Właściciele więcej niż jednej nieruchomości mogli być zaniepokojeni doniesieniami o planach PiS w kwestii podatku katastralnego. Ministerstwo Finansów zdementowało wiadomości na temat prac nad nową daniną. Senator Jacek Bury podzielił się zaskakującym stwierdzeniem. Partia rządząca ma inne plany niż resort?Media obiegła wiadomość, że Prawo i Sprawiedliwość szykuje się do wprowadzenia podatku katastralnego. Nowa danina wywołała podział nawet w obozie rządzącym.Marcin Horała, który jeszcze niedawno wraz z Mateuszem Morawieckim zachwalał inwestycje rządu (więcej na ten temat przeczytasz >TUTAJ<), negatywnie skomentował pomysł podatku katastralnego. Rząd ma zdaniem wiceministra infrastruktury negatywny stosunek do obciążania Polek i Polaków kolejną daniną.Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.W czasie swojej wizyty w Radiu Zet wiceminister wskazywał, że podatek katastralny jest niesprawiedliwy społecznie i najprawdopodobniej najmocniej odczuć go mogą seniorzy. Istniało duże ryzyko, że kwota opłaty będzie wyższa niż to, co otrzymują oni co miesiąc z ZUS.
W Polsce temat nierówności społecznych od lat praktycznie nie istnieje. Nie ma go w debatach między największymi partiami ani nie interesują się nimi dziennikarze. Tymczasem nierówności w Polsce wciąż są olbrzymie i w ostatnich latach utrzymują się na bardzo wysokim poziomie.Część komentatorów twierdzi, że w Polsce nierówności nie są szczególnie wysokie, bo obrazujący nierówności dochodowe wskaźnik Giniego nie odbiega od średniej unijnej i oscyluje wokół 30. Znacznie wyższe nierówności wyłaniają się jednak ze szczegółowej analizy Ministerstwa Finansów. Wynika z nich, że wskaźnik Giniego dla dochodów netto w 2016 r. wynosił aż 51, czyli najwięcej w Europie.Zgodnie z danymi ministerstwa na 10% najlepiej zarabiających Polaków przypada 41% wszystkich dochodów osiąganych w naszym kraju. Z kolei 1% najbogatszych kontroluje 15% całości dochodów. To również nierówności należące do najwyższych w UE. Te wskaźniki potwierdzają badania World Inequality Lab, który tworzy grupa znanych ekonomistów zajmujących się zawodowo nierównościami ekonomicznymi, do których należy między innymi Thomas Piketty. Wynika z nich, że Polska należy do najbardziej rozwarstwionych państw Unii Europejskiej. Według ostatniej edycji raportu w 2019 r. górny jeden procent drabiny dochodowej zgarnia w Polsce 14,6% krajowych dochodów, co jest najwyższym po Bułgarii wynikiem we Wspólnocie. Warto zwrócić uwagę, że wskaźnik ten w ostatnich latach nie zmniejszył się, a w porównaniu z 2014 r uległ wręcz niewielkiemu wzrostowi (o 0,3 pkt proc.). Z danych WIL wynika, że również udział dochodu 10% osób najlepiej sytuowanych należy w Polsce do najwyższych w Unii Europejskiej.Dane WIL potwierdza Eurostat, który pokazuje, że w 2018 r. nierówności mierzone proporcją 10% osób o najniższych dochodach do 10% osób najlepiej sytuowanych należały w Polsce do najwyższych w UE.Ciekawe dane przytacza też Narodowy Bank Polski, który wskazuje, że wskaźnik Giniego dla majątku sięga w Polsce aż 56,8, a w poszczególnych klasach aktywów te nierówności są jeszcze wyższe. O ile w przypadku aktywów rzeczowych (np. nieruchomości) wskaźnik nierówności wynosi 56,7, o tyle w przypadku aktywów finansowych sięga aż 72,2. Innymi słowy aktywa finansowe w Polsce są silnie skoncentrowane w rękach najbogatszych. W 2016 r. 10 proc. najbogatszych gospodarstw domowych posiadało 4,6 mld zł w akcjach i 25 mld zł w funduszach inwestycyjnych. 