Chciały dokonać apostazji. Ksiądz im odmówił i wezwał na nie policję. Obydwie są osobami LGBT
Sprawa miała miejsce 2 stycznia w parafii św. Włodzimierza w Warszawie. Ksiądz odmawia komentarza
Wezwani na miejsce policjanci mieli znacząco przekroczyć swoje uprawnienia. Policja bada sprawę pod kątem prawidłowości działań podjętych przez funkcjonariuszy
To nie jedyna taka historia. Po nagłośnieniu sytuacji 24-latki zgłosiła się do nas kolejna osoba, której ksiądz Zbigniew Wojciechowski nie chciał pozwolić dokonać apostazji ze względu na tęczową torbę, którą miała przy sobie. Także wezwał policję
Obydwie osoby wprost mówią, że chciały się wypisać z Kościoła przez nagonkę na osoby LGBT
24-letnia Zula 2 stycznia rano przyszła do księdza proboszcza parafii św. Włodzimierza w Warszawie Zbigniewa Wojciechowskiego dokonać apostazji. Zula jest osobą niebinarną – to oznacza, że nie identyfikuje się ani z kobietą, ani z mężczyzną. Jest po prostu osobą – ani mężczyzną, ani kobietą. Używa zaimków męskich i żeńskich naprzemiennie.
– Ksiądz proboszcz zażądał mojego adresu, podałam mu ulicę – mówi Zula. – Dokładny adres jest zawarty w oświadczeniu woli, które jest konieczne do wystąpienia z Kościoła. Miałem ze sobą także odpis aktu chrztu. Przygotowałam wszystkie konieczne dokumenty, ale proboszcz nawet nie chciał na nie spojrzeć. Ogłosił, że nie widział mnie w kościele, poza tym nie ma mnie w rejestrze swoich parafian i nie przyjmie żadnych dokumentów. Tyle że przyjęcie ich to jego obowiązek. Powiedziałem, że nie wyjdę, dopóki nie załatwię sprawy. Powoływałam się na Dekret Ogólny ws. wystąpień z Kościoła, który reguluje zasady apostazji. Tam są wypisane moje prawa i obowiązki księdza, których nie dopełnił.
By opuścić Kościół katolicki, należy złożyć u miejscowego proboszcza pisemne oświadczenie woli z danymi osobowymi i datą chrztu. To uproszczona formuła, wprowadzona w 2016 r. Wcześniej obowiązywały dodatkowo dwa spotkania z proboszczem, a także wymóg powołania dwóch świadków. W tej chwili wystarczy złożyć oświadczenie woli.
Z Dekretem Ogólnym Konferencji Episkopatu Polski w sprawie wystąpień z Kościoła oraz powrotu do wspólnoty Kościoła można się zapoznać TUTAJ.
Policja: kajdanki, groźby i krzyki
Ksiądz był nieustępliwy. Około 9:00 rano wezwał policję z Komisariatu Policji Warszawa Targówek. Zachowanie policjantów miało okazać się nie lepsze niż czyny księdza proboszcza. Zula opowiada, że była obrażana przez dwóch policjantów („głupia c*pa i nienormalna”), a gdy chciał ich nagrać telefonem, zakuli ją w kajdanki i próbowali wyrwać torbę z dokumentami. Następnie mieli wywieźć ją na pobocze i grozić mu szpitalem psychiatrycznym, mówiąc, że wygląda na nienormalną, a także krzyczeć, czy chce mieć problemy, bo oni mogą sprawić, że będzie je mieć. W końcu mieli go zawieźć do domu, kazać jej podpisać notatkę służbową, która miała się okazać mandatem za zakłócanie miru domowego.
Nasza rozmowa z Zulą znajduje się TUTAJ.
Zula złożyła skargę na proboszcza do Kurii Diecezjalnej, a także skargę za bezpodstawne zatrzymanie i ukaranie mandatem do Komisariatu Policji Warszawa Targówek oraz Rzecznika Praw Obywatelskich. Na razie nie otrzymał odpowiedzi.
Policja bada, czy doszło do naruszenia uprawnień policjantów
2 stycznia zadzwoniłam do księdza Zbigniewa Wojciechowskiego, by zapytać, jak to wygląda z jego perspektywy. Ksiądz odpowiedział, że prosi o dokładne sprawdzenie sprawy i dopiero wtedy się wypowie, po czym rzucił słuchawką. Tego dnia skontaktowałam się również z policją. Dziś otrzymałam odpowiedź, że sprawa jest wyjaśniana przez Komendanta Rejonowego.
