wtv.pl > Polska > Wycieńczeni, wyzyskiwani, przepracowani. Praca, która wywołuje depresję (Reportaż)
Maja Staśko
Maja Staśko 19.03.2022 08:23

Wycieńczeni, wyzyskiwani, przepracowani. Praca, która wywołuje depresję (Reportaż)

wtv
WTV.pl

1.„Zaczęłam odczuwać lęki, gdy myślałam o pracy. Trzęsły mi się ręce, serce biło jak oszalałe, a ja ledwo co mogłam oddychać”

W październiku 2019 r. zostałam zatrudniona w polskiej firmie z cateringiem dietetycznym. Na początku było cudownie. Dobre pieniądze jak na jedną z pierwszych prac, szefowa miła i do dogadania. Mogłam jeść to, co dla klientów przygotowywali kucharze. Pracowałam po siedem godzin, a płacili za osiem. Wydawało się, że to raj.

Ale nie wszystko od początku było w porządku. Na umowie miałam inną stawkę, a pod stołem dawali mi resztę – żeby nie płacić podatków. Przed uzyskaniem umowy o pracę nie miałam badań i szkolenia BHP. Książeczki Sanepidu też nie dostałam, podobnie jak osoby pakujące jedzenie.

Ale to była moja druga praca, a ja byłam świeżo po liceum, i nie wiedziałam jeszcze, jak to formalnie wygląda. Myślałam, że złapałam pana Boga za nogi.

„Zostałam zupełnie sama z natłokiem obowiązków, których nie dawałyśmy rady ogarniać nawet we dwie”

Problemy zaczęły się na początku 2020 roku. Przybyło sporo klientów, którzy wśród postanowień noworocznych mieli schudnięcie. Pracowałyśmy w obsłudze klienta tylko we dwie. Wymieniałyśmy się zmianami. Zamówień przybywało i przybywało, a my same już nie dawałyśmy rady z realizowaniem ich. Zaczęłyśmy więc pracować również w soboty. Przez to moja zmienniczka nie przedłużyła umowy o pracę na luty 2020.

Zostałam zupełnie sama z natłokiem obowiązków, których nie dawałyśmy rady ogarniać we dwie, a co dopiero w pojedynkę. Jestem perfekcjonistką, w pracy muszę mieć wszystko idealnie zrobione – dla szefowej na początku to był wielki atut. Ale nie dla mnie, nie w takich warunkach. Nie miałam czasu chodzić do łazienki, zjeść. Szefowa miała gdzieś fakt, że jestem sama. Ponoć szukała kogoś do pomocy, ale sama nie zrobiła nic, żeby mi pomóc. Praca zaczęła mi się śnić po nocach. Pewnego dnia w niedzielę zaczął mnie potwornie boleć brzuch. Ból promieniował aż do płuc.

Obawiałam się, że to powikłania po mononukleozie, ale w szpitalu powiedzieli, że to zapalenie nerwów, potocznie zwane nerwobólami. Oprócz tego zdarzały mi się plamienia ze stresu.

Ale po jakimś czasie zatrudniono dodatkowe dwie dziewczyny do pomocy. Znów było dobrze, a ja mogłam wykonać wszystkie swoje obowiązki. Myślałam, że tak już zostanie.

„W biurze było czasem po 30 stopni i więcej. Bez klimatyzacji”

W czerwcu zaczęli nam dokładać obowiązków z innych działów. Uznałam, że skoro mam więcej pracy, to należy mi się podwyżka. I wtedy zaczęło się piekło: słyszałam, że wydziwiam, o co mi chodzi, przecież to nie zajmie mi dużo czasu (zajęło) i dlaczego w ogóle sprzeciwiam się pracodawcy. Kierowniczka przyszła do mnie i nawrzeszczała, że nie rozumie, dlaczego nie chcę wykonać dodatkowych obowiązków. Mówiła, że szefową to powinnam po stopach całować, że mam taką świetną pracę. Groziła mi, że nigdzie indziej nie znajdę pracy, jak z tej mnie wyrzucą – a z takim zachowaniem mogą wyrzucić. A ja nie mogłam wydusić z siebie słowa. Po prostu leciały mi łzy z oczu. Byłam na siebie wściekła, że okazałam słabość i nie umiałam się obronić. Na co dzień jestem raczej dość pyskata. Twarda i nie do zdarcia. A tu nagle łzy i paraliż.

