Konferencja Zbigniewa Ziobry. Odpowiedział na blokadę IPN na Facebooku
Zbigniew Ziobro zwołał pilną konferencję, na której poinformował dziennikarzy o zablokowaniu przez Facebooka jednego z postów anglojęzycznego profilu Instytutu Pamięci Narodowej
Podczas przedstawiania problemu chciał również zareklamować ustawę dot. wolności słowa w Internecie przygotowaną przez Sebastiana Kaletę
Obaj przedstawiciele resortu wypowiadali się o problemie w podobny sposób, zaznaczając, że tego rodzaju przepisy istnieją też za granicą
Czy na pewno tak jest? Jak daleko może posunąć się rząd w momencie, w którym przyjętoby ustawę Kalety? Z czym związane były jego działania?
Zbigniew Ziobro zwołał pilną konferencję. Chodziło o usunięty wpis na Facebooku
Zbigniew Ziobro bardzo mocno zaangażował się w sprawę blokowania niektórych treści na portalach takich jak Facebook czy Twitter. Wcześniej protestował przy okazji zablokowania kont Donalda Trumpa na obu portalach. To właśnie te wydarzenia doprowadziły krok po kroku do projektu ustawy Sebastiana Kalety dot. wolności słowa w internecie.
Temat zniknął na jakiś czas, przykryty kwestią szczepień i obostrzeń, ale Zbigniew Ziobro nie chce, by o nim zapomnieć. M.in. dlatego zwołał we wtorek konferencję prasową w celu skomentowania zablokowania przez Facebooka jednego z postów anglojęzycznego konta Instytutu Pamięci Narodowej.
Podczas konferencji przedstawił, że tematyka usuniętego wpisu dotyczyła germanizacji dzieci przez nazistów w czasach II wojny światowej.
Odniósł się do tego, w jaki sposób korporacje rządzą w tej chwili dostępem do informacji. Był to wstęp do tego, by zareklamować ustawę Sebastiana Kalety dot. tematu wolności słowa w internecie.
Co konkretnie proponuje ustawa? Niektóre rozwiązania mogą szokować.
Ustawa o wolności słowa w internecie - co proponuje?
Według tego, co piszą obserwatorzy mediów, ustawa może mieć niebagatelny wpływ na życie polityczne w internecie - nadzór państwa nad mediami społecznościowymi już u samych podstaw brzmi niebezpiecznie.
Według ustawy miałaby powstać Rada Wolności Słowa wybierana przez Sejm - w jej skład miałyby wchodzić osoby niekoniecznie specjalistycznie wykształcone w ważnych dla tego typu spraw dziedzinach, ale też takie, które mają „niezbędną wiedzę w zakresie językoznawstwa lub nowych technologii”.
Rada miałaby działać jako organ administracji publicznej i rozpatrywałaby w trybie niejawnym zgłoszenia dotyczące nieprawidłowości związanych z kwestią wolności słowa. Jej rolą byłaby ocena, czy nastąpiło naruszenie zasad tej wolności, a następnie przesyłanie informacji do administratora danego medium z nakazem najszybszego przywrócenia usuniętej lub zablokowanej treści. W razie niezastosowania się do działania, Rada mogłaby nałożyć na medium karę w wysokości od 50 tys. do nawet 50 mln zł.
- To powrót do tego, co już było. To urząd będzie decydować, co wolno, a czego nie wolno mówić - mówiła Marzena Błaszczyk z Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska w rozmowie z portalem Konkret24.
- Szczytne cele określone w preambule i artykule pierwszym ustawy stoją w sprzeczności ze szczegółowymi rozwiązaniami, które mają instrumentalny charakter. Ich wprowadzenie grozi uruchomieniem politycznej cenzury, zwiększoną inwigilacją w sieci, upolitycznieniem procedur - ostrzegał dr Marcin Krzemiński z Wydziału Prawa i Administracji UJ.
Szczególną uwagę poświęcono również użytym w ustawie nieprecyzyjnym sformułowaniom, którym nie nadano żadnych definicji, jak „dezinformacja”, „treści o charakterze bezprawnym” czy „prawdziwa informacja”.
- Stąd tylko krok na przykład do zakazu wyrażania niepochlebnych opinii o władzy. Na przykład jeśli napisałbym dzisiaj, że „władza bije kobiety”, mógłbym odpowiadać za dezinformację, bo prezydent czy premier nikogo osobiście nie uderzyli. Konstytucja gwarantuje prawo do informacji jako takiej, nie przyznając nikomu monopolu na prawdę - skomentował Krzemiński.
Ponadto wątpliwości budzi zapis dotyczący tego, jakie konkretnie podmioty kontrolować by miała ustawa. Dostęp państwa do kontrolowania debaty politycznej w interesie byłby niewspółmiernie duży w porównaniu do tego, jak wyglądało to dotychczas.
Istnieje zgodność, że projekt wymaga dopracowania, jeśli nie konkretnego przemodelowania. Pytanie jednak, czy w ogóle jest potrzebny?
źródło: [onet.pl][konkret24.pl]
Artykuły polecane przez redakcję WTV: