Krwawe protesty w Kolumbii. Polskie media milczą
Po zapowiedzianej przez prezydenta Ivana Duque podwyżce podatków, na ulice Kolumbii wyszły dziesiątki tysięcy osób, które starły się ze służbami w krwawych protestach. Zamieszki trwały niemal tydzień i zabrały życie wielu osób po obu stronach konfliktu. W polskich mediach trudno jednak doszukać się informacji na ten temat, choć podobieństwa z naszym krajem są widoczne gołym okiem. Manifestacje i protesty tłumione przy użyciu policyjnej przemocy wybuchają przecież w Polsce regularnie. Skąd więc bierze się zaskakujące milczenie naszych mediów w sprawie kolumbijskich zamieszek? Postanowiliśmy to sprawdzić i zapytaliśmy eksperta.
Kolumbia pogrążona jest w gospodarczym kryzysie wywołanym pandemią COVID-19. Od dłuższego czasu rząd tego kraju stara się znaleźć rozwiązanie, które pomoże krajowi wyjść z tragicznej zapaści i przywrócić stabilność finansową. Pomysłem rządu była podwyżka podatku VAT, jak i rozszerzenie listy produktów objętych VAT-em. Miała ona na celu lekkie podreperowanie budżetu, jednak proponowane rozwiązanie nie spotkało się z aprobatą obywateli Kolumbii, którzy postanowili wyrazić sprzeciw wychodząc na ulice.
https://twitter.com/CEALRAMA/status/1388265153020497927
Napięcie narastało wraz z przebiegiem protestów
W środę w ubiegłym tygodniu związki zawodowe wezwały obywateli do uczestnictwa w protestach. Jak wskazują kolumbijskie media, dziesiątki tysięcy ludzi wyszło na ulice miast, aby okazać niezadowolenie z planów rządu. Pokojowo przebiegające protesty szybko zaczęły być tłumione przez policję i siły prewencyjne. Prezydent Ivan Duque zaproponował wówczas władzom największych kolumbijskich miast pomoc wojska w zabezpieczaniu protestów. Jak podaje Reuters, burmistrz Bogoty Claudia Lopez odmówiła.
W piątek, po dwóch dniach protestów Duque zaproponował ponowne przeanalizowanie projektu ustawy. Proponował wycofanie zapisów o podwyżce VAT dla niektórych artykułów spożywczych, jednak nie planował wycofania całego planu podwyżek. Zgodnie z jego słowami taka reforma jest niezbędna do uleczenia kolumbijskich finansów. Warto zaznaczyć, że w przeciwieństwie do polskiego rządu, władze Kolumbii bardzo szybko odniosły się do żądań obywateli i ugięły pod presją rozwścieczonego społeczeństwa. Pomimo tego protesty przeciwko nierównościom społecznym rozpoczęły się ponownie po poniedziałkowej przerwie.
https://twitter.com/CEALRAMA/status/1388303794350477316
Ubóstwo głównym powodem protestów
Kolumbijskie związki zawodowe w ubiegłym tygodniu zaznaczały, że podatek uderzy głównie w osoby, które i tak zostały poważnie doświadczone przez kryzys. Zgodnie z danymi prezentowanymi przez Colombia Reports, od 2019 r. wzrasta wskaźnik ubóstwa, nierówności w zarobkach i przede wszystkim niedożywienia. Zgodnie z danymi serwisu niedożywienie i pogarszający się dostęp do produktów wpływa na odporność, która jest szczególnie ważna w walce z pandemią COVID-19. Rozwarstwienie społeczeństwa jest w Kolumbii coraz bardziej widoczne, a dobra takie jak środki sanitarne, dostęp do służby zdrowia, czy poprawnej edukacji stają się towarami luksusowymi. Według Colombia Reports trzech najbogatszych Kolumbijczyków jest we władaniu aż 10% PKB całego kraju.
