wtv.pl > Tylko u nas > JULKI #1: "Dlaczego nie zajmiesz się kobietami na Bliskim Wschodzie?" Odpowiadamy
Michalina Staśko
Michalina Staśko 19.03.2022 09:15

JULKI #1: "Dlaczego nie zajmiesz się kobietami na Bliskim Wschodzie?" Odpowiadamy

EN 01489293 1152
-/AFP/East News

Nazywamy się Michalina Kobla i Maja Staśko. Ale często jesteśmy nazywane „julkami”. „Julkami” – czyli lewicowymi, zaangażowanymi dziewczynami, które lubią dawać wyraz swoim poglądom w mediach społecznościowych.

Są nas miliony.

Co jest obraźliwego w stawaniu po stronie najsłabszych?

Ale pewne osoby widzą w nas zagrożenie. Rok temu kapituła Młodzieżowego Słowa Roku po raz pierwszy w dziejach nagrody odwołała udział jednego ze zgłaszanych słów:

„julka jest w zgłoszeniach plebiscytowych coraz częściej definiowana w odniesieniu do poglądów, a nie zachowań. W sytuacji, w której wyśmiewane „julki” są bite na ulicach, kapituła plebiscytu na mocy regulaminu zdecydowała, że nie wygra słowo wyśmiewające czyjeś poglądy. Nie będziemy przemilczać tych zgłoszeń, ale w statystyce wyników nie uwzględnimy słów zaostrzających konflikt społeczny. Z podobnej przyczyny pominęliśmy w ubiegłym roku słowo p0lka, niż zwycięska alternatywka”

Dla wielu komentatorów „julka” to próba podważenia naszych poglądów, zbagatelizowania nas i poniżenia. Ale dla nas to nie jest obraza. Co jest obraźliwego w byciu zaangażowanym i stawaniu po stronie najsłabszych? To jakby próbować nas obrazić, mówiąc, że jesteśmy empatyczne.

„Julka” nas nie obraża. „Julka” nas definiuje!

Więc na pohybel hejterom rozpoczynamy nowy cykl tekstowo-wideo, w którym będziemy się rozprawiały z różnymi stereotypami na nasz temat, a także odpowiadały na argumenty, które często pojawiają się w przestrzeni publicznej, takie jak „kobiety nie są dyskryminowane w Polsce, mamy równość” czy „walczycie tylko dlatego, że nie macie faceta”. Jeśli i Wy usłyszycie taki argument, wystarczy przesłać nasz tekst lub wideo z odpowiedzią na niego i jego analizą – i zaoszczędzicie mnóstwo czasu z inby, który można wykorzystać na spotkanie ze znajomymi, kąpiel czy masturbację.

Pierwsze pytanie, które szczególnie ostatnio często się pojawia:

DLACZEGO NIE ZAJMIESZ SIĘ KOBIETAMI NA BLISKIM WSCHODZIE?

Bo ten argument nie wychodzi z troski ani o nas, ani o kobiety na Bliskim Wschodzie. Służy zazwyczaj podważeniu naszych działań i wzbudzeniu w nas wyrzutów sumienia. Osoba go wypowiadająca traktuje Bliski Wschód jak monolit, nie mówi o żadnym konkretnym państwie, o żadnej konkretnej kwestii ani grupie ludzi. Dodatkowo, kieruje się stereotypami, a często po prostu powiela islamofobiczne mity, które nie mają za wiele wspólnego z rzeczywistością.

Osoba zadająca takie pytanie stosuje technikę pozornie prostego pytania, na które nie da się odpowiedzieć jednym słowem – a gdy zaczniemy próbować to wyjaśniać, pytający będzie mógł z satysfakcją powiedzieć: czyli nie pojedziesz. I zaorane. Ten argument służy do tego, żeby nas pocisnąć, a nie żeby rozpocząć dyskusję czy poznać nasz punkt widzenia. Jest zabiegiem retorycznym służącym zaoraniu drugiej strony – i tak naprawdę nie da się z niego wyjść dobrze, bo jest dokładnie tak zaplanowany, by się nie dało. Także gdy zaczniemy go dekonstruować i pokazywać stojące za nim mechanizmy, które nie mają nic wspólnego z troską, to już przegrałyśmy: bo na proste pytanie odpowiadamy referatem. Nie ma tu szybkiej i mechanicznej odpowiedzi – więc jest przegrana. Bo tak to w tego typu dyskusjach działa. Jest to więc rodzaj concern trollingu – czyli trollingu pozornej troski.