„2 styczna br. Komendant Rejonowy Policji Warszawa VI wdrożył czynności wyjaśniające na podstawie rozdziału 10 Ustawy o Policji celem zbadania prawidłowości działań podjętych przez funkcjonariuszy Komisariatu Policji Warszawa Targówek podczas interwencji” – odpisała mł. asp. Irmina Sulich, p.o. Oficera Prasowego KRP Warszawa VI.
Również dzisiaj Zula otrzymał odpowiedź od Kurii Diecezji Warszawsko-Praskiej. W wiadomości przeczytała, że za zgodą Władzy Diecezjalnej Warszawsko-Praskiej, w trybie wyjątku, jej procedura opuszczenia Kościoła katolickiego może zostać rozpoczęta w Kurii Warszawsko-Praskiej, a nie jak jest to przewidziane w parafii zamieszkania. Na końcu wiadomości Kuria zaznacza, że ma nadzieję, iż to spotkanie pozwoli na pełne wyjaśnienie zaistniałej sytuacji oraz podjęcie skutecznych kroków, aby podobne trudności nie pojawiały się w przyszłości.
Ksiądz odmówił apostazji za tęczowy plecak?
To nie jedyna sytuacja, w której ksiądz proboszcz Zbigniew Wojciechowski miał wezwać policję, gdy osoba chciała wystąpić z Kościoła. Po tym, jak Zula opowiedziała swoją historię, skontaktowała się ze mną 25-letnia Agnieszka. Jej także ksiądz Wojciechowski nie chciał pozwolić dokonać apostazji i wezwał policję. Za co? Za tęczowy plecak.
– 1 listopada 2020 roku wybrałam się z partnerem do parafii św. Włodzimierza by wystąpić z Kościoła – mówi Agnieszka. – Ze względu na pandemię do środka weszłam sama. Proboszcz od początku był nieprzyjemny. Gdy zobaczył mój tęczowy plecak z tęczową flagą, powiedział, że mam się od niego wynosić. Zapytał, jak śmiem przychodzić z czymś takim do kościoła. Byłam tak zdenerwowana, że nie jestem w stanie przywołać jego innych słów. Odpowiedziałam, że nie wyjdę, dopóki nie załatwię sprawy. Wtedy po raz pierwszy powiedział, że wezwie policję. Oczywiście, nigdzie się nie wybierałam. Przez cały czas powoływałam się na prawo kościelne, ale nic sobie z tego nie robił.
– Wyszłam z kancelarii, by zawołać partnera – kontynuuje Agnieszka. – On też próbował przekonać proboszcza, ale bez skutku. Chciałam wejść z powrotem do środka, ale zagrodził mi wejście. Gdy nie chciał ustąpić, wepchnęłam się do środka. Wtedy zadzwonił na policję. Przez cały czas nazywał mnie towarzyszką, bo mówiłam do niego per „pan”. Proboszcz był chamski, czułam się kompletnie bezsilna. Gdy czekaliśmy na przyjazd policji, poszedł po księgi i stwierdził, że mnie tam nie ma, więc nie mogę złożyć tu aktu woli. Twierdził, że skąd on ma wiedzieć, że tu mieszkam, skoro nie chodzę do kościoła, więc nie jestem parafianką. W międzyczasie wyszłam z kancelarii i czekałam na policję.
Proboszcz odmawia komentarza
– Policjanci nic nie zrobili – tłumaczy Agnieszka. – Posłuchali mnie i proboszcza, po czym uznali, że nie mają tu nic do roboty. Gdy powiedziałam, że zaczęło się od tęczowego plecaka, stwierdzili, że przecież widziałam, gdzie idę i po co go brałam. Od półtora roku jest to mój codzienny plecak. Powiedziałam, że jestem biseksualna i proboszcz nie może mnie wyrzucić przez moją orientację. Policjanci stwierdzili, że nic im do mojej orientacji i ich to nie interesuje. Mówili, że widzę przecież, że nic tu nie załatwię i pytali, czy nie mogę wystąpić w innym miejscu. Odpowiedziałam, że nie, bo to tu mieszkam. Skończyło się na niczym. Minęły dwa miesiące, a mi trzęsą się ręce, gdy o tym mówię...
Zadzwoniłam dzisiaj ponownie do księdza proboszcza. Chciałam zapytać, czy częściej zdarzało się księdzu wzywać policję na osoby, które chciały wystąpić z Kościoła. Ksiądz odmówił udzielenia komentarza.