wtv.pl > Wywiady > Co po nauczaniu zdalnym? Dorota Łoboda: "Braki edukacyjne mogą poczekać"
Alan Wysocki
Alan Wysocki 19.03.2022 09:20

Co po nauczaniu zdalnym? Dorota Łoboda: "Braki edukacyjne mogą poczekać"

Nauczanie zdalne
Piotr Molecki/East News

Już od 31 maja nauczanie zdalne przejdzie do historii. Do szkół wrócą uczniowie wszystkich klas szkół podstawowych oraz ponadpodstawowych. Czego należy się spodziewać po długo wyczekiwanym powrocie do normalności?

Rozmowę na temat sytuacji polskich szkół po nauczaniu zdalnym poprowadziłem z Dorotą Łobodą - radną m.st. Warszawy, a także przewodniczącą stołecznej komisji edukacji.

Społeczniczka oraz polityczka miejska koordynuje prace Zespołu Edukacyjnego przy Radzie Konsultacyjnej Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Była wiceprzewodniczącą komitetu referendalnego ws. reformy edukacji.

Wysocki: Już za 3 tygodnie dzieci i młodzież wrócą do szkół. Jak widzisz ten krajobraz po bitwie z wadami nauczania zdalnego?

Łoboda: Edukacja zdalna uwypukliła problemy, z którymi zmagała się polska szkoła jeszcze przed pandemią. Pokazała też nowe, związane z lockdownem oraz izolacją. Te problemy, upraszczając, możemy podzielić na dwie grupy. Pierwsza dotyczy samego procesu edukacji. Edukacja zdalna nie była tak wydajna, jak edukacja stacjonarna.

Nauczycielki i nauczyciele przyznają, że nie są w stanie w pełni zrealizować podstawy programowej, co wiąże się ze stałym problemem systemu edukacji, czyli sztywną i przeładowaną podstawą programową. Trudno ją zrealizować nawet w normalnych warunkach, a co dopiero w sytuacji, jaką jest pandemia.

W mojej ocenie jest to jednak o wiele mniejszy problem, niż kwestia problemów ze zdrowiem psychicznych u dzieci i młodzieży, które wywołała lub nasiliła pandemia. Wszyscy wiemy, że wcześniej też nie było dobrze. Polska była na czele statystyk dotyczących prób samobójczych oraz samobójstw dzieci i młodzieży.

"Braki edukacyjne mogą poczekać"

Nasza młodzież jest na samym końcu w badaniach dotyczących zadowolenia ze szkoły oraz samego poziomu szczęścia młodych ludzi. Pandemia bez wątpienia pogłębiła u młodych osób zaburzenia psychiczne, czy też stany depresyjne. To problem pierwszoplanowy, priorytetowy. Tak na to patrzeć powinny wszystkie osoby odpowiedzialne za edukację w Polsce.

Najważniejszy jest dobrostan dzieci, ich bezpieczeństwo, naprawa relacji rówieśniczych, odbudowa zaufania, odbudowa całej struktury społecznej w szkołach. Tym powinniśmy zajmować się w pierwszej kolejności. Braki edukacyjne mogą poczekać. Oczywiście, ta opinia jest całkowicie sprzeczna z polityką Ministerstwa Edukacji i Nauki pod wodzą Przemysława Czarnka.

Wysocki: Uważasz, że powrót do szkół 31 maja to dobry pomysł?

Łoboda: Tak, jestem w tej grupie osób, która uważa, że to ma sens. Wiem, że jest wielu przeciwników tego pomysłu, ale to jest potrzebne właśnie z uwagi na te relacje. To bardzo ważne, żeby zobaczyć się przed wakacjami.

"Przemysław Czarnek po raz kolejny pokazuje, jak bardzo nie rozumie polskiej szkoły"

Wysocki: Przemysław Czarnek już zapowiedział akcję nadrabiania zaległości, a zestresowanej powrotem do szkół młodzieży mówi take it easy - Te kilka tygodni to odpowiedni czas na nadrabianie?

Łoboda: To jest nieodpowiedni czas na nadrabianie. Przemysław Czarnek po raz kolejny pokazuje, jak bardzo nie rozumie polskiej szkoły, jak bardzo lekceważy problemy młodych osób. Minister nie zwraca się do nich, nie traktuje osób uczniowskich w sposób podmiotowy. Głównym przedmiotem jego troski jest odrabianie zaległości. Już zapowiedział dodatkowe godziny, jakby i tak było ich mało.