10% gospodarstw domowych o przeciętnej zamożności miało w akcjach zaledwie 691 mln zł i 1,3 mld zł w funduszach inwestycyjnych. Najbiedniejsze 10% gospodarstw takich aktywów nie miało prawie w ogóle. Warto w tym kontekście zauważyć, że również w czasie epidemii polscy krezusi znacznie powiększyli swoje majątki.Skala nierówności jest więc w Polsce olbrzymia. Część komentatorów, również lewicowych, twierdzi jednak, że co prawda nierówności wciąż są relatywnie wysokie, ale PiS w pewnej mierze podjął walkę z nimi. Czy to prawda? Można mieć wątpliwości. Wydaje się, że za rządów Jarosława Kaczyńskiego skala nierówności wręcz wzrosła.Kluczowym argumentem na rzecz walki z nierównościami przez rządy Zjednoczonej Prawicy jest tu oczywiście program Rodzina 500 Plus. Odkąd jednak świadczenie jest wypłacane wszystkim rodzinom z dziećmi, efekt solidarnościowy staje się bardzo ograniczony. Wszyscy płacimy podatki (mało progresywne) po to, aby przekazać środki wszystkim rodzinom z dziećmi niezależnie od ich sytuacji materialnej.Co ważniejsze jednak, odkąd PiS przejął władzę, pogarsza się jakość usług publicznych, co najbardziej uderza w osoby najgorzej sytuowane i co wiąże się ze wzrostem nierówności społecznych. Na ten aspekt zwraca uwagę w swojej książce „Druga fala prywatyzacji” Łukasz Pawłowski. „Jeśli transfery gotówkowe wprowadzane są kosztem zaniedbań w usługach publicznych, takich jak oświata i ochrona zdrowia, mogą mieć skutek dokładnie odwrotny od zamierzonego – zamiast zmniejszać nierówności, będą je zwiększać” – pisze Pawłowski (s. 39). Następnie szczegółowo dowodzi on, że w ostatnich latach doszło do radykalnego wzrostu roli prywatnej opieki zdrowotnej i dodatkowych płatnych korepetycji, a zarazem obniżenia jakości państwowej służby zdrowia i szkolnictwa. Tylko między 2016 i 2017 r. wydatki na prywatną opiekę medyczną wzrosły o blisko 10%, a z prywatnych usług medycznych korzysta coraz więcej osób. Jednocześnie wcale nie odciąża się publiczna służba zdrowia, a kolejki do specjalistów są coraz dłuższe. W praktyce oznacza to wzrost nierówności w dostępie do usług medycznych. Dotyczy to też szkolnictwa. PiS zaniedbuje publiczny system oświaty, demonstracyjnie lekceważy nauczycieli, a w tym samym czasie skala prywatnych korepetycji przekroczyła 30% uczniów, co oczywiście dotyczy głównie dzieci z rodzin o wysokich dochodach. Innymi słowy w ostatnich latach ma miejsce utrudnienie dostępu do wysokiej jakości usług publicznych i rozwijanie sektora prywatnego, co skutkuje wzrostem nierówności społecznych.Za rządów PiS ma również miejsce systemowa dyskryminacja kobiet, osób nieheteroseksualnych, ateistów, środowisk nieprzyjaznych wobec władzy. Autorytaryzm i ksenofobia także umacniają nierówności społeczne, blokują kanały awansu społecznego, unieszczęśliwiają, odbierają satysfakcję życiową. W ostatnich latach nie tylko utrzymują się bardzo wysokie nierówności dochodowe i majątkowe, ale też coraz większa część społeczeństwa jest na różnych obszarach życia dyskryminowana. Słynne sformułowanie Jarosława Kaczyńskiego o „gorszym sorcie” dobrze odzwierciedla politykę PiS-owskiej władzy – osoby nieprzychylne obozowi rządzącemu lub żyjące niezgodnie z narodowo-katolicką ortodoksją są uważane za gorsze i władza robi wiele, by były tego świadome.Z drugiej strony PiS-owskie władze na wiele sposobów nobilitują swój elektorat i swoich nominatów. Dlatego bardzo rozwinęły się arbitralne wydatki związane z wynagradzaniem osób zaufanych partii, co jest szczególnie widoczne w spółkach skarbu państwa i agencjach rządowych. Kolesiostwo i nepotyzm radykalnie wzrosły w porównaniu z minionymi latami, a czołowi PiS-owscy prezesi zarobili po kilka milionów złotych (niedawno PSL ujawnił, że nominowane przez partię rządzącą „Obajtki” zarobiły co najmniej 210 mln zł). Dziesiątki milionów złotych płyną też co roku na podporządkowane władzy media, fundacje, nowo powstałe instytucje propagandowe czy organizacje kościelne. W ten sposób partia rządząca tworzy podporządkowane sobie elity, które posiadają mnóstwo przywilejów i bardzo wysokie dochody. Warto w tym kontekście zauważyć, że PiS zlikwidował obowiązującą przez wiele lat ustawę kominową i zastąpił dopuszczalną wcześniej sześciokrotność średniego wynagrodzenia dla kadr zarządzających spółkami skarbu państwa piętnastokrotnością.Pomimo częstego odwoływania się do solidarności społecznej, PiS-owski rząd nie przyjął prawie żadnych rozwiązań podatkowych, które pozwoliłyby na zmniejszenie nierówności społecznych. W 2019 r. PiS wprowadził jedynie tzw. podatek solidarnościowy, ale jego zasięg jest bardzo ograniczony. Podatek wynosi 4% od kwoty przekraczającej milion złotych i obejmuje zaledwie około 20 tys. podatników. Tymczasem system podatkowy w Polsce jest wciąż degresywny, to znaczy łączne opodatkowanie i oskładkowanie osób o najniższych dochodach jest wyższe niż tych o najwyższych zarobkach. PiS nie zniósł limitu trzydziestokrotności przy płaceniu składek emerytalnych, nie zlikwidował podatku liniowego dla przedsiębiorców, nie wprowadził dodatkowego progu podatku PIT dla osób o najwyższych dochodach, nie opodatkował majątku czy kapitału. Wdrożył tylko nowe, dość arbitralne rozwiązania, zwalniając od podatku osoby do 26 roku życia czy obniżając podatek CIT do 9% dla firm o małych obrotach. Niedawno pojawiła się plotka o zmianie systemu podatkowego na bardziej progresywny, ale obecnie mówi się głównie o podniesieniu drugiego progu, od którego obowiązuje stawka 32%, z 85 tys. zł do 120 tys. zł. Co to by oznaczało? Zmniejszenie progresji podatkowej. Obecnie w drugi próg wchodzi około 5% podatników. Po zmianie byłoby ich jeszcze mniej.Nierówności w Polsce nie stanowią przedmiotu debaty publicznej i żadna licząca się siła nie traktuje ich jako istotną część swojego programu. Tymczasem wysoki poziom nierówności jest jednym z najpoważniejszych problemów polskiej gospodarki, rynku pracy, polityki społecznej. Czas na zmianę paradygmatu i uznanie nierówności za samoistny problem, którym trzeba się zająć. Gdyby przyjąć taką perspektywę, w pierwszej kolejności należałoby zmienić system podatkowy, wprowadzając dodatkową, wyższą stawkę podatku dla osób o najwyższych dochodach, znosząc podatek liniowy dla przedsiębiorców, podnosząc podatki od majątku i kapitału. Z drugiej strony można by było nieco obniżyć obciążenia fiskalne dla osób najmniej zarabiających. Trzeba byłoby też zmienić system wynagrodzeń tak, aby ograniczyć bulwersujące nierówności płacowe. Przykładowo, warto rozważyć wprowadzenie maksymalnego limitu nierówności płacowych w obrębie firmy tak, aby prezes nie mógł zarabiać osiem razy więcej od najgorzej opłacanego pracownika. Walce z nierównościami sprzyjałaby też jawność płac i zawieranie branżowych układów zbiorowych. Z pewnością gigantyczne nierówności społeczne zmniejszyłyby się dzięki powszechnym, wysokiej jakości usługom publicznym, równym dostępie do opieki zdrowotnej i szkolnictwa, zapewnieniu wysokiej jakości posiłków szkołach dla wszystkich dzieci, znacznemu zwiększeniu dostępności mieszkań. Równość to też walka z dyskryminacją ze względu na płeć, wiek, pochodzenie, orientację seksualną, niepełnosprawność czy wyznanie. Czy zmniejszanie nierówności to cel radykalny? Można mieć wątpliwości. Duch równości jest obecny w wielu zapisach Konstytucji RP. Przytoczmy tylko jeden, art. 32. „Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny”. Wszyscy widzimy, że ten artykuł jest łamany na wielu obszarach życia społecznego. Czas to zmienić. Dla dobra nas wszystkich. Zacznijmy traktować równość poważnie.