wtv.pl > Polska > Światowy Dzień Książki, na której nie można się skupić. Przez stres i nadmiar pracy
Maja Staśko
Maja Staśko 19.03.2022 08:17

Światowy Dzień Książki, na której nie można się skupić. Przez stres i nadmiar pracy

Pixabay.com

Kilka dni temu Biblioteka Narodowa ogłosiła wyniki corocznych badań czytelnictwa w Polsce. Zgodnie z nim w 2020 roku 42% Polaków przeczytało przynajmniej jedną książkę. W poprzednich latach – 39%. Z jednej strony pojawiła się radość, z drugiej – tradycyjne narzekanie, że to wcale nie powód do radości, bo czytających Polaków wciąż jest diametralnie mało przez te "głupie seriale" i "odmóżdżające media społecznościowe".

To może powiedzcie człowiekowi, który wraca wycieńczony ciężką pracą do domu i nie ma sił utrzymać w ręku książki, że ma czytać co najmniej godzinę dziennie, a nie oglądać te "głupie seriale"? Powiedzcie dziecku, które od roku jest uwięzione w mieszkaniu z toksyczną rodziną, że ma czytać co najmniej książkę tygodniowo, a nie siedzieć na tym "głupim TikToku".

"Czytanie wymaga skupienia, skupienie wymaga względnego wypoczęcia, a przede wszystkim spokoju. Z kolei spokój wymaga zapewnienia podstawowych potrzeb bytowych, jakiejkolwiek, minimalnej pewności na temat jutra. A kto z nas ją dzisiaj ma?" - napisał na Facebooku pisarz Jakub Żulczyk.

Zamiast dyscyplinować ludzi do czytania, sprawmy, żebyśmy wszyscy żyli w warunkach, w których można czytać książki.

"W ciągłym stresie nie ma szans się skoncentrować"

Po wpisie Źulczyka zaczęły pisać do mnie osoby. Przez cały dzień dzieliły się swoimi doświadczeniami z czytaniem i nieczytaniem. Historii było kilkadziesiąt. To kilka z nich, publikowanych za zgodą i anonimowo.

- Przez 4 lata przeczytałam może ze dwie książki. Ze względu na zespół lęku uogólnionego i problemy hormonalne nie mogłam się skupić. Od kiedy zaczęłam przyjmować leki na moje dolegliwości psychiczne pochłaniam książkę za książką. Ale przez 4 lata miałam wyrzuty sumienia, bo uwielbiam czytać. Mój stan psychiczny mi nie pozwalał, nie mogłam się w ogóle skoncentrować. Pierwsza rzecz, jaką powiedziałam mojemu psychiatrze po dwóch miesiącach brania leków, to że w końcu przeczytałam książkę i mogę się skupić!

- Od miesiąca jestem w takim stanie psychicznym, że żadna książka nie jest w stanie mnie rozluźnić. Kocham czytać, boli mnie to, że nie mogę, ale nie jestem w stanie. Moje myśli błądzą, zaczynam odpływać i skupiać się na tym od czego chciałam uciec.

- Ja kiedyś kochałam książki, nie potrafiłam się od nich oderwać. Kiedy skończyłam jedną, od razu biegłam do biblioteki po kolejną. Teraz, przez mój stan psychiczny, nie jestem w stanie już czytać. Nie potrafię się już po prostu na tym skupić. Moja mama kupiła mi jakieś dwa miesiące temu książkę i wciąż się pyta, kiedy ją przeczytam. Że powinnam czytać, zamiast robić jakieś głupoty, że to by mnie rozwinęło. Ale dla mnie w tym momencie to po prostu jazda oczami po literkach, których nie potrafię już zrozumieć.

- Uwielbiam książki, jako dzieciak pochłaniałam jedną za drugą i czerpałam z tego ogromną przyjemność. Teraz ciągle kupuję nowe, które albo chciałam przeczytać od dawna, albo po prostu poczułam, że mogą być ciekawe. Każda kolejna trafia na kupkę wstydu. Nie mam siły po pracy skupiać się na książce, nawet jak próbuję po raz kolejny czytać moją absolutnie ulubioną, to nie czuję już tego. O dziwo, na seriale tez nie mam siły. Nic mnie nie interesuje, więc problem chyba jest głębszy. Ale ciągle czuję presję i wyrzuty sumienia. Przecież tak bardzo to kiedyś lubiłam. Czy ja aby nie jestem gorsza, skoro nagle nie czytam?

- Na początku 2020 przeczytałam chyba z 50 turbociężkich reportaży: o ludziach, środowisku, marnowaniu jedzenia. Potem przyszła pandemia, straciłam pracę... I po pół roku nie byłam w stanie skupić się na czymś więcej niż oglądaniu pierdół. Katowałam się chyba z 3 miesiące, kiedy sobie uświadomiłam, że to nie jest moja wina.

- Pracowałam w fabryce przez kilka lat i po powrocie do domu odczuwałam taki poziom zmęczenia fizycznego i psychicznego, że byłam w stanie przyswoić jedynie lekkostrawne seriale. Albo gdy dopada mnie epizod depresji i mój mózg nie potrafi przyswoić nawet wersu wiersza. W takich momentach nie jestem w stanie ugotować sobie obiadu, a co dopiero zagłębiać się w jakąś literacką historię. Poblokowałam się też przez studia: cały czas miałam wrażenie, że jestem niewystarczająca: niewystarczająco dużo czytam oraz niewystarczająco mądre rzeczy mówię o tych książkach, które przeczytałam.

- Ja bym chciał czytać czy rozwijać się w pracy, ale mając problemy i ciągle się przejmując i stresując, nie ma szans się skoncentrować.

- Problem jest z cenami książek, które powoli wskazują, że książka staje się towarem luksusowym. Średnia cena książek to 40-50 zł, a ja jestem psycholożką w szkole, singielką z kredytem na mieszkanie. I oczywiście, są biblioteki i z nich korzystam, ale mimo tego, że moja rejonowa biblioteka jest super wyposażona, czasem na nowość trzeba czekać w kolejce przez pół roku. 40 zł miesięcznie za Netflixa czy 50 zł za książkę na 3 dni (bo tyle mniej więcej zajmuje mi przeczytanie) - na razie jeszcze wybieram książki, bo można je kupić taniej przez Internet.

- Gdy siedziałam w szpitalu, znudzona jak nigdy wcześniej i brałam leki na depresję, nie byłam w stanie wysiedzieć w miejscu dłużej niż 15 minut, a co dopiero czytać. Urywki seriali to było jedyne, na co mi pozwalał mój stan psychiczny.

Czy w pandemii czytanie książek jest w ogóle możliwe?

Pandemia, stres, ciężka praca, rozstanie, utrata pracy, brak pieniędzy, gwałt, zaburzenia lękowe i depresyjne, zespół stresu pourazowego... To wszystko może sprawiać, że czytanie jest niemożliwe. Albo przebyta trauma, która sprawia, że każde wspomnienie traumatycznego zdarzenia, nawet mimochodem w książce, może odnowić ranę i spowodować ataki paniki czy napady lękowe. Gdy do tego dodamy aplikacje, które zostały skonstruowane tak, by nas od siebie uzależniać i przebodźcowywać, a także ceny książek i zniechęcanie do nich przez lektury szkolne - okaże się, że czytanie to prawdziwy luksus dostępny dla niewielu.

I nie jest to wina (nie)czytelników, tylko systemu. Systemu eksploatacji, w którym zyski są ważniejsze niż ludzie. Przymuszanie do czytania przez wywoływanie wstydu i poczucia winy, rozliczanie z liczby przeczytanych książek i wartościowanie ludzi na tej podstawie nie jest rozwiązaniem tych problemów, tylko pogłębianiem problemu.

Ale ludzie, którzy żyją z czytania książek, nie mają żadnego interesu w tym, by to zrozumieć i wesprzeć osoby zmagające się z poczuciem winy. Im opłaca się poczucie winy, które nakazuje choćby kupić książkę, by nie czuć się jak skończone g*wno. Dzięki kupieniu tej książki ludzie żyjący z literatury będą mieli pieniądze na przeżycie. I tak to się kręci - a umyka, jak zawsze, życie i zdrowie ludzi.

Nie każda biblioteka i kameralna księgarnia jest dostępna dla osób poruszających się na wózkach

Trudności związanych z czytaniem jest znacznie więcej. Opowiedziała o nich Magda Czech na Facebooku:

"Osoby z niektórymi niepełnosprawnościami mają ograniczony dostęp do tego medium, ponieważ niewiele książek ma swoje wersje w zapisie brajlem i nadal nie wszystkie obecnie wydawane dostępne są jako audiobooki. Nie każda biblioteka i kameralna księgarnia jest dostępna dla osób poruszających się na wózkach. Dla osób neuroróżnorodnych wyzwaniem może być poetyka tekstu, jego długość, albo po prostu trudność w utrzymaniu uwagi podczas czytania. Podobne doświadczenia mogą mieć osoby bez widocznej albo krytycznej w tym temacie niepełnosprawności (określenie "pełnosprawni" jest dla mnie mocno naiwne), kiedy przeżywają kryzys zdrowotny, zarówno somatyczny, jak i psychiczny.

Ale to nie jest koniec barier, których ludzie codziennie doświadczają, mierząc się z fetyszem czytelnictwa. Trzeba pamiętać o matkach, opiekunkach, zatyranych rodzicach, babciach analfabetkach, studentach na bezpłatnych stażach i skrawkach etatu, osobach z wypaleniem aktywistycznym, mieszkańcach miejscowości, w których nie ma bibliotek z nowościami, dzieci z rodzin, w których czytanie było traktowanie jak strata czasu..."

Jeśli nie macie sił, możliwości czy ochoty czytać książek - to jest ok. Jeśli nie możecie się skupić - nie jesteście sami. Nie musicie się z tego nikomu tłumaczyć, bo nie jesteście winni. To nie jest żaden wstyd ani powód do oceniania.

Czytanie książek nie wyznacza naszej wartości. Liczba przeczytanych czy posiadanych książek nie sprawia, że stajesz się lepszy niż ten, który nie czyta. To nieuzasadniona pogarda i poczucie wyższości, bardzo szkodliwe i dobijające osoby i tak społecznie stygmatyzowane.

Jeśli czujecie kryzys psychiczny, nie możecie odgonić trudnych myśli i skupić się na książce - jest wsparcie. W każdej chwili możecie zapisać się do psychiatry i psychoterapeuty po pomoc. Opowiedzieć im, z czym się zmagacie - i otrzymać wsparcie. Poradnie Zdrowia Psychicznego i Centra Zdrowia Psychicznego w Waszej miejscowości przyjmują zapisy - na NFZ, za darmo. Możecie także napisać do Siecie Przyjaciół Zdrowia Psychicznego (TUTAJ FORMULARZ), by otrzymać codzienne wsparcie emocjonalne.

Książki to nie bogowie, a literatura to nie religia

Książki to nie są żadne nadistoty, przed którymi mamy się kłaniać i je wyznawać.

Książka nie jest lepsza ani gorsza od serialu czy filmu. To po prostu inne sposoby wyrazu i komunikacji.

To, że coś jest książką, nie oznacza, że jest dobre i wartościowe. Podobnie z serialami, muzyką, spektaklami i filmami. Są beznadziejne, głupie książki i mocne, ważne seriale.

To, że ktoś czyta słabą książkę albo ogląda słaby serial czy program telewizyjny, nie oznacza, że jest jakiś gorszy i nie może wynieść z nich czegoś wartościowego.

Tagi: Polska
Powiązane