wtv.pl > Polityka > Rząd nie powie, jak oszukał pielęgniarki. "Sytuacja niebezpieczna dla pracownika i pacjenta", dramatyczna relacja z pracy w szpitalu
Alan Wysocki
Alan Wysocki 19.03.2022 08:29

Rząd nie powie, jak oszukał pielęgniarki. "Sytuacja niebezpieczna dla pracownika i pacjenta", dramatyczna relacja z pracy w szpitalu

wtv
WTV.pl

Nasza rozmówczyni, Joanna Wicha jest polityczką partii Razem oraz członkinią zarządu krajowego ugrupowania. Działa też w ramach Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. Kandydowała w ostatnich wyborach parlamentarnych z list Lewicy, a wcześniej ubiegała się o mandat radnej m.st. Warszawy. 

Od ilu lat pracujesz jako pielęgniarka i na jakich oddziałach realizowałaś obowiązki zawodowe?

Liceum medyczne ukończyłam w 1986 roku, czyli w zawodzie pracuję 34 lata. W czasach, kiedy kończyłam szkołę, nie brakowało pielęgniarek, ale też nie było tak, że można było dowolnie wybrać oddział. Jestem absolwentką szkoły w Kłodzku.

Zgłosiłam się do kadr i usłyszałam, że brakuje pielęgniarek na urologii. Tam podjęłam swoją pierwszą pracę. To nie był przyjemny oddział. Głównie starsi mężczyźni z różnymi urologicznymi dolegliwościami. Cewniki do pęcherza, dreny pooperacyjne, nieprzyjemny zapach moczu. To był prawdziwy chrzest bojowy dla dwudziestolatki prosto po szkole. Jeśli chodzi o pacjentów dorosłych, pracowałam jeszcze na oddziale chirurgii i neurologii. Od 29 lat realizuję obowiązki zawodowe w Warszawie, w szpitalu pediatrycznym.

Czy w związku z pandemią trafiłaś na tzw. oddział covidowy? Jeśli tak, jak wygląda praca na takim oddziale i czym różni się od innych, znanych nam oddziałów?

Nie pracuję na oddziale covidowym, co nie oznacza, że nie mam kontaktu z osobami z wirusem. Pacjenci najpierw mają pobierany wymaz, a w momencie potwierdzenia choroby, są przenoszeni na jeden z trzech oddziałów covidowych, które zostały utworzone w naszym szpitalu. W przypadku, kiedy odpowiadam za wykonanie badania u leżącego tam pacjenta, idę tam. Przebieram się wówczas w strój, jaki pokazują w telewizji.

Jestem pełna podziwu dla pielęgniarek, które pracują w tych kombinezonach każdego dnia od wielu miesięcy. Nie zatrudniały się przecież do pracy na oddziałach zakaźnych, a z dnia na dzień ich praca zmieniła swoją specyfikę. Pielęgniarki harujące na tych oddziałach nie dostają za swoją pracę żadnych dodatkowych wynagrodzeń, pomimo ogromnego obciążenia i ryzykiem zakażenia. Rząd postanowił, że wynagrodzi tylko tych pracowników medycznych, którzy pracują z nadania wojewody. Jest to bardzo niewielka liczba medyków pracujących z pacjentami z covid. Dla pozostałych zabrakło pieniędzy z kasy PiS-u.

Jak wyglądały warunki pracy pielęgniarek przed wybuchem pandemii i jak wspomniane warunki zmieniły się w wyniku kryzysu epidemicznego?

Bardzo zmieniły się warunki pracy na oddziałach, które dotychczas nie były zakaźnymi. Personel musi pracować w specjalnej odzieży ochronnej. Zmienił się także ich system realizowania obowiazków. Wprowadzono dobowe dyżury, po których mają 3 albo nawet 4 dni wolnego.

Jeśli chodzi o pracę na "zwykłych" oddziałach, to nie jest dla nikogo tajemnicą, że w Polsce dramatycznie brakuje pielęgniarek, a średnia wieku tych, które pracują, to obecnie 52 lata. Młode pielęgniarki już przed pandemią częściej wybierały pracę w prywatnych placówkach zdrowia, albo wyjeżdżały w celach zarobkowych za granicę. Do pracy w państwowych placówkach zdrowia nie garnęły się ze względu na trudne warunki - braki kadrowe, przestarzała infrastruktura, braki w sprzęcie medycznym i niskie uposażenia nie były zachęcające.

Tym bardziej teraz przypływ młodej kadry medycznej jeszcze bardziej się ograniczył, bo dochodzi do tego ryzyko zachorowania. Dla odmiany starsze pielęgniarki, które pracowały już po osiągnięciu wieku emerytalnego, rezygnują ze względu na obawę przed zachorowaniem. Systemowe zaniedbania w ochronie zdrowia, zachorowania wśród pielęgniarek, opieka nad dziećmi w domu sprawiają, że pielęgniarek jest jeszcze mniej do pracy, niż przed pandemią. W efekcie te, które pracują, są dodatkowo obciążone, bo muszą pracować jeszcze ciężej.

 Realizacji jakich postulatów domaga się Twoja grupa zawodowa? 

Pielęgniarki, kiedy tylko upominają się o lepsze warunki pracy, słyszą, że aby dobrze wykonywać swoją pracę, wystarczy mieć powołanie. Powołanie jest oczywiście bardzo ważne, ale nie da się nim zapewnić właściwej opieki pacjentom, zapłacić domowych rachunków, czy pojechać z rodziną na wakacje.

Społeczeństwo się starzeje, a zapotrzebowanie na opiekę pielęgniarską będzie coraz większe. Wysoka średnia wieku pielęgniarek i położnych pozwala przewidywać, że będzie nas coraz mniej i przy łóżku chorego. Przełoży się to na zagrożenia odczuwalne przez nas wszystkich. Mniej pielęgniarek na dyżurze to więcej obowiązków, a więcej obowiązków to duże zmęczenie. Wtedy łatwiej o pomyłkę.

Pielęgniarki są niezastąpione. Państwo musi zadbać o dobre warunki pracy oraz zakres obowiązków, odpowiadający otrzymanemu przez nie wykształceniu, tak żeby nie zniechęcały one nas do pracy w polskich szpitalach. Niezbędne jest odciążenie pielęgniarek i przekierowanie części z ich obowiązków na opiekunów medycznych. Powinni oni być zatrudnieni wszędzie tam, gdzie są pacjenci leżący i potrzebują pełnej obsługi przy czynnościach pielęgnacyjnych czy choćby przyjmowaniu posiłków.

Mając takie wsparcie mogłybyśmy więcej uwagi poświecić pacjentom i dzięki temu wykonywać swoją pracę efektywniej. W dobie pandemii ważnym zadaniem państwa jest również zadbanie o bezpieczeństwo personelu medycznego poprzez zapewnienie odpowiednich środków ochrony osobistej.

Należy też zadbać o nie obciążanie pielęgniarek, szczególnie z oddziałów zakaźnych, pracą po godzinach. Kolejnym postulatem jest zapewnienie im dodatkowego wynagrodzenia oraz możliwości wypoczynku. Jeśli to się nie wydarzy, grozi nam poważny kryzys, bo nasza ochrona zdrowia, która i przed pandemią nie miała się najlepiej, może tego zwyczajnie nie udźwignąć. Jako pielęgniarka, znająca bolączki ochrony zdrowia od środka, uważam, że tego kryzysu nie da się zatrzymać, jeśli rząd nie zwiększy wydatków na publiczną ochronę zdrowia i nie podniesie wynagrodzeń dla jej pracowników i pracowniczek.

 Czy epidemia zablokowała pielęgniarkom możliwość walki o propracownicze rozwiązania?

Trudno mówić, że akurat pandemia ma tutaj jakieś większe znaczenie. Jeszcze na długo przed nią jakiekolwiek próbą poprawy sytuacji pielęgniarek w Polsce, napotykałyśmy mur niezrozumienia ze strony rządzących. Od dziesięcioleci jesteśmy jedną z najbardziej pomijanych grup zawodowych, jeśli chodzi zarówno o warunki pracy, jak i płacy. Teraz jest o tyle trudniej, że bardzo wiele grup zawodowych cierpi z powodu lockdownu.

Jeżeli jakakolwiek grupa zawodowa upomina się o podwyżki, świadczenia, czy rekompensaty, rząd tłumaczy się pustą kasą z powodu kryzysu wywołanego pandemią. Do tego dochodzi kwestia negatywnych emocji, jakie Zjednoczona Prawica może wywołać w społeczeństwie, mając swoje media i manipulując nimi.

Z całą pewnością pojawi się w nich narracja, że oto pielęgniarki, których praca jest przecież "służbą" i zawodem wymagającym szczególnej empatii, nie powinny "wykorzystywać" sytuacji, by żądać teraz podwyżek. Minister zdrowia będzie nawoływał do solidarności z resztą społeczeństwa czy też zachęcał medyków do walki z wirusem z narażeniem życia i zdrowia. W zamian otrzymamy brawa, jak i podziękowania na konferencjach prasowych, które ostatnio też jakoś ucichły. A ucichły, bo mamy czelność upominać się o dodatkowe wynagrodzenie za naszą ciężką pracę przy pacjentach z wirusem. Reasumując, nie, nie jest łatwiej. Wręcz przeciwnie. Znacznie łatwiej nam teraz zamknąć usta, wywołać wobec nas złe emocje ze strony społeczeństwa, a nawet zastraszyć, jeśli zbyt głośno mówimy czy piszemy o trudnej sytuacji w polskich szpitalach. Nie oznacza to, że będziemy siedzieć cicho.

Czy Zjednoczona Prawica w dobie pandemii zapewnia pielęgniarkom adekwatne wsparcie? Otrzymujecie dodatki, premie lub innego rodzaju formy wynagrodzenia za ciężkie warunki pracy?

Rząd Zjednoczonej Prawicy uważa, że praca z pacjentami, cierpiącymi na bardzo zaraźliwą chorobę, niczym nie różni się od każdej innej pracy. W związku z tym nie widzi potrzeby nagradzania medyków, którzy ryzykując życie i zdrowie, pomagają chorym.

Pod koniec października Sejm przegłosował poprawki Senatu do ustawy dotyczącej przeciwdziałania sytuacjom kryzysowym związanym z wystąpieniem COVID-19. Zgodnie z ustawą dodatek w wysokości 100 proc. wynagrodzenia miał przysługiwać wszystkim, a nie tylko tym skierowanym do pracy przez wojewodów. Niestety okazało się, że rząd się pomylił. Jego szczodrość była niezamierzona i groziła zrujnowaniem budżetu państwa.

Premier nie opublikował ustawy w Dzienniku Ustaw, mimo że była podpisana przez prezydenta. Miesiąc później Sejm uchwalił jej kolejną nowelizację. Dodatkowe pieniądze dostaną tylko pracownicy szpitali jednoimiennych lub tacy, którzy zostali skierowani do pracy przez wojewodów. Jest to wąska grupa personelu medycznego. Pozostali medycy, pracujący od ponad ośmiu miesięcy przy pacjentach z wirusem, takiego dodatku nie dostaną.

Ponadto zostały zniesione minimalne normy zatrudnienia. Oznacza to, że pielęgniarka czy lekarz musi zająć się na dyżurze dużo większą liczbą pacjentów, niż jest fizycznie w stanie. To niebezpieczne dla pacjenta i pracownika, który dodatkowo pracuje pod presją. Każdy błąd może zaszkodzić zdrowiu naszych podopiecznych, co z kolei może doprowadzić do pozbawienia wolności pielęgniarkę czy lekarza. To obłęd.

Do tego dochodzi wcześniejszy pomysł rządu żeby od 2021 roku odebrać pielęgniarkom wywalczony w 2015 roku dodatek ,,zembalowy’’. Doprowadzi to do kolejnych odejść z zawodu pielęgniarskiego, bo żadna z nas nie utrzyma się za te pieniądze, które nam zostaną po tej skandalicznej obniżce wynagrodzenia. Rząd Zjednoczonej Prawicy robi wszystko żeby przy łóżku chorego w Polsce został tylko sprzęt medyczny. To nie wystarczy, żeby wyleczyć pacjenta.

W jaki sposób należy walczyć o realizację żądań pielęgniarek? Najlepiej sprawdza się działalność w związkach zawodowych, ruchach społecznych, czy partiach politycznych? 

Przyznam, że to trudne pytanie. Nie da się na nie odpowiedzieć jednoznacznie. Związki zawodowe są bardzo ważne i trzeba do nich należeć. Nikt tak dobrze nie zna problemów pracowników, jak oni sami. Związki zawodów medycznych już wiele razy udowodniły, że potrafią być skuteczne w walce o prawa pracownicze.

Uważam, że jeszcze bardziej skuteczni będziemy, gdy wszystkie wymienione podmioty solidarnie będą występowały w walce o prawa pokrzywdzonej grupy zawodowej. W przypadku mojego środowiska jest to dość trudne, gdyż pielęgniarki są bardzo nieufne wobec partii politycznych. Ma to swoje historyczne uzasadnienie.

Od kiedy pamiętam, przed każdymi kolejnymi wyborami poszczególne ugrupowania polityczne obiecywały pielęgniarkom, w zamian za poparcie w wyborach poprawę ich sytuacji. Były uściski rąk na świetle fleszy i obietnice podczas kampanii. Partie, które zdobywały władzę, szybko o tych obietnicach zapominały. Liczę jednak na to, że to zaufanie uda się wreszcie odbudować.

Klub parlamentarny Lewicy, którego częścią jest partia Razem, wciąż upomina się o prawa pracowników ochrony zdrowia. Niestety jako ugrupowanie, nie będąc u steru władzy, nie jesteśmy w stanie zmusić Prawa i Sprawiedliwości do przyjęcia tych niezbędnych dla ratowania polskiej ochrony zdrowia rozwiązań. Liczę jednak na to, że samo to, iż głośno i konsekwentnie o nich mówimy, przyniesie choćby taki skutek, że moje środowisko zawodowe uwierzy w to, że są politycy, którzy chcą uzdrowić polskie szpitale, że im na tym naprawdę zależy i zrobią to, kiedy będą w rządzie.

Jak wyglądały twoje relacje, jako pielęgniarki, z lekarzami? 

Zawsze były to bardzo poprawne relacje. Trafiałam do zgranych, dobrze współpracujących zespołów. Jak zaczynałam swoją przygodę z zawodem, miałam 20 lat. Byłam otwarta na ludzi, na ich dobre rady. Wyróżnia mnie bezpośredniość i komunikatywność. To bardzo ułatwia kontakty z ludźmi. Może dlatego nie miałam problemów, jeśli chodzi o relacje z lekarzami, jak i pozostałymi członkiniami, i członkami zespołów.

Czy twoja praca daje Ci satysfakcję? Pacjenci okazują Ci wdzięczność za okazaną im opiekę? 

Bardzo lubię to, co robię. Pracuję w szpitalu pediatrycznym z wyboru. Po porostu lubię dzieci. Jako pacjenci są naprawdę cudowni. Jasne, że czasami bywa trudno szczególnie wtedy kiedy dziecko jest malutkie i płacze bo boi się badań. Trudno je przekonać, że nie chcemy mu zrobić krzywdy. Mimo to i tak jest to praca, która przynosi mi mnóstwo satysfakcji. Kiedy widzę, jak dziecko przestaje się bać, kiedy zaczyna się uśmiechać, to wspaniały moment.

Pracuję już kilkadziesiąt lat na moim oddziale. Mam pacjentów, którzy przyjeżdżają na badania od urodzenia aż do osiągnięcia pełnoletności. Znam się z ich rodzicami. Rozmawiam z nimi i staram się wspierać, kiedy jest im ciężko. Każda kolejna wizyta jest dla takiego dziecka znacznie łatwiejsza, bo wzajemnie się poznajemy. Dzieci rosną na moich oczach. To trochę tak jakbym miała więcej niż jedno dziecko, którego rozwój mogę obserwować. To fascynujące. Moi mali pacjenci często mówią mi, że lubią do mnie przychodzić i to daje ogromną radość i satysfakcję.

 Czy pandemia wzbudziła w Tobie lęk o życie i bezpieczeństwo Twoje i bliskich?

W pierwszych tygodniach, a nawet miesiącach pandemii, mimo wszystko, byłam dość spokojna o bezpieczeństwo swoje i moich bliskich. Oczywiście niepokoiło mnie to, że możemy zachorować, ale nie bałam się o nasze życie. Bardziej zajmowało mnie to, jak sobie poradzimy z pandemią w naszych szpitalach. Jako pielęgniarka miałam na bieżąco wiedzę o tym, jak kiepsko jesteśmy przygotowani do walki z pandemią i to nie pozwalało mi na spokojny sen. Jednak to nie był lęk. Byłam bardziej wkurzona niż się bałam. Wkurzona na to, że rząd nie zajmuje się zapewnieniem bezpieczeństwa swoim obywatelom, bo jest zajęty wyborami.

Bardzo brakuje środków ochrony osobistej dla personelu pracującego w szpitalach. Jest zbyt mało testów dla pacjentów, a o personelu nie wspomnę. Bać zaczęłam się, dopiero gdy pojawiły się pierwsze śmierci wśród medyków zajmujących się pacjentami z wirusem. Jak zaczęli chorować moi koledzy i moje koleżanki z pracy. Kiedy każdy dzień przynosił wiadomość o tym, że ktoś ze znajomych moich czy znajomych moich znajomych zachorował albo zmarł. Teraz już się boję.

undefined

Tagi: Rząd Polska
Powiązane