W lipcu nastały upały. Praca w biurze na poddaszu, bez wiatraków i klimatyzacji, była nie do zniesienia. W pokoju było czasem nawet po 30 stopni i więcej. Prosiłam o wiatraki, rolety, cokolwiek… Nikt mnie nie słuchał. Co chwila musiałam chodzić do łazienki, żeby oblewać się wodą i chłodzić ciało z zewnątrz. To było dla mnie bardzo upokarzające.

Szybko trafiłam do lekarza z anginą.

Dopiero psychiatra wytłumaczyła mi, że to mobbing

Zaczęłam odczuwać lęki, gdy myślałam o pracy. Trzęsły mi się ręce, serce biło jak oszalałe, a ja ledwo co mogłam oddychać. Nie byłam w stanie odebrać telefonu ani odpisywać na maile z pracy. Na maile odpisywała moja mama.

Dopiero psychiatra wytłumaczyła mi, że to, czego doświadczyłam, to mobbing, a moje reakcje to reakcje organizmu na przemoc i próba uchronienia mnie przed nią. Lekarka oznajmiła, że ona mnie do tej pracy więcej nie puści. Zdiagnozowała u mnie początki depresji.

Z końcem lipca ostatni raz byłam w pracy. Do końca września miałam L4 ze względu na stan zdrowia psychicznego. Do dziś odczuwam skutki tej pracy. Codziennie biorę leki. Długo mi zajęło, żebym doszła do siebie, ale pomoc lekarki, rodziny i przyjaciół bardzo pomogła.

Od razu po zakończeniu pracy w cateringu dietetycznym znalazłam kolejną: w firmie z przesyłkami, w dziale reklamacji. Plusem jest na pewno wyplata i dodatki typu opieka medyczna czy karta Multisportu. Minus to wyrabianie celi premiowych. Jest też jeden lider, który działa mi na nerwy, ale jakoś sobie z nim radzę. Praca jak praca, po prostu. Na pewno czuję się lepiej niż w cateringu. Ale swoją przyszłość wiąże z kosmetologią. To moja praca marzeń.

  1. „Nadgodziny, brak wolnego weekendu, praca ponad siły. I totalny bezsens. Moja praca po prostu nie ma sensu”


Teraz, kiedy wiem, co to depresja, widzę, że już dawno mógłbym odkryć, co mnie trapi. Ale wtedy zrzucałem to na wytłumaczenia w stylu: „nie radzę sobie ze stresem”, „dużo się dzieje w pracy”, „zawsze było mi trochę smutno”. Od kiedy pamiętam, lubiłem od czasu do czasu posiedzieć w samotności i się posmucić. Posłuchać melancholijnej muzyki, powspominać, pożałować czegoś, pogrążyć się w rozpaczy. Taki byłem: samotnik, introwertyk. Na spotkaniach towarzyskich lubię siedzieć osobno albo po godzinie myślę tylko o tym, kiedy będę mógł już wracać, a gdy wreszcie wracam – czuję ulgę.

Więc kiedy w 2018 roku te potrzeby mi się nasiliły, nawet nie pomyślałem że coś jest nie tak. W pogrążaniu się w czarnych myślach było coś paradoksalnie miłego – byłem u siebie, sam ze sobą. Inne rzeczy miałem poukładane i mogłem się dołować. Na przykład tym, że będę zawsze samotny, albo że moja praca jest bez sensu (to akurat jest prawda). Traktowałem to jak problemy pierwszego świata. Mało co mi sprawiało przyjemność – nawet kino, które uwielbiam, seriale, książki, muzyka, sport. Czułem czasem bezcelowość wszystkiego. I bardzo przejmowałem się pracą: że nie daję rady, że ktoś powiedział o mnie coś nie do końca pozytywnego, że znowu robię nadgodziny, chociaż nie chcę, ale nie umiem powiedzieć, że nie chcę. Bolał mnie coraz częściej brzuch, mało spałem, budziłem się o 3-4 w nocy i oswajałem sobie pójście do pracy tym, że mam jeszcze kilka godzin dla siebie.

Od 12 lat pracuję w firmie medialno-marketingowej. Planuję klientom, jak najefektywniej powinni wydać pieniądze, żeby ich reklamy miały najmocniejszy skutek. To korpo. Praca, żeby przetrwać. Ani pasja, ani hobby. Po prostu robota dla pieniędzy.