Policjanci z Lublina myśleli, że mężczyzna zabił się, skacząc z 10. piętra. Teraz poznajemy prawdziwy scenariusz
Policja z Lublina opisała szczegóły tragicznego zajścia, do którego doszło w mieście przed kilkoma dniami. W piątek, 21 lutego funkcjonariusze zostali wezwani do jednego z 10-piętrowych bloków, z którego okna miał wyskoczyć 31-letni mężczyzna. Na miejscu pojawił się także prokurator. Przedstawiciele służb musieli jak najszybciej sprawdzić, w jakich okolicznościach doszło do dramatu. Jak się bowiem okazało, pierwotna wersja zdarzeń nie pokrywała się z prawdą.
W mieszkaniu, z którego okna wypadł mężczyzna, znaleziono ślady mocno zakrapianej imprezy. Nie było w nim jednak jego właściciela, którego personalia bardzo szybko ustalili policjanci. Okazał się nim 29-latek, który w dniu tragedii bawił się z ofiarą oraz dwoma innymi kolegami w wieku 24 i 25 lat w rzeczonym lokalu. Wszyscy mężczyźni zostali zatrzymani przez funkcjonariuszy pod Lublinem. Podczas przesłuchania stwierdzili stanowczo, że 31-latek popełnił samobójstwo. W toku śledztwa odkryto jednak, iż w rzeczywistości został zabity przez jednego z towarzyszy.
Policja ustaliła, że mężczyzna nie popełnił samobójstwa
Właściciel mieszkania namówił kolegów do pobicia ofiary, gdy doszło między nimi do sprzeczki. Uciekający przez agresorami mężczyzna ostatecznie stanął na parapecie, z którego zepchnął go najmłodszy z zatrzymanych. Wszyscy uczestnicy tego tragicznego zdarzenia usłyszeli już zarzuty i najbliższe trzy miesiące spędzą w areszcie.
Najwyższa kara (dożywotniego więzienia) grozi 24-latkowi, odpowiedzialnemu za bezpośrednie doprowadzenie do śmierci kolegi oraz pobicie. Za pobicie odpowie także 25-latek. Właściciel lokalu usłyszał za to zarzut podżegania do pobicia. Sprawą wkrótce zajmie się lokalny sąd.
Źródło: Policja.pl