Śpiewak: Strajk dla Kobiet czy Strajk dla Elit?
Liderki Strajku Kobiet na czele z Martą Lempart wprawiły mnie w osłupienie, gdy oświadczyły po publikacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego zakazującego w Polsce aborcji, że na kilka dni “oddają pole” Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. W weekend nie odbyły się żadne protesty przeciwko jednej z najbardziej restrykcyjnych ustaw antyaborcyjnych w Europie. Prawo i Sprawiedliwość de facto zalegalizowało tortury, zmuszając kobiety do rodzenia martwych i śmiertelnie chorych dzieci. Na trzy dni profile społecznościowe Strajku Kobiet zamieniły się w słup ogłoszeniowy WOŚP-u. Jak można w taki sposób topić społeczną energię? Weekend po publikacji wyroku powinien być momentem największej mobilizacji, na który Strajk Kobiet powinien być gotowy od miesięcy. WOŚP nie potrzebuje też wsparcia - jest najbardziej znaną i rozreklamowaną akcją społeczną w kraju. Jurek Owsiak nie odwzajemnił miłości Marty Lempart. Na konferencji prasowej ogłosił, że postulat legalizacji prawa do przerywania ciąży do 12 tygodnia to „wariactwo” i porównał go do „aborcji na pstryknięcie”. Chwalił też „kompromis” aborcyjny i powiedział, że zmiana prawa powinna odbyć się poprzez dialog. Obraził przy tym ludzi cierpiących na choroby psychiczne i cały ruch kobiecy.
Opisywane zachowanie Marty Lempart wpisywało się już we wcześniejszy schemat jej działalności. Wszyscy wiedzieli, że dojdzie do publikacji wyroku. Tak jak zima zaskakuje drogowców, tak publikacja zaskoczyła liderki Strajku Kobiet. Nie było gotowych plakatów, nie było masowego rozsyłania esemesów, nie było spotów w internecie, billboardów na mieście. Cały kraj jest zawalony antyaborcyjnymi plakatami fundowanymi z prywatnych wpłat, a Strajk Kobiet, który zebrał niemal dwa miliony złotych, nie był w stanie wykupić nawet jednego billboardu. Ruch przespał ostatnie trzy miesiące, skupiając się na rozmowach dotyczących dziesiątek punktów programu, którego i tak nikt nie zna.
Marta Lempart nie chce dzielić się władzą
Dlaczego Marta Lempart przez te miesiące nic nie zrobiła? Po prostu jest to kolejna przedstawicielka establishmentu, która boi się społecznego zaangażowania i demokratyzacji ruchu. Doskonale to było widać po wybuchu strajków na jesieni. Wyszły wtedy na ulice setki tysięcy osób. Co niesłychanie ważne nie strajkowała tylko Warszawa, ale setki małych miejscowości, gdzie wyjść i zaprotestować przeciwko kościołowi i rządowi jest nieporównywalnie trudniej, niż w dużym mieście. To był strajk niemal wszystkich klas społecznych. Na ulicach nie była tylko wielkomiejska klasa średnia, ale taksówkarze, samotne matki dzieci z niepełnosprawnościami, kasjerki i handlowcy. Od początku było wiadome, że taka mobilizacja długo się nie utrzyma. Trzeba było tych ludzi i energię jakoś zagospodarować. Zebrać kontakty, mejle i numery telefonów. Stworzyć sieć powiatowych liderek i liderów. Ja osobiście byłem za organizacją referendum. Propozycja nie spotkała się jednak z życzliwością liderek Strajku Kobiet. Co zaproponowały w zamian? Marta Lempart ogłosiła powstanie Rady Konsultacyjnej na czele z symbolami warszawskiego establishmentu Michałem Bonim i Barbarą Labudą. Pierwszy spędził pół życia, ograniczając możliwość legalnych strajków, a druga doprowadziła do kryminalizacji marihuany, łamiąc życie tysiącom niewinnych młodych ludzi. Był to czytelny sygnał wysłany do wszystkich spoza bańki - nie jesteście tu mile widziani. W podręczniku CIA do rozbijania ruchów społecznych wydanym w czasach zimnej wojny, tworzenie komitetów i rad konsultacyjnych jest jednym z głównych narzędzi do neutralizowania gniewu. Marta Lempart, zamiast budować oddolny ruch, zrobiła klasyczne zagranie polskich elit. Stwórzmy jakiś lipny komitet, żeby ruch przykryć polityczną czapą. Tak było w 1989 roku, gdy powstał Komitet Obywatelski „Solidarność”, który doprowadził do marginalizacji robotników na rzecz inteligencji i zaufanych Wałęsy. Marta Lempart bała się po prostu, że straci kontrolę nad ruchem i zaczęła wygaszać jego potencjał.
Wyobrażenia elit o prawie
Po opublikowaniu wyroku Marcie Lempart zostało wykrzykiwanie „wypierdalać” i straszenie lekarzy, że ich dopadnie, jak będą respektować nowy wyrok TK. W tym czasie Ordo Iuris wysyła swoje “ekspertyzy” prawne do szpitali. Strajk Kobiet, zamiast lansować własną interpretację, zaoferować wsparcie prawne dla lekarzy, wymaga od nich heroizmu i straszy ich konsekwencjami. Marta Lempart przekonuje, że wyroku nie ma, bo został wydany przez lipny Trybunał. Podkreślając dodatkowo co drugie słowo tytuł naukowy sędzi Przyłębskiej, ewidentnie rozkoszując się przy tym, że ta jest tylko magistrem. Problem w tym, że linię orzeczniczą, która doprowadziła do pełnej delegalizacji aborcji, popierał „legalnie” wybrany prezes Trybunału profesor Zoll i profesor Rzepliński. Idąc tokiem rozumowania Marty Lempart, gdyby sędziowie zostali wybrani zgodnie z procedurami, to problemu z wyrokiem, by nie było. To typowe elitarne myślenie o prawie, które legalność rozumie poprzez zachowanie procedur, a nie respektowaniu konstytucyjnych zasad sprawiedliwości społecznej.
Wygaszanie gniewu społecznego przez Martę Lempart dzieje się jednocześnie przy absolutnej bierności parlamentarnej lewicy. Nie trzeba było mieć szklanej kuli, żeby wiedzieć, że wyrok zostanie opublikowany. Nie poczyniono jednak żadnych przygotowań do budowania społecznego oporu przeciwko takim działaniom. SLD dostaje rocznie 11,3 miliona złotych dotacji. Gdzie są te pieniądze? Gdzie jest budowa struktur i instytucji, które mogą tworzyć społeczny opór wobec autorytarnych zapędów rządu? Dlaczego lewica nie prowadzi własnej kampanii reklamowej przeciwko wyrokowi?
Czy to już koniec pospolitego ruszenia? Czy są jakieś propozycje co dalej? Czy liderki OSK i Lewicy rozmawiają ze sobą o tym, jak nie zaprzepaścić gigantycznego poruszenia społecznego? Czasu jest bardzo mało a sam Strajk Kobiet jest na dobrej drodze, żeby zostać grupą rekonstrukcyjną KOD-u.