Paradoks gastronomii: “nie ma komu pracować!”
Branża restauracyjna od października jest zamknięta. To jedna z gałęzi gospodarki, które w wyniku restrykcji ucierpiały najbardziej. Ciągły brak informacji, lokale upadające jeden za drugim i opóźnienia w wypłacaniu wynagrodzeń zmusiły tysiące ludzi w kraju do zmiany branży. Rząd zapowiedział, że restauracje będą mogły otworzyć ogródki już 15 maja, natomiast chętnych do pracy brak. Jak to możliwe?
- Jeśli jesienią zacznie się kolejna fala pandemii, znowu będziemy w ciężkiej sytuacji - mówi Wiktoria, kelnerka z Warszawy.
- Wielu kelnerów musiało zmienić pracę. Pomoc z tarczy była znikoma, szczególnie dla pracowników na śmieciówkach. Jedna koleżanka dostała zapomogę w wysokości 21 złotych - dodaje.
Tysiące ofert w internecie
Pandemia dla wielu pracowników gastronomii oznaczała koniec życia, które znali do tej pory. Ich branża została w zasadzie całkowicie zamknięta, a wiele restauracji bezpowrotnie się zamknęła. Doświadczenia z ubiegłego roku spowodowały, że wielu pracowników po prostu nie chce wracać do gastro. Wystarczy spojrzeć na liczbę ogłoszeń o poszukiwaniu pracowników w serwisach takich jak OLX, Gumtree, czy Jooble. Są to tysiące ofert bez odpowiedzi.
- Dobrzy kucharze zostali cieślami, czy spawaczami. To bardzo smutne - mówi jeden z restauratorów z Krakowa.
- Lojalnych pracowników bardzo brakuje, są na wagę złota - wspomina menadżer restauracji na warszawskiej Ochocie.
- Osoby doświadczone nie chcą już pracować w branży, przekwalifikowały się. Nowe z kolei boją się ryzyka, że za miesiąc zostaną bez pracy - dodaje.
Problemy z kadrą winą pracodawców?
- Uważam, że wielu pracodawców bardzo źle potraktowało swoich pracowników. Zwalniano ich z dnia na dzień, bez słowa. Albo przetrzymywano robiąc nadzieję i zwalniano, gdy sytuacja była już bardzo zła - mówi menadżer.
- Takim zachowaniem można zrazić nawet najbardziej wyrozumiałego pracownika - dodaje.
Zmiany na horyzoncie
Gastronomia od lat jest branżą, w której najczęściej dochodzi do nadużyć i wykorzystywania pracowników. Jeszcze na początku pandemii wielu pracowników godziło się na spóźnione wynagrodzenia, czy niepłatne nadgodziny ze strachu przed utratą stałej pracy. Większość z nich i tak została na lodzie.
- Wierzę, że teraz zmieni się podejście pracodawcy do pracownika. Bez zespołu nie ma restauracji, a rzadkością do tej pory był zgrany i sprawiedliwie traktowany zespół - mówi Wiktoria.
- Stojąc w obliczu braków kadrowych, pracodawcy będą musieli się wysilić i o pracowników walczyć. To może pozytywnie wpłynąć na warunki pracy nas wszystkich - dodaje.
“Boję się co będzie za tydzień”
Pracodawcy w branży restauracyjnej zaznaczają, że zupełnie nie spodziewali się takiego obrotu sprawy:
- Gdy w trakcie pandemii tysiące osób straciło pracę w gastronomii, logicznie rzecz biorąc na wieść o otwarciu branży powinny zgłaszać się tłumnie. Tymczasem jest na inaczej - komentuje menadżer z Warszawy.
- Nikt się tego nie spodziewał. Jest dokładnie na odwrót, niż każdy z nas zakładał - dodaje.
Restauratorzy nadal żyją w strachu i niepewności:
- Szczerze Panu powiem, ja nie boję się kolejnej fali pandemii. Ja się boję, że za tydzień będzie po nas - podsumowuje menadżer restauracji z Warszawy.