Czas tuż przed wakacjami, kiedy uczniowie i uczennice wracają do szkoły, to nie jest czas na nadrabianie zaległości. Końcówkę roku szkolnego zdecydowanie należy odpuścić. Dyskusja o powrocie do szkoły w końcówce roku szkolnego pokazuje kolejny, istniejący od lat, problem polskiej szkoły - skupianie się na ocenach. Trzeba je wystawić, poprawić i złapać uczniów na tym, że czegoś nie umieją.

"Również początek przyszłego roku powinien być poświęcony na odbudowę relacji, zespołów klasowych"

To nie pojawiło się wraz z pandemią, ale pandemia może być momentem na weryfikację naszych priorytetów, a same oceny z pewnością do nich nie należą w sytuacji krytycznej, jaką jest stan psychiczny dzieci po roku siedzenia w domu, przed komputerem, bez relacji z rówieśnikami, czy nauczycielami. W domach, które wyglądają różnie, niekiedy są przemocowe, nie zapewniające bezpieczeństwa.

Idąc dalej, uważam, że również początek przyszłego roku powinien być poświęcony na odbudowę relacji, zespołów klasowych. Na przyjrzenie się temu, w jakim stanie są uczennice i uczniowie. Konieczne jest wzmocnienie samej opieki psychologicznej w szkołach.

"Obecnie ocena jest narzędziem władzy lub narzędziem kary w rękach nauczyciela"

Wysocki: Postulaty o szkole minimalnej, czyli skupieniu się na relacjach, a nie ocenach, pojawiały się jeszcze przed pandemią. Czy uważasz, że to zamieszanie między zakończeniem nauczania zdalnego, a powrotem do szkół, to czas na promowanie akurat tego modelu nauczania?

Łoboda: Tak, ponieważ sytuacje krytyczne, nadzwyczajne, jak pandemia, powinny nas skłaniać do weryfikacji dotychczasowych priorytetów oraz metod edukacji. Nagle zaczynamy się zastanawiać, co jest w życiu najważniejsze. Naprawdę, najważniejsze nie jest to, jaką wystawimy komuś ocenę. Pandemia pokazała, że szkoła to przede wszystkim relacje, a kiedy ich brakuje, to cała edukacja jest wybrakowana. Na te relacje trzeba postawić.

Nie proponuję całkowitego zrezygnowania z ocen, ale proponuję ocenianie w zupełnie inny sposób. Chcę, żeby oceny faktycznie coś mówiły uczniowi lub uczennicy. Ten system może wyłonić się w wyniku dyskusji między uczniem i nauczycielem. To nie jest tak, że społeczność uczniowska nie potrafi samodzielnie ocenić pracy. Obecnie ocena jest narzędziem władzy lub narzędziem kary w rękach nauczyciela.

Ocena powinna być narzędziem służącym tylko i wyłącznie do weryfikacji wiedzy i wskazania, co uczeń powinien poprawić. Wskazania, w czym jest dobry, a nad czym musi jeszcze popracować. To nie musi być ocena cyfrowa, a przypadku młodszych uczniów nawet lepiej, kiedy to będzie ocenianie kształtujące, pokazujące to, co najważniejsze, a nie cyferkę.

Wysocki: Kiedy Przemysław Czarnek zaczynał mówić o nadrabianiu, powstał szum, w wyniku którego nadrabianie zostało pokazane jako restrykcja. Padały doniesienia o nadrabianiu w wakacje, obowiązkowych zajęciach wyrównawczych. Tymczasem minister po nauczaniu zdalnym proponuje 187 milionów złotych na 10 godzin fakultatywnych zajęć, po godzinie w tygodniu. To dalej jest zły pomysł?

Łoboda: To przede wszystkim absolutna fikcja. Godziną w tygodniu nie da się nadrobić zaległości. Te pieniądze należy przeznaczyć na wsparcie psychologiczne dla dzieci i młodzieży. Trzeba dać środki na psychologów szkolnych, a nie na jedną godzinę zajęć, które nie wiadomo, czemu miałyby służyć.

Dodatkowo obawiam się, że te lekcje miałyby być finansowane z kieszeni samorządów. To wyrzucone w błoto pieniądze. Nie znamy celu, przebiegu, ani konkretnego skutku, jaki ma przynieść ta propozycja. Nie wiemy, jak to ma pomóc uczennicom i uczniom. Przemysław Czarnek faktycznie po nauczaniu zdalnym zapowiadał wiele dodatkowych godzin, jednak zrezygnował z nich, najprawdopodobniej, z przyczyn finansowych.