wtv.pl > Tylko u nas > “Byłem antyszczepionkowcem” - historie ludzi, których myślenie zmieniła pandemia
Jan Kietliński
Jan Kietliński 19.03.2022 08:58

“Byłem antyszczepionkowcem” - historie ludzi, których myślenie zmieniła pandemia

tai-s-captures-Lhb-zwQ-QGI-unsplash
https://unsplash.com/photos/Lhb-zwQ-QGI?utm_source=unsplash&utm_medium=referral&utm_content=creditShareLink

On - wmawiał wszystkim, że koronawirus nie istnieje. Ona - popierała go w swoich teoriach. Gdy wiosną w ciężkim stanie wylądował w szpitalu, zaczęła prosić o pomoc. Niestety, było już za późno. Po kilku tygodniach walki z wirusem on odszedł, a ona została sama. I teraz już wie, co zabiło jej męża. Ta poruszająca historia jest jednym z wielu przykładów tego, jak bardzo niebezpieczny jest sceptycyzm w obliczu zagrożenia. Dzisiaj, to ludzie, którzy wątpili, postanowili opowiedzieć nam o tym dlaczego zmienili zdanie na temat pandemii. 

To pierwsze lato, które będzie spędzać bez męża. Jeszcze pół roku wcześniej wszystko było po ich myśli. Oboje sprzeciwiali się noszeniu maseczek i innym obostrzeniom. Twierdzili, że COVID to wymysł, który ma na celu kontrolę społeczeństwa. Udawało im się utrzymać pracę i suchą stopą przechodzić przez kolejne fale pandemii. Aż do wiosny.

W kwietniu on zaczął czuć się źle. Jednej nocy duszności nie pozwalały mu nabrać powietrza. Choć umierał, nadal nie chciał w to uwierzyć. Gdy przewieziono go do szpitala, ona starała się mu pomóc. Szukała sposobów na “tę nową grypę”. Niestety, to był COVID-19 w najostrzejszym przebiegu. Na ratunek było już za późno.

“Kiedy otworzyłem okno, usłyszałem śpiew ptaka i zdałem sobie sprawę, że to może być ostatnia rzecz ze świata zewnętrznego, którą słyszę”

Gdy rozpoczęła się pandemia, ruszył także sezon teorii spiskowych. Niestety wielu z nas na początku nie zdawało sobie sprawy z zagrożenia. Każdy wiedział, że coś odbiera nam wolność. Szkoda, że dla wielu była to maseczka i obostrzenia, które miały uratować nam życie.

COVID? To nie miało znaczenia.

Mateusz

- Jeden z moich klientów wątpił w to,  że wirus jest groźny. Dopiero, gdy wylądował na oddziale covidowym, na którym spędził długi czas,  zmienił zdanie - opowiada Mateusz, kierownik sklepu budowlanego. 

Co prawda, to nie on w tej historii był sceptykiem, natomiast jego opowieści nie da się pominąć.

- Po względnym wyzdrowieniu, zdecydował się opowiedzieć mi o tym, co przeżył i jak bardzo wirus zmienił jego życie - mówi mężczyzna

- Jedno zdanie utkwiło mi w głowie na zawsze. Powiedział mi: ''kiedy poszedłem do toalety,  droga 100 m zajęła mi 15 minut. Gdy otworzyłem okno, usłyszałem śpiew ptaka i zdałem sobie sprawę, że to może być ostatnia rzecz ze świata zewnętrznego, którą słyszę” - opowiada przejęty.

- Dodam tylko, że zachorowali też jego rodzice, którzy odmówili szczepienia. Ojciec przez siedem tygodni był na covidowym. Po powrocie do domu co kilka dni lądował z powrotem na oddziale wewnętrznym - dodaje.

- Dziś ma demencję i covid całkowicie odebrał mu zdolność myślenia. Pielęgniarka powiedziała mu: "gdyby się Pan zaszczepił, dziś Pana by tu (w szpitalu) nie było”. Jednak on zinterpretował to tak, że gdyby się zaszczepił, to by umarł - opowiada Mateusz.

