wtv.pl > Wywiady > Policja nie zareagowała, bo były mąż "nie połamał Katarzynie nóg". Jej piekło trwa od 5 lat
Alan Wysocki
Alan Wysocki 19.03.2022 08:23

Policja nie zareagowała, bo były mąż "nie połamał Katarzynie nóg". Jej piekło trwa od 5 lat

wtv
WTV.pl
  • Od 2016 roku Katarzyna jest ofiarą przemocy fizycznej i psychicznej ze strony byłego męża. Kobieta, jeszcze przed rozwodem, była duszona, szarpana i opluwana. Grożono jej "zamknięciem w piwnicy" i "wpędzeniem do grobu"

  • Nasza rozmówczyni uciekła od mężczyzny w połowie czerwca 2017 roku. Dziecko miało wtedy rok i 5 miesięcy. Od tego czasu kobieta jest nieustannie nękana. Byliśmy świadkami jednego z incydentów, gdy napastnik nachodził matkę z dzieckiem na przystanku autobusowym, nagrywając ją z bliska małym aparatem. Skontaktowaliśmy się także ze świadkinią nękania, która nie została przesłuchana przez policję, choć jej dane zostały dołączone do sprawy

  • Dziecko Katarzyny mogło paść ofiarą molestowania seksualnego. Wykonano badania ginekologiczne, wykazujące zaczerwienienie w okolicach miejsc intymnych. Prokuratura prawie po roku wykonała przesłuchanie z udziałem psychologa

  • Kobieta trzykrotnie zgłaszała nękanie, czyn z art.190a i 207 Kodeksu karnego, na Komisariacie Policji Warszawa Wilanów. Dwa śledztwa były prowadzone pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Warszawa Mokotów. Trzykrotnie umarzano, bądź odmawiano wszczęcia śledztwa, choć przedstawiono SMS-y, zdjęcia, a także zgłoszono świadka, którego nie przesłuchano

Ze względu na bezpieczeństwo i poczucie komfortu moich rozmówczyń, ich dane zostały zanonimizowane.

- Stosowanie przemocy trwa od 2016 roku - poinformowała mnie Katarzyna, wskazując, że wszystko zaczęło się tuż po narodzinach dziecka. - Pobraliśmy się, a gdy dziecko skończyło 4 miesiące, uciekłam od niego. Zaczął podnosić na mnie rękę. Kiedyś trzymając dziecko, w kuchni, podszedł do mnie. Szarpał mnie za włosy, wbijał paznokcie. Złapał mnie za głowę i tak mocno ściskał, że miałam rany do krwi. Później przez tydzień nie mogłam spać, bo bolała mnie głowa, gdy kładłam się na poduszkę. Wystarczyło się z nim nie zgodzić. Pamiętam, że często szukał informacji, jak zadać ból, żeby nie zostawić śladów - słyszymy.

- Dusił mnie przy dziecku, pluł, wyzywał, miażdżył dłonie stopami. To trwało kilka miesięcy - dodaje.

Katarzyna była bita i poniżana przez byłego męża. Ofiara nie może liczyć na policję i prokuraturę

Do odejścia od męża namówiły ją koleżanki. Jedna z nich powiedziała Katarzynie, żeby uciekła, zanim skończy na wózku inwalidzkim. - On chodził na jakieś kursy do urzędu pracy. Wiedziałam, że miałam parę godzin. Zamówiłam ciężarówkę, żeby przewieźć rzeczy, zapisałam sobie w zeszycie wszystko, co muszę zabrać z domu. Wcześniej kupiłam worki. Miałam godzinę, żeby szybko się spakować i czekać na ciężarówkę. Strasznie się bałam, ponieważ to byłaby katastrofa, gdyby kierowca się nie stawił - opowiada. 

