wtv.pl > Wywiady > Oni już się zaszczepili. Porozmawialiśmy z osobami z grupy "0". Jak wyglądało szczepienie i czy odczuwają skutki uboczne?
Maja Staśko
Maja Staśko 19.03.2022 08:27

Oni już się zaszczepili. Porozmawialiśmy z osobami z grupy "0". Jak wyglądało szczepienie i czy odczuwają skutki uboczne?

wtv
WTV.pl

27 grudnia rozpoczęło się szczepienie grupy „0” – osób najbardziej narażonych na zarażenie. Do tej grupy należą pracownicy ochrony zdrowia, Domów Pomocy Społecznej i Miejskich Ośrodków Pomocy Społecznej, farmaceuci, pracownicy administracyjni i techniczni w placówkach medycznych czy w sektorze transportu medycznego, a także nauczyciele akademiccy uczelni i studenci kierunków medycznych. Do tego etapu włączeni zostali również rodzice wcześniaków hospitalizowanych na Oddziałach Intensywnej Terapii i Patologii Noworodka.

Zuzanna była zaszczepiona 27 grudnia, w pierwszy dzień szczepień w Polsce. Pracuje na oddziale covidowym w Poznaniu. Pracownicy jej oddziału i izby przyjęć mieli pierwszeństwo, jako ci najbardziej narażeni.

– Trafiają do nas pacjenci, którzy wymagają szybkiej interwencji, np. przetoczenia krwi – opowiada nam. – Czasem telefon nie przestaje dzwonić, rodzice się wkurzają, że tak długo to trwa, a my nie mamy kiedy iść się wysikać. Na początku bałam się zarażenia, potem już mniej. Miałam pełen strój covidowy: maska ffp3, czyli ta najmocniejsza, kombinezon itp.

Ula, lekarka stażystka w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku, zaszczepiła się 7 stycznia.

Przed szczepieniem byłam tak podekscytowana, że nie mogłam zasnąć – mówi nam. – Bardzo się cieszyłam. Może pojawiło się trochę stresu, ale jako że przede mną staż na SOR-ze, to byłam bardzo chętna, żeby szybko się zaszczepić. Pod koniec listopada mieliśmy na oddziale ognisko. Zaraziłam się. Przechorowałam covid skąpoobjawowo, miałam przeciwciała, ale nie za dużo. Pojawiło się sporo dolegliwości z układu nerwowego: okropne migreny, światłowstręt i mdłości, brak węchu i smaku. Bałam się ponownej reinfekcji, bo, niestety, jej przebieg bywa cięższy. Więc ta szczepionka to po prostu realnie wybawienie. Jak się raz to przejdzie, to zrobi się wszystko, żeby nie być w tej sytuacji. I ten straszny lęk, czy przypadkiem kogoś nie zakaziłam, jak będzie się rozwijała choroba, czy mgła covidowa ustąpi… Zdecydowanie nie polecam.

Aleksandra, lekarka w trakcie specjalizacji z alergologii w szpitalu w Łodzi, zaszczepiła się 5 stycznia.

– Nie stresowałam się w ogóle – opowiada nam Aleksandra. – Nigdy nie miałam reakcji po szczepieniu, więc szansa, że po tej nagle się pojawi, była minimalna. Ta szczepionka to taki mercedes szczepionek – najbezpieczniejsza forma. Byłam bardzo szczęśliwa, wreszcie pojawiło się światełko w tunelu, że ten koszmar się skończy.

Chyba pierwszy raz w życiu cieszyłem się, że będę musiał przyjąć lek. Mimo że nie pracuję z pacjentami covidowymi, to ostatni rok był przepełniony sytuacjami stresującymi – mówi Adam, który pracuje Narodowym Instytucie Onkologii w Warszawie. Zaszczepił się 5 stycznia.

– Troszkę stresu, troszkę ulgi, że to już – opowiada z kolei Weronika.

„Było dokładnie tak nudno jak na najzwyklejszym szczepieniu”

Weronika pracuje w Warszawie, jest psychoterapeutką w szpitalu. Zaszczepiła się 11 stycznia – w pierwszym terminie, gdy tylko było to dla niej możliwe.

– Na początku grudnia udzieliłam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w toku kwalifikowania mnie do szczepienia w grupie „0” jako pracownicy medycznej. Wtedy absolutnie nie wiedziałam, kiedy właściwe szczepienie może się odbyć, osoba przyjmująca moją zgodę też nie. Skierowanie pojawiło się w moim profilu pacjentki strony pacjent.gov.pl w sylwestra – to była wielka ulga, bo sprawdzałam swój profil intensywnie od kilku dni przed zakończeniem 2020 roku i nie miałam specjalnej nadziei, że tak szybko coś tam znajdę.

Szczepienie w naszym szpitalu miało się rozpocząć na początku stycznia i zakończyć jeszcze przed końcem miesiąca. Poszłam od razu, wolałam zobaczyć, jak to wszystko działa już w pierwszym dniu. Gdy pielęgniarki sprawdzały mi dokumentację i mierzyły ciśnienie, zostały przywiezione szczepionki. Dowiedzieliśmy się, że najpewniej zostaniemy dziś nie tylko zakwalifikowani do szczepienia, ale i zaszczepieni. Dobrze, że w weekend nie piłam alkoholu, bo na pewno nie mogłabym się zgłosić na kwalifikację. Badanie przebiegało standardowo – część ankietowa, część stetoskopowa, sprawdzenie stanu gardła. Później powrót do kolejki – tam oczekiwanie na właściwe szczepienie w jednym z dwóch pokoi. W gabinecie szczepiennym oddawało się wypełnione wcześniej ankiety –  i tutaj następowało już klasyczne szczepienie.

Po szczepieniu trzeba było odczekać co najmniej 15 minut na korytarzu, by w razie ostrej reakcji poszczepiennej można było do nich wrócić i uzyskać pomoc. Ani mnie, ani żadnej osobie, którą tam widziałam, nic złego się nie przytrafiło. Wszyscy wykorzystaliśmy czas „odpoczynku” na siedzenie w kolejnej kolejce do pani rejestratorki, która wpisywała datę pierwszego szczepienia do systemu i przekazywała informację, że o drugiej turze dowiemy się za co najmniej 3 tygodnie przez telefon.

Sama procedura to jakieś 10-15 minut plus obowiązkowe 15 minut odczekania po przyjęciu szczepionki. Było dokładnie tak nudno, jak to opisałam – jak na najzwyklejszym, mało interesującym szczepieniu. Upłynęło już 9 godzin od szczepienia i zupełnie nic mi się nie dzieje.

Na końcu otrzymaliśmy wpis potwierdzający szczepienie. Zrobiłam z nim sobie zdjęcie, podobnie jak setki innych pracowników medycznych.

Telefon w poniedziałek, szczepienie we wtorek

Tak to wyglądało w Warszawie. Z rozmów z kilkunastoma innymi osobami z miast w całej Polsce wynika, że przebiegało to bardzo podobnie.

Klaudia jest lekarką w szpitalu w Krakowie. Zaszczepiła się 27 grudnia, pierwszego dnia.

Klaudia: Dostałam telefon od szpitala, że mają dzisiaj pięć dawek. Szukali osób, które mogłyby od razu przyjechać i się zaszczepić. Od razu wsiadłam w samochód i pojechałam.

Aleksandra: Dostałam telefon w poniedziałek 4 stycznia, czy mogę przyjechać we wtorek na 18:30, więc oczywiście się zgodziłam.

Maciej pracuje w szpitalu w Brzezinach. Niedawno rozpoczął dodatkową pracę w transporcie medycznym chorych. Przewoził pacjentów z covidem. Pierwszą dawkę szczepionki przyjął 5 stycznia.

Maciej: Najpierw zapisywaliśmy się na szczepienia, deklarując, że jesteśmy chętni. Około tygodnia przed szczepieniem mieliśmy potwierdzić, że chcemy się zaszczepić. Wtedy mogliśmy się zapisać na dokładny termin.

Ula: Personel oddziału psychiatrycznego, na którym robię teraz staż, nie dostał jeszcze nawet terminu szczepienia. Staż cząstkowy z psychiatrii robię w szpitalu w Choroszczy, a na szczepienie byłam zapisana w szpitalu, pod który podlega cały mój staż podyplomowy, czyli Uniwersytecki Szpital Kliniczny w Białymstoku. Ale czy to nie absurdalne, że jako stażystka jestem na oddziale wśród rezydentów, pielęgniarek i salowych jako jedyna zaszczepiona?

Paulina: Ewidentnie jest bałagan. Formalnie powinnam była się szczepić dopiero w tym tygodniu, taki zakres terminów bowiem dostała pierwotnie moja placówka. Załapałam się na weekend w związku z nieregularnością dostaw, o których poinformowano nas zupełnie oficjalnie, nie zdradzam tu żadnych medycznych sekretów czy jakiegoś „o tym lekarze wam nie powiedzą”. Nie wszyscy chętni, którym udało się dotrzeć do szpitala w sobotę po apelu władz uczelni, załapali się na szczepienie. Zainteresowanie jest olbrzymie. Pozostaje liczyć na to, że z czasem organizacja się usprawni, bo wciąż panuje trochę chaos organizacyjno-informacyjny. Sporo z nas próbuje się po znajomych dowiadywać, skąd i jak ma się dowiadywać o rejestracji i terminach szczepień. U mnie ułatwiło sprawę to, że za kanał informacyjny odpowiada duża placówka uniwersytecka, ale u osób niemających podobnego wsparcia organizacyjnego wygląda to dużo gorzej. Nie wszyscy wiedzą co, jak i gdzie. Sama odetchnęłam z ulgą, że nie muszę już się martwić, czy uda mi się zapisać.

Skutki uboczne?

Zuzanna: Trwało to minutę i nie bolało. Na drugi dzień trochę bolała mnie ręka w samym miejscu wkłucia, ale ja tak mam po każdym szczepieniu i po wkłuciach w ogóle.

Zuzanna jest już ponad 2 tygodnie po szczepieniu. Poza bólem ręki przez jeden dzień nie odczuła skutków ubocznych. Marta z kolei poszła na szczepienie wczoraj. Jest terapeutką zajęciową w szpitalu w Łodzi.

Marta: Wszystko poszło szybko i sprawnie – i nic nie bolało. Niepokoiłam się, bo słyszałam, że igły mogą być za krótkie dla grubych osób – ale ja miałam taką, jak powinnam. Ręka zaczęła mnie boleć po jakimś czasie, może pół godziny po szczepieniu, ale jest znośnie.

Adam: Ból ramienia przez dwa dni od podania i pierwsza noc nieprzespana. Choć nie wiem, na ile to szczepionka, a na ile emocje związane z jej podaniem. Ale w ulotce znajduje się bezsenność.

Aleksandra: Po kilku godzinach miałam ból mięśnia w miejscu podania, ale dość szybko minął. To prawidłowa reakcja po szczepieniu, oznacza aktywację układu immunologicznego.

Paulina: Samo szczepienie bezproblemowe, niewielki ból, uczucie rozpierania. Pierwszego dnia odczuwałam niewielką bolesność w miejscu szczepienia – mało uciążliwą, głównie podczas ruchu. Dziś już nawet tego nie odczuwam. Innych działań niepożądanych nie odnotowałam. Jeśli chodzi o działania niepożądane, dotąd – także ze strony znajomych – spotykam się głównie z relacjami o przemijającej bolesności. Wiem, że pojawiają się też doniesienia o poczuciu zmęczenia i bólach głowy, ale z tym się akurat ani osobiście, ani w kręgu znajomych nie zetknęłam na razie. Cieszę się, że już mam to za sobą, wszyscy moi medyczni znajomi i znajome czekali z niecierpliwością. Nie znam osobiście żadnego lekarza czy lekarki, którzy by się szczepić nie chcieli.

„Czytałam, że jestem głupia, szerzę propagandę i zabijam nieświadomych szczepionkami”

Paulina prowadzi fanpage „Patolodzy na klatce”. To blog o nauce, na którym Paulina, jako zawodowa patolożka, dzieli się historiami pacjentów z trudnymi dolegliwościami. Obserwuje go ponad 130 tys. osób.

Paulina: Na stronie na Facebooku poinformowałam o zaszczepieniu się – i od tego czasu mam nalot antyszczepionkowców. Ale radzę sobie z trollami. Większość antyszczepionkowych komentarzy jest mało merytoryczna, a takie ataki zwykłam usuwać, bo to dość masowe i  wprowadza bałagan. Spora część jest po prostu agresywna i obraźliwa. Czytałam, że jestem głupia, szerzę propagandę i zabijam nieświadomych szczepionkami – a staram się, by na stronie panowała w miarę przyjazna atmosfera.

W przypadku zwykłych pytań – po prostu odpowiadam. Niestety, większość trolli nie przychodzi, by się czegoś dowiedzieć, a by się pooburzać. Trochę osób zadawało pytania na privie, w tym o kwestię odpowiedzialności firm, tu łatwo na szczęście odpowiedzieć, linkując np. Medycynę Praktyczną.

Tagi: Facebook