wtv.pl > Polityka > Minister edukacji nie walczy z otyłością dziewczynek, tylko powiela stereotypy (Opinia)
Maja Staśko
Maja Staśko 19.03.2022 08:25

Minister edukacji nie walczy z otyłością dziewczynek, tylko powiela stereotypy (Opinia)

wtv
WTV.pl

Słowa ministra edukacji Przemysława Czarnka to zwyczajnie nieprawda. I wskazują na to badania. Zgodnie z międzynarodowym badaniem HBSC (Health Behaviour School-aged Children), w którym od lat uczestniczy Polska, nadmierna masa ciała występuje u 29,7% chłopców i 14,3% dziewcząt. W porównaniu do tego samego badania z 2014 r. odsetek dzieci i nastolatków z nadmierną masą ciała wzrósł z 19,9% do 21,7% – a wśród chłopców wzrósł bardziej.

Badania wskazują jednak na inny problem – związany ze zdrowiem psychicznym. Zgodnie z raportem UNICEF-u z 2020 r. „Świat zależności. Czynniki wpływające na jakość życia dzieci w krajach bogatych” Polska zajęła pierwsze miejsce w kategorii dzieci, które czują się zbyt grube. 38% dzieci między 11. a 15. rokiem życia czuje się zbyt grube. Nie wynika to z obiektywnych przesłanek – zgodnie z raportem, 1/3 dzieci z badanych krajów cierpi na otyłość lub ma nadwagę, a w Polsce ten odsetek wynosi znacznie mniej – 1/4.

Wytłumaczyć taki stan rzeczy może inna kategoria tego raportu. Zgodnie z nim Polska zajmuje niechlubne 30. miejsce na 38 krajów pod kątem zdrowia psychicznego dzieci. O nim także wspomniał minister edukacji na konferencji. Niestety, jego słowa o otyłości w trakcie tej konferencji mogły nie pozostać bez wpływu na pogorszenie zdrowia psychicznego dziewczynek.

Przemysław Czarnek to doktor habilitowany nauk prawnych i wykładowca. Ale z łatwością wygłosił swoją teorię bez sprawdzania badań i faktów. Nieszczególnie to naukowe podejście, prawda?

Co drugi nastolatek w Polsce nie akceptuje swojego ciała. Zdecydowanie częściej dotyczy to dziewczyn

Słowa ministra edukacji to wyraz fat shamingu – dyskryminacji ze względu na grubość. Zgodnie z badaniami fat shaming wywołuje poważne zdrowotne konsekwencje. W 2020 r. w międzynarodowym porozumieniu w sprawie zakończenia stygmy otyłości pojawił się wyraźny komunikat, że stygma grubości stanowi zagrożenie dla zdrowia psychicznego: zwiększa ryzyko objawów stanów depresyjnych, lęku, niższego poczucia własnej wartości, izolacji społecznej, stresu i nadużywania narkotyków czy alkoholu.

Według raportu UNICEF-u z 2020 r. aż co drugi nastolatek w Polsce nie akceptuje swojego ciała. Zdecydowanie częściej dotyczy to dziewczynek niż chłopców.

I to ten problem utrwala minister Czarnek – stygmatyzacji i dyskryminacji dziewczynek i kobiet ze względu na wagę. Nie jest to żadne rozwiązanie problemu otyłości – badania wskazują, że fat shaming działa przeciwnie do celu „zamierzonego”: otyłe osoby na niego wystawione jedzą więcej, nie mniej, a ich stan psychiczny ulega pogorszeniu. Minister Czarnek zamiast rozwiązywać problem otyłości, sam pogłębia problem kompleksów dziewczynek na tle swojego ciała, który wynika z dyskryminacji kobiet. Dyskryminacji, której pokaz nie raz wcześniej dał minister edukacji.

Doktor habilitowany powiela nienaukowe bzdury

Kobiety poddawane są olbrzymiej presji społecznej ze względu na wygląd. Instagramowe konta celebrytek, na których te pokazują wyfotoszopowane ciała po zabiegach, tworzą nierealne oczekiwania względem ciał kobiet. W mediach co rusz widzimy artykuły o tym, ile gwiazda przytyła, a ile inna schudła, jakby to było najważniejsze. Agnieszka Gromkowska-Melosik w swojej analizie popularnych mediów wykazała, że przeciętna modelka, tancerka lub aktorka jest szczuplejsza niż 95% populacji kobiet. Prawicowi politycy i komentatorzy co rusz wyśmiewają wagę Marty Lempart i uczestniczek protestów kobiet. A minister edukacji opowiada bzdury o grubych dziewczynkach.

Z badań Susan Bordo wynika, że 75% kobiet z 33 tys. przebadanych uważało, że są otyłe, mimo że tylko 25% z nich miało nadwagę, a 30% – niedowagę. Eugenia Mandal w tekście „Ciało jako proces – ciało jako obiekt” wskazywała, że badane kobiety częściej postrzegają swoje ciało w kategoriach „obiektu”, ponieważ są zwykle oceniane pod kątem standardów atrakcyjności, a mężczyźni – częściej w kategoriach „procesu”, pewnej funkcjonującej całości, a nie przedmiotu. Jean Kilbourne uważa, że tyrania szczupłego ciała jest bezpośrednio związana z chęcią ograniczenia aspiracji kobiet w przestrzeni publicznej – i stanowi reakcję na wyzwolenie kobiet.

