Ojciec przykleił kartkę z napisem: "Strefa wolna od przemocy ideologii LGBT". Przemoc domowa i homofobia mogą prowadzić do depresji
Co dziewiąty respondent badania Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę doświadczył przemocy ze strony bliskiej osoby dorosłej, zwykle starsze nastolatki żyjące na wsi. Najczęstszym rodzajem przemocy była przemoc psychiczna. 9% nastolatków wyznało, że nie ma nikogo, kto mógłby im udzielić wsparcia w trudnej sytuacji.
Przedstawiamy historię jednej z takich osób: jednej z tysięcy doświadczających przemocy domowej, która przetrwała.
Skrajnie konserwatywny i wierzący ojciec nigdy nie był przychylny mojej odmienności
Okres izolacji pogłębia przemoc w wielu polskich domach. W tym w moim.
Pewnie niektórym na początku to wszystko może się jawić jako niewinne. Zaczęły się u mnie kształtować kompletnie inne poglądy polityczne niż u ojca. A ojciec – osoba gorliwie wierząca, zamknięta w sobie i o skrajnie konserwatywnych poglądach – nigdy nie był przychylny mojej odmienności.
Na początku liceum przestałam chodzić do kościoła. Ojciec od razu mnie zaatakował. Twierdził, że nie posiadam żadnego kodeksu moralnego. Próbowałam się tym nie przejmować. Jednocześnie, zaczęłam powoli uświadamiać sobie, że jestem osobą biseksualną. Starałam oswoić się z tym faktem, chociaż nie było to proste. Nie ujawniłam się z moją orientacją, ale zaczęłam bronić osób nieheteronormatywnych w dyskusjach w domu.
– Homoseksualność jest chorobą – słyszałam od ojca. Przytaczałam dowody, że to nieprawda, powoływałam się na zdanie naukowców. To nie miało dla niego znaczenia. Mówiłam, że mam nieheteronormatywnych znajomych, którzy są wspaniali i ich uwielbiam. Dla niego to był tylko dowód na to, że to oni nawkładali mi bzdur do głowy. I podawał przykłady pedofilii w rodzinach z homoseksualnymi rodzicami. Przykłady, które widzimy na tych wielkich, potwornych ciężarówkach antyaborcyjnych. Więc próbowałam inaczej:
– A jeśli ja jestem biseksualna?
– Coś sobie ubzdurałaś, znajomi tobą manipulują.
– Naprawdę się nad tym zastanawiam.
– Czy ty to mówisz specjalnie, żeby mnie sprowokować?
Po czym puszczał zmanipulowane nagrania radykalnej prawicy i arcybiskupów mówiących o „tęczowej zarazie”. Miałam wrażenie, że ma na tym punkcie jakąś niezdrową obsesję. Jakby ta znienawidzona przez niego ideologia przeszkadzała mu bardziej niż cierpienie własnej córki.
W drugiej liceum oficjalnie zrobiłam coming out przed tatą. Mama odpowiedziała, że będę akceptowana bez względu na to, kogo będę kochać. Ojciec po prostu milczał.
W drugiej liceum zdiagnozowano też u mnie depresję.
„Idź się popłacz do pokoju”
W międzyczasie nastąpił trudniejszy okres dla naszej rodziny. Stres w pracy, choroba dziadka i małżeńskie kłótnie – to wszystko dołowało ojca. A także to, że byłam dla niego rozczarowaniem. Zaczął więcej pić. Pił czasami od rana, nie krył się z tym. Rozrzucał po całym domu puszki i szkła. Po alkoholu był znacznie bardziej poddenerwowany. Pił za każdym razem, gdy następowała kłótnia między nim a mną albo mamą, jakby chciał nas za to ukarać. Jakbyśmy to my były winne. Odcinał się wtedy od nas i robił nam dni albo tygodnie ciszy, kiedy nie odzywał się do nikogo poza moim młodszym bratem i 5-letnią siostrą. A przy tym robił wszystko, aby sprowokować mnie albo mamę.
