Maryla Rodowicz opowiada o wczasach: "Raj zamienił się w piekło"
Ostatnie lata Maryla Rodowicz spędzała w zaciszu domowego ogrodu. Za pośrednictwem Instagrama stale też chwali się wypadami na kort tenisowy. Artystka nieustannie dba o własne zdrowie i kondycje. Jest to niezwykle ważne przez wzgląd na przejście koronawirusa. Okazało się jednak, że gwiazda estrady nie podróżuje już na świecie. Spokój i harmonię odnajduje w zaciszu rodzinnego ogrodu, którym także chwaliła się w mediach społecznościowych.
Podczas wakacji Maryla Rodowicz została zaatakowana przez meduzę. Resztę urlopy spędziła w łóżku
Artystka w rozmowie z "Faktem" opowiedziała o zmianach, jakie zachodzą u niej wraz z postępem czasu. Obecnie gwiazda przejęła sposób myślenia swojej mamy. - Doszłam do takiego etapu w życiu, że mój wspaniały ogród to dla mnie najlepsze miejsce na wypoczynek. Jak żyła jeszcze moja mama, to na widok mojego tarasu, słuchając o jakichś moich wakacyjnych planach, zawsze mówiła: "Po co wy gdzieś wyjeżdżacie? Przecież tu jest raj" - opowiadała.
Wokalistka wielokrotnie spierała się z mamą. Tłumaczyła, że na całym świecie jest ogrom ciekawych, słonecznych miejsc. Tymczasem seniorka upierała się nad magią ogrodu. Dopiero z czasem Maryla Rodowicz zrozumiała, o co chodziło. - Ja tego nie rozumiałam, ale zmieniła mi się perspektywa. Zresztą ciepłe kraje to nie był do końca mój klimat. Niechętnie wyjeżdżałam za granicę. Gdybym miała gdzieś teraz wyjechać, to najchętniej na Mazury - deklarowała dla "Faktu".
Ostatni raz Maryla Rodowicz wyruszała na wakacje kilka lat temu. Wówczas wybrała się na Malediwy. - Byliśmy na nich jeszcze z mężem. Zatrzymaliśmy się w pięknym domku, który stał na plaży. Miał łazienkę otwartą, która wychodziła na ogródek i była zasłonięta tylko roślinnością. Niestety raj się szybko zamienił w piekło - wspominała. Już pierwszego dnia doszło do poważnego incydentu. Piosenkarka nie miała szans na cieszenie się urlopem.
- Pierwszego dnia nas poparzyły meduzy. Nikt nam nie powiedział, że jest sezon, że są ławice meduz. Ta meduza się nazywa portugalski żeglarz. Ma ciało jak żagiel, a ogon jej sięga do kilkunastu metrów i jest cienki jak włos - opowiada artystka. Skutki poparzenie mogą stwarzać niemałe zagrożenie. Mowa nie tylko o bólu, ale także o nudnościach, wymiotach, skurczach mięśni, wysypce, zaczerwienieniu skóry, dusznościach a nawet o wstrząsie anafilaktycznym.
Co gorsze, podczas konfrontacji z meduzą, nie można wykonywać gwałtownych ruchów. Przyśpiesza to bowiem rozprzestrzenianie się jadu. Poparzoną skórę należy potraktować spirytusem salicylowym lub octem. Niezbędne jest również oderwanie drobnej niteczki, która nawet po oderwaniu od meduzy, będzie parzyć nasze ciało. Pamiętajmy, by pod żadnym pozorem nie używać lodu do łagodzenia bólu. Wzmocni to jedynie uczucie dyskomfortu.
- Myślałam wtedy w wodzie, że wpłynęłam w jakieś włosy. Czułam się opleciona włosami. To były tak mocne poparzenia, że później kolejne dni spędziłam w domku. To było pierwsze i ostatnie kąpanie - wspominała Maryla Rodowicz. - Po co więc tłuc się przez cały świat gdzieś zagranicę, gdzie czyhają różne niebezpieczeństwa, jak fajnie można wypoczywać w Polsce? - dodała dla "Faktu".
Artykuły polecane przez redakcję WTV:
Najnowszy komunikat ws. szczepionek. Dotyczy Polski i liczby dawek
Spotkał się z Kaczyńskim w zaciszu jego gabinetu. Ujawnia, jaki jest naprawdę
Źródło: [Fakt]