"Jak Chrystus był na ziemi, tak tutaj jest ojciec Rydzyk". Jak zagraniczna produkcja szukała w Polsce Boga
"Szukacie Boga? Toście do nieodpowiedniego kraju przyjechali". Tym zdaniem, wypowiedzianym w filmie ustami aktorów słynnego spektaklu "Klątwa" w reżyserii Olivera Frlijicia, można by podsumować dokument autorstwa Víta Klusáka i Filipa Remundy.
"Jak Bóg szukał Karela" to satyryczna, być może odrobinę stronnicza opowieść o będącej przedmurzem chrześcijaństwa Polsce, pokazana z perspektywy czteroosobowej czeskiej ekipy – przedstawicieli jednego z najbardziej zlaicyzowanych społeczeństw świata, gdzie przeszło 79 proc. obywateli deklaruje się jako niewierzący (dane z 2011 roku). Zetknięcie dwóch żyjących blisko siebie, a jednak fundamentalnie różnych narodów zaprezentowano w ramach 17. Festiwalu Millennium Docs Against Gravity.
Może mamy inne wyobrażenie o Jezusie?
Już na samym początku widz zostaje poinformowany, że choć łączy nas 700 kilometrów wspólnej granicy, w kwestii wiary dzieli nieomal wszystko. I szybko przekonuje się, jak bardzo jest to prawdą.
Film rozpoczyna scena stanięcia pod 36-metrowym pomnikiem Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata, który góruje nad świebodzińskim krajobrazem i zdaniem czeskich filmowców na Jezusa to on nie wygląda. "Może mamy inne wyobrażenie o Jezusie, niż mają tutaj?", zastanawiają się filmowcy.
Świebodziński kolos to jednak tylko zabawne preludium. Wkrótce ekipa ląduje bowiem w epicentrum polskiego katolicyzmu, biorąc udział w spektakularnych uroczystościach 1050-lecia chrztu Polski, gdzie przystrojone w szaliki z napisem "POLSKA" zakonnice tańczą w kilkudziesięcioosobowych grupach, obracając się w takt "tak, tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham". Kolejno objawia się polski mesjanizm, a Czesi dowiadują się, że historia Polski jest podobna do historii Chrystusa. Owej zbieżności Polaków z Jezusem postanawiają zatem szukać w wędrówce przez kraj.
Tu do gry wchodzi Radio Maryja.
Od fanatyzmu to jest islam
Zafascynowani fenomenem rozgłośni filmowcy usiłują porozmawiać z jego szefostwem. Na miejscu wyraźnie zdezorientowany pracownik rozkłada ręce. Wkrótce do Czechów wychodzi jeden z księży, który pytany o rzecznika prasowego lekko podenerwowany odpowiada, że kogoś takiego to u nich nie ma. "To jest skandal, co robicie", mówi. Po chwili słownych przepychanek ekipa ląduje za bramą.
"W Czechach są wprawdzie ateiści, ale kiedy przychodzę do kościoła, to duchowni ze mną rozmawiają", wskazuje rozczarowany Karel.
Przegonieni przez księdza autorzy produkcji o sprawę wypytują mieszkańców. Od młodego człowieka dowiadują się, że w radiu nie chodzi o wartości, a o pieniądze. Chwilę później polaryzacja społeczeństwa staje się naoczna. Pytane o antysemickie treści w Radiu Maryja trzy starsze panie z niedowierzaniem kręcą głowami. Bo przecież: fenomen rozgłośni Rydzyka nie opiera się na fanatyzmie – "katolicka religia to jest po prostu religia, a od fanatyzmu to jest islam".
Przy spotkaniu z analitykiem treści, jakie pojawiają się w rozgłośni, Czesi z niedowierzaniem kręcą głowami, słysząc o sprawach, jak dla Polaka są smutną codziennością – niedobrym homoseksualizmie, paskudnych dewiacjach czy przemianach kobiety w mężczyznę. "Nie dziwi nas to, bo nie dziwi już na nic", chciałoby się zaśpiewać za szczecińskim raperem Adamem "Łoną" Zielińskim. Smutek malujący się na twarzach czeskiej ekipy działa niczym chłodne otrzeźwienie.
Dokument przebiera na moment twarz bliskiego kuzyna produkcji braci Sekielskich. Czesi – omyłkowo, bo biorąc udział w pielgrzymce na Jasną Górę – trafiają na księdza, który wykorzystywał seksualnie swoje współpracownice. Duchowny o sprawie mówić jednak nie może. W jego obronie staję zatem jedna z kobiet, która nazywa filmowców wężami, które wypełzły nie wiadomo skąd. W filmie pojawia się również mężczyzna, który w wieku 6 lat padł ofiarą zaprzyjaźnionego z rodzicami kapłana. Dalej było już klasycznie: ekipa, która chciała porozmawiać z księdzem, została przyjęta agresją i postraszona policją.
Toruńska stacja na chwilę znika zatem z dokumentu. Po kilkunastu minutach jednak powraca. I to z przytupem.
Dobrze nam się żyje
Czesi trafiają do domu kobiety, która, jak sama twierdzi, słucha Radia Maryja od dziecka i dzięki niemu stała się lepszą mamą, żoną, Polką... Rola matki jest tu szczególnie istotna. Przy stole widzimy bowiem trzy córeczki bohaterki materiału, które za namową kobiety czytają sentencje z promowanej przez rozgłośnie książki mającej za zadanie strzec dzieci przed demoralizacją.
Wśród szkodliwych ideologii znajdziemy postmodernizm, materializm, konsumpcjonizm i królującą nad nimi wszystkimi "ideologię gender". W spisie niebezpiecznych tworów kultury widzimy znanego z polskiej debaty publicznej "Harry'ego Pottera" czy "Hello Kitty", która to, jak wyczytuje najstarsza z dziewczynek, Aniela, będąc "kotką z piekła", jest "dziękczynieniem demonom za rzekomą pomoc w uzdrowieniu z raka jamy ustnej 14-letniej dziewczyny".
Widok nieco zdezorientowanych, z dziecięcą ufnością wygłaszających anty-genderowe hasła dziewczynek, jest być może najbardziej niepokojącym fragmentem filmu. Po tym, jak pada pytanie, dlaczego genderyzm jest zły, zapada długa – naznaczona pragnącym ratunku ze strony matki wzrokiem Anieli – cisza.
Cerowana sutanna
Dokument wieńczy Ogólnopolski Zjazd Radia Maryja. "Tak jak Chrystus był na ziemi, tak samo tu, jak jest papież, tak samo tutaj jest ojciec Rydzyk w Radiu Maryja", mówi jeden z zebranych, który jednocześnie nie zamierza odnosić się do antysemickich treści płynących z części audycji.
Inna ze zgromadzonych nazywa Rydzyka wielkim człowiekiem i wielkim patriotą, wymieniając zasługi ojca dyrektora, jak choćby wybudowanie uczelni, gdzie dziennikarstwo osiąga najwyższy poziom. Zdaniem słuchaczki Radio Maryja nie może liczyć na żadne dotacje. "Tylko my, Polacy, katolicy, wysyłamy, po prostu utrzymujemy to. I buduje nasz ojciec Rydzyk".
Kobieta przekonuje, że Rydzyk "nie ma nic". "On ma walizeczkę. Zakonnice powiedziały, żeby kupił sutannę, bo nie będą mu już cerować, bo sutanna się rozleciała. On nikomu grosika nie ukradł", słyszymy od pani, która od 15 lat co miesiąc przelewa pieniądze dla radia. "Żeby tak wszyscy wysyłali, to by było jeszcze lepiej", zaznacza.
Według rozmówczyń filmowców twierdzenie, że na antenie toruńskiej rozgłośni prowadzi się agitację wyborczą, jest absolutną bzdurą. Głosować trzeba przecież w zgodzie z własnym sumieniem.
Tu na ekranie pojawiają się specjalni goście zjazdu: ówczesny minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak, minister spraw wewnętrznych i administracji Joachim Brudziński, minister transportu Andrzej Adamczyk, minister sportu i turystyki Witold Bańka, minister kancelarii prezydenta Andrzej Kwiatkowski i nieco speszony premier Mateusz Morawiecki. W tle widzimy niewymienionego, jednak szeroko uśmiechniętego Antoniego Macierewicza. Polityków witają brawa i wiwaty.
Produkcja, choć, jak wspomniałem, satyryczna, jest czymś więcej niż jedynie "beką z Polaków". "Jak Bóg szukał Karela" nie jest może najobiektywniejszym z materiałów i nie zapewnia całego przekroju polskiego katolicyzmu. Ukazuje go jednak w krzywym, przerażającym w swym wyrazie zwierciadle. Ma szokować. I szokuje.