Jego ojcem jest ksiądz. Zniszczył mu dzieciństwo i domagał się więzienia, oszustwa i batalie kosztowały Tomasza 200 tysięcy złotych
"Mogę otwarcie powiedzieć: spłodził mnie katolicki ksiądz Marek, pracujący jako Chrystusowiec w Stargardzie w latach 1964-1968, i ani katolicki ani żaden inny bóg nie jest w stanie tego faktu zmienić" - ujawnia.
Tomasz przez wiele lat był oszukiwany przez biologicznych rodziców w sprawie swojego prawdziwego pochodzenia. Nasz rozmówca pochodzi z biednej, katolickiej rodziny. Sam określą ją mianem "typowo polskiej". W domowym zaciszu nie zabrakło przemocy. Przez pierwsze 7 lat życia mężczyna był świadkiem agresji fizycznej, jaką przejawiali względem siebie jego opiekunowie. Po odejściu ojczyma, jego relacja z matką nieustannie się pogarszała.
- Od ok. mojego 12. roku życia kontakt z moją matką był coraz gorszy. Jako samotna matka wychowująca dwójkę dzieci była ciągle zestresowana. Z tego powodu biła nas czasami, ale co było o wiele gorsze, wyżywała się na nas psychicznie. Dzisiaj określiłbym to jasno jako «psychiczny terror». Ten fakt był dla mnie jednym z powodów, aby wyprowadzić się z domu jak najszybciej - opowiada.
Ciężka młodość oraz okres dojrzewania odcisnęły swoje piętno na Tomaszu. Konstrukt, jakim jest rodzina, rozumie jedynie na płaszczyźnie intelektualnej. Pod względem emocji słowo to jest dla niego nic niewarte. Przedstawił też, jak ocenia swoich najbliższych. "oszustwa, brak miłości, brak oparcia na członkach rodziny, niepewność, brak zacisza domowego, czucie się niepotrzebnym, niechcianym" - wymienia.
Dziecko księdza ujawnia swoje przeżycia: "Często łapię się na myśli, że byłoby lepiej gdyby moja matka usunęła ciążę"
Tomasz został wychowany w obrzędzie katolickim. Jako nastolatek sumiennie przykładał się i rozwijał swoje życie duchowe. Chodził do spowiedzi, brał udział w nabożeństwach, co sprawiało mu wiele przyjemności i satysfakcji. Planował nawet zostać kapłanem. Wspierał go w tym wujek-duchowny, który również doczekał się dziecka. Syn księdza dopiero później zmienił swoje nastawienie do chrześcijaństwa. Deklaruje, że wiara jest dla Polaków pojęciem powierzchownym. Jako przykład podaje swoją matkę i ciotkę, które romansowały z kapłanami.
Do 22 roku życia nie miał żadnych podejrzeń w sprawie swojego prawdziwego ojca. Dopiero wtedy podczas rozmów ze swoją partnerką zwrócił uwagę na kilka szczegółów, stawiających jego rodziców w niespotykanym świetle. Nasz rozmówca deklaruje, że pierwsze wątpliwości budziła postawa jego opiekunki względem alimentów. Przypomnijmy, że ojczym Tomasza odszedł z jego życia, gdy ten miał zaledwie 7 lat. Samotna mama, mimo że pracuje w sądzie rodzinnym, nie podjęła skutecznej walki o wsparcie finansowe dla swojego dziecka. Po latach wiemy już, że mogłoby to ujawnić tożsamość jego prawdziwego ojca , którym był ksiądz z lokalnej, zachodnio-pomorskiej parafii.
Mężczyzna ujawnił, że jego mama nigdy nie miała w portfelu zdjęcia swojego męża. Nosiła za to fotografię pewnego duchownego. Przytoczył też niejasne zachowanie swoich ciotek podczas jednego z rodzinnych spotkań. "Matka ciągle nosiła przy sobie zdjęcie pewnego księdza, ale nigdy mojego ojca. Wiedziałem, że ten ksiądz jest przyjacielem rodziny. Wyemigrował za granicę jeszcze zanim się urodziłem, ale on i moja matka utrzymywali kontakt listowny przez całe moje życie" - tłumaczy.
- Moja matka świętowała imieniny, zgodnie z tradycją katolicką. Przypomniałem sobie później, że kiedy byłem jeszcze mały, to matka zawsze wołała mnie do pokoju, gdzie siedziały jej przyjaciółki, a one pokazując na mnie palcami chichotały i pytały «A dlaczego on jest taki podobny do tego księdza?» - przytacza.
