wtv.pl > Polska > Zoo w Poznaniu uratowało nie tylko tygrysy. Niezwykła historia
Konrad Wrzesiński
Konrad Wrzesiński 19.03.2022 08:45

Zoo w Poznaniu uratowało nie tylko tygrysy. Niezwykła historia

Zoo w Poznaniu uratowało nie tylko tygrysy. Niezwykła historia
https://pxhere.com/pl/photo/809848

Jak się jednak okazuje, tygrysy nie były jedyne, a heroiczna postawa zoo z Poznania nie jest nowym trendem wśród pracowników tej instytucji. Podobna sytuacja miała miejsce już przed 100 laty. Niesamowitą historię słonia imieniem Mały Cohn opisuje "Gazeta Wyborcza".

Uratowane przez poznańskie zoo tygrysy rozsławiły placówkę na całym świecie. Należną atencję zyskała również dyrektora zoo Ewa Zgrabczyńska, bez której zwierzęta z pewnością by nie ocalały. Po raz kolejny okazało się niestety, że każdy kij ma dwa końce – wśród pochwał i wyrazów uznania nie brakowało również moralizatorskich głosów, że Zgrabczyńska ze swojej placówki stara się robić cyrk. Podkreślano, że miejscem odpowiednim dla przechowywania odebranych właścicielom zwierząt nie jest zoo, ale azyl.

Zoo w Poznaniu ocaliło największego słonia świata

Trzeba przyznać, że imię zwierzęcia jest nieco przewrotne. Mały Cohn był bowiem największym oraz najcięższym słoniem, jaki kiedykolwiek trzymany był w niewoli. Niesamowite gabaryty Cohna zagwarantowały mu ogromną sławę jeszcze w czasach, gdy wraz z cyrkiem Sarrasaniego objeżdżał Europę. Dziennik zaznacza, że 100 lat temu to właśnie występy tresowanych dzikich zwierząt cieszyły się największym zainteresowaniem publiczności.

Jak czytamy, w szczytowym okresie cyrk Sarrasaniego posiadał około 500 dzikich zwierząt – wśród nich lwy, tygrysy czy konie. Niekwestionowanym hitem cyrku były jednak słonie. Swoją popularnością przerastały nawet Indianina imieniem Susetscha Tanka, (Wielki Wąż), wodza plemienia Siuksów, który słynął z popisowej jazdy na koniach. Cyrk posiadał kilkanaście słoni, jednak ich gwiazdą był wyraźnie potężniejszy od wszystkich Mały Cohn.

Właściciel cyrku Sarrasani w rzeczywistości był urodzonym w Poznaniu Niemcem, dlatego wielokrotnie wracał do swojego rodzinnego miasta. Poznaniacy mieli okazję podziwiać jego cyrk m.in. w maju 1913 roku. Jak przypomina "Wyborcza", namioty rozłożono na placu Liwoniusza.

Przed występem nad Poznaniem rozpętała się jednak straszliwa nawałnica, podczas której Mały Cohn wydostał się niewoli. Choć nie jest jasne, w jaki sposób słoń oswobodził się z kajdan (podejrzewano, że mógł być nieodpowiednio zabezpieczony przed jednego z pracowników), faktem jest, że zwierzę zaczęło siać spustosznie na poznańskich ulicach. "Uciekali przechodnie, dorożki, dęba stawały konie", czytamy w dzienniku. Ostatecznie postanowiono unieszkodliwić zwierzę. Pracownicy cyrku zaczęli strzelać do Małego Cohna.

Niedługo później trafiony olbrzym leżał na bruku, krwawiąc. Sarrasani wydał rozkaz, by dobić ranne zwierzę. Wtedy właśnie do akcji wkroczył ówczesny dyrektor poznańskiego zoo Hans Laackmann. Zaproponował wykupienie skazanego na śmierć słonia i umieszczenie go w swoim ogrodzie. Bogatszy o 3 tys. marek, ale pozbawiony największego słonia świata, cyrk Sarrasaniego opuścił miasto.

Małego Cohna udało się odratować. Przez lata był absolutnym hitem poznańskiego zoo. Jak przypomina "Wyborcza", olbrzym dożył aż 71 lat. W poznańskim ogrodzie odnalazł również partnerkę, słonicę imieniem Dora.

Powiązane