Hartman: Fanatycy katoliccy w natarciu
„Obywatelski” projekt jest nim tylko z nazwy – stoi za nim Ordo Iuris, Chrześcijański Kongres Społeczny Marka Jurka oraz najbardziej zapiekła i radykalna część Kościoła katolickiego, zaś partia rządząca gorliwie i uniżenie ów legislacyjny zamach stanu wspiera. Wspiera i najpewniej doprowadzi do jego realizacji. Należy się podziewać, że ustawa zostanie przegłosowana i wejdzie w życie, a jej najważniejszy cel, czyli wypowiedzenie konwencji stambulskiej dostanie zrealizowany. Tym samym staniemy się jedynym krajem formalnie należącym do Zachodu, który wycofuje się z rozwiązań prawnych na rzecz bezpieczeństwa kobiet i osób LGBT. I jakby tej hańby jeszcze było mało, ministerstwo sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry wysmażyło epistołę do partnerów w Czechach, Słowacji, Słowenii i Chorwacji o podjęcie kroków w celu wypowiedzenia konwencji stambulskiej.
Na miejsce obowiązującej w 45 krajach konwencji stambulskiej (konwencja Rady Europy z 2011 r. o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy domowej), chroniącej kobiety i dzieci przed przemocą, wynikającą między innymi z patriarchalnych tradycji kulturowych, Ordo Iuris chciałby widzieć swoją „Konwencję praw rodziny”, sankcjonującą katolicką doktrynę o sprawach płci. Zakazuje się tam nie tylko aborcji, lecz również edukacji seksualnej, a ponadto piętnuje się „mentalność przeciwną poczęciu nowego życia”. To ostatnie, zagadkowe sformułowanie, oznacza chyba, że prawnicy z Ordo Iuris uprawiają seks bez zabezpieczeń. Cóż, stać ich na dzieci i nianie.
Konwencja stambulska jest zachowawcza – ledwie wspomina o „niestereotypowych rolach społeczno-kulturowych” kobiet i mężczyzn, a jeśli chodzi o kwestię gender, to zaledwie zawiera definicję płci społeczno-kulturowej i wymienia orientację psychoseksualną pośród innych atrybutów człowieka, które nigdy nie powinny być przyczyną dyskryminacji (podobnie jak pochodzenie etniczne i rasa). Cel dokumentu jest też całkiem oczywisty – skłonić państwa-sygnatariuszy, czyli członków Rady Europy, do przeciwdziałania przemocy domowej, gwałtom w rodzinie, wymuszaniu małżeństw i innym odrażającym, przemocowym praktykom. Trzeba być naprawdę zapiekłym mizoginem, aby mieć coś przeciwko temu dokumentowi. Nienawiść katolicka wynika po prostu z faktu, że konwencja stambulska co do zasady jest wytworem kultury liberalnej, posługuje się językiem przyjętym w świeckiej przestrzeni państw liberalnej demokracji i ma treść etyczną, łamiąc tym samym monopol Kościoła na moralizowanie. Poza tym, co tu dużo gadać, zakaz bicia kobiet nie może podobać się tym, którzy zawsze patrzyli na przemoc domową przez palce. Katolik miał ważniejsze rzeczy do opowiadania na spowiedzi, a teraz ktoś chce odwracać priorytety. Od ustalania tego, co jest większym, a co mniejszym grzechem jest Kościół. Zrozumiano?
Fanatyzm katolicki ma różne oblicza i przechodzi przez różne fazy. Jedno się jednakże nie zmienia: obsesyjne myśli fanatyków krążą wokół seksu. Przez całe XIX i większość XX stulecia Kościół miał kompletnego bzika na punkcie masturbacji. Gdy to się zrobiło śmieszne, a za to wymyślono pigułkę antykoncepcyjną, rzucił się na antykoncepcję. Gdy i ta sprawa okazała się przegrana, skierował swą chorą wyobraźnię ku aborcji, dręcząc świat swoimi obsesjami na tym punkcie. Jednakże spośród wszystkich pobudzających kapłańskie emocje spraw płci, jedna ma znaczenie szczególne. Ha! Nie uwierzycie, co to jest. Ano okazuje się, że już w najwcześniejszym chrześcijaństwie panował (odziedziczony prawdopodobnie po Persach i Żydach) lęk przed mężczyzną przebranym za kobietę. Św. Augustyn zastanawiając się, co jest największą zbrodnią, uznał, że jest nią właśnie to: gdy mężczyzna przebiera się w damskie stroje. Jakaś niepojęta trwoga ogarnia katolików na widok męsko-żeńskiego dziwoląga. Wskutek ciężkiego dysonansu poznawczego dostają pomieszania zmysłów, a kto wie, czy nie erekcji. Ale tego nie jestem pewien – nigdy nie byłem tak blisko z katolikiem.