Starałam się z nim porozmawiać, aby mu pomóc. Byłam przyzwyczajona do kłótni w małżeństwie moich rodziców – i rozwiązywania ich. Zdarzało mi się zostać ich pośredniczką, powierniczką, a także mediować ich kłótnie. Tak było, od kiedy tylko pamiętam. Dlatego i teraz próbowałam wchodzić w dialog.
Tata coraz częściej krzyczał, że nic nie robię. Zawsze byłam pilną uczennicą, zajmowałam się domem, rozwiązywałam kłótnie rodziców oraz pomagałam przy wychowaniu 5-letniej siostry od jej najmłodszych lat. Pamiętałam też dobrze, że ojciec w identyczny sposób obrażał mamę, która nie pracuje od 15 lat, bo całodobowo opiekuje się dziećmi oraz domem. Proponowałam im różne terapie, szukałam grup wsparcia dla taty. Nie dawałam już rady.
Czułam, że nie mogę sobie pozwolić na gorsze samopoczucie, nie mogę odpocząć. Słyszałam ciągle, że mój wygląd, moi przyjaciele czy chłopak są zawsze źli. Wiedziałam, że nigdy nie spełnię wymogów ojca – nieważne, jakbym się starała. A starałam się bardzo. Czułam, że jestem wiecznie niewystarczająca. Że jestem problemem. Przez komentarze ojca zaczęłam mieć problemy z określeniem własnej tożsamości. Czułam, jakbym była wszystkim po trochu, wszystkim, czego inni ode mnie wymagali – jak gąbka. Wszystkim – tylko nie tym, czego ja bym chciała. Byłam bardzo zagubiona, a chciałam w końcu poczuć, że komuś wystarczam. Nie zwracałam uwagi na to, czego ja sama potrzebuję i myślę.
Pamiętam dzień, kiedy miałam pierwszą od dawna rozmowę z tatą, po kilkutygodniowym okresie ciszy. Powiedział: „Widzisz! Ja też mam depresję! Ha! Widzisz?!”. Po czym zaczął walić głową w stół i w ścianę. To była jego reakcja, gdy spróbowałam opowiedzieć mu o moim stanie. I o tym, że jego zachowania są dla mnie bardzo bolesne. Usłyszałam też po raz kolejny: „Idź się popłacz do pokoju”. To przelało czarę goryczy.
To była moja pierwsza próba samobójcza.
„Nic nie robisz, jesteś bezużyteczna"
Trafiłam do szpitala psychiatrycznego dla dzieci. Po wyjściu z niego miałam wielką nadzieję, że teraz wszystko się zmieni. Rodzice obiecywali, że mi pomogą, jak tylko będą w stanie. Tata mocno to przeżył. Napisał list, w którym wyznał, że mnie kocha. Przez pewien czas było spokojniej. Uwierzyłam, że powrót do normalności jest możliwy.
Byłam naiwna.
Gdy tylko wyrażałam poglądy inne niż tata, wszystko wracało do normy. Musiałam wstawiać się raz za mamą, raz za sobą samą. Robiłyśmy to dla siebie na zmianę.
Niedługo potem, w trzeciej klasie liceum, znowu trafiłam do szpitala psychiatrycznego. Po drugiej próbie samobójczej.
Po liceum próbowałam podjąć studia, ale nie udało mi się, bo musiałam pracować. Znalazłam pracę w gastronomii. Chciałam za wszelką cenę uniezależnić się od rodziny. Mimo iż pracowałam i wspierałam rodzinę finansowo, ponownie słyszałam od taty, że nic nie robimy – mama i ja.
Gdy starałam się od tego wszystkiego oderwać i poświęcałam się swoim zainteresowaniom albo raz na jakiś czas spotkaniom ze znajomymi czy chłopakiem, słyszałam jedynie, że skupiam się na pierdołach. Później, gdy zaczęłam jako pełnoletnia osoba nocować u chłopaka, ojciec komentował, że jestem „seksoholiczką” czy „panią na telefon”. Moja mama również zaczęła mnie pytać, dlaczego jestem taka „niewyżyta”. Wiedziałam, że robi to ze strachu przed tatą. Czułam, że nigdy mnie nie ochroni, że nie mam w nikim oparcia. Tata wydzwaniał za każdym razem, gdy nocowałam u chłopaka: „Jak tam twoja lepsza rodzina?", „Jak tam nocny kochanek?", „On cię wykorzystuje”, „Zajdziesz w ciążę/zachorujesz i cię zostawi”, „Nie dbasz o swoją rodzinę”. Zaczęły się u mnie pojawiać ataki paniki. Chorobliwie obawiałam się, że opuści mnie partner czy przyjaciele, a reszta rodziny, w tym moja mama, nie wstawią się za mną. Do dziś chce mi się płakać, gdy o tym pomyślę.
W tym czasie tydzień, w którym nie miałam ataków paniki, był prawdziwą rzadkością. Spotykałam się ze znajomymi, będąc w stałymi napięciu. W pracy, która była wyczerpująca ze względu na liczbę klientów, ledwo co trzymałam się w ryzach, aby nie dostać ataku paniki. Wszystko to było przeplatane raz na jakiś czas normalnymi rozmowami z tatą. Starałam się być jak najbardziej przykładną córką – ale i to przestało działać. Czułam, że nie mogę odpocząć. Panicznie bałam się oceny innych.
„Beze mnie nie przeżyjecie"
I nadeszła pandemia – a ja straciłam pracę. W moim lokalu mocno ograniczono liczbę pracowników na danej powierzchni. Było też znacznie mniej klientów. Zaczęły się cięcia budżetowe. Szefowie nie mieli mi do zaoferowania żadnych godzin pracy, a w końcu mnie zwolnili. Nie studiowałam i nie pracowałam, więc tata dokopywał mi i mamie, że nic nie robimy, chociaż zajmowałyśmy się domem i siostrą. Gdy mówiłyśmy mu, że jego zachowania nam się nie podobają, obracał to przeciwko nam: mówił, że ciężko pracuje i że bez niego nie damy sobie same rady. Miał rację. Ojciec wykorzystywał swoją pozycję finansową, by nas poniżać.
Wraz z pandemią zaczęły narastać napięcia polityczne, internetowy i uliczny strajk kobiet. To pogorszyło mój stan. Bałam się, że znowu nie będę miała szansy decydować o sobie, o swoim ciele. Zaczęłam tworzyć plakaty. Starałam się je chować przed rodziną. Mama jednak to zauważyła i za każdym razem prosiła, abym chowała takie rzeczy, bo wiedziała, że gdy ojciec je zauważy, odbije się to na nas wszystkich.
Okres nagonki na LGBT+, homofobiczne i antyaborcyjne furgonetki na ulicach miast bardzo przeżywałam. Zaczęłam więc rozwieszać na własną rękę numery pomocowe i plakaty. Zawiesiłam też tęczową flagę w pokoju. Jak na ironię – w mojej szafie, aby poczuć, że mam swoją przestrzeń i że mój pokój rzeczywiście jest mój.
Tata zauważył flagę. Zaczął mówić, że indoktrynuję rodzeństwo. Chciał ją zdjąć, ale się sprzeciwiłam, więc on przykleił w szafie kartkę z napisem: „Strefa wolna od przemocy ideologii LGBT”. Zrobił to po rozmowie, w której wyznałam mu, że niepokoją mnie powstające strefy wolne od LGBT. Zaprzeczał, że istnieją, a rosnącą przemoc wobec społeczności LGBT uznał za wymysł. Stwierdził, że w krajach muzułmańskich wiedzą, jak obchodzić się z osobami homoseksualnymi – i że w Polsce też by się to przydało.
Miałam ataki paniki. Dzień po dniu czułam, jak się osuwam. Nie czułam się bezpiecznie we własnym domu, ale wciąż starałam się chronić, nie wchodzić w dyskusje. Nie byłam w stanie wsiąść do autobusu, bo się bałam.