla władz PLL LOT. - Liczba lotów miała spać nawet o 70% - deklaruje dla naszej redakcji Piotr Szumlewicz, wskazując na cięcia budżetowe w zakładach pracy na całym świecie.
Początek roku dla pracowników LOT-u upływa pod znakiem zbiorowych zwolnień. Aż 300 stewardess, pilotów oraz pracowników personelu naziemnego otrzyma wypowiedzenia Spółka otrzymała jednak aż 3 miliardy dofinansowania przez wzgląd na straty wywołane epidemią koronawirusa. Według nieoficjalnych doniesień, prezes linii lotniczych miał przyznać sobie niemałą nagrodę"Jeśli doniesienia się potwierdzą, można składać wnioski do Komisji Europejskiej, prokuratury, czy ABW" - wskazywał Szumlewicz. "Mówimy o przewoźniku ze wspaniałą tradycją, o 300 ludziach, którzy mają zostać wyrzuceni na bruk i o 3 miliardach" - dodawał Dariusz JońskiO sprawie PLL LOT pisaliśmy już 9 stycznia. Wówczas poinformowano o planowanym zwolnieniu 150 stewardess, 50 pilotów, a także 100 pracowników personelu naziemnego. Niepokojące informacje wywołały reakcję lidera Związkowej Alternatywy, Piotra Szumlewicza, który walczy o zabezpieczenie sytuacji pracowników spółki. Połowa pracowników ma odejść w pierwszych dwóch kwartałach tego roku. Kolejne 150 osób ma stracić pracę po osiągnięciu wieku emerytalnego.
W kolejnych tygodniach zarząd narodowego przewoźnika z prezesem na czele podejmował różne egzotyczne działania. Milczarski między innymi zamknął się w toalecie ze stewardessą, by jej pokazać jak myje się sedes czy też przycisnął do ściany filigranowego lidera związku zawodowego pilotów, próbując mu wręczyć wypowiedzenie. Pan prezes zwolnił też dyscyplinarne przewodniczącą związku zawodowego stewardess za rzekome nawoływanie do… terroryzmu. Chodziło o to, że Monika Żelazik nawiązała do słów powstańców warszawskich i w zamkniętej korespondencji napisała do swoich związkowców: „zakupiliśmy kilka rac, dwa wozy opancerzone, starą wyrzutnię rakiet, kilka granatów ręcznych i niech każdy weźmie z domu, co po dziadach zostało oraz butlę z benzyną”. Ponoć Milczarski nie był pewny, czy w okolicach jego siedziby nie ma ukrytych przez Żelazik wozów opancerzonych. W sierpniu 2018 roku firma ogłosiła, że pozwie dwa największe zakładowe związki zawodowe na kwotę 1,75 mln zł jako koszty majowego strajku, który się… nie odbył.
Zgodnie z ostatnimi danymi Głównego Urzędu Statystycznego szacunkowa liczba osób fizycznych prowadzących pozarolniczą działalność gospodarczą, które nie zatrudniały pracowników na podstawie stosunku pracy (tzw. „samozatrudnieni”) na koniec 2019 r. wyniosła ok. 1,3 mln, a szacunkowa liczba osób, z którymi została zawarta umowa zlecenie lub umowa o dzieło, a które nie były nigdzie zatrudnione na podstawie stosunku pracy, w 2019 r. wyniosła ok. 1,2 mln. Łącznie więc co najmniej 2,5 mln pracowników nie miała umowy etatowej i pracowała wyłącznie w ramach niestabilnych form zatrudnienia.Brak pracy etatowej wiąże się dla pracownika z wieloma niedogodnościami takimi jak brak elementarnej stabilności zatrudnienia, brak prawa do urlopu wypoczynkowego, brak wynagrodzenia za okres choroby, brak limitów czasu pracy, brak wynagrodzenia za nadgodziny, a w części umów też brak ubezpieczenia zdrowotnego. Ale niestandardowe umowy nie tylko są niekorzystne dla pracowników. W wielu przypadkach są one po prostu bezprawne. Setki tysięcy pracowników pracują w ramach umów nieetatowych wbrew przepisom. Skala patologii jest olbrzymia, a mimo to władze publiczne od wielu lat nie podejmują żadnych działań, by przeciwdziałać masowemu bezprawiu.Zgodnie z artykułem 22 § 1. Kodeksu pracy „Przez nawiązanie stosunku pracy pracownik zobowiązuje się do wykonywania pracy określonego rodzaju na rzecz pracodawcy i pod jego kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę, a pracodawca – do zatrudniania pracownika za wynagrodzeniem”, a dalej czytamy, że „zatrudnienie w warunkach określonych w § 1 jest zatrudnieniem na podstawie stosunku pracy, bez względu na nazwę zawartej przez strony umowy” oraz że „nie jest dopuszczalne zastąpienie umowy o pracę umową cywilnoprawną przy zachowaniu warunków wykonywania pracy, określonych w § 1”.Artykuł 22 mówi więc wprost, że gdy jest określone miejsce pracy, czas pracy i podległość służbowa, to musi być etat niezależnie od woli stron. W związku z tym nie ma swobody narzucania umów przez pracodawcę, a umowy o pracę i umowy cywilnoprawne nie są zastępowalne. Nawet gdy obydwie strony chcą podpisać umowę cywilno-prawną, to zgodnie z prawem, nie mogą tego uczynić, jeżeli są spełnione wszystkie kryteria pracy etatowej. Jeżeli mamy traktować prawo poważnie, to zawieranie umów zlecenie czy o dzieło w sytuacji spełnienia kryteriów pracy