Siostra 29-latka, który zmarł po interwencji policji opisuje krok po kroku działania służb: "To nie wyglądało jak akcja ratunkowa"
Siostra 29-letniego Łukasza Łągiewki z Wrocławia, który zmarł po interwencji policji postanowiła podzielić się relacją z jego zatrzymania. Kobieta twierdzi, że funkcjonariusze zachowywali się wobec jej brata wyjątkowo agresywnie.
Mężczyzna miał być bity pałkami oraz rękami; zastosowano wobec niego również gaz łzawiący.
Przerażające okoliczności
Jak zwierzyła się w rozmowie z Onetem siostra Łukasza Łągiewki, jej brat od wielu lat cierpiał na depresję. Mieszkał samotnie ze swoim psem, którego stracił miesiąc przed swoją śmiercią.
Rodzina miała świadomość, że w chwilach kryzysu mężczyzna sięgał po narkotyki. Po tym jak odeszło jego ukochane zwierzę, Łukasz nie chciał spotykać się ze swoją rodziną mimo wielokrotnych prób kontaktu.
2 sierpnia w nocy 29-latek wysyłał do rodziny niepokojące sms-y sugerujące, że może chcieć popełnić samobójstwo. Bliscy zdecydowali się powiadomić służby, które podjęły interwencję.
Na miejscu stawiła się straż pożarna, pogotowie ratunkowe oraz policjanci, w tym nieumundurowani. Jak twierdzi siostra mężczyzny, Łukasz nie chciał wpuścić ich do środka, krzyczał, żeby go zostawiono, miał problem z trzeźwą oceną rzeczywistości.
Pod drzwiami 29-latka pojawiło się więcej mundurowych. Jeden z nich miał powiedzieć z ekscytacją: "Ale będzie akcja".
Służby zdecydowały się na wejście do mieszkania siłą. Strażacy wyważyli drzwi, a jeden z policjantów miał wyciągnąć broń. Po tym, jak oburzona rodzina zaczęła krzyczeć, że Łukasz nie jest agresywny, funkcjonariusz schował pistolet.
Zrozpaczeni rodzice mężczyzny próbowali odwołać interwencję, było już jednak za późno. Jeden z mundurowych miał wprost powiedzieć ojcu 29-latka, że to już nie ich sprawa.
Śmierć po interwencji
Policjanci stwierdzili, że 29-latek jest uzbrojony w nóż, choć nikt z bliskich nie zauważył, by Łukasz miał w ręku takie narzędzie. Jego siostra twierdzi, że po wejściu policji do mieszkania, wobec jej brata zastosowano gaz łzawiący, a także bito go do krwi przy pomocy pałek i pięści, również w trakcie zakładania kajdanek.
Mężczyzna został przewieziony do szpitala, gdzie zmarł po zatrzymaniu akcji serca.
- To nie wyglądało, jak akcja ratunkowa - przyznała siostra Łukasza w rozmowie z Onetem - Tylko jakby przyjechali do groźnego bandziora. Zapomnieli, że mieli mu pomóc - dodała.
W przeciągu kilku dni znane mają być wyniki sekcji zwłok 29-latka. Na ten moment nie stwierdzono konkretnej przyczyny zgonu.
W sprawie prowadzone jest śledztwo dotyczące nieumyślnego spowodowania śmierci.
Byłeś świadkiem zdarzenia, które powinniśmy opisać? Napisz maila na adres [email protected]. Przyjrzymy się sprawie.
Artykuły polecane przez redakcję WTV:
Źródło: onet.pl, wtv.pl