Pierwsze wezwanie policji miało miejsce jeszcze przed ucieczką. Moja rozmówczyni została uderzona, a na rękach miała siniaki. Po przyjeździe funkcjonariusze rozłożyli ręce. Powiedzieli, że Katarzyna może złożyć oficjalne zawiadomienie dopiero na drugi dzień. - To jest trudne, ponieważ po interwencji trzeba zostać samemu z oprawcą. To jest ryzykowne - tłumaczy mi matka. - Nawet nie wdrożono procedury niebieskiej karty - dodaje.

Niebieska karta jest policyjną procedurą, podejmowaną w przypadku podejrzenia stosowania przemocy wobec członków rodziny. Wdrożenie karty jest możliwe po zawiadomieniu służb przez ofiarę przemocy lub przez świadka agresji. Przepisy te zostały opracowane przez Komendę Główną Policji, Komendę Stołeczną Policji, a także Państwową Agencję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. 

- Następnego dnia wsiadłam w taksówkę z małą córką, żeby to zgłosić, po czym policjant powiedział, że nie ma warunków, żeby mnie przesłuchiwać z małym dzieckiem. Miałam najpierw załatwić opiekę nad dzieckiem. Odesłali mnie z kwitkiem. Czułam się okropnie - słyszymy. 

Dzień przed ucieczką mężczyzna powiedział ich dziecku, że "zamkniemy mamę w piwnicy, żeby była grzeczna". Katarzyna przeprowadziła się do mieszkania, które otrzymała po swojej mamie. Od tego czasu równolegle trwała sprawa rozwodowa, jak i nękanie kobiety. Ostatecznie dziecko zostało przy matce. Ojciec miał trzygodzinne widzenia, po trzy razy w tygodniu.

 - Zaczął przyjeżdżać, kłócić się. Nie chciał wyjść z domu. Często dochodziło do interwencji policji. On przestał się ich bać, bo na pogadankach się kończyło. Nachodził mnie, a gdy już nie otwierałam drzwi, wydzwaniał, nie chciał opuścić korytarza. Dzwonił też domofonem - słyszymy. W bloku zaczęły ukazywać się listy o następującej treści: "Czekam cały czas. Byłem i będę. Widzimy się przy przedszkolu. Gdzie chodzisz, szukam" - czytamy na kartce podpisanej "choroba psychiczna". Na innej zaś widniał napis "Przyjdę ze świeczką". 

- Tylko ja się zajmuję dzieckiem. Wcześniej były widzenia, wyznaczone przez sąd. On nie stosował się do tego. Po wyznaczeniu 3 godzin, on trzymał dziecko przez 6 godzin. Nie oddawał go na czas. Najgorsze jest to, że przyjeżdżał w dni niewyznaczone przez sąd. Nie wiem, czy nas śledził, ale zawsze, gdy szłam do dentysty, lekarza, on się szybko pojawiał. Na okolicznym placu zabaw wyczekiwał aż przyjdziemy - wskazała. 

- Od zeszłego roku bardzo intensywnie mnie nękał. Dwa razy dziennie. Stał pod blokiem i czekał aż wyjdę odprowadzić córkę do przedszkola. Później w drodze powrotnej, po doprowadzeniu dziecka szedł za mną na przystanek i często przyjeżdżał w miejsce, gdzie pracuję. Stał przy przedszkolu i szedł za nami aż do domu. Krzyczał, nagrywał nas aparatem, który trzymał bardzo blisko twarzy. Córka płakała, zakrywała twarz czapką - dowiadujemy się. 

- Prawie codziennie starałam się wzywać policję, prosząc o pomoc. Za którymś razem mnie straszono, że zostanę ukarana, bo wezwanie jest bezpodstawne, "bo nie połamał mi nóg". Powiedzieli mi, że może mnie filmować i chodzić za mną, gdzie chcę - opowiedziała. - Nieraz mówią, że nie można go zatrzymać, bo nie ma podstaw - dodaje.