Monika

- Kiedy wybuchła pandemia, na samym początku to dla mnie było takie nic. Szczerze mówiąc, w ogóle nie robiło to na mnie wrażenia - mówi nasza rozmówczyni, Monika.

- Do tego chaos, jaki panował w mediach, sprzyjał takiej niewierze. Gdzie można było, tam maski nie nosiłam. Nie bałam się - dodaje.

- Kiedy na przełomie bodajże grudnia i stycznia zaczęły się szczepienia to wiedziałam jedno - nigdy! Nigdy się nie zaszczepię! - opowiada.

Monika w tragicznych okolicznościach zmieniła zdanie:

- Wszystko zmieniło się w trzeciej fali pandemii, kiedy zaczęły chorować osoby, które znałam. Zachorowała moja przyjaciółka, a potem moja córka. Wtedy zaczęłam się bać naprawdę i zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji - mówi kobieta.

- Nasz sąsiad spędził ogrom czasu jako pacjent w jednym z covidowych szpitali. Później na wiosnę nawiedziła nas rodzinna tragedia, na COVID zmarł kuzyn mojego męża. Młody człowiek - wspomina z żalem Monika.

- Wtedy z mężem podjęliśmy wspólną decyzję, że się zaszczepimy. Jednak bardziej boimy się wirusa, niż szczepienia - podsumowuje kobieta.

 “Moja mama usłyszała od księdza, który pracuje w szpitalu, że szczepionki są jak mikrochipy, które będą wykorzystane do sieci 5G”

W trakcie rozwoju pandemii, wielu członków Kościoła również krytycznie wypowiadało się na temat pandemii. W jednym z wrocławskich kościołów ksiądz na mszy mówił wprost - koronawirus jest karą za LGBT i gender. 

Podobną narrację przyjął także facebookowy profil Miasta Rzeszów. Administratorzy zapytali obserwujących, czy według nich koronawirus jest karą za LGBT, a także, czy osoby ze środowiska LGBT nie powinny być osobną grupą do testów leków na wirusy.

Bartłomiej

- Kiedy usłyszałem, że znaleziono szczepionkę na COVID 19, miałem małe wątpliwości, że zadziała w 100% na człowieku. Można powiedzieć, że nie wierzyłem w to, że ona ochroni nas przed zakażeniem - mówi nasz rozmówca, Bartłomiej.

- Moja mama pracuje jako salowa w szpitalu. Jeszcze przed szczepieniem słyszała od księdza, który pracuje w szpitalu, że szczepionki są jak mikrochipy, które będą wykorzystane w sieci 5G - opowiada. 

- Kiedy moja mama w trakcie szczepień medyków, była szczepiona dwoma dawkami, wszystko ją bolało, od głowy aż do stóp. To budziło wątpliwości - dodaje.

Mimo wszystko, Bartek zmienił zdanie:

- Kiedy słyszałem w radiu, w telewizji czy w internecie co się dzieje na świecie, zrobiłem sobie rachunek sumienia - mówi.

- Doszedłem do wniosku, że jedyną prostą jest szczepienie, gdzie wcześniej miałem wątpliwości. Przełamałem się i powiedziałem sobie, że nic mi nie zaszkodzi się zaszczepić - dodaje. 

- Jeśli miałby być kolejny lockdown, to nie chciałbym siedzieć wiecznie na zdalnych, w zamknięciu. Zrobiłem to dla własnego bezpieczeństwa, żeby nie zachorować i być bezpiecznym dla bliskich mi osób - komentuje mężczyzna.

Luiza

 - Jak zaczęła się pandemia, byłam mega sceptyczna, uznałam że świat zwariował. Wszystko zamykają, odbierają nam wolność przy kilku przypadkach zakażeń. Podświadomie, mogła to być jednak kwestia strachu - mówi Luiza, studentka z Warszawy.

