Marta Linkiewicz: "To znajomy wrzucił nagranie, na którym mówiłam o grupowym seksie. Bez mojej zgody". Nowy film Krzysztofa Gonciarza
"Spędziłem dzień z Martą Linkiewicz" to film dokumentalny Krzysztofa Gonciarza o Marcie Linkiewicz, "patoinfluencerce" i zawodniczce Fame MMA. O Linkiewicz zrobiło się głośno 5 lat temu, gdy wyciekły jej prywatne snapy, w których opowiadała o seksie grupowym z czarnymi mężczyznami, muzykami z zespołu Rae Sremmurd. "Z tym się je*ałam, z tym się je*ałam i temu ciągnęłam". O sprawie pisały najważniejsze portale i gazety. Linkiewicz miała wtedy 18 lat i nie była osobą publiczną. W filmie Gonciarza influencerka opowiada, co wtedy przeżywała.
Dziewczyna po raz pierwszy w tak szczery sposób mówi o tym, czego wtedy doświadczyła. To jej znajomy zgrał jej snapa z wyznaniem o seksie grupowym i wrzucił go na YouTube'a bez jej zgody. To wywołało szambo w komentarzach. Polacy oburzali się, że nastolatki uprawiają seks, w dodatku z czarnymi mężczyznami, i mówią o tym w mediach społecznościowych. Dawali sobie przyzwolenie na obrażanie Marty, poniżanie jej, hejtowanie i seksistowskie komentarze.
Zupełnie jakby sami jako nastolatki nie uprawiali seksu. Po prostu za ich czasów nie było Snapchata.
"Miałam depresję i nie wychodziłam z domu"
Linkiewicz w filmie opowiada, jak jej życie w jednej sekundzie uległo zmianie. Dyrektorka wyrzuciła ją ze szkoły tuż przed maturą, a następnie na maturze ustnej dała jej 0% z języka polskiego (Linkiewicz maturę ostatecznie i tak zdała).
"Większość ludzi nie zna tej historii. Myślą, że to, co wyciekło do internetu, wrzuciłam z premedytacją po to, żeby zaistnieć. A prawda jest taka, że przez długi czas miałam depresję, nie wychodziłam z domu, z łóżka, wyrzucili mnie ze szkoły w klasie maturalnej. Dla mnie to był bardzo ciężki czas i nawet jak teraz o tym mówię, to naprawdę mam łzy w oczach" - w tym momencie Linkiewicz na filmie zaczyna płakać.
Dziewczyna została ze wszystkim sama, dostawała groźby. Jej siostra w szkole była nękana. W końcu jej mama i siostra zmieniły nazwisko, by uniknąć ataków.
"Wiedziałam, że nie mogę się z tego wszystkiego wycofać. Wiedziałam, że nieważne, czy zmienię nazwisko, czy szkołę - ludzie i tak będą pamiętać. Więc stwierdziłam, że i tak już jest za późno, i tak mam totalnie przeje*ane, więc sprawdzimy, co będzie za parę lat".
MMA jak MONAR
Linkiewicz na oczach setek tysięcy osób mierzyła się uzależnieniem od alkoholu i narkotyków. Wyszła z tego dzięki udziałowi w Fame MMA - gali sportów walki dla influencerów.
"MMA zadziałał jak MONAR" - mówi w filmie.
Linkiewicz mieszka teraz na warszawskiej Pradze. Zdarza się, że ktoś do niej dzwoni domofonem po nocy. W windzie w jej bloku znajduje się napis "Linki ssie".
"Wciąż jestem młoda, mam przed sobą naprawdę wiele możliwości - i nie poradzę, że ktoś ciągle wraca do tego, co było. Ludzi boli to, że teraz sobie radzę" - mówi influencerka ze łzami w oczach. I dodaje: "Zastanawiam się nad terapią, bo skoro wciąż płaczę, to oznacza, że nie zostało to jeszcze uleczone".
Po co to tak samemu? Ile można samemu?
Może źle to zabrzmi, ale chciałabym znaleźć sobie kogoś takiego, do związku, do relacji - mówi w filmie Marta Linkiewicz.
Czemu źle to zabrzmi? - dopytuje Krzysztof Gonciarz.
Może nie od razu związek, ale kogoś, z kim mogłabym dzielić zainteresowanie i pasje. Chciałabym z kimś latać po świecie i chciałabym... dużo bym chciała - odpowiada Linkiewicz.
Samemu się nie chce? - pyta Gonciarz.
Mogłabym wszystko robić sama, i tak większość rzeczy tak robię. Ale po co to tak samemu? Ile można samemu? Fajnie byłoby znaleźć kogoś, kto ma podobne zainteresowania do twoich. Mam osoby, do których mogę się zwrócić, ale nie wydaje mi się, że te osoby rozumieją, co mnie boli. Co z tego, że mogę się komuś wygadać i opowiedzieć, jak to wszystko wygląda, kiedy nie wiem, czy ta osoba mnie rozumie? Nie wiem... Czasem czuję się w tym wszystkim trochę samotna. I trochę mnie to boli.
Takie jest po prostu życie, nie? - mówi Gonciarz. Marcie załamuje się głos, ociera łzy.
Nie chcę płakać znowu, k*rwa. Bo wyjdzie na to, że jestem beksą - a nie jestem. Ale po prostu mam też czasem swoją wrażliwą stronę. W moim życiu naprawdę dużo się dzieje. I nie wiem, czy sama nad wszystkim panuję. Staram się panować, ale za szybko to wszystko idzie do przodu. Nie mówię, że jest mi źle - bo nie jest - ale czuję, że czegoś mi brakuje. Tylko nie wiem, czego. Nie wiem, czy jestem w pełni szczęśliwa. Często łapię się na tym, że myślę, że jestem szczęśliwa, ale mogłabym jeszcze to i tamto. Może to jest po prostu dorosłość?
Paris Hilton: Wyciek sekstaśmy jak gwałt
Film Gonciarza to materiał, który stawia w zupełnie innym świetle zdarzenie sprzed 5 lat. Widzieliśmy w mediach bulwersującą historię nastolatki, która brała udział w seksie grupowym. W tej narracji to ona była winna i zła, zdemoralizowana i patologiczna. Linkiewicz opowiada o przemocy, która ją spotkała - znajomy rozpowszechniając to nagranie, naraził ją na wieloletnie prześladowania, a hejterzy doprowadzili do pogorszenia jej zdrowia psychicznego.
To, co kiedyś zdawało się winą Linkiewicz, okazuje się przemocą, którą jej wyrządzono. A przecież ona nikogo wtedy nie skrzywdziła. Po prostu uprawiała seks i wprost o tym powiedziała.
W tym sensie film Gonciarza przypomina rozliczeniowe filmy o amerykańskich celebrytkach, które niedawno ujrzały światło dzienne: This is Paris oraz Framing Britney Spears. W pierwszym z nich Paris Hilton opowiada o zdarzeniu sprzed lat, gdy wyciekła jej sekstaśma. Wylało się na nią szambo hejtu: że jest łatwa, sprzedaje się, szm*ta. Obśmiewano ją i poniżano. W This is Paris celebrytka po latach opowiada, że gdy sekstaśma się ukazała, a cały świat mógł zobaczyć jeden z najintymniejszych momentów w jej życiu z byłym partnerem - czuła, jakby to był gwałt. Nie wyraziła na to zgody, po prostu pewnego dnia się obudziła, sekstaśma już krążyła, a na nią wylewały się hektolitry hejtu. A przecież nikomu nic złego nie zrobiła. To jej zrobiono krzywdę.
Ale coś się w tym względzie zmienia, także dzięki takim dokumentom. Kilka dni temu wyciekły nagrania z kamerki dla dorosłych polskiej influencerki, która pracowała w ten sposób kilka lat temu. Poza tradycyjnym hejtem pojawiły się wyrazy wsparcia, także od największych YouTuberów, i prośby, by nie atakować dziewczyny. Jeszcze kilka lat temu zdawałoby się to zupełnie nie do pomyślenia.