To trochę tak, jakby zapytać ekologa, dlaczego protestuje w Puszczy Białowieskiej, a nie gasi pożarów w Kanadzie.

https://www.youtube.com/watch?v=gYDbzAAoQrk

DLACZEGO NIE ZAJMIESZ SIĘ KOBIETAMI NA BLISKIM WSCHODZIE?

Bo to jest wspólna walka – prowadzimy ją wszystkie, z pozycji, w których stoimy, bo wiemy, że problemy, z którymi się mierzymy - choć zupełnie różne – wynikają z podobnych systemowych, globalnych mechanizmów. I że tylko razem możemy z nimi walczyć. Ale nie na zasadzie: ja teraz powiem za Ciebie, co jest Twoim problemem i jak z nim walczyć, tylko: wszystkie mierzymy się z problemami i razem możemy je pokonać.

Dlatego też to nie jest dobre porównanie, gdy mówimy, że u nas jest „katotaliban”. U nas jest polski katolicyzm ze zbyt dużym wpływem na polskie władze. Ale to zupełnie inna sytuacja. Porównywanie wszystkiego do nas samych to próba nie tylko zrozumienia, ale i zawłaszczenia. Porównywanie zdesperowanych ludzi czepiających się kadłuba samolotu do sytuacji Polaków jest po prostu wyrazem braku szacunku do tych pierwszych. To, co dzieje się w Afganistanie, jest zupełnie inne od sytuacji politycznej w Polsce. Ma związek z Polską – ale nie dlatego, że rządy talibów są podobne do rządów PiS-u. Ma związek dlatego, że to także Polska sprawiła, że talibowie powrócili do władzy i obecna sytuacja w Afganistanie jest przerażająca. To jest wina USA i tych, którzy pojechali do Afganistanu razem z USA. Czyli także Polski, niestety.

Czy to była dobra decyzja? Większość osób odpowiada w tej chwili, że nie. Że było w tym wiele pychy, poczucia kulturowej wyższości i próby zawłaszczenia. „Pojedziemy na miejsce i zaprowadzimy tam porządek, bez wsłuchania się w głosy lokalnej społeczności i ich potrzeby. Bo my wiemy lepiej od nich samych, czego oni chcą” – tak wygląda amerykańska narracja. I podobną logiką kierują się ci, którzy chcą nas wysyłać na Bliski Wschód.

My nie mamy kompleksu białego zbawiciela (white savior), by jechać i rozwiązywać problemy kobiet na Bliskim Wschodzie – one same najlepiej wiedzą, jak to zrobić, a my staramy się ich słuchać. Podobnie jak nie chcemy, by feministki z USA przyjechały do nas i “rozwiązały” nam cały polski patriarchat zgodnie ze swoimi regułami, bez wysłuchania nas i bez naszego udziału. Hasłem przewodnim naszego feminizmu jest: “Nic o nas bez nas”. Nikt nie wie lepiej od nas, czego chcemy i potrzebujemy.

„Potrzeba feministek na Bliskim Wschodzie, więc jedźcie na miejsce” - słyszymy w każdej takiej dyskusji. Feministki na Bliskim Wschodzie są i działają od lat. Zamiast nas atakować, lepiej po prostu je znaleźć i poczytać, z czym się mierzą i o co walczą. Wysłuchać ich, zamiast trollować obce sobie kobiety.

Dlatego zamiast jechać i „zbawiać” osoby na miejscu – co mogłoby im bardziej zaszkodzić niż pomóc – wysłuchujemy głosów Afganek. Możecie je przeczytać TUTAJ.