- Myślałam tak aż do momentu, kiedy moja mama zachorowała jakieś pół roku po wybuchu pandemii. Pracuje w służbie zdrowia jako pielęgniarka. Jak tylko usłyszałam, że tak bliska mi osoba choruje na tego wirusa, zmieniłam podejście do całej pandemii - dodaje dziewczyna.

- Kalkulowałam w głowie, czy mama jest w grupie zwiększonego ryzyka, czy mój tata też zachoruje, czy coś im się stanie. Od tamtej pory jestem dużo bardziej ostrożna - mówi.

Luiza także nie chciała się szczepić:

- Nawet teraz, jak poluzowano obostrzenia i jestem po dwóch dawkach szczepionki (której też z początku nie chciałam przyjąć, potem byłam jedną z pierwszych, która się zapisała), zachowuję ostrożność - komentuje.

- Strach o rodziców dał mi do zrozumienia, że moim lekkomyślnym podejściem do pandemii mogę komuś zrobić krzywdę. Przestałam myśleć tylko o sobie, a zaczęłam myśleć o innych ludziach, którzy mogą mieć straszne problemy przez to, że ja chcę chodzić bez maseczki - podsumowuje dziewczyna.

 “Koronawirus istnieje i teraz to wiem”

Covid to nie zawsze tylko ciężki przebieg. Dla wielu osób, zachorowanie wiąże się z powikłaniami, o których do dzisiaj mało wiemy. Być może część z nas nigdy nie powróci do pełnej sprawności. Najnowsze badania mówią, że tendencja do powikłań może być rodzinna.

Julia

- W tamtym roku totalnie nie wierzyłam w pandemię i całego covida. Wszystkie te rygory i to wszystko wręcz mnie bawiło i maskę nosiłam od święta, gdy już naprawdę kazali - mówi nastoletnia Julia.

-  Całe wakacje spędziłam gdzieś między ludźmi, nad morzem, w licznych skupiskach. Od września poszłam do szkoły i tam również nie brałam pod uwagę możliwości zachorowania, tym bardziej, że nikt nie zachorował z mojego bliskiego otoczenia - dodaje.

- Byłam wciąż przy swoim zdaniu, że to wszystko to tylko kłamstwa i manipulacje. Aż w październiku 2020 zachorowałam sama. Zaczęło się od bólu zatok i osłabienia, później doszła utrata smaku i węchu, a skończyłam przez tydzień w łóżku, ledwo poruszając kończynami - opisuje dziewczyna.

Julia, mimo młodego wieku,  jest jedną z ofiar ciężkich powikłań pocovidowych:

- Najgorsze przyszło potem. Powikłania ciągnęły się miesiącami, do dziś szybko się męczę, a co dla mnie okropne, straciłam połowę włosów - mówi.

- Koronawirus istnieje i teraz już to wiem. Jedyne co chciałabym przekazać innym to to, żebyśmy naprawdę na siebie uważali, szczepili się - dodaje.

- Od października moje życie się zmieniło. Przez covid i powikłania po nim straciłam bardzo wiele osób. Ciężko mi o tym mówić - kończy rozmowę Julia.

 Patrycja

- Jestem osobą, która poprzez zachorowanie osób z bliskiego otoczenia, zaczęła wierzyć w istnienie pandemii. Nie mogę powiedzieć, że w ogóle w nic nie wierzyłam. Wątpiłam w fakt, że może to spotkać każdego - mówi kobieta.

 -  Wszystko zmieniło się, gdy dowiedziałam się, że moi sąsiedzi, przyjaciele z treningów karate, znajomi mojej mamy z pracy, zaczęli poważnie chorować i ciężko przechodzić COVID-19 - dodaje.

 - Zaczęło do mnie docierać, że to jednak coś poważniejszego, niż sobie wyobrażałam - mówi Patrycja.