To tłumaczyłoby słowa i działania polityków w Polsce. Przemysław Czarnek bezkarnie rzuca stereotypami dotyczącymi kobiet. Ale to nie jest wyraz troski. To jest wyraz władzy i przemocy, którą stosuje się na kobietach, poniżając je ze względu na wygląd. To jest wyraz seksizmu.

W trakcie dzisiejszej konferencji prasowej na pytanie o wypowiedź na temat otyłości dziewczynek, minister edukacji oznajmił:

– Nie wiem, skąd państwo biorą to całe zamieszanie informacyjne. Radzę się wsłuchiwać w język polski, którym się posługuję, myślę, że dość precyzyjnie. (...) Pozalekcyjne zajęcia z kultury fizycznej, zajęcia sportowe są kierowane głównie do chłopców. Chcemy, by w tym nowym programie znalazła się przestrzeń również dla dziewcząt, które rzadziej korzystają z tego typu propozycji. (Piszemy o tym TUTAJ).

To oczywiście fikołek: Czarnek wprost mówił o problemie otyłości i to w tym kontekście wspomniał o dziewczętach. Nie odniósł się też do tego, by podważyć tezę, że to dziewczyny częściej zmagają się z otyłością i by przekazać wiedzę zgodną z faktami: że problem ten częściej dotyczy chłopców. Ale nie powinno dziwić, że minister, który wyraźnie nie czuje, jak język może oddziaływać na grupy, które codziennie słyszą uwagi dotyczące ciała i wagi, nie widzi także, z czego wynika problem w tym, że dziewczynki rzadziej korzystają z pozalekcyjnych zajęć z kultury fizycznej. To nie jest problem zajęć, ale całego systemu, który sprowadza nas do wyglądu i wagi: a więc braku edukacji antydyskryminacyjnej, seksualnej i związanej z odżywianiem czy zdrowiem psychicznym. Wprowadzenie takiej edukacji to jest zmiana w szkolnictwie, która powinna się pojawić i mogłaby zmienić podejście dziewczyn do aktywności fizycznej. Ale to dla ministra pewnie „ideologia gender”.

Cóż. Czy minister sprowadzający kobietę do funkcji reprodukcyjnych jest w stanie zmienić program tak, by nie stygmatyzował i nie poniżał dziewczyn ze względu na ciało, tylko je wzmacniał i działał zgodnie z ich potrzebami i dobrem?

Kobieta jako odkurzacz? OK, to my was wykurzymy

Minister edukacji już wcześniej dał pokaz krzywdzących stereotypów dotyczących roli kobiety w społeczeństwie. Na przykład, sprowadzając kobiety do służącej swojego męża:

– Znajdźcie państwo przykłady, w których mężczyzna zachowuje się jak ostatni wariat, przychodzi w nocy do domu pijany, zdradza gdzieś "na bokach" swoją żonę, nie dba o tą rodzinę. Ale kobieta wychowuję tą dwójkę dzieci, przyjmuje jeszcze tego męża z nadzieją, że on się nawróci po jakimś czasie – i wielokrotnie się nawraca, wraca do normalnych swoich funkcji. Już mocno sponiewierany przez życie, już widać po twarzy jego, że jest strasznie sponiewierany, ale wraca, nawraca się. Trzyma tą rodzinę kobieta i wyprowadza ją na prostą. A znajdźcie mi państwo przykłady odwrotne i ile znacie takich przykładów – że to kobieta zachowuje się jak wariat, wraca w nocy pijana, zdradza męża, nie zajmuje się w ogóle dziećmi, a to mężczyzna trzyma tę rodzinę w dłoni, czeka aż ta małżonka wróci. Ja takich nie znam. Bo kobieta ma mieć tę właśnie funkcję – kreowania tego ogniska domowego. Uderzenie w rodzinę idzie zawsze przez uderzenie w kobietę. I oni to wiedzą i od tego jest feminizm.

To brzmi jak usprawiedliwienie toksycznych mężów i zniechęcanie kobiet do rozwodu. Kobieta ma latami cierpieć i znosić krzywdzące zachowania męża, a mężczyzna – może krzywdzić? Wygląda jak promocja przemocy w rodzinie.

Minister edukacji w 2019 r., na tej samej konferencji Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, z której były poprzednie słowa, dał szeroko komentowany w mediach pokaz stereotypów:

– Kariera w pierwszej kolejności, a później może dziecko. Prowadzi to do tragicznych konsekwencji. Jak się pierwsze dziecko nie rodzi się w wieku 20-25 lat, tylko w wieku 30 lat, to ile tych dzieci można urodzić? Takie są konsekwencje tłumaczenia kobiecie, że nie musi robić tego, do czego została przez Pana Boga powołana.

Zgodnie z tym, kobieta jest sprowadzona do funkcji rozrodczych, a mężczyzna został powołany do kariery. Cóż, antynaukowe brednie i własne (błędne) przekonania, które wygłasza minister Czarnek (naukowiec i wykładowca!) jakby były prawdą objawioną, dowodzą, że niekoniecznie. Gdyby na miejscu mężczyzny przeświadczonego o swojej nieomylności i o tym, że może mówić, co ślina na język przyniesie, bez sprawdzania faktów i posługiwania się wiedzą, znalazła się rzetelna kobieta lub osoba niebinarna – moglibyśmy żyć w znacznie bezpieczniejszym kraju: dla dzieci, kobiet, pracowników. Dla każdego. Może poza obrażonym panem, że skończyła się jego „kariera”.

Tyle że słowne krzywdzenie dzieci i kobiet to nie kariera. To przemoc, która ma długofalowe konsekwencje dla naszego zdrowia psychicznego.