etatowej powinno być zwalczane.Ale omijanie artykułu 22 Kodeksu pracy nie tylko jest bezprawne. Jest ono też niebezpieczne dla pracowników. Rozprzestrzenianie się umów cywilno-prawnych jest szczególnie groźne i szkodliwe w czasie epidemii, ponieważ pracownicy zatrudnieni w ramach umów niestandardowych nie mają prawa do urlopu, więc starają się, by za wszelką cenę nie brać zwolnień. W praktyce oznacza to, że niekiedy przychodzą do pracy chorzy, a zdarza się też, że unikają testów na koronawirusa, żeby nie stracić możliwości zarobku. Wielu pracowników zatrudnionych w ramach umów niestandardowych stoi przed dramatyczną alternatywą: utrata jakichkolwiek źródeł utrzymania albo bycie zagrożeniem dla kolegów i koleżanek z pracy.Bezprawne omijanie umów etatowych dotyczy obecnie już prawie wszystkich zawodów. Etaty są rzadkością w gastronomii, choć jest jasne, że zdecydowana większość pracowników kawiarni i restauracji pracuje w określonym miejscu i czasie oraz pod nadzorem określonego pracodawcy. Nie powinno więc tu być mowy o żadnych formach pozaetatowego zatrudnienia. Dotyczy to też handlu czy ochrony. Niestety w ostatnich latach umowy śmieciowe nie dość, że nie zostały ograniczone, to rozlały się nawet po tych branżach, w których przez wiele lat zdecydowanie dominowało zatrudnienie etatowe. Przykładowo dzisiaj na śmieciówkach pracuje wielu pracowników opieki zdrowotnej, co sprawia, że wielu z nich spędza w gabinetach lekarskich po 60-70 godzin tygodniowo. Pracują przemęczeni, na granicy wytrzymałości, w dużym stresie. W konsekwencji mają też niższą odporność, są bardziej zestresowani, mniej skoncentrowani, co może być też niebezpieczne dla pacjentów. Niestety państwo nie tylko toleruje znacznie wyższe limity czasu pracy lekarzy i pielęgniarek niż te wyznaczone przez Kodeks pracy, ale wręcz wspiera pracę w nadgodzinach. System ten szczególnie w czasie epidemii koronawirusa okazał się niewydajny, bo pracownicy opieki medycznej pracujący na kontraktach w kilku placówkach medycznych w wielu przypadkach okazali się nośnikami koronawirusa. Umowy niestandardowe w ostatnich latach pojawiły się też między innymi w górnictwie, gdzie przecież kluczową rolę odgrywają przepisy BHP, a w Polskich Liniach Lotniczych LOT od kilku lat nie ma już rekrutacji stewardess i pilotów na etat, a jedynie w ramach kontraktów B2B. Śmieciówki rozlały się po instytucjach samorządowych i publicznych, spółkach skarbu państwa i firmach prywatnych, małych zakładach pracy i dużych przedsiębiorstwach. W konsekwencji trudno dziś znaleźć branżę, w której nie byłoby śmieciowego zatrudnienia, a władze publiczne od lat lekceważą gigantyczną skalę patologii.Co gorsza, tak obóz rządzący, jak i duża część opozycji, wielu przedstawicieli pracodawców, jak też szanowanych ekspertów usprawiedliwia bezprawie. W największych mediach zapraszani goście często chwalą olbrzymią skalę umów cywilno-prawnych, podkreślając, że są one tańsze i korzystniejsze dla firm. Krótko mówiąc, można łamać prawo, bo tak jest dla przedsiębiorców wygodnie.Przyzwolenie na masowe łamanie prawa podważa zaufanie do instytucji publicznych, w tym szczególnie wymiaru sprawiedliwości, niszczy więzi społeczne, odbiera legitymizację obrońcom państwa prawa. Warto piętnować PiS za zawłaszczenie Trybunału Konstytucyjnego, skok na Sąd Najwyższy czy ochronę nominatów partyjnych przed postępowaniami prokuratorskimi. Ale jeżeli mamy konsekwentnie bronić praworządności, to powinniśmy walczyć o nią w każdym wymiarze życia, w tym na rynku pracy.
WP w połowie kwietnia ujawniło skandal związany z lotem Andrzeja Dudy z Zielonej Góry do Warszawy 2 lipca 2020 r.TVN24 dotarł do „zaginionych” stenogramów rozmowy kokpitu z wieżąNa nagranych padać mają słowa mówiące o naciskach ze strony załogi samolotuChociaż nigdzie nie jest wspomniane, iż za naciski odpowiedziany jest prezydent Andrzej Duda, to pada stwierdzenie, że pochodzą one od „najważniejszych pasażerów”Ujawniono również, iż Kancelaria Prezydenta miała świadomość, iż kontrolerzy lotu nie są w stanie pozostać na swoim stanowisku dłużej niż do 22Kolejne kontrowersje związane z nieregulaminowym lotem Andrzeja Dudy do Warszawy. O sprawie informowaliśmy już w połowie kwietnia, tuż po ujawnieniu skandalu przez Wirtualną Polskę.Sprawa związana z ewentualnymi działaniami w związku z możliwym skandalem źle wpływającym na wizerunek prezydenta Andrzeja Dudy ma swój ciąg dalszy. Do mediów dotarły stenogramy rozmów między załogą siedzącą w kokpicie a wieżą. Dodatkowo dziennikarze weszli w posiadanie wymiany korespondencji między LOT-em i Kancelarią Prezydenta. Osoba pracująca w kancelarii miała potwierdzić autentyczność ustaleń.