wtv.pl > Polska > Nie wszyscy chcą powrotu do normalności po luzowaniu obostrzeń. W czasie lockdownu czuli się najlepiej
Anna Dymarczyk
Anna Dymarczyk 19.03.2022 08:49

Nie wszyscy chcą powrotu do normalności po luzowaniu obostrzeń. W czasie lockdownu czuli się najlepiej

Obostrzenia
Pixabay/TheOtherKev

Cały maj stanął pod znakiem luzowania obostrzeń. Nadzieja na to, że wszystko będzie działało jak dawniej, tli się w wielu branżach, ale również w codzienności rzesz ludzi. Wreszcie będzie można wyjść i nie obawiać się o zdrowie, a szczepienia dają nadzieję na rychły koniec pandemii. Dla niektórych okres zamknięcia w domu był jednak jedną z najlepszych rzeczy, która przydarzyła im się w życiu - nie chcą nawet myśleć o tym, co się stanie, gdy wszystko wróci do tak oczekiwanej przez większość normalności.

Nigdy nie tęsknili za powrotem, najlepiej przebywało im się w domu i chcieliby tak zostać na dłużej.

„Nie chcę wracać, bo wszystko będzie jak dawniej”

Dla wielu osób i branży pandemia była niezwykle trudnym czasem przez zamykające się firmy, masowe zwolnienia, problemy finansowe pojedynczych osób i całych rodzin, które nie mogły poradzić sobie z kolejnymi falami obostrzeń.

Trudno wspominać w tym wypadku o znajdującej się na granicy działania służbie zdrowia, umierających tysiącach covidowych pacjentów czy takich, których koronawirus doprowadził do katastrofalnego stanu psychicznego. Te ofiary pandemii same przez siebie krzyczą „niech już to się skończy”.

Dyskusja wokół zdejmowania obostrzeń skupiła się jednak w dużej mierze nie na przerażających aspektach pandemii, ale na tęsknotą za wyjściem na miasto, do kina, teatru czy do restauracji. Biznesy starały się ruszyć z kopyta, by zapewnić swoim klientom jak najlepsze usługi zaraz po powrocie do życia. Zaraz bez problemu będzie można uczestniczyć w wydarzeniach sportowych, wyjeżdżać na wakacje - wszystko będzie, jak dawniej.

- Jak tylko pomyślę o tym, że miałabym wrócić na uczelnię, to mam ochotę wymiotować - mówi Monika, studentka czwartego roku anglistyki. - Poranne dojazdy na zajęcia z drugiego końca miasta, płacenie za drogie mieszkanie, wymęczenie wykładowcami, którzy sądzą, że jesteśmy z kamienia. Modlę się o to, żeby nie musieć wracać do nauki stacjonarnej.

W ubiegłym roku Monice udało się obronić pracę licencjacką w warunkach covidowych. Jej kierunek, bardzo nastawiony na konwersatoryjność zajęć, cierpiał przez czas pandemii - część prowadzących w ogóle się nie pojawiała, część zadawała rzeczy tylko do domu, potem jednak pojawił się wymóg prowadzenia zajęć zdalnych.

- Przynajmniej kiedy prowadzili te poranne zajęcia kontaktowałam. Jak przyjeżdżałam na 8. rano na uczelnię, a dojeżdżałam z daleka, byłam nieżywa po całym wieczorze nauki i odrabiania zadań. Na drugim roku w ogóle było najgorzej, bo zaczynałam już pisanie pracy - opowiadała.

- A teraz? Teraz czuję się świetnie. Pamiętam, jak przechodziłam w pewnym momencie potężne załamanie na początku trzeciego roku. Myślałam, że nie dam rady, tak byłam przemęczona. Po raz pierwszy nie zdawałam rzeczy w sesji i nagle przyszła pandemia, moja uczelnia się zamknęła i przeniosła do internetu. Skończyły się dojazdy, potem przez chwilę był tylko taki moment, że nie wiadomo, co dalej. A potem było już z górki.

Monika mówiła, że wreszcie zaczęła się wysypiać. Bardzo duże znaczenie miały dla niej dojazdy, wielu prowadzących, jak stwierdziła, okazała się też „bardziej ludzka”.

- Nie chcę wracać, bo wszystko będzie tak, jak dawniej. Czeka mnie jeszcze tylko jeden i aż jeden rok stacjonarny, ale to i tak za dużo. Nie wiem, czy psychicznie to wytrzymam - podsumowała.

„Czuję się winna, że wolę zostać w domu”

Olga w tym roku czuła, że wreszcie może odpocząć. Podczas pobytu w domu na pracy zdalnej zauważyła, że właściwie nie tęskni za kinem, teatrem czy wyjazdami. Zdała sobie sprawę, że we własnych czterech kątach czuje się najlepiej.