https://twitter.com/NoticiasCaracol/status/1387470691390328836
Bilans ofiar
Protesty przerodziły się w krwawe zamieszki już w piątek. Zgodnie z raportem policji z Cali, trzeciego największego miasta kraju, trzy osoby poniosły śmierć. W mieście Neiva życie straciła jedna osoba, z kolei w Soachy śmierć poniósł policjant. Kontrowersje wzbudza ciągły brak oficjalnego raportu na temat ofiar, a organizacje pozarządowe wskazują na co najmniej dwadzieścia ofiar śmiertelnych w całym kraju. Lokalne media informują również o wielu rannych. W Kolumbii obowiązuje całkowity zakaz zgromadzeń z powodu pandemii COVID-19.
Brutalność protestów problemem również w Polsce
Warto przypomnieć, że ostatni rok w naszym kraju był wyjątkowo burzliwy i również naznaczony protestami. Setki tysięcy osób w całej Polsce wychodziło na ulicę w ramach sprzeciwu wobec wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej w sprawie całkowitego zakazu aborcji w przypadku wad letalnych płodu. Wyrok ten zmusza kobiety do porodu śmiertelnie chorych dzieci, a podobne zasady funkcjonują zaledwie w kilku krajach świata. Polskie protesty w przeciwieństwie do kolumbijskich nie przyniosły jednak skutku, a wyrok TK nie został uchylony. Oprócz tego wielu uczestników stało się ofiarami represji ze strony policji. Używano gazu łzawiącego, pałek teleskopowych, a jednej z uczestniczek odpowiedzialnej za obsługę kanału informacyjnego w aplikacji Telegram złamano rękę w trakcie interwencji. Doniesienia o nadużyciu siły ze strony policji pojawiają się do dzisiaj i stawiają pod znakiem zapytania demokratyczne standardy w naszym kraju.
Zaskakująca cisza w polskich mediach. Jest komentarz eksperta.
Sprawa protestów w Kolumbii obeszła się bez większej reakcji w Polsce. Zaledwie garstka portali poinformowała czytelników o przebiegu zdarzeń w tym południowoamerykańskim kraju. Przyczyną takiego obrotu sprawy mogą być zawirowania na rodzimej scenie politycznej, jednak znawca mediów i specjalista w dziedzinie polityki Mirosław Oczkoś ma inne zdanie:
- Przez trzydzieści lat nie powstało prawdziwe medium informujące polaków o sprawach zagranicznych. Ponadto Polacy nie są zainteresowani tym co dzieje się daleko od nas - komentuje Oczkoś.
- To bardzo szeroka sprawa, bo to politycy powinni kierować zainteresowanie obywateli za granicą, tymczasem u nas polityka od lat kierowana jest do środka. Każdy minister nie interesuje sią za granicą, buduje się przeświadczenie, że to co u nas jest najważniejsze. A potem spotykamy się z podejściem typu "co nas obchodzą protesty w Kolumbii, mam swoje zmartwienia" - dodaje.
“Trupokilometry” również mają tu znaczenie. Stwierdzenie to dotyczy naszej psychiki, a konkretnie tego, jak daleko od nas doszło do tragedii. Jeśli dystans jest wystarczająco duży, z reguły sprawa przechodzi bez echa. Mirosław Oczkoś zauważa jeszcze jedną rzecz:
- W polskich mediach przedstawia się tylko zaognione sytuacje. Protesty na Białorusi były na świeczniku przez tydzień, teraz w ogóle się o nich nie mówi, mimo, że nadal trwają. Najważniejszą rzeczą, jaka interesuje Polaków jest bezpieczeństwo kierunków wakacyjnych i to gdzie można ewentualnie zarobić. Mamy nasze polskie podejście sięgające w głąb polskiej historii. To smutne, nie jesteśmy zainteresowani światem, tylko turystyką, i to głównie all inclusive, gdzie bezpiecznie wypocząć nie martwiąc się o nic. Nie mamy nawyków, aby dowiadywać się co dzieje się na świecie - komentuje Oczkoś.