Wściekli na nauczycieli rodzice dają upust emocjom. Po czyjej stronie leży problem z nauczaniem online?
Pomiędzy nauczycielami a rodzicami uczniów narasta bardzo poważny konflikt. Rodzice mają ogromne pretensje, że niemal cały ciężar edukacji spadł na nich. Twierdzą, że nauka sprowadzona została do rozwiązywania zadań skopiowanych z kart pracy.
Zdalne nauczanie nie istnieje
Rodzice dają swoim emocjom upust w internecie: "Dostają codziennie litanie zadań z każdego przedmiotu do zrobienia, a to 20 zadań z matematyki, 10 z chemii, fizyki, nawet z wf test "ile wysokosci ma siatka" itp. Codziennie sziedzę z dzieckiem wiele godzin zeby wytłumaczyć i rozwiązać zadania. Akurat mam przymusowy urlop w pracy, a co jak wrócę do pracy? - czytamy na jednym z forów. "Ilość materiału przesyłanego przez nauczycieli oraz różnorodność jest nie do ogarnięcia. Sama “obsługa techniczna” prac domowych zajmuje mi godziny, bo 10-latka nie jest tak biegła, żeby była w stanie zrobić printscreena, opisać, wysłać, coś zeskanować, wydrukować, walczyć z nieotwierającymi się plikami, czy zrobić prezentację w dowolnym programie" - wtóruje kolejny rodzic.
Poprosiliśmy o komentarz nauczycieli z podszczecińskiej miejscowości. Oni również wskazali, że rośnie ogromne napięcie pomiędzy nimi a rodzicami. Jak tłumaczą, są jednak w sytuacji zupełnie bez wyjścia. - Kuratorium i dyrekcja wymagają od nas realizacji programu, nie prowadzimy lekcji w tradycyjny sposób, a zdalne nauczanie to zupełna fikcja. Nie mam innej możliwości niż wysłanie tych zadań, tylko tak będę potem mogła choćby próbować udowodnić, że program został zrealizowany - tłumaczy mi pani Renata, nauczycielka WOS-u. Na pytanie, czy realizacja programu będzie oznaczała przyswojenie materiału, wybucha śmiechem i mówi: - Oczywiście że nie. Dzieciaki nie przyswajają w tej chwili żadnej wiedzy. I nie ma szansy tego zmienić. Nie jestem nawet w stanie zrobić im uczciwego sprawdzianu. Motywacja do nauki, nawet u na co dzień pilnych uczniów jest całkowicie zerowa - podkreśla.
W podobnym tonie wypowiada się dyrektor szkoły podstawowej, którego poprosiłem o komentarz. Przyznaje, że dociera do niego bardzo dużo skarg od rodziców. - Wszyscy uważają, że ta sytuacja jest nie do utrzymania. Pojawia się coraz większy lęk co będzie gdyby sytuacja powtórzyła się na jesieni, wraz z drugą falą epidemii. Ministerstwo Edukacji zdaje się zupełnie nie widzieć problemu. A co jeśli w październiku szkoły znów zostaną zamknięte? Co jeśli ponownie potrwa to kilka miesięcy? Dzieciaki stracą rok edukacji, to są ogromne problemy. Grozi nam rozwarstwienie intelektualne dzieci większe niż kiedykolwiek. Rodzice nas na widłach wyniosą za to - mówi.
undefined
Źródło: WTV