- Mimo tego czuję się ciągle winna, bo chcę zostać w domu i nie musieć z niego wychodzić, kiedy wszyscy tak pragną powrotu do normalności - mówiła. - Dla mnie powrót do tej normalności to powrót z pracy zdalnej, bo szef lubi być wśród ludzi i się za nami stęsknił. Ja się nie stęskniłam.

Mówiła, że wykonywanie pracy w domu postawiło ją w zupełnie innym świetle. Lepiej zaczęła dysponować swoim czasem, a jednocześnie mogła w końcu po pracy od razu zabrać się za domowe obowiązki, a potem mieć jeszcze siłę na własne rozrywki.

- Mogę też spędzić czas ze swoimi psami, które najczęściej zajmowały się w tym czasie same sobą. Teraz wreszcie nie czuję, że żyję, ale wciąż mam z tyłu głowy, że nie mam do tego prawa, bo są ludzie zamknięci w przemocowych domach, że niektórzy mają tak duże trudności z pracą, bo nie mają do niej przestrzeni i są tacy, którzy pracy zdalnej nigdy nie dostaną - dodała.

- No i jeszcze wszyscy, którzy mają dzieci na zdalnym nauczaniu. Moje pozostanie w domu w ramach pandemicznych obostrzeń wiązałoby się też z nimi. To niełatwa sytuacja.

Podkreśliła, że okropne były dla niej dojazdy i powroty w zatłoczonych środkach komunikacji miejskiej i brak czasu na swoje działania. Poprawiło się za to jej zdrowie psychiczne i fizyczne. Zniknęło przede wszystkim przemęczenie.

„W domu w końcu mogę pracować”

Niektórym w miejscu pracy trudno było się skupić. Michał od długiego czasu pracował w biurze - mała przestrzeń, wiele osób.

- Skupienie było tam żadne. Nie wiem, jak oni sobie to wyobrażali, że będziemy produktywni, jak mi będzie nad głową gadała największa gaduła albo zaczną się plotki, co tam u ciotki jednej z pracownic, co sobie ostatnio zrobiła paznokcie. I tak przez osiem godzin - opowiadał.

- Do domu wracałem wymęczony. W czasie pandemii wstawałem rano, siedziałem w pracy i wreszcie pracowałem w skupieniu. Nie wspominając o tym, że ludzie straszliwie mnie męczyli, kontakty zżerały energię - dodał.

W tym czasie Michałowi udało się wynegocjować z szefostwem pracę hybrydową - cztery dni zdalne i jeden na miejscu. Wszystko, jak twierdzi, dzięki poprawie jego wyników.

- Od razu się w biurze uluźni i kto będzie chciał sobie pogadać, to pogada, a kto nie będzie chciał tego słuchać, zostanie w domu. Nie wszyscy ludzie są zwierzętami stadnymi, niektórzy odpoczywają, kiedy są sami.

Michał wie, że niewiele osób będzie miało taką sytuację, jak on, nawet jeśli w praktyce istnieje taka możliwość.

- Jest takie przekonanie, że każdy pracuje lepiej w miejscu pracy. W rzeczywistości to jest raczej jakaś forma kontroli i wygody dla pracodawcy. Dajmy ludziom, którzy mają możliwość pracy zdalnej możliwość takich działań. Wiem, że wielu z nich czuje się lepiej, a niektórzy w nowym świecie ułożyli sobie życie - opowiadał.

Powiedział, że nie brakuje my wyjść rozrywkowych, podobnie jak jego dziewczynie, Hani, która ze względu na pracę w markecie nie mogła pozwolić sobie na pracę zdalną. Dla niej problemem były wydłużone godziny pracy, uporczywi klienci, ale jak powiedziała po zniesieniu obostrzeń zmieni się tylko to, że nie będzie musiała nikogo upominać w kwestii zakładania maseczek.

***

Nie są większością, nie czują dużego przywiązania do rozrywek pozadomowych i spotkań z ludźmi. Pandemia była dla nich szansą na odpoczynek i na zobaczenie, że nie muszą aż tak się męczyć w świecie, który dotychczas ciągle zmuszał ich do wychodzenia na zewnątrz. Niektórzy poczuli, że korzyści z pozostawania w domu są o wiele większe niż to, co dawała im praca, studia, spotkania stacjonarne. Teraz z niepokojem patrzą na znoszenie kolejnych obostrzeń i mają nadzieję, że nie wszystko będzie tak, jak dawniej.

Byłeś świadkiem zdarzenia, które powinniśmy opisać? Napisz maila na adres [email protected]. Przyjrzymy się sprawie.

Artykuły polecane przez redakcję WTV: