wtv.pl > Polska > Papier ścierny, pręty i izolacja były wierzchołkiem góry kar u sióstr boromeuszek. Ofiary przerwały milczenie
Alan Wysocki
Alan Wysocki 19.03.2022 08:32

Papier ścierny, pręty i izolacja były wierzchołkiem góry kar u sióstr boromeuszek. Ofiary przerwały milczenie

wtv
WTV.pl

Sprawą siostry Bernadetty żyła cała Polska. Działania zakonnicy zostały opisane w książce Justyny Kopińskiej o tytule "Czy Bóg wybaczy siostrze Bernardetcie?". Tym razem dokumentalistka Kinga Płachecińska utworzyła film pt. "Dzieci siostry Bernardetty". Zakonnica prowadziła ośrodek opiekuńczy w Zabrzu. Pozwalała, by starsze dzieci wykorzystywały seksualnie młodszych mieszkańców ośrodka. Dziennikarze podają, że klęczenie na grochu i pozbywanie się lakieru z paznokci papierem ściernym, to najłagodniejsze przykłady kar. - To, że ośrodek prowadzony był przez zakonnice uśpiło czujność ludzi. Gdyby nauczycielka wyobraziła sobie, że to jej dziecko jest bite i poniżane, od razu rozpętałaby burzę. Ale dorośli nie myśleli o nas  "dzieci" tylko "patologia" - ujawniła Kopińskiej jedna z dorosłych już ofiar.

Okrutna zakonnica obróciła życia dzieci w istne piekło "Nie każdy potrafił sobie poradzić z tą traumą"

Pierwsze doniesienia o zakonnicy wyszły na jaw w 2006 roku, gdy zgłoszono zaginięcie Mateusza Domaradzkiego. Chłopiec wyszedł na dwór, ale nie wrócił do domu. Sprawcami byli wychowankowie zakonnicy Tomasz oraz Łukasz. Jedna z ofiar Bernardetty wyznała, że jej "podopieczni" często nie potrafili poradzić sobie z traumą. - Mam kontakt z wieloma kolegami z ośrodka. Nie każdy potrafił sobie poradzić z tą traumą. Wielu z nich to teraz alkoholicy, narkomani i przestępcy. Wielu z nich trafiło do więzienia. Tego bicia, poniżania i przede wszystkim bezradności, strachu, nie da się wymazać z pamięci - opowiada dorosła ofiara zakonnicy, cytowana przez "Fakt". 

Jak relacjonuje dokumentalistka, małe dzieci codziennie były bite i poniżane. Uderzano je kijami, a nawet prętami. Celem przemocy miało być wymuszenie uległości, by starsi wychowankowie mogli wykorzystywać seksualnie najmłodszych. Materiał Płachecińskiej został podzielony na dwie części. Pierwsza opowiada o historii Tomasza i Łukasza. W drugiej zaś przedstawiono relacje byłych mieszkańców ośrodka, prowadzonego przez zakonnice. "Przeżyłem piekło i odczuwam to do teraz", "jak widzę teraz ten ośrodek, to kojarzy mi się z obozem koncentracyjnym" - komentują rozmówcy dziennikarki. Śledztwo przeciw zakonnicy zainicjował sprawca brutalnego morderstwa Domaradzkiego. Co więcej, ofiary deklarują, że nauczyciele oraz lekarze mieli powody, by podejrzewać zakonnice o skrajne zaniedbywanie dzieci oraz przemoc. Nikt jednak nie podjął się zgłoszenia sprawy na policję. 

W ośrodku dzieci były bite do krwi. Ofiary relacjonują, że wyzywano je od "gnojków", "zboczeńców", "debili" i "ułomków". Na terenie obiektu pracowało 8 zakonnic. Justyna Kopińska poinformowała, że nie zatrudniono tam psychologa. Ekspertyzy wykonane przez śledczych wykazały, że przemoc miała tam miejsce już od lat 70. - Do dziś mam ślad na głowie, od tego jak siostra Monika uderzyła mnie menażką, bo śmialiśmy się podczas obiadu. Miałem 10 lat. Na jadalni musieliśmy być tak cicho, żeby muchy było słychać. Siostra uderzyła nas wszystkich, ale ja zemdlałem i podobno było dużo krwi. Zawiozły mnie do szpitala. Tłumaczyły, że przewróciłem się na rowerze. Lekarz mówił, że to niemożliwe, bo rana jest zbyt głęboka, ale sprawy nie zgłosił. Inne siostry też biły. Wieszkami, menażkami, chochlami do zupy, pasem, trzepaczkami, kluczami, krzesłami. Najgorzej pobiły Adama, bo miał problemy z mową. Biły go prętami po szyi aż pojawiła się krew. Później kazały mówić dzieciom, że się przeziębił i dlatego nie ma go w szkole przez tyle tygodni - ujawniła dorosła ofiara w rozmowie z Justyną Kopińską. 

Przed zakonnicą Bernardettą ośrodkiem zarządzała osoba, która również poddawała dzieci przemocy. Jak podaje "Wirtualna Polska", dyrektorka obiektu stanęła przed wymiarem sprawiedliwości. Sąd umieścił zakonnice w zakładzie karnym na 2 lata. Wyrok został wydany w 2011 roku. Dziś siostra Boromeuszka dalej należy do zgromadzenia, jednak nie może sprawować opieki nad dziećmi. 

Źródło: [Justyna Kopińska.pl/Wirtualna Polska]