wtv.pl > Opinie > Śpiewak: Solidarni i niesolidarni w pandemii
Jan Śpiewak
Jan Śpiewak 19.03.2022 08:18

Śpiewak: Solidarni i niesolidarni w pandemii

ARKADIUSZ ZIOLEK/East News, Jakub Kaminski/East News

Od blisko tygodnia choruję na covid. Przestałem być obserwatorem, a stałem się uczestnikiem pandemii. Poza samą chorobą, która jest gwałtowna i nieprzewidywalna, mogłem przekonać się na własnej skórze, jak w sytuacjach kryzysowych działają sieci społecznej solidarności. Oprócz braku zapasów żywności i leków problemem był nasz pies Felek, który musi przecież 3 razy dziennie wychodzić na spacer.

Poinformowana rodzina i przyjaciele błyskawicznie przywieźli nam zapasy przekraczające nasze możliwości przerobowe. Pomarańcze, karma dla psa, witaminy, pieczywo, włoszczyzna, czekolada, jedzenia po chwili było w bród. Jeśli problem z żywnością udało się po chwili rozwiązać, to ogarnięcie wyprowadzania psa wydawało mi się być zadaniem dużo trudniejszym. Początkowo byłem przekonany, że musimy kogoś do tego zatrudnić. Jednocześnie daliśmy ogłoszenie na grupie, na której wolontariusze zgłaszają się do wyprowadzania psów ludzi, którzy zostali objęci kwarantanną. W chwilę dostaliśmy wiadomości od kilkunastu nieznanych nam osób, które zgłosiły się do wychodzenia z Felkiem. W kilka dni cały psi grafik był już wypełniony zgłoszeniami. Jest to bardzo budujące. I pokazuje chyba znacznie więcej niż tylko to, że lubimy psy. Pandemia trwa już blisko półtora roku, ale ciągle potrafimy się dzielić z obcymi ludźmi swoim czasem i życzliwością.

Czy to powszechne doświadczenie chorych na covid? Mam nadzieję, że tak, chociaż na pewno jesteśmy szczęściarzami, że mogliśmy liczyć na takie wsparcie. O tym, że solidarność i empatia w Polsce to towar deficytowy można się z łatwością przekonać, obserwując naszą sferę publiczną. Na początku roku grono aktorów, dziennikarzy i akademików postanowiło ukraść wcale niemałą partię szczepionek przeznaczoną dla medyków. Drobnych cwaniaczków nie spotkały z tego powodu żadne konsekwencje. Organizator skoku na szczepionki - profesor i rektor Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego Zbigniew Gaciąg - pozostał na swoim stanowisku. Tym samym po raz kolejny udowadniając, że żaden szanujący się Polak nie podaje się nigdy do dymisji. Leszek Miller i Krystyna Janda nawet na chwilę nie zniknęli z telewizji i stacji radiowych - Miller robi za głos sumienia lewicy i eksperta do spraw integracji europejskiej, Janda za wnikliwą krytyczkę współczesności. Wiktor Zborowski, po wybuchu afery ze szczepionkami obiecał, że po przyjęciu drugiej dawki zgłosi się na wolontariat przy chorych na covid. Gdy dziennikarka Wprostu zadzwoniła do niego z pytaniem o realizację obietnicy, ten po prostu rzucił słuchawką.

Krystyna Janda i Leszek Miller znaleźli sobie godnych naśladowców w gronie świata polskich celebrytów. Gdy większość ludzi grzecznie siedzi na tyłku w trakcie pandemii, niemal każda polska gwiazdka wzięła sobie za punkt honoru, wyjazd na zagraniczne tropikalne wakacje. Za pomocą plotkarskich mediów możemy obserwować w tym sezonie masową migrację celebrytów do krajów Trzeciego Świata. Tam mogą rozkoszować się wolnością, której nie mają w Polsce: chodzić bez maseczek, bawić się w barach i używać życia. Jednym z ulubionych celów podróży jest Zanzibar, gdzie większość populacji nie ma dostępu do szpitali i lekarzy, nie istnieje system testowania chorych. Na covid zmarł w marcu prezydent Tanzanii, który długo negował istnienie samej pandemii.

Z powodu zagrożenia w Wielkiej Brytanii wprowadzono zakaz zagranicznych podróży turystycznych a tych, którzy go łamią, czeka surowa grzywna. W Polsce natomiast hulaj dusza, piekła nie ma. Celebryci sami się narażają na utratę zdrowia i sprowadzają to zagrożenie na innych, latając wte i wewte po świecie. Jednocześnie stali się również żywym pomnikiem egoizmu i braku solidarności. Jeszcze rok temu wielu z nich nagrywało filmiki z hasztagiem #zostańwdomu przekonując, że w pandemii wszyscy musimy dbać o siebie nawzajem poprzez ograniczenie mobilności. Nazywali pracowników ochrony zdrowia bohaterami i klaskali dla nich na balkonach. To już jest przeszłość. Siedzenie na tyłku jest tylko dla frajerów, których nie stać na tropikalne wakacje. Największym luksusem jest pokazanie, że jest się wolnym od covidowych ograniczeń. Celebryci wysyłają milionom swoich obserwujących jasny sygnał, że potrzebują ich tylko do tego, żeby kupowali reklamowane przez nich badziewie, a w momencie kryzysu mogą liczyć tylko na siebie.

Dzięki pandemii mogliśmy się po raz kolejny przekonać, że nasze patoelity mają w nosie los większości społeczeństwa. Jeśli tak zachowują się w środku kryzysu, to jak zachowaliby się w trakcie wojny? Sądząc po tym jak zachowują się znani, wpływowi i lubiani, gdyby Polska dzisiaj została zaatakowana przez nieprzyjaciół, to większość naszych polityków, dziennikarzy i celebrytów, znalazłaby się natychmiast w pierwszym samolocie do Szwajcarii.