"Spokojni, wykształceni ludzie, jakich szukaliśmy". Nauczycielka i jej syn okupują mieszkanie, sprawa nagłośniona przez Polsat
Pan Zawalski w 2016 roku wynajął dwójce lokatorów 50-metrowe mieszkanie, odziedziczone po rodzicach. W rozmowie z reporterami "Interwencji" Polsatu przyznał, że razem z żoną poszukiwał konkretnego profilu najemców, w który wpisała się pani Jadwiga i jej syn. - Bardzo miła rozmowa, wykształceni ludzie, takich też szukaliśmy, spokojnych, z którymi ta współpraca będzie się dobrze układała – wspomina mężczyzna.
"Interwencja" Polsatu nagłaśnia budzącą emocje sprawę
W 2017 roku zaczęły się jednak problemy. Lokatorzy przestali płacić, na skutek czego do tej pory, ich zadłużenie osiągnęło poziom ponad 30 tys. zł - wynika z wyliczeń bohaterów programu. - Oni nas cały czas zwodzą, że zapłacą, że mają przejściowe problemy z pieniędzmi. Jak się sprawa rozwijała, okazało się, że pani kilka lat temu ogłosiła upadłość konsumencką – opowiada Daria Zawalska.
Najemcy nie wierzą w tłumaczenia pani Jadwigi i jej syna. Wątpliwość podsyca w nich wykształcenie wynajmującego. Syn emerytowanej nauczycielki ma być doktorem nauk humanistycznych i absolwentem prawa. Pan Kamil Zawalski twierdzi, że to właśnie znajomość ustawy lokatorskiej sprawia, że mężczyzna w legalny sposób miga się od opłacania czynszu.
Zawalscy podpisali z lokatorami umowę najmu, niezawierającą klauzuli, mówiącej że to oni wskazać mają lokal do potencjalnej eksmisji. W rezultacie, właściciel mieszkania nie może wyrzuć pani Jadwigi i jej syna na bruk. Kobieta w przeciwieństwie do swojego syna, otrzymała nakaz eksmisji z prawem do mieszkania socjalnego, ale odwołała się od niego. W sprawie najbardziej bulwersuje fakt, że jak podkreślono w programie, na lokal socjalny w samej Łodzi, czeka ponad 4 tys. osób.
Pani Jadwiga nie uciekała przed kamerami "Interwencji". W obecności kamer nie ukrywała, że nie płaci czynszu. Stwierdziła również, że właściciele lokalu traktowali ją w niewłaściwy sposób. Pan Kamil powiedział kobiecie, że przez jej zachowanie za chwilę może sam wylądować na bruku razem z kilkuletnim dzieckiem. Jej dorosłego, wykształconego syna nazwał "nygusem".
Pani Jadwiga i jej syn wymienili zamki do mieszkania. - Wzywają policję pod pretekstem, że zaburzamy ich mir domowy. Ostatnia interwencja skończyła się tak, że zakuto mnie w kajdanki, wsadzono do radiowozu i zagrożono, że wywiozą na 48 godzin. Żona internowała, wybiegli sąsiedzi. Kto tu jest poszkodowanym? – pyta Kamil Zawalski.