wtv.pl > Polska > Zaskakujący protest, rozebrali się pod Pałacem Prezydenckim. O co chodzi?
Anna Dymarczyk
Anna Dymarczyk 19.03.2022 08:30

Zaskakujący protest, rozebrali się pod Pałacem Prezydenckim. O co chodzi?

wtv
WTV.pl

We wtorek około godziny 14 pod stanęli pod Pałacem Prezydenckim. Dwoje młodych ludzi - chłopak i dziewczyna - stanęło na środku chodnika wiodącego obok siedziby głowy państwa i zaczęło powoli zdejmować z siebie wierzchnie warstwy ubrań. Najpierw kurtki, bluzy, a potem, nieoczekiwanie, spodnie, skarpety i bielizna. Stanęli obok siebie, sięgnęli po markery i zaczęli wypisywać na swoich działać obraźliwe określenia - "su*a", "du*ek", "sz**ta", "je**ć cię" czy "ty ci*o". Potem ruszyli ku stojącym przy pałacu policjantów i patrzyli na nich, czekając na ich reakcję. 

Nie musieli czekać zbyt długo - funkcjonariusze aresztowali ich, ale niedługo potem wypuścili. Czy sprawa skończy się w sądzie? O tym opowie Anna Bielawska, performerka, która postanowiła zaprotestować w niekonwencjonalny sposób przed Pałacem Prezydenckim. 

Protest Anny Bielawskiej i Łukasza Stanka przed Pałacem Prezydenckim

Aniu, serdecznie dziękuję za spotkanie. Czy opowiedziałabyś o tym, czym zajmujesz się na co dzień?

Anna Bielawska: Studiuję w Instytucie Kultury Polskiej UW, ale główną działalność wiążę z Otwartym Osiedlem Jazdów, gdzie opiekuję się domkiem-sanatorium. Tam też organizuję swoje projekty – Sąsiadówkę obrazową, wydarzenie poświęcone indywidualnej, improwizowanej i eksperymentalnej wersji sztuki, a także Error Bistro, które jest projektem performatywno-kulinarnych, który polega na gotowaniu produktów freegańskich, czyli znalezionych na śmietniku. Jestem też aktywistką Extinction Rebellion, czyli organizacji działającej na rzecz klimatu.

Skąd pomysł na taką formę protestu?

AB: Pomysł urodził się w trakcie protestowania w „tradycyjnej formie” w tłumie. Czynnikiem, który spowodował, że chcieliśmy z Łukaszem zrobić coś innego, było poczucie zagubienia w wielowątkowości napięć i niezrozumieniu gigantyczności mechanik, które kierują tłumem.Istotnym punktem była obecność służb mundurowych i kontrowersyjnych do nich stosunek – protestujący tłum też dzielił ten fakt – nienawidzić policji czy ją szanować? Towarzyszyło nam poczucie absurdu – ludzie ubrani w mundur wydają się oddaleni od nas. Są na służbie i za mundurem kryją to, kim są. Potrzebowaliśmy w jakiś sposób uprościć swoją obecność – czuliśmy podczas marszu, że musimy się podpisać pod ruchem, twierdzeniem, postulatem i nie ma tam miejsca na nas samych. Dlatego postanowiliśmy użyć nas i naszych ciał – pokazać siebie w tym wszystkim.

Jak w kilku prostych zdaniach wytłumaczyłabyś, na czym polegał Wasz performance?

AB: Polegał na tym, że rozebraliśmy się przed Pałacem Prezydenckim, przed żandarmerią pilnującą pałacu i zaczęliśmy pisać pisakami na swoich ciałach wyzwiska i przekleństwa, których pełno teraz w przestrzeni publicznej i których sami doświadczyliśmy. Nadaliśmy naszemu działaniu tytuł „Spacer” i początkowo rzeczywiście miał być to spacer – przejście najbardziej znaną trasą protestów, ale bez flagi, bez żadnych emblematów, w stanie surowym. Oprócz języka przeszliśmy też do ciała. Element obecności tych przekleństw był komentarzem, do tego, że słowa, które ranią, które są nacechowane nienawiścią, funkcjonują jako hasła kulturowe, wizytówki tej rewolucji. Nadal jednak są one bolesne i przyklejają się do ludzi i ich cechują. Mamy takie poczucie, że szanujemy to, że „to jest wojna” i że istnieje potrzeba, by wyrażać swoje uczucia w taki sposób, ale nie możemy zapomnieć, że jest to bolesne i że słowa mają ogromną moc.

Czy po aresztowaniu ze strony policji nie spotkały Was żadne przykrości?

AB: Nie. Nie byliśmy potraktowani w sposób przemocowy, funkcjonariusze zachowywali się zgodnie z procedurami. Byli też dosyć zakłopotani i bezbronni wobec nas. Nie mieli „amunicji” na tego typu wykroczenie. Wydawali się trochę przestraszeni nami. Pojawia się jeden nieśmiały komentarz, czy nie jest nam wstyd, bo po ulicy mogą chodzić małe dzieci. Jest to zabawne, bo zaraz obok stał mężczyzna pokazujący wielki banner przedstawiający martwym płód i policja nie miała z tym żadnego problemu.

Czy spotkają Was jakieś konsekwencje prawne?

AB: Tak. Dostaniemy wezwanie do sądu na rozprawę. Mamy status podejrzanych, bo nie przyznaliśmy się do żadnego wykroczenia. Będzie to sprawa o „dopuszczenie się nieobyczajnego wybryku w postaci spaceru nago po ulicy”. Mamy już zespół prawników, który będzie czuwał nad naszą sprawą.

Czy planujesz podobne protesty w przyszłości?

AB: Na razie nie wiem. To się pojawiło bardzo szybko i na razie się mierzę z trawieniem tego i sama staram się do tego ustosunkować. To bardzo otwiera jakąś ścieżkę i sama rozprawa będzie czymś bardzo ciekawym – otworzy to jakoś temat wolności i obyczajowości w sztuce. Dla mnie jest ważne, że to w polu obyczajowości, a nie prawa dzieje się teraz wszystko. Ulica stała się miejscem pełnym polityki, a towarzyszy temu otwarcie sfery obyczajowej, gdzie materia się podgrzała, jest bardziej plastyczna i otwarta na wypowiedzi pojedynczych ludzi.

Czas na sztukę

Nie od dziś wiadomo, że sztuka potrafi doskonale nadać się do protestu. Pokazali to choćby znani artyści wystawiający w oknach mieszkań na Żoliborzu mickiewiczowskie "Dziady" niedaleko domu Jarosława Kaczyńskiego. Zmienili oni delikatnie tekst sztuki, podkreślając jej uniwersalny charakter.

"Dziady" zresztą są symbolem protestu - najpierw były nim w XIX wieku ze względu na otwartą krytykę caratu, a potem także w roku 1968, gdzie stały się symbolem walki inteligencji z komunistycznym reżimem. 

Sztuka od zawsze walczy i najlepiej się wtedy rozwija, warto więc wspierać podobne działania, uważnie jest obserwować i, przede wszystkim, starać się je zrozumieć, a także okazywać otwartość. To, co artyści wyrażają przez takie formy, dotyczy często nas wszystkich.

źródło: [Facebook/Włodek Ciejka TV]

Tagi: Aborcja
Powiązane