Narastające wątpliwości potęgowała jego ówczesna partnerka. Wręczyła mu książę opisującą życie syna księdza katolickiego. Jej działania spotkały się z dezaprobatą matki. Zarówno ją, jak i każdą bliższą koleżankę naszego rozmówcy nazywała "dzi**ą". Tomasz pierwszy raz skontaktował się ze swoim ojcem-duchownym, gdy zaczął studiować w Niemczech. Wyjaśnijmy, że że w tym samym państwie po latach osiedlił się kapłan, przez którego na świat przyszedł nasz rozmówca. "Napisałem do niego kilka listów, w których wyjaśniałem moje wątpliwości i prosiłem o rozmowę wyjaśniającą. Nie odpowiedział na żaden. Dopiero kiedy zaangażowałem adwokatkę, odpisał na jej list twierdząc, że nigdy nie znał mojej matki, a poza tym na zawsze opuścił Polskę w roku 1967, dlatego w żadnym wypadku nie może być moim ojcem" - przedstawia.
Była to pierwsza sytuacja, kiedy Tomasz przyłapał swojego ojca na kłamstwie. Jego matka uważała duchownego za "przyjaciela rodziny". Ona również wyparła się wszystkich zarzutów. Po konsultacji z adwokatką wszedł z księdzem na drogę prawną. Chcąc ustalić ojcostwo, pozwał go do sądu. "Nie miałem w ręku żadnych dowodów oprócz paru wspomnień z dzieciństwa. Moja adwokatka objaśniła mi finansowe ryzyka procesu o ustalenie ojcostwa, gdyby miał go przegrać. Pieniądze, o jakich mówiła były astronomiczne i nie byłbym w stanie ich nigdy zapłacić. Ryzyko było zbyt duże" - opowiada.
Dziecko księdza za batalie sądowe zapłaciło aż 45 tysięcy euro. To prawie 200 tysięcy złotych
Nasz rozmówca tłumaczy, że od lat nie utrzymywał kontaktów z matką. Dziecko księdza zakończyło też związek ze swoją partnerką, a mimo to, regularnie dostawał ataków, które sam określa mianem "napadów". "Wiedziałem, że ten ksiądz musi być już starym człowiekiem i najprawdopodobniej niedługo umrze jako święty, nieskalany członek Kościoła i autorytet moralny, i wzór dla wszystkich katolików, którzy go kiedykolwiek znali. W 2013 znalazłem to, czego szukałem od lat" - tłumaczy. Okazało się, że jego ojciec publiczne wyznał, że opuścił Polskę w 1968 roku, a nie, jak deklarował w liście, w 1987 roku. Zbijało to jeden z najważniejszych argumentów zaprzeczający jego ojcostwu.
"Znalazłem też jego zdjęcie, na którym był mniej więcej w moim aktualnym wieku. Wymyśliłem i odważyłem się na pewien eksperyment: wydrukowałem to zdjęcie i pokazałem je paru moim znajomym z pytaniem kto to jest. Ich odpowiedź brzmiała zawsze tak samo: To jesteś ty, przebrany za księdza" - wskazuje.
Tomasz zdecydował się wysłać do księdza faks. Zażądał spotkania, grożąc rozmową z jego przełożonym-biskupem. Brak odpowiedzi sprawił, że do całego zarządu parafii jego ojca dotarł drugi faks, w którym nasz rozmówca wyjaśnił całą sprawę. Niestety zamiast odpowiedzi na przedstawiane pytania, otrzymał pozew z oskarżeniem o szantaż. Musiał zmierzyć się z zaocznym wyrokiem niemieckiego sądu, w którym zakazano mu wymieniania imienia i nazwiska jego ojca. "W oddzielnym procesie zostałem skazany na grzywnę w wysokości 1.200 euro za próbę szantażu, tylko za to, że groziłem księdzu, że porozmawiam z jego biskupem" - wskazuje.