 Patrycja jest zaangażowana w sport i bardzo aktywna. Wspomina o tym, że w przypadku COVID-19 to nie ma żadnego znaczenia:

 - Osoby, które znam i które przeszły COVID, były silne, w pełni formy, bez nałogów, a przechodziły go bardzo ciężko - mówi.

 - Mimo, że minęły już 3-4 miesiące po zachorowaniu, nadal nie odzyskały 100% siły, mają ślady w płucach, oraz szybciej się męczą - dodaje Patrycja.

 O krok od tragedii

 Czasami największe zagrożenie czai się w naszej własnej rodzinie. Pojedynczy sceptycy potrafili nieświadomie przynieść śmiertelne zagrożenie do własnego domu i skrzywdzić tych, na których zależy im najbardziej.

 Agnieszka

 - Siostra mojego dziadka kompletnie nie wierzyła w COVID, a już szczególnie w szczepionki - opowiada Agnieszka, studentka z Warszawy.

 

- Ona uważała, że to bzdura i wytykała każdemu strach przed chorobą. Mój dziadek wielokrotnie upominał ją, żeby przestrzegała obostrzeń i nosiła maseczkę. Nie robiła tego przez cały rok - mówi dziewczyna.

 Bardzo niewiele brakowało, a rodzinę Agnieszki nawiedziłaby tragedia:

 - Siostra dziadka miała to kompletnie gdzieś, aż do momentu, kiedy „lekko przeziębiona” przyjechała na chwilę do moich dziadków. Okazało się że miała COVID - opowiada Agnieszka.

 - A jak się tego dowiedzieliśmy? Mój dziadek, który kończy za rok 80 lat, przeszedł nowotwór płuc i żyje już dekadę bez jednego płuca, zaraził się od niej koroną. Okazało się, że od niej - dodaje. 

 - Gdyby nie to, że mój dziadek był już zaszczepiony, na 100% by umarł i nie ma co owijać w bawełnę, byłoby to z jej winy - mówi studentka.

 - Wystarczyłby mały problem z terminem szczepionki i dziadka by tu z nami nie było. Natomiast ona dzięki temu otrzeźwiała. Teraz już nie marudzi na temat covidu i jest zaszczepiona - mówi Agnieszka z Warszawy.

 Andżelika

 - Na początku, jak to wszystko wybuchło, bardzo się bałam, nie wychodziłam z domu praktycznie, do sklepu wysyłałam chłopaka. Ograniczałam się do wyjścia z psami, najlepiej wieczorem - mówi Andżelika, kosmetolożka z Konina.

 - Później, gdy wróciłam do pracy, naoglądałam się różnych teorii i nasłuchałam w pracy od ludzi, że to pic na wodę - olałam temat - mówi.

 - Nie nosiłam maseczki w pracy, tylko tam gdzie naprawdę już musiałam. Zmieniło się to, gdy złapałam COVID 19.  Byłam przerażona, miałam duszności, potrzebowałam inhalacji, straciłam smak i węch który do dzisiaj inaczej pracuje - opowiada dziewczyna.

 Andżelika z dobrego źródła dowiedziała się o szczepionkach, w które wątpiła. Teraz jest już zaszczepiona i czuje się bezpiecznie:

 -  Dużo zaczęłam rozmawiać z koleżanką, która właśnie skończyła studia medyczne i mi wiele rzeczy wytłumaczyła na temat szczepionki - mówi.

 - Na chwilę obecną jestem po 2 dawkach, wierzę w medycynę i w to, że możemy to wszystko ogarnąć, właśnie stosując się do obostrzeń i zaleceń szczepień - dodaje.

 - Co do szczepień, sama byłam wcześniej źle nastawiona, bo zastanawiałam się jak możliwe, że udało się tak szybko stworzyć szczepionkę na wirusa, który ciągle mutuje - wspomina kobieta.

 - Stwierdziłam, że trzeba zaufać wielkim mózgom, które znają się na rzeczy lepiej niż my. Polecam to każdemu sceptykowi - podsumowuje Andżelika.

Powiązane