- Mówił do mnie "ty zboczeńcu". W autobusie nieraz łapał mnie za pośladki - dodaje. Napaści miały miejsce w obecności sąsiadów. Pomoc miała nadejść jedynie dwa razy. - Na przystanku starsza pani zasłoniła nas sobą, żeby on nie zaczepiał córki i nie chodził za mną. Pomoc trwa krótko, ponieważ on wchodzi za nami do autobusu. Tam jest też krzykliwy, kłóci się - słyszymy.

Chcąc na własne oczy zobaczyć, jak wygląda zachowanie mężczyzny na przystanku, sam udałem się na miejsce, gdzie dochodzi do incydentów. Moja rozmówczyni była nagrywana aparatem przystawionym blisko twarzy. Dziecko chowało się za plecami mamy. W obronie ofiary wystąpiła druga kobieta, która wyjęła telefon, by zarejestrować zdarzenie. Joanna, bo o niej mowa, w rozmowie z naszą redakcją wskazała, że wspólnie z Katarzyną składała trzecie już zawiadomienie na policję.

Joanna już wcześniej widziała zachowanie mężczyzny. Kobiety mieszkają na jednym osiedlu, a wcześniej nie miały ze sobą żadnego kontaktu. Tuż po incydencie, tego samego dnia, świadkini zgłosiła się z Katarzyną na Komisariat Policji Warszawa Wilanów. Funkcjonariusz miał powiedzieć Joannie, że "robi niepotrzebny tłum". Nie przyjęto zgłoszenia, choć Katarzynie udało się dołączyć dane świadkini do sprawy o nękanie.  

W zeszłym roku matka wystąpiła do sądu o zmianę kontaktów z dzieckiem. Chciała, by widzenia odbywały się w obecności kuratora bądź jej samej. Wymiar sprawiedliwości nie przychylił się do wniosku, choć zgłoszono prokuraturze podejrzenie molestowania dziecka przez ojca.

- Wystąpiłam o zmianę kontaktów, ponieważ córka płakała, mówiła, że nie chce jechać do taty. Nie mogłam powiedzieć nauczycielce przy Ali, że dziś odbiera ją ojciec, bo zaczynała płakać i prosić mnie, bym ja to zrobiła. Płakała w dzień i w nocy. Musiałam coś z tym zrobić. W styczniu (2020 roku - red.) córka powiedziała swoimi słowami, że była molestowana przez ojca. Zrobiła to bardzo spontanicznie, dziecinnie. Nie wiedziałam, co zrobić. Zadzwoniłam do swojej koleżanki. Następnego dnia już złożyłam zawiadomienie. Od tego czasu intensywność nękania przybrała na sile - poinformowała.

- Odbyły się badania ginekologiczne. Lekarz stwierdził zaczerwienie miejsc intymnych dziecka. Prawie po roku dziecko zostało przebadane psychologicznie. Do tego czasu nie zostało zrobione kompletnie nic. Do opinii ma dostęp tylko kurator przydzielony do sprawy - słyszymy. Sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej Ursynów, która przesłuchała przedszkolankę i nauczycielkę dziecka, a także Katarzynę. 

O komentarz w sprawie przesłuchania dziecka z udziałem psychologa poprosiliśmy Fundację Dajemy Dzieciom Siłę. Paulina Masłowska wskazała, że zgodnie z obowiązującymi przepisami przesłuchanie małoletniego pokrzywdzonego w tzw. przyjaznym trybie (na posiedzeniu sądu, z udziałem biegłego psychologa, w specjalnie przystosowanych do tego pomieszczeniach) musi odbyć się niezwłocznie, nie później niż w ciągu 14 dni. Termin ten liczony jest od dnia złożenia w sądzie wniosku o przeprowadzenie czynności. Oznacza to, że po wpłynięciu zawiadomienia, to prokurator prowadzący postępowanie decyduje, kiedy wnosić o takie przesłuchanie. W praktyce termin od złożenia zawiadomienia do przeprowadzenia przesłuchania będzie dużo dłuższy niż 14 dni.

Masłowska podkreśliła, że planując czynności dowodowe z udziałem małoletnich pokrzywdzonych, zwłaszcza w wieku przedszkolnym, należy wziąć pod uwagę psychologiczną perspektywę przesłuchania. Nasza rozmówczyni odwołała się do wydanego przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę poradnika "Przesłuchanie małoletniego świadka w postępowaniu karnym" - W świetle psychologii rozwojowej przesłuchanie małoletniego świadka w wieku przedszkolnym powinno być realizowane w czasie stosunkowo nieodległym od przedmiotowych zdarzeń.

Co więcej, dowiedzieliśmy się, że przesłuchanie w zbyt odległym terminie może wpływać niekorzystnie na pokrzywdzone dziecko. Wszystko przez wzgląd na "ograniczone możliwości pamięciowe dziecka i działanie innych czynników". W literaturze wskazuje się, że "ślady pamięciowe mogą ulegać zafałszowaniu z powodu wypracowanych przez małoletniego psychologicznych mechanizmów obronnych (np. wypieranie traumatycznego doświadczenia, racjonalizacja), a także w wyniku celowego lub niezamierzonego wpływu otoczenia i nowych doświadczeń" - tłumaczy przedstawicielka Fundacji.

Podjęliśmy próbę skontaktowania z Prokuraturą Rejonową Warszawa Ursynów, by dowiedzieć się, z jakiego powodu tak późno przesłuchano dziecko z udziałem psychologa. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi na pytanie. Nie odpowiadano też na nasze telefony.

Mężczyzna złożył wniosek do sądu o przyznanie mu całkowitej władzy rodzicielskiej. Chciał, by Katarzyna ponosiła karę finansową za każdorazowe uniemożliwienie kontaktu z dzieckiem, jednak sąd nie przychylił się do wniosku mężczyzny. 

- Zgłoszenia na policję (dotyczące nękania - red.) wysyłałam trzy razy i dwa razy dostałam odmowę wszczęcia śledztwa. Za pierwszym razem otrzymałam umorzenie. Zgłaszałam przemoc fizyczną, miałam nagranie, jak mówił, że będę w grobie. W odpowiedzi na pozew o rozwód, mam czarno na białym, jak przyznał się do podnoszenia na mnie ręki. Deklarował, że "nie sądził, że to aż tak mocno" - tłumaczy. 

- Argumentowano, że to sprawy rodzinne. Pierwsze zawiadomienie złożyłam w 2019 roku. W zeszłym roku, w sierpniu, przedłożyłam zażalenie i nic w sprawie się nie stało. Za trzecim razem zgłosiłam do sprawy świadków. Była to Joanna, która sama zaproponowała pomoc. Sama udała się na komisariat, ale nie chciano jej przesłuchać. Po dłuższym czas nikt do niej nie zadzwonił, nie wystawił wezwania, nie podjął próby kontaktu - dodaje. 

Joanna posiada zdjęcia i nagrania z zajść, podczas których mężczyzna nękał Katarzynę.

Centrum Praw Kobiet, Ministerstwo Sprawiedliwości, Fundusz Sprawiedliwości - Katarzyna szukała pomocy, gdzie tylko się da

- Szukałam pomocy w Centrum Praw Kobiet, Stop Przemocy, Niebieskiej Linii, Funduszu Sprawiedliwości Społecznej, Ministerstwie Sprawiedliwości, Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i u Rzecznika Praw Dziecka. Byłam wszędzie. W CPK odbyłam konsultacje z adwokatką, która spóźniła się pół godziny. Nie zauważyłam zainteresowania. Konsultacje są bardzo krótkie. Korzystałam też z bezpłatnej pomocy prawnej. Wszyscy załamywali ręce - słyszymy. 

Reakcja przyszła ze strony Rzecznika Praw Dziecka, który wystosował pismo do sądu, prosząc o przebadanie ojca przez biegłego seksuologa. "Z analizy akt przedmiotowej sprawy wynika, iż na obecnym etapie postępowania sądowego zachodzi konieczność zbadania preferencji seksualnych XYZ oraz predyspozycji opiekuńczo - wychowawczych rodziców małoletnich" - czytamy w uzasadnieniu wniosku RPD.

- Czuję się bezsilna, zrozpaczona. Nie mogę pomóc dziecku i sobie. Na szczęście pracuję. Moja praca pozwala mi zapomnieć na parę godzin o tym nieszczęściu. Nie ma pomocy w tym kraju. Jak nie połamie nam nóg i nie nagramy, jak nam łamie nogi, to lepiej nie zgłaszać. Na nagraniu najlepiej ująć twarz. Nawet nie ma miejsca skrupulatne śledztwo. Na filmach to ładnie wygląda. Przesłuchania świadków, sąsiadów, przejęcie, natychmiastowa reakcja. W praktyce jest to pobieżne, wręcz zaniedbywane - słyszymy.

Komisariat Policji Warszawa Wilanów i Prokuratura Rejonowa Warszawa Mokotów umarzają sprawy

13 sierpnia 2020 roku Prokuratura Rejonowa Warszawa Mokotów zadecydowała o umorzeniu śledztwa w sprawie wyczerpania znamion artykułu 207 i 190a Kodeksu karnego. Zgłoszono konkretnie "wyzywanie, bicie, duszenie, ciągnięcie za włosy, szarpanie i plucie, wysyłanie wiadomości tekstowych oraz wykonywanie połączeń". Śledczym zabrakło danych wyczerpujących znamiona artykułu 207 Kodeksu karnego

Działania w sprawie, pod nadzorem Prokuratury, podjęli funkcjonariusze z Komisariatu Policji Warszawa Wilanów. Podjęto przesłuchanie siostry mężczyzny, która odmówiła składania zeznań. Ustalono także, że nie wprowadzono procedury niebieskiej karty. Przesłuchano także sprawcę, który zaprzeczył, by dopuszczał się przemocy, dodając, iż przyczyną konfliktu są sprawy związane z wychowaniem dziecka. 

Wysyłanie wiadomości SMS zostało zaś uznane za "brak ustawowych znamion czynu zabronionego", a także chęć otrzymania informacji o stanie zdrowia i sytuacji dziecka. Co więcej, "Artykuł 190a kk typizuje przestępstwo tzw. stalkingu. Brak jest jednoznacznej definicji stalkingu. W języku polskim trudno znaleźć dobre tłumaczenie tego słowa". Następnie dodano "Zachowanie XYZ spowodowane jest chęcią utrzymania kontaktów z dzieckiem"

"Kto przez uporczywe nękanie innej osoby lub osoby jej najbliższej wzbudza u niej uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia, poniżenia lub udręczenia lub istotnie narusza jej prywatność, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8" - czytamy paragrafie pierwszym artykułu 190a. 

 - Był czas, że wysyłał 60 smsów dziennie - usłyszeliśmy. Wśród wiadomości, dołączonych do zawiadomienia, można dostrzec między innymi takie treści jak "Nie udawaj głupa egoistko sama wóź się po nocy cwaniaczku daj mi spać dlaczego nie zakładasz jej rajstop. Człowieku siebie komentuj", "Myślałem, że wpadłaś już pod samochód".

Nękanie wciąż trwało, więc Katarzyna ponowiła zgłoszenie. Procedura wyglądała niemal identycznie. 8 września wskazano na konflikt dotyczący wychowania dziecka i brak danych.

Sprawę, z identycznych przyczyn, zgłoszono ponownie 31 grudnia. Kobieta również nie otrzymała pomocy. Nie doszło do przesłuchania Joanny, która zarejestrowała zdarzenia nękania telefonem komórkowym.

Skierowaliśmy wiadomości do oficera prasowego dla Komisariatu Policji Warszawa Wilanów, by poznać wersję funkcjonariuszy. Podkom. mgr Robert Koniuszy "z przykrością zauważył, iż nie są to pytania dziennikarskie". - Policja wykonuje czynności pod nadzorem prokuratury. Merytoryczne decyzje podejmowane są właśnie tam (w Prokuraturze Rejonowej Warszawa Mokotów - red) - wyjaśnił.

- Osoba pokrzywdzona uczestniczy w tych czynnościach i ma cały wachlarz praw, które zostają jej doręczone. Może na każdym etapie postępowania w nie ingerować. Składać kolejne wnioski. Nie zgadzać się z tokiem postępowania. Po otrzymaniu postanowienia o umorzeniu postępowania może się od niego odwołać, podając te argumenty, które Pan podaje lub szereg innych - przekazał dla naszej redakcji, zaznaczając, ze Katarzyna może złożyć kolejne zawiadomienie, przedstawiając nowe okoliczności. 

Pozostałe pytania, jak podał Koniuszy, wymuszają naruszenie obowiązujących aktów prawnych. - Domaga się Pan odpowiedzi. Nakazując mi wręcz, abym naruszył Ustawę o ochronie danych, Ustawę o informacji publicznej oraz zapisy Konstytucyjne mówiące, kto, gdzie i jakich informacji może żądać od instytucji publicznej. Pan przekraczał tę granicę, ponieważ informację, który Pan żąda, przysługują stronom postępowania bądź mecenasowi posiadającemu pełnomocnictwo osoby pokrzywdzonej.  Nie otrzymałem informacji, że jest Pan prawnikiem, który takie pełnomocnictwo otrzymał - deklaruje.

Ofiary przemocy seksualnej, psychicznej i fizycznej - Maja Staśko tłumaczy, jaką pomoc gwarantują im przepisy

Maja Staśko - współautorka książki "Gwałt Polski", wyjaśnia, w jaki sposób prawo chroni ofiary przemocy fizycznej, psychicznej i seksualnej. Aktywistka społeczna także wspiera ofiary gwałtów.

- Kiedy ofiary przemocy seksualnej zgłaszają się na policję, już wtedy mogą mierzyć się z pierwszymi, stygmatyzującymi komentarzami. Padają pytania o ubiór, czy były pijane, o relacje ze sprawcą przemocy. Katarzyna, którą wspierałam, usłyszała, że przyjaźń między kobietą, a mężczyzną jest niemożliwa. Zgwałcił ją właśnie przyjaciel. To jest niezgodne z prawem i to warto podkreślać. W 2014 roku została podpisana nowelizacja o ochronie ofiar przemocy, która sprawiała, że gwałt był ścigany z urzędu. Tam znajdował się zapis, że policja może zadawać tylko podstawowe pytania: co, gdzie, kiedy. Pełne zeznania i pełne przesłuchanie może odbywać się później w tak zwanym bezpiecznym pokoju z udziałem prokuratora bądź prokuratorki i psychologa lub psycholożki. Pytania dodatkowe, zadawane przez policjantów, są niezgodne z prawem i wykraczają poza ich kompetencje, niestety ta nowelizacja nie miała odpowiedniego nagłośnienia medialnego. W związku z tym są osoby, które tego nie wiedzą. Są też policjanci, którzy o tym nie wiedzą, ignorują, albo mają to gdzieś, bo wiedzą, że i tak nie poniosą konsekwencji - podaje. 

- Następnie są przesłuchania, które wyglądają różnie. Nie wszystkie prokuratury dostosowują się do przepisów zawartych w nowelizacji. Przykładem jest historia Zuzanny. Jest to historia ofiary przemocy seksualnej wezwanej do sądu. Jej mamę i psycholożkę wyrzucono z rozprawy, a ona sama zeznawała w obecności oprawcy. To była niewielka sala. Prokuratury chcą czasem ponownych zeznań, co też jest niezgodne z prawem. Zeznania złożone w bezpiecznym pokoju są nagrywane, żeby później, w trakcie rozprawy, można było odtworzyć je na sali sądowej - słyszymy.

- Jeśli chodzi o przemoc fizyczną, nie było takiej nowelizacji. Przemoc fizyczna to jeszcze inne kategorie. Jeśli do przemocy dochodzi w związku, mówimy o artykule 207 Kodeksu karnego, czyli o znęcaniu się. W przemoc domową wchodzi przemoc psychiczna, fizyczna. Przesłuchania mogą wyglądać inaczej. Artykuł 207 jest dosyć szeroki, żeby te osoby nie musiały się spowiadać z każdego czynu, żeby można było potraktować to kompleksowo - tłumaczy. 

- Problem jest taki, że łatwiej jest zgromadzić dowody na przemoc fizyczną. Można dostrzec siniaki, wykonać nagrania. W listopadzie 2020 roku w życie weszła ustawa o natychmiastowej izolacji sprawcy od ofiary. Za tą ustawą od wielu lat lobbowały organizacje feministyczne. Myślę, że to także warto nagłaśniać, ponieważ ofiary przemocy każdego rodzaju mogą zawiadomić służby. Wówczas sprawca przemocy jest izolowany na 2 tygodnie, a nie na 3 dni, czy kilka godzin w areszcie, by potem wyjść i wyżywać się na ofierze. Te dwa tygodnie, dzięki decyzji sądu, mogą zostać przedłużone. Może także zostać wydany zakaz zbliżania się. Ofiary o to walczą, jednak nie zawsze to się udaję, więc sprawca wciąż za nimi, chodzi, nęka je - wskazuje. 

- My już mieliśmy natychmiastową izolację sprawcy od ofiary w prawie od 2010 roku i już policja mogła to robić, ale tego nie robiła. Trzeba było uchwalić kolejną ustawę, żeby organy ścigania wiedziały, że coś takiego istnieje, żeby podnieść świadomość społeczną. To są trudne działania, ponieważ są ustawy, pojawiają się odpowiednie propozycje, ale policja się do nich nie stosuje. Przez 10 lat zdarzało się, że ofiary policję wyzywały, policja nic nie robiła, bo mówiła, że nie ma kompetencji, ale to wynikało z niewiedzy, ignorancji, albo kontaktów sprawcy z funkcjonariuszem, co ma miejsce w mniejszych miejscowościach - przypomina.

- Wciąż nie ma ochrony zdrowia dla ofiar. Czekają na terapię latami, albo miesiącami. Są już takie rzeczy w systemie, które powinny działać, ale nie działają, bo służby się nie stosują. To są podwójne zależności. Z jednej strony system nie działa najlepiej, wiele rzeczy trzeba by uzupełnić. Z drugiej, organy ścigania czy wymiar sprawiedliwości nie stosuje się do tych zapisów, które już są - wymienia.

- Nie wspominam już o konwencji antyprzemocowej, która obowiązuje u nas od 2015 roku. Od tego roku mamy obowiązek się do niej stosować, ponieważ jest to prawo międzynarodowe, które jest ponad prawem krajowym. Są tam zapisy o natychmiastowej izolacji, gwałcie małżeńskim, dostępie do wsparcia psychologicznego i terapeutycznego. Tego cały czas w Polsce nie mamy - deklaruje.

[Aktualizacja]

Po opublikowaniu artykułu przedstawicielka Prokuratury Rejonowej Warszawa Ursynów odpowiedziała na nasze pytania, wskazując, że nie będzie udzielać informacji o toczącej się sprawie. 

Artykuły polecane przez redakcję WTV:

undefined

Tagi: Policja
Powiązane