"Najpiękniejsze korytarze życia widziałem na Strajku Kobiet". Policja i protestujący zawsze mogą liczyć na Stołecznych Samarytan
Stołeczni Samarytanie są oddolną inicjatywą zrzeszającą blisko 320 ratowników. Zespół powstał na fali głośnych manifestacji
Medycy dbają o życie i zdrowie uczestników protestów, kontrmanifestacji i samych funkcjonariuszy, a także osób całkowicie postronnych. Samarytanie działają w ramach wolontariatu
Skontaktowaliśmy się z Tomaszem Komorowskim, który przybliżył nam pracę wykonywaną przez Wolontariuszy
Stołeczni Samarytanie powstali na samym początku Strajku Kobiet. Jak przekazał naszej redakcji Tomasz Komorowski, po drugim proteście ruchu feministycznego, wielu ratowników chciało udzielić pomocy przy zapewnianiu bezpieczeństwa podczas marszów.
"Najpiękniejsze korytarze życia widziałem na Strajku Kobiet". Stołeczni Samarytanie niosą nieocenioną pomoc podczas protestów
- Chcieliśmy skoordynować nasze działania, gdyby któryś z ratowników również zdecydował się wziąć udział w przedsięwzięciu. Stworzyliśmy grupę na Facebooku i zaczęliśmy działać - słyszymy.
Stołeczni Samarytanie są grupą w pełni neutralną - Dla nas najważniejszy jest pacjent, a nie to z jakiej jest strony - tłumaczy nasz rozmówca.
- My nie jesteśmy wsparciem konkretnie dla danych grup, tylko dla systemu ratownictwa medycznego, ponieważ część z nas pracuje w tym systemie lub jednostkach mu podległych. Wiemy, jak to wygląda. Teraz jest bardzo ciężko, a dodatkowe obłożenie przez protestujących byłoby masakrą tego systemu. Ten system już jest niewydolny, a w momencie, kiedy dojdzie nawet 10 osób wzywających do siebie karetki bez potrzeby lub z bardzo delikatnymi urazami to może ich zabraknąć dla naprawdę potrzebujących tej pomocy ludzi - dodaje.
- Celem grupy było odciążenie Państwowego Ratownictwa Medycznego. Na początku protestów karetki po kilkanaście godzin czekały na przyjęcie pacjenta na Szpitalne Oddziały Ratunkowe. Nie chcieliśmy, żeby doszło do wzywania sił i środków ratownictwa do protestujących. Chcieliśmy udzielać pomocy na miejscu, a jeśli ktoś wymagał dalszej diagnostyki i leczenia , to wysyłaliśmy go na Szpitalny Oddział Ratunkowy, zarówno własnymi karetkami jak i wzywając PRM - podaje Tomasz Komorowski.
Grupa zrzesza blisko 320 osób i wymaga współpracy międzypokoleniowej. Najmłodsi wolontariusze wciąż studiują, gdy inny mają już niemałe doświadczenie w niesieniu pomocy medycznej. Organizacja działań Stołecznych Samarytan jest dość prosta.
- Jeżeli ktoś chce, to przychodzi. Jeśli nie chce, to nie przychodzi. To, ile osób przyjdzie, zależy od nich. Nasze działania to wolontariat. Zazwyczaj jest nas więcej, niż faktycznie potrzeba - wskazuje nasz rozmówca.
Samarytanie to także sektor prywatny, który użycza swoich karetek. - Są firmy medyczne, które wcześniej organizowały transporty czy zabezpieczenia imprez masowych, u których karetki teraz stoją i nie zarabiają, bądź po prostu mają wolne załogi. Takich firm i fundacji jest sporo - informuje ratownik.
- Nie możemy mówić o zabezpieczeniu medycznym, ponieważ jest to sprawa formalna. My dostajemy informacje, że odbędzie się Strajk Kobiet, a później przekazujemy te wiadomości reszcie. Wszyscy otrzymują komunikaty, co, gdzie, kiedy się dzieje i gdzie warto się stawić - dodaje Tomasz Komorowski.
- Najmniejsze możliwe zabezpieczenie, czyli karetkę i patrol, jesteśmy w stanie zorganizować bardzo szybko, bo wydaje mi się, że w 30 minut. Poważniejsze zabezpieczenia możemy zapewnić w kilka godzin. Większość akcji robimy jednak z wyprzedzeniem. Siły i środki w razie potrzeby możemy zorganizować bardzo szybko - wylicza.
Podczas zgromadzeń jedna, dwie, trzy osoby przejmują rolę liderów. Osoby koordynujące starają się pozostać w stałym kontakcie zarówno z organizatorami, jak i policjantami, zabezpieczającymi akcje.
- Funkcjonariusze też dostają od nas informacje, że działamy w konkretnych miejscach, prosimy o to, żeby nas przepuszczali. Oni zazwyczaj nie mają z tym większego problemu. Nie raz zdarzają się nieporozumienia, ale to głównie ze względu na błędy w komunikacji- słyszymy od przedstawiciela Stołecznych Samarytan.
- Z organizatorami protestów zawsze było w porządku. W przypadku policji wiele zależy od tego, kto jest osobą dowodzącą. Chcą z nami współpracować, działają z nami i jest to naprawdę super. Nie raz bywa tak, że mają do nas, niestety, nastawienie ambiwalentne. Ani nie ma wielkiego przeszkadzania, ani nie ma wielkiej współpracy choć zdarza się to rzadko - tłumaczy nasz rozmówca.
Jak podaje Tomasz Komorowski, nigdy nie doszło do sytuacji, w której jedna ze stron zachowałaby się nieodpowiednio w stosunku do ratowników. - My nie czujemy się zagrożeni ze strony czy protestujących, czy policji. Nigdy nie było takiej sytuacji, żeby ktoś z ratowników był popchnięty czy poturbowany**.** Ludzie zawsze chętnie z nami współpracują - podaje.
Wbrew drastycznym zdjęciom i relacjom ze Strajków Kobiet, ratownicy nie zderzyli się jeszcze z poważnym zagrożeniem zdrowia lub życia wynikającymi bezpośrednio z działań policji.
- Oczywiście, w przypadku oberwania gazem, niezbędna jest dekontaminacja, bądź użycie mleka celem rozpuszczenia kapsaicyny, która jest na ciele protestujących. Śmiało mogę stwierdzić, że lwia część poszkodowanych, którym udzielamy pomocy, to także policjanci. Pomocy wymagali także kontrprotestujący. Zdarzały się też skręcenia stawów skokowych czy inne lekkie urazy - ocenia członek Stołecznych Samarytan.
Jednym z incydentów był przypadek podczas protestów Strajku Kobiet. Dotyczył osoby z napadem padaczki - Była bardzo słaba łączność, patrol nie mógł wezwać naszego wsparcia, był to początek protestów i czas, w którym karetki oczekiwały wiele godzin na przekazanie pacjenta do SOR , dlatego wezwano system (Państwowego Ratownictwa Medycznego - red.). Po 2 godzinach pacjenta przekazano zespołowi ze względu na wielokrotne, nieustające napady - tłumaczy.
- Gorzej było 11 listopada, gdzie wielu policjantów było o wiele bardziej poszkodowanych. Był funkcjonariusz z urazem głowy po oberwaniu cegłówką. Zdarzają się także padaczki, które zabezpieczamy, zawozimy do szpitala, bądź wzywamy karetki Państwowego Ratownictwa Medycznego. Jeżeli możemy jednak sami udzielić pomocy, a pacjent nie wymaga dalszej hospitalizacji, to staramy się robić to we własnym zakresie - wspomina Tomasz Komorowski.
Nagrania i zdjęcia z akcji Strajku Kobiet, gdy dochodzi do eskalacji przemocy, zdają się dość brutalne. Spytaliśmy naszego rozmówcę o przedstawienie perspektywy ratowników medycznych.
- Nagrania tego nie oddają. Mam wrażenie, że jest to trochę koloryzowane. Zazwyczaj kończyło się na użyciu gazu i kilkunastu poszkodowanych. Nie było sytuacji zagrożenia życia. Należy po prostu przemyć twarz. Podczas Strajku Kobiet jedną z agresywnych kontrmanifestacji dość zasadniczo spacyfikowano, jednak policjanci robią to tak, żeby krzywdy zgromadzonym nie robić - ocenia.
Uczestnicy Strajku Kobiet zawsze ciepło przyjmują Stołecznych Samarytan. Protestujący starają się pomóc, jak tylko mogą, a wolontariusze zawsze słyszą podziękowania. -Sami się organizują, żeby zrobić nam miejsce. Najpiękniejsze korytarze życia widziałem właśnie na Strajku Kobiet, gdzie spokojnie można jechać włączonymi sygnałami przez tłum - komentuje Tomasz Komorowski.
Ratownik podkreślił, że do uniknięcia transmisji zakażeń niezbędne jest noszenie maseczek, rękawiczek i przyłbic. - Prawda jest taka, że gdyby wszyscy założyli przyłbice, to działania gazu tak bardzo by nawet nie odczuli, ponieważ gaz w większości jest w formie oleju, który zatrzymałby się na przyłbicach. Jeśli uczestnicy będą zachowywać te podstawowe zasady bezpieczeństwa, no i odległości między sobą, to nic wielkiego nie powinno nikomu się stać. Jednocześnie nie zachęcam do gromadzenia się- radzi nasz rozmówca.
- Co do gazu, zalecałbym zdrowy rozsądek. Jak mogą (protestujący - red), to niech unikają konfrontacji z policją. Funkcjonariusze też nie za bardzo chcą używać gazu, czy tłumić tych ludzi myślę, że wielu z nich może popierać prywatnie działania protestujących, jednak pamiętajmy, że taką mają pracę i nie ma potrzeby używania agresji wobec nich - dodaje.
Stołeczni Samarytanie zdają sobie sprawę z panujących nastrojów społecznych. Tomasz Komorowski mówi wprost, że ratownicy nie mogą odmówić Polkom i Polakom pomocy. - My jesteśmy neutralni. Rozumiemy i działamy - informuje.
Wolontariusze starają się nie wchodzić w tłum i nie stawać w środku policyjnych kotłów. - W protestach ryzyko jest takie, że my również możemy zostać poszkodowani - wskazuje. Samarytanie są zabezpieczeni maskami, goglami i kaskami. Pomoc zaś zawsze jest udzielana w miejscach wcześniej zabezpieczonych. - Jeżeli jest osoba poszkodowana, prosimy o wyjście z tłumu lub ją ewakuujemy jeżeli jest taka potrzeba, pierwsza zasada to bezpieczeństwo zarówno nasze czyli Ratowników ale także pacjenta- podaje.
Artykuły polecane przez redakcję WTV:
"Media bez wyboru". Władza organizuje zamach na wolność słowa i wolne media
Kobiety w ciąży powinny się zainteresować. Badania, które mówią o ilości przeciwciał
Źródło: [WTV]