wtv.pl > Polska > Film Sekielskich jeszcze nie miał premiery, a TVP już zaczęło ofensywę. Oskarżenia pod adresem "głównego informatora dziennikarzy"
Konrad Wrzesiński
Konrad Wrzesiński 19.03.2022 08:37

Film Sekielskich jeszcze nie miał premiery, a TVP już zaczęło ofensywę. Oskarżenia pod adresem "głównego informatora dziennikarzy"

wtv
WTV.pl

Długo oczekiwana premiera drugiego dokumentu o pedofilii w Kościele ukaże się już dzisiaj o godzinie 10. Owoce pracy braci prześledzić będzie można za darmo w serwisie YouTube. Film pojawi się bowiem na kanale Tomasza Sekielskiego.

Co ciekawe, na kilka godzin przed publikacją materiału Telewizja Polska zamieściła artykuł w sprawie zarzutów, jakie mają ciążyć na Marku L., który, jak podaje tvp.info, miał być "głównym informatorem współpracującym z Tomaszem Sekielskim przy filmie o księżach pedofilach".

"Zabawa w chowanego" ukaże się już dziś

Powołując się na "Gazetę Polską Codziennie", portal przytacza treść oskarżenia wobec mężczyźnie, który przed tygodniem miał zostać oskarżony o pożyczenie od pokrzywdzonej 20 tys. zł i wprowadzeniu jej w błąd co do przeznaczenia środków oraz potrzeby ich uzyskania.

Marek L. miał twierdzić, że jest chory, a pieniądze potrzebne są mu na operacje. Jak podaje TVP, mężczyzna tłumaczył później, że potrzebował gotówki, a całość pożyczki miał zwrócić przed upływem terminu jej spłaty. Dodajmy, że z tekstu wynika, że były prezes Fundacji "Nie lękajcie się" zwrócił już należne kobiecie pieniądze.

Warto zwrócić uwagę, że Marek L., którego TVP Info ochoczo nazywa "głównym informatorem" Sekielskiego, zdaniem tego samego portalu miał zostać wycięty z pierwszego dokumentu braci. Co ciekawe, Telewizja Polska przytacza słowa samego Tomasza Sekielskiego, w którym mówi on "oszczędych" zwierzeniach mężczyzny. "Nagraliśmy rozmowę z nim w listopadzie 2017 r. i od tamtej pory nie udało mi się umówić na kolejny wywiad", czytamy na stronie portalu mediów publicznych.

I dalej: "Podczas pierwszego nagrania bardzo oszczędnie mówił o tym, co go spotkało, tłumaczył, że jeszcze na to za wcześnie. Dlatego zależało mi na tym, aby jeszcze raz usiadł przed kamerą. Przekładał terminy, aż w końcu zażądał tych 50 tys. zł. Nie mogliśmy się na to zgodzić, żadna z ofiar nie chciała od nas pieniędzy".

Źródło: tvp.info

Powiązane