Jak można za plecami koleżanek i kolegów z PO dogadywać się z Morawieckim i Kaczyńskim? O co chodzi? Może o to, że „ludzie docenią”? Elektorat lewicy z pewnością nie doceni wysługiwania się PiS, a elektorat zwany socjalnym nie opuści PiS dlatego, że lewica łaskawie zgodziła się głosować za czymś tak oczywistym, jak Fundusz Odbudowy. Bo w to, że Lewica „coś załatwiła”, to nawet dzieci nie uwierzą, a co dopiero wyznawcy Jarosława Kaczyńskiego. Że część pieniędzy PiS przeznaczy na mieszkania i szpitale? Pewnie, że przeznaczy. A jeśli Czarzasty wyobraża sobie, że Kaczyński nagle dotrzyma jakiejś tam umowy z jakąś tam Lewicą, to chyba to chyba to nie jest Czarzasty, którego znam. Bo ten, którego znam nie jest politycznym żółtodziobem. Pięć minut po głosowaniu, nikt w PiS nie będzie już pamiętał, o czym tam popiskiwał na „rokowaniach” Czarzasty z Zandbergiem. Zapamiętają za to świetnie, że w opozycji nie ma ani jedności, ani lojalności, a Lewica ma w sobie ten zdradziecki „genik”, dzięki któremu jeszcze nieraz będzie można coś ugrać. Gdyby Ziobro znów brykał, to można go postraszyć Czarzastym. No kto by pomyślał… Tak czy inaczej, Kaczyński wyszedł z całej sytuacji wzmocniony. A mogło być inaczej. Brawo Lewico!
Rokowania Lewicy z PiS to dziecinada, choć mogę sobie wyobrazić, że uczestnicy tych bardzo tajnych rozmów mogli w swej próżności ulec chwilowej iluzji „sprawczości”. Spuśćmy na to zasłonę miłosierdzia. Trudniej jednakże wybaczyć nielojalność względem Koalicji Obywatelskiej. Wspólna polityka całej opozycji to bezwzględny warunek sukcesu w tej nadzwyczajnej sytuacji. Wprawdzie tak czy inaczej Fundusz Odbudowy musi być przyjęty, więc nie ma mowy o żadnym „szantażu”, lecz można było zrobić wiele, aby te wielkie pieniądze nie stały się funduszem wyborczym PiS. Było kilka wariantów. Ten najambitniejszy, czyli obalenie rządu z pomocą Gowina, był trudny do realizacji, lecz warto było spróbować – choćby po to, aby przetestować Gowina oraz determinację opozycji. Okazja została zmarnowana – i to już po raz drugi, bo w czasie kryzysu z antyaborcyjnym wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, gdy steki tysięcy ludzi wyszły na ulice, taka szansa była również.
Zmarnowano też okazję do zorganizowania porządnej debaty sejmowej nad Funduszem Odbudowy. Niewykluczone, że można by było wymusić na PiS odmrożenie projektu ustawy o Agencji Spójności i Rozwoju, która to instytucja mogłaby przypilnować, aby PiS nie rozkradł unijnych pieniędzy i nie wydał ich głównie w regionach, w których ma wyborców. Przede wszystkim jednak trzeba było rozmawiać z Komisją Europejską na temat mechanizmów kontroli wydatkowania pieniędzy z Funduszu Odbudowy. Bo wcale nie jest jeszcze przesądzone, jak ta kontrola będzie wyglądać.
Współpraca całej opozycji pokazałaby społeczeństwu, że PiS nie jest „bezalternatywny” i że utworzenie innego rządu jest możliwe. A poza tym, już sam fakt, że opozycja trzymałaby w rękach karty w czasie kryzysu politycznego i sama decydowała o jego zakończeniu, znacząco osłabiłby Kaczyńskiego, przybliżając jego upadek. Ale wyszło jak zwykle. Zwyciężyły partykularne ambicje, próżność i naiwność. Polityka w Polsce wciąż jest amatorska i „koleżeńska”. Prawie nikt nie traktuje jej poważnie. Obalenie rządu, które powinno być naczelnym hasłem opozycji od 2015 roku, dopiero teraz zostało jasno postawione jako cel. Podobnie gdy chodzi o regularną współpracę ugrupowań opozycyjnych. Już w 2015 roku KOD próbował przekonać partie do systematycznej współpracy i stworzenia ciała (sekretariatu, komitetu porozumiewawczego), który stałby się dla niej oficjalnym forum. Tak aby ta współpraca była sformalizowana i wiarygodna dla opinii publicznej. Ale nie – liderzy woleli swoje smsy i spotkanka w sejmowych gabinetach. Dopiero teraz zaczynają dojrzewać do poważniejszych rozmów. Ledwie coś drgnęło, a tu masz babo placek – Lewica się wyłamała i znów cofnęliśmy się o dwa lata wstecz. A mogły być wcześniejsze wybory…