wtv.pl > Gwiazdy > Na hasło “niewolnik” zniżka w sklepie Mai Bohosiewicz. Jak celebryci traktują swoich asystentów?
Maja Staśko
Maja Staśko 19.03.2022 08:48

Na hasło “niewolnik” zniżka w sklepie Mai Bohosiewicz. Jak celebryci traktują swoich asystentów?

Bohosiewicz
Instagram / Maja Bohosiewicz

Maja Bohosiewicz zamieściła na swoich stories “ogłoszenie o pracę” na stanowisko jej asystentki. Zaznaczyła, że praca byłaby [pisownia oryginalna]:

- dla osoby dyspozycyjnej

- Nienormowany czas pracy często też nienormalny czas pracy

- Dla osoby ze stalowymi nerwami

- Która potrafi działać pod presją czasu i pod wpływem czynników stresujących

- Dla osób która informując o problemie przychodzi przynajmniej z jednym (nawet średniej jakości) rozwiązaniem

- Osoba "w punkcik" której nie umyka żadna data, fakturka czy spotkanko

- Ogarniacz życia

- Dobra energia, pozytywne nastawienie do życia

- Osoby które wiedzą, że ich stan zdrowia interesuje tylko dwie osoby na świecie: mame oraz lekarza prowadzącego.

>

Pracownik celebrytki miałby się także zajmować “rozwiązywaniem problemów dnia codziennego”.

Praca to zaszczyt, a rozmowa o pieniądzach jest brudna

Całe “ogłoszenie” składa się wyłącznie z roszczeń celebrytki dotyczących tego, jaki jej asystent powinien być. Nie ma informacji o stawce wynagrodzenia, rodzaju umowy (choć w przypadku tak sformułowanych żądań umowy cywilnoprawne byłyby niezgodne z prawem), a także o zabezpieczeniach dla pracownika lub pracownicy.

Problem w tym, że praca jest wymianą: szef zapewnia wynagrodzenie i odpowiednie warunki pracy, a pracownik daje swoje umiejętności, usługi i czas. Tymczasem celebrytka zamieściła listę roszczeń - jakby nic nie musiała dać w zamian. Albo jakby sam fakt pracowania dla niej był wystarczającym zaszczytem dla pracownika. To przeświadczenie, z którego często wychodzą pracodawcy w branżach w jakiś sposób “prestiżowych”: związanych z kulturą, mediami czy show-businessem. Darmowe staże, niepłatne nadgodziny, wyżywanie się na pracownikach w imię sztuki, stres i wieczna dyspozycyjność. Praca to wyróżnienie, a rozmowa o pieniądzach jest “brudna”.

Treść “ogłoszenia” Mai Bohosiewicz bardzo wpisuje się w tę linię: celebrytka nie podaje kwoty wynagrodzenia, zaznacza, że potrzebuje kogoś dyspozycyjnego, a czas pracy jest u niej nienormowany i “nienormalny”. Co to oznacza? I w jaki sposób będzie rozliczany? I jaki to “nienormalny” czas pracy - więcej niż 40 godzin w tygodniu? W godzinach nocnych? Bez uprzedzenia? Czy za każdą godzinę bycia w dyspozycji celebrytka będzie płaciła nadgodziny?

Praca, która wywołuje zaburzenia lękowe i depresję

Dalej Bohosiewicz podkreśla, że środowisko pracy będzie niesprzyjające: potrzeba do niego stalowych nerwów, będzie presja czasu i “czynniki stresujące”. A kawałek dalej zaznacza, że jej asystent ma mieć dobrą energię i pozytywne nastawienie do życia. Jaki pracownik, który jest w stresie, pod presją czasu, na zawołanie, będzie w stanie jeszcze mieć pozytywną energię? To są czynniki powodujące kryzysy zdrowia psychicznego i prowadzące do zaburzeń psychicznych, a nie dające dobrą energię. Pracownik to też człowiek, a praca w skrajnie stresującym i toksycznym środowisku wpływa na jego samopoczucie i emocje. A jak wpływa?

Pracownik myśli: „Ile jestem wart? A może mój czas prywatny jest mało ważny?” - mówi mi Joanna Buraczek z Centrum Terapeutycznego Sięgam PoMoc, która jako psychoterapeutka pracuje również z osobami w kryzysie pracy. - To może wywołać niskie poczucie własnej wartości, na zasadzie: „Skoro muszę być na każde wezwanie, mieć zawsze pomysł, to kim będę, jak powiem, że nie? Kim będę, jak zachoruję?”. Osoby w wyniku takiego traktowania mogą się mierzyć z zaburzeniami lękowymi, depresją, niskim poczuciem wartości - to są głównie moi Pacjenci. Świat zdecydowanie nie pomaga, by czuć się lepiej. I takie stories jak to Mai Bohosiewicz również nie.

“Jestem niepełnosprawna. Pewnie ta pani omijałaby mnie z obrzydzeniem”

I to właśnie ostatni punkt, ten związany ze zdrowiem, okazał się najbardziej kontrowersyjny: “Osoby które wiedzą, że ich stan zdrowia interesuje tylko dwie osoby na świecie: mame oraz lekarza prowadzącego”. Część osób widziało w nim dyskryminację ze względu na stan zdrowia. Jeśli pracodawcy nie interesuje stan zdrowia pracownika, to czy pracownik nie będzie ponosił konsekwencji, jeśli zachoruje? Czy ma prawo chorować? Czy jego/jej choroba może być widoczna, czy to także będzie już “epatowanie” chorobą?

Jako osoba z niepełnosprawnością poczułam się okropnie, czytając tę “ofertę pracy” - mówi mi kobieta, która woli pozostać anonimowa. - A przecież umysł mam lotny. Słowa celebrytki mnie zabolały. Pewnie ta pani omijałaby mnie z obrzydzeniem. Nie wierzę, by celebryctwo dopuściło cień słabości czy jakiejkolwiek skazy wśród tych, którzy ich otaczają. Ja bym dużo dała z siebie, gdyby ktoś mimo mojej niepełnosprawności dał mi godziwą pracę. Jak na razie bezskutecznie. Na jednej rozmowie kwalifikacyjnej, jak mnie rozmówczyni zobaczyła, to jej mina… wiedziałam, że pracy nie dostanę. Tak wyglądają realia niepełnosprawnych. A takie słowa, jakich użyła pani Maja, to na starcie odbieranie poczucia pewności przy aplikacji na stanowisko.

“Nie lubię przebywać z ludźmi, którzy pasjonują się swoimi chorobami”

Po fali oburzenia celebrytka wyjaśniła: “Do choroby każdy ma prawo - choroba nie wybiera. Natomiast nie lubię przebywać z ludźmi, którzy pasjonują się swoimi chorobami, przebytymi wycięciami migdałków i opowiadają o pobytach w szpitalach”. Pisanie o chorych osobach, że “pasjonują się swoimi chorobami” jest co najmniej niedelikatne. A choroba, której ktoś się nabawił w wyniku pracy w stresującym środowisku i wyniku presji w pracy, bo ciągle musiał być dyspozycyjny i miał “nienormalne godziny pracy”? Może o tej chorobie napomknąć, by coś się zmieniło i mógł zdrowieć, czy stanie się wówczas nieznośny i może czekać na zwolnienie?

W tym samym stories celebrytka zamiast przeprosić za to, że źle sformułowała ten podpunkt, przeprosiła, “jeżeli kogoś uraziła”. To typowe non-apologies: przeprosiny, które nie są przeprosinami. Przeprasza się za swoje błędy, a nie za czyjeś uczucia: bo błędy można poprawić i ich nie powtarzać, a uczucia innych osób to nie jest żaden błąd, który wymaga poprawy. Więc nie, celebrytka wcale nie przeprosiła. Wbrew temu, co twierdzi.

Tagi: Polska