Jest największym przeciwnikiem Kaczyńskiego. Od 4 lat mieszka w namiocie przed Sejmem, głęboko wierząc w swoje idee
Od czterech lat mieszka w namiocie pod Sejmem - Maciej Bajkowski to jeden z twórców Miasteczka Wolności.
Na miejscu sprzedaje opozycyjne gadżety.
Od lat protestuje w ten sposób przeciwko rządom PiS.
Cztery lata temu Maciej Bajkowski wyszedł, by protestować w obronie wolnych sądów i już nie wrócił.
Maciej Bajkowski mieszka w namiocie pod Sejmem i protestuje
Jest jedną z twarzy opozycyjnego buntu. Od czterech lat mieszka już w Miasteczku Wolność pod Sejmem, protestując w ten sposób przeciw polityce rządu. Strajkuje na pełen etat, a w międzyczasie sprzedaje opozycyjne gadżety, które sam nazywa „misyjnym gadżetami patriotycznymi”.
Wszystko zaczęło się w 2016 roku, kiedy pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów stanęły pierwsze namioty w ramach protestu w sprawie publikacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Z czasem jednak lokatorów ubywa, nawet po tym, jak Miasteczko Wolności przenosi się pod Sejm. Z tamtego czasu pozostał jedynie Bajkowski, który już od czterech lat trwa na posterunku.
Miasteczko przeżyło już wszystko - napad rabunkowy, kontrolę inspekcji sanitarnej, a nawet Samuela Pereirę wraz z ekipą TVP Info. W namiotach na zimę zostały teraz trzy osoby i więcej na razie ich raczej nie będzie ze względu na ograniczenia dotyczące zgromadzeń.
Decyzja Trybunału sprzed czterech lat została opublikowana, ale Bajkowski twierdzi, że „misja wciąż trwa”.
- Najpierw chodziło o obronę praworządności. Teraz chcemy odsunięcia PiS-u od władzy, bo z nimi żadnej praworządności nie będzie. Nie sądzę, żeby zrezygnowali, muszą zostać pogonieni - twierdzi w rozmowie z natemat.pl.
Jak mówi, myślał, że ich protest rozwinie się do poziomu tego, co działo się na Ukrainie, jednak okazało się inaczej. On jednak wciąż się nie poddaje.
Kariera freelancera i niechęć do Kaczyńskich
Choć Bajkowski sprzedaje teraz głównie gadżety i z nich zarabia na życie, to twierdzi, że szczególnie mu to nie przeszkadza.
- Ja normalności nigdy nie opuściłem. Że nie chodzę do pracy jak inni? Już od dwudziestu lat do niej nie chodzę. Byłem freelancerem, teraz jestem wolontariuszem. Może i przez te pięć lat jak tu siedzę, rynek się zmienił, ale szybko się uczę. Tyloma rzeczami się już zajmowałem – sprzedażą, informatyką, rzeźnictwem, naprawą broni palnej. Poradzę sobie i tym razem - opowiadał.
Od dawna miał również wyrobione zdanie na temat braci Kaczyńskich.
- Bliźniaków obserwowałem od dawna, jeszcze od czasów Wałęsy. Widziałem od początku, że to są ludzie, którzy nie nadają się, żeby rządzić. Już wtedy prawacy straszyli mnie prokuraturą, bo napisałem online, że PiS stąpa śladami Hitlera. Minęło 16 lat i okazało się, że podobieństw jest jeszcze więcej niż w tym 2004 - mówił.
- Faszyzm to nie tylko idioci hailujacy na ulicach, czy bijący ludzi o innym kolorze skóry, orientacji, wyznaniu. Faszyzm to władza, która im na to pozwala. Władza, która egzekwuje prawo tylko w stosunku do swoich przeciwników politycznych, a do władzy dopuszcza jedynie słusznych i posłusznych. Faszyzm, to również propaganda – kłamliwa i oszczercza, dążąca do monopolu informacji i nieznosząca dyskusji. Te wszystkie elementy zawiera w sobie działalność Prawa i Sprawiedliwość. Dla mnie oni bardziej niż partię przypominają organizację przestępczą - dodał.
Mówił również o tym, jak stara się przetrwać w miejskiej dżungli i w jaki sposób odnoszą się do niego przechodnie. Część odwiedzała go nawet w Wigilię.
- Nie było jeszcze roku, żebym był sam. Ludzie przychodzą tak po prostu – pogadać, złożyć życzenia. Przy stole zawsze zostawia się wolne miejsce dla "zagubionego wędrowca", ale czy słyszała pani kiedykolwiek, żeby jakiś obcy wszedł ludziom w Wigilię do domu? W Miasteczku to działa na odwrót – nie boją się "wędrowcy" i ja się nie boję - opowiadał.
Jak zaznaczał, wszyscy chętni do protestu są zawsze mile widziani, a jako życzenia na Boże Narodzenie poprosił o „milion protestujących”.
źródło: [natemat.pl]