Pożar w Stanicy pod Gliwicami. Ogień wybuchł w firmie, która zajmuje się produkcją opakowań. Do ściany budynku przylega nieruchomość w której mieszkają cztery osoby.Pożar pod Gliwicami Do zdarzenia doszło 9 czerwca. O 4.24 gliwicka straż pożarna otrzymała zgłoszenie o dymie wydobywającym się z dachu firmy zajmującej się produkcją opakowań, która znajduje się przy ul. 1 maja w oddalonej o około 17 kilometrów od Gliwic Stanicy. Na miejsce skierowano 16 oddziałów straży pożarnej. Okazało się, że zapalił się jeden z budynków firmy, w którym odbywała się produkcja. - Po przybyciu na miejsce pierwszych sił i środków dowódca przekazał informacje, że zadymienie wydobywa się z budynku o powierzchni ok. 900 metrów kwadratowych - przekazał redakcji WTV kpt. Damian Dudek ze straży pożarnej w Gliwicach. W ogniu stanęły maszyny do wykonywania opakowań foliowych oraz materiały służące do ich produkcji. Strażacy podjęli natychmiastową akcję gaśniczą. Po godzinie 6 rano pożar został opanowany. Ewakuacja pobliskich mieszkańców Do obiektu, który uległ zapaleniu, przylega budynek mieszkalny, który zamieszkują cztery osoby. Lokatorzy ewakuowali się jeszcze przed przybyciem strażaków.Jak przekazał nam kpt. Damian Dudek, nikt nie został ranny. Na miejscu przed godziną 8 trwała jeszcze akcja straży pożarnej. Strażacy oddymiali i dogaszali budynek.Byłeś świadkiem zdarzenia, które powinniśmy opisać? Napisz maila na adres [email protected]. Przyjrzymy się sprawie.Artykuły polecane przez redakcję WTV:Brutalne morderstwo i pożar pod Wadowicami. Są zarzutyOrzysz. Kobieta zatrzasnęła drzwi w samochodzie. W środku było dwuletnie dzieckoBali się skoczyć z 2,5 metra. Starsze małżeństwo zginęło w płomieniachźródło : WTV
Do tragedii doszło w jednym z salonów groomerskich w Pyskowicach, pod Gliwicami. Właściciel pozostawił tam swojego psa na strzyżenie. Wkrótce zadzwoniła do niego osoba prowadząca salon, informując go, że jego pupil nie żyje.Właściciel psa twierdzi, że nie pozostawi sprawy bez konsekwencji dla prowadzącego salon. Powieszony pies w Pyskowicach 7 czerwca właściciele 4-letniej suczki Tosi, rasy moskiewski stróżujący, pozostawili swojego psa na strzyżenie w salonie groomerskim "Reksio" w znajdujących się nieopodal Gliwic Pyskowicach. Nie był to pierwszy raz, gdy opiekunowie psa korzystali z usług salonu pielęgnacyjnego, nie spodziewali się zatem, że był to ostatni raz, gdy widzieli swojego pupila żywego. Pół godziny później właściciel zwierzęcia odebrał telefon od prowadzącego salon mężczyzny. "Pies nie żyje" - powiedział groomer. Okazało się, że właściciel salonu przypiął obrożę psa za pomocą linki do haku znajdującego się na suficie. Ułatwia to fryzjerom strzyżenie zwierząt. W pewnym momencie pozostawił jednak znajdującego się na stole psa i udał się do łazienki. Zwierzę najwidoczniej zsunęło się z blatu i udusiło wskutek powieszenia się na swojej obroży. Przerażający incydent Na miejsce zdarzenia właściciel suczki przyjechał wraz z policją. Jak twierdzi, zwierzę nie było w odpowiedni sposób zabezpieczone, by uniknąć tego rodzaju incydentu. - Tosia nie miała założonych szelek, ani innego zabezpieczenia, dzięki któremu nie doszłoby do takiej tragedii - powiedział w rozmowie z portalem NaszeMiasto.pl - Jak taki 50-kilogramowy pies spada ze stołu, to musi narobić niezłego rabanu. Tego właściciel nie słyszał? - zastnawiał się opiekun psa. Mężczyzna postanowił nagłośnić sprawę w mediach społecznościowych, by jak najszybciej doprowadzić do zamknięcia salonu, w którym doszło do tragedii. Właściciel psa chce również dociekać rekompensaty finansowej za swoją stratę. - Mamy nadzieje że sprawą zajmie się prokurator i znajdzie ona finał w sądzie aby ten człowiek nie skrzywdził już więcej żadnego innego zwierzaka - napisał w komunikacie zamieszczonym na Facebooku "Twoje Gliwice" - My na pewno tego nie odpuścimy - dodał. Byłeś świadkiem zdarzenia, które powinniśmy opisać? Napisz maila na adres [email protected]. Przyjrzymy się sprawie.Artykuły polecane przez redakcję WTV:Chcesz adoptować psa ze schroniska? Wyjaśniamy krok po kroku, co musisz zrobić i ile to kosztujeMężczyzna i kobieta z Korzennej hodowali psy na smalec. Wpadli podczas interwencji policji i TOZ-u"Wynajął" swojego psa mężczyźnie z ogłoszenia. 50-latek po akcie źle się poczuł i zmarłŹródło: wtv.pl, gliwice.naszemiasto.pl, facebook.com/twojegliwice Zdjęcie główne: Wikimedia Commons/Edmontcz - zdjęcie ilustracyjne