W zeszłym tygodniu zakończyła się trzecia edycja „Hotelu Paradise” – programu, w którym kilkanaścioro singli poszukuje miłości i stara się jak najdłużej przetrwać w „raju”, na egzotycznej wyspie. Program wygrali Basia i Krystian – ale zdecydowali się podzielić wygraną z Bogusią i Simonem, czyli drugą parą, która znalazła się w finale. Rozmawiam z Bogusią Brzezińską (BiBi) – wyjątkowo nie o relacji z Simonem, tylko z innymi dziewczynami, zarówno w programie, jak i poza nim. "Jeśli ktoś kocha osobę tej samej płci, to czemu nie? Jeśli jest szczęśliwy, to warto się spełniać. Świat byłby piękniejszy, gdyby każdy skupiał się na sobie, zamiast atakować innych" - mówi mi Bogusia. Maja Staśko: „Hotel Paradise” to program nastawiony na romantyczne relacje damsko-męskie. A jednak w programie było widać dużą solidarność między dziewczynami. Jak to wyglądało z Twojej perspektywy? Bogusia Brzezińska: Między nami było mnóstwo sympatii! Wszystkie dziewczyny się ze sobą dogadywały, nie było wbijania noża w plecy, nie było zazdrości. Miałyśmy wszystkie luz, panowała naprawdę pozytywna atmosfera.A pojawiała się między Wami zazdrość? Nie było zazdrości. Każda miała „zaklepanego” partnera. Nie odbijałyśmy ich sobie, a jeśli miało dojść do jakichś zmian, to załatwiałyśmy to między sobą, przez jasną komunikację. Istniała między nami duża solidarność kobiet, żadna nie chciała drugiej robić na złość. Ja przez cały program byłam z Simonem i wszystkie dziewczyny o tym wiedziały – więc nie próbowały go podrywać. Przed „Hotelem Paradise” uczestniczyłaś w konkursach miss. Tam także kobiety są postawione w rolach rywalek o zwycięstwo. Jak tam wyglądały Twoje relacje z kobietami? Te konkursy na tym właśnie polegają, że jest rywalizacja – każda chce zdobyć koronę. Ale to chyba zdrowa rywalizacja. Ja zawsze byłam na takim pułapie, że nawet jeśli wygrałam czy przechodziłam dalej, nie miałam styczności z dziewczynami, które chciałyby mi przeszkodzić. Zazdrość może jest, ale ja jej nie doświadczyłam. Sama też staram się nie być zazdrosna, patrzę na to z dystansem. Mam coś takiego, że jak mi ktoś zazdrości, to ja tego po prostu nie widzę. Skupiam się na swoim życiu. Jak wyglądają Twoje obecne relacje z kobietami? Przyjaciółki, znajome? Moją przyjaciółką jest moja mama. Dla mnie przyjaciółka to duże i mocne słowo – w tym momencie życia jest zarezerwowane dla mamy. Ostatnio mocno się koleguję z Martyną Kondratowicz z pierwszej edycji „Hotelu Paradise”. Nadajemy na tych samych falach. Mam też kontakt z z Sarą, z Basią i z wieloma dziewczynami z programu. Ale najgłębszy kontakt jest między mną i mamą. Mieszkacie razem? Tak, jeszcze mieszkam z mamą, choć niedługo czeka mnie przeprowadzka. Ale przyznam, że fajnie się nam mieszka razem. Jesteś feministką? Tak! Lubię feminizm, lubię kobiety, które potrafią podać drugiej kobiecie rękę. Najczęściej bywa tak, że kobiety idą za facetem, a kobieta za kobietą nie staje i nie wspiera. Ja jestem raczej feministką. Na przykład przyjmowanie nazwiska po mężu: ale czemu ja mam mieć po nim nazwisko, a nie na odwrót? Równość jest bardzo ważna. To jestem w 100% ja. Uczestniczyłaś w Strajkach Kobiet? Niestety, nie brałam w nich udziału. Na pewno bym wzięła: to w Polsce temat tabu, warto go poruszać. Jestem za tym procesem i za ideą, która stoi za Strajkiem Kobiet. I wiem, że państwo lubi nas ograniczać. Ale wtedy już się szykowałam na Hotel Paradise, miałam głowę gdzie indziej. Mimo to – propsy były. Czerwiec jest miesiącem Pride Month – to miesiąc dumy osób LGBT+. Lubisz tęczę? Lubię tęczę, lubię różne kolory, popieram osoby LGBT+. Uważam, że każdy powinien robić, jak uważa. Każdy ma prawo wyboru swojego sposobu życia. Jeśli ktoś kocha osobę tej samej płci, to czemu nie? Jeśli jest szczęśliwy, to warto się spełniać. Świat byłby piękniejszy, gdyby każdy skupiał się na sobie, zamiast atakować innych.