Batalia sądowa i nieudolna obrona znajomego, adwokata postawiła Tomasza na straconej pozycji. Dopiero konfrontacja z jego matką ujawniła skrywaną przez lata tajemnicę. Kobieta zdradziła swój sekret, gdy dowiedziała się, że grozi mu kara aresztu. Wyznała, że utrzymywała 4-letni romans z księdzem Markiem, w wyniku którego narodził się nasz rozmówca. "W tym czasie zupełnie przypadkiem trafiłem adwokatkę, która była doświadczona na polu dochodzenia ojcostwa. [...] Tylko dzięki niej zacząłem wygrywać kolejne kroki procesowe przed sądami. Pomimo ciągłych kłamstw [...] ze strony adwokatów księdza w pewnym momencie sprawy się posunęły tak daleko, że ksiądz nagle zdecydował się przeprowadzić" - deklaruje.
Przeprowadzkę biologicznego ojca wprost nazwał ucieczką. Poinformował, że cały zarząd parafii, tamtejsi wierni oraz adwokaci z elitarnej kancelarii stawali w obronie duchownego. Ich zdaniem był on pomawiany i szantażowany. Obecnie, dzięki profesjonalnej pracy adwokatki oraz zaparciu mężczyzny, sąd, który wydał wyrok zaoczny, odłożył ostateczną decyzję do czasu, aż ojcostwo wyjaśni sąd rodzinny. "Wszyscy wierzący katolicy, którzy co niedziela grzecznie maszerują do kościoła. I wszyscy mają prawdę i sprawiedliwość i inne podstawowe ludzkie wartości głęboko w d**ie w imię swojej wspaniałej religii" - komentuje postawę tamtejszych parafian.
Deklaruje też, że zmiana swojego obrońcy zaczęła przynosić mu pierwsze zwycięstwa. Z upływem czasu zmieniło się też nastawienie jego matki, która na każdej rozprawie przyznawała się do wydarzeń sprzed dzięsiątek lat. Uważa, że jego biologiczny ojciec grał na czas. Jego zdaniem ksiądz wolał umrzeć niż dać pociągnąć się do odpowiedzialności. "Typowa strategia obronna wszystkich kryminalnych księży i całego Kościoła" - ocenia nasz rozmówca. Ostatecznie syn kapłana dopiął swego. Wyrok zaoczny odnośnie do zakazu używania nazwiska jego ojca został zniesiony po ogłoszeniu postanowienia sądu rodzinnego. Wymiar sprawiedliwości uznał duchownego za biologicznego ojca Tomasza. Sam jednak wskazuje, że konsekwencje, jakie poniósł jego ojciec, nie były wielkie. "Kara jak do tej pory jest dla księdza niewielka. Jedyne co się zmieniło to to, że gdzieś tam w jakiś archiwach państwowych jest zanotowane, że spłodził dziecko. Tak naprawdę nikt o tym nie wie i żadnego katolika to też nie interesuje" - tłumaczy.
Mężczyzna otwarcie życzy duchownemu katolickiego piekła. Nie chce też wybaczyć swojej mamie. "Kłamała mi prosto w twarz, kiedy miałem 30 lat, że nigdy nie spała z tym księdzem, to jest to absolutnie niewybaczalne. [...] To sprawia, że w moich oczach stała się ostatnią hipokrytką i całkowicie utraciła człowieczeństwo" - przedstawia. Tomasz określa się jako "produkt religii katolickiej i katolickiej miłości swoich rodziców". Wskazuje też, że liczne procesu kosztowały go około 45 tysięcy euro. Przekazał, że skontaktował się też z innymi dziećmi księży katolickich. Nasz rozmówca cieszy się, że nie jest na tym świecie sam. Przyznaje jednak, że wiele historii, które usłyszał, są o wiele bardziej tragiczne od jego. "Mam nadzieję, że wspólnie będziemy walczyć o nasze prawa" - dodaje.
Dziecko księdza doznało niebywałej krzywdy ze strony swojego ojca. Po latach do całej sprawy podchodzi z coraz większych dystansem. Nieustannie niezwykle ostro krytykuje duchownego. "To człowiek, który mnie spłodził, potem się mnie wyparł, potem próbował wsadzić do więzienia, żeby zamknąć mi usta, a od kilku lat robi wszystko, żeby nie ponieść odpowiedzialności finansowej za lata kłamstw przed sądami. Ten człowiek nie jest w stanie naprawić szkód, jakie poczynił, bo nie jest w stanie cofnąć czasu" - ocenia.
W celu ochrony wizerunku osoby udzielającej wywiadu dane osobowe zostały zanonimizowane.
Koniecznie obejrzyj nieziemsko prosty i szybki przepis